W domu nie było czwartego do brydża
- Jak to się zaczęło? Jak można nauczyć się gry w brydża i dojść do takiego poziomu?
– Moja przygoda z brydżem zaczęła się w rodzinnym domu. Był tata, mama i brat. Do brydża brakowało czwartej osoby. Mając 10 lat, zostałem przymuszony do tej gry. Moim pierwszym nauczycielem był tata. Następnym nauczycielem była książka. Kiedy poszedłem do szkoły średniej, aby nie odstawać od pozostałych graczy, zapisałem się do kółka brydżowego. Zakupiłem w księgarni kilka książek i z nich się uczyłem.
- Czyli że można nauczyć się gry w brydża z książek?
– Podstaw się nie nauczysz, ale później systemów licytacyjnych, sztuki obrony, badania kont już tak. W szkole, w internacie zawiązało się takie małe kółeczko kolegów. Będąc w pierwszej klasie, graliśmy sobie kiedyś w sobotę w brydża. Do pokoju wszedł nauczyciel, który prowadził w szkole szkółkę brydżową. Powiedział, że jeśli gramy w brydża, to może zagramy w mistrzostwach okręgu juniorów, które miały odbyć się następnego dnia. Poszliśmy z kolegą i wygraliśmy te zawody. Były to eliminacje do mistrzostw Polski. Potem zaczęły się już kadry juniorów. Kiedy miałem 17 lat, to grałem w kadrze na mistrzostwach Polski juniorów, co prawda bez sukcesów. Moim najlepszym wynikiem w juniorach było 9 miejsce. W szkole zawiązał się klub brydżowy, w którym grało dwóch nauczycieli i dwóch uczniów. Byliśmy zrzeszeni w Polskim Związku Brydżowym i graliśmy w lidze, w A-klasie.
- Po ukończeniu szkoły była pewnie już gra w dorosłego brydża?
– W brydża gram bez przerwy od 40 lat. Po szkole były już kadry seniorów. Wyselekcjonowano 12 par, z których miała być wyłoniona reprezentacja Polski. Na to zgrupowanie niestety nie pojechałem z powodów osobistych. Później była liga i to w różnych klubach: Stoczniowiec Gdańsk, BKS Bydgoszcz, Medyk Chojnice.
- W jaki sposób znalazł się Pan w drużynie Bemixu?
– Pięć lat temu zamieszkałem w Trzcianach. Chciałem otworzyć sekcję brydżową przy klubie sportowym Krajna, kiedy prezesem był Dariusz Krakowiak. Klub miał niestety inne priorytety. Na pierwszym miejscu była piłka nożna. Przez przypadek trafiłem do Bemixu. Oni wtedy grali w A-klasie. Po roku mojej obecności w drużynie awansowaliśmy do III ligi. W tej lidze graliśmy 3 lata i to z dobrym skutkiem, ponieważ nigdy z niej nie spadliśmy. Potem pan Mieszczak, nasz obecny sponsor, wykupił miejsce w II lidze. Przystąpiliśmy do tych rozgrywek. Miałem sobie poszukać partnera. Zadzwoniłem do kolegi, z którym grałem 15 lat temu w II lidze, w Chojnicach. Na moje pytanie, czy interesuje go gra w II lidze odpowiedział pytaniem: ,,Z kim miałbym grać w parze”. Powiedziałem, że niestety ze mną. Po chwili namysłu zgodził się. Sam jestem zaskoczony, ponieważ wyniki przyszły bardzo szybko. Nie jesteśmy parą z przypadku, graliśmy ze sobą 5 lat, ale mimo wszystko.
- Jaka jest różnica między brydżem granym towarzysko a brydżem w wydaniu ligowym?
– W samej grze i licytacji nie ma żadnych różnic. Jest kwestia liczenia wyników. W brydżu towarzyskim siadamy w czwórkę, rozdajemy karty i kto wygra szlemika czy końcówkę, to zapisuje sobie punkty. W brydżu sportowym jest tak, że jeżeli gra 80 par i na każdym stole są te same karty, to wygrywa ten, kto na tych kartach zrobi najlepszy wynik. To jest tak zwany brydż porównawczy.
- Rywalizacja ligowa odbywa się na zasadzie zjazdów. Jak to jest w praktyce?
– W naszej grupie jest 16 drużyn. Rozgrywa się 15 meczów, każdy z każdym w systemie zjazdowym. Zjazdy odbywają się w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Wałczu. Potem jest tzw. faza pracy off, czyli podział na grupę awansową i spadkową.
- Bemix znalazł się w grupie drużyn walczących o awans do I ligi.
– Tak, po rundzie zasadniczej byliśmy na drugim miejscu z dużymi szansami na czwórkę, która walczy bezpośrednio o awans. Ostatecznie zajęliśmy 5 miejsce. Byliśmy osłabieni brakiem jednej pary. Uważam, że po naszej parze była to druga para w tej drużynie. Gdyby jej nie zabrakło, to pewnie gralibyśmy dalej o awans. Gdyby przez sezonem ktoś powiedział, że będziemy walczyć o awans, to każdy z nas by się zdziwił.
- Pierwsza liga to niej jest najwyższa klasa rozgrywkowa?
– Jest jeszcze ekstraklasa, ale tam grają już zawodowcy. W I lidze grają półzawodowcy za pieniądze.
- To znaczy, że z brydża da się wyżyć?
– Oczywiście. Niektórzy żyją sobie bardzo dobrze. Są zawodnicy, którzy kilka miesięcy w roku spędzają w Stanach Zjednoczonych i tam grają za dolary.
- Według rankingu Butlera jest Pan najlepszym graczem I i II ligi razem wziętych. To duża nobilitacja.
– Butler to indywidualna klasyfikacja prowadzona dla zawodników grających w lidze. Po prostu ja wygrałem. Porównanie z I ligą jest możliwe, ponieważ ta liga gra na tych samych rozdaniach, co my w II lidze. Trzeba jednak wziąć pod uwagę małą poprawkę. Pierwszoligowcy mają trochę silniejszą pozycję. Z papierów wynika, że jestem najlepszy.
- Czy myślicie o kolejnym sezonie, czy interesuje was nadal awans?
– Mamy postanowienie, że w kolejnym sezonie nie zmieniamy składu. Może ,,dokoptujemy” jeszcze dwóch zawodników, aby nie było takiej sytuacji jaka teraz miała miejsce. Jedna para się rozchorowała i zabrakło jej w walce o awans. Myślę, że z tamtą parą mielibyśmy bardzo duże szanse. Druga liga to najwyższa klasa rozgrywkowa dla amatorów. Potem wchodzi już zawodowstwo.
- Nie ma wątpliwości, że Bohdan Pliszka jest najlepszym brydżystą w powiecie i jednym z najlepszych w kraju.
– W powiecie na pewno.
- W brydżu sportowym, tak jak w szachach, zawodnicy są klasyfikowani według rankingów i tytułów klasyfikacyjnych. Jaki tytuł Pan posiada?
– Za każdy turniej, za ligę dostaje się punkty rankingowe. One decydują o tytułach. Ja akurat posiadam tytuł mistrza międzynarodowego, ale to nie jest najwyższy tytuł. Później jest jeszcze arcymistrz, World Grandmaster. Na to mam jeszcze szansę.
- Czy to znaczy, że ma Pan jakieś plany indywidualne?
– Jak wszystko się dobrze ułoży, to mam zamiar wystartować ponownie w indywidualnych rozgrywkach kadrowych. To są specjalne turnieje, w których wyłania się reprezentację kraju. Z takich rozgrywek wybiera się dwie pary, a trzecią powołuje związek brydża sportowego. Już w takiej kadrze grałem w 1991 roku, gy były eliminacje do mistrzostw Europy.
- Co by nie mówić, to brydż nie jest popularną grą. Jak do niej przekonać nieprzekonanych?
– Moja nauczycielka matematyki w szkole średniej przyłapała mnie w internacie, że nie liczę zadań, tylko gram w brydża. Powiedziałem, że dobrze jest grać, ponieważ to też rozwija umysł, ćwiczy pamięć, a to w matematyce jest bardzo potrzebne. Uważam, że matematyka jest potrzebna w tej grze. Niestety, w małych ośrodkach brydża traktuje się po macoszemu. W technikum elektronicznym, do którego chodziłem, w świetlicy grało się w brydża, nawet z nauczycielami. Są w tej chwili w Polsce, na pewno w Warszawie i Poznaniu, szkoły sportowe z klasami brydżowymi.
- Gracie też w internecie?
– Ja akurat nie. Nie mam na to czasu, ale są takie strony, gdzie wieczorem gra 30 tysięcy osób.
- Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów w nowym sezonie.