Lutowo

Wojewódzki lekarz darował życie Tadzikowi i Danuśce

Robert Lida, 08 lipiec 2021, 10:34
Średnia: 0.0 (0 głosów)
W styczniu 2016 roku Bogdan i Leszek Szydeł z Sępólna brali udział jako naganka w polowaniu na terenie obwodu łowieckiego OHZ Lutówko w okolicach Sypniewa. Bogdan widział, jak zabito lochę, która prowadziła 5 prosiaków. Bracia zlitowali się nad kilkudniowymi prosiakami i zabrali je do Lutowa, gdzie mieszkają ich rodzice. Gdyby wiedzieli, co ich czeka, to na pewno drugi raz by tego nie zrobili.
Wojewódzki lekarz darował życie  Tadzikowi i Danuśce

Para dzików uratowanych przez Leszka Szydła i jego brata Bogdana z Lutówka o wdzięcznych imionach Tadzik i Danuśka, trafiła do Myślęcinka

– Brat wrócił na to miejsce, ale prosiaków tam nie było. Włożył rękę do gniazda i ono było jeszcze ciepłe. Udało się je odnaleźć i przewieźć do Lutowa. Gdyby pozostały w lesie bez matki, na pewno by nie przeżyły. Przygotowaliśmy im specjalną zagrodę, karmiliśmy mlekiem z butelki. Traktowaliśmy je dosłownie jak dzieci, a one zachowywały się jak dzieci. Mieliśmy świadomość, że jeśli zwrócimy je naturze, to w lesie nie przeżyją – mówi Leszek Szydeł.
Nie ulega wątpliwości, że bracia Szydeł z prawnego punktu wiedzenia postąpili niewłaściwie. Nie wolno bowiem z lasu zabierać żywych zwierząt do domu. Są one własnością Skarbu Państwa i powinny zostać w lesie. Bracia mimo tego, że uczestniczą w polowaniach, kierowali się jednak ludzkim odruchem i podjęli taką, a nie inną decyzję.
Bracia zaczęli rozglądać się za ośrodkiem rehabilitacji zwierząt, który przyjąłby małe dziki. Po kilku miesiącach trzy z nich trafiły do słynnego centrum rehabilitacji „Zabajka” pod Złotowem. Pozostałe dwa dziki przebywały nadal w Lutowie. Opiekunowie nadali im nawet imiona: Tadzik i Danuśka. Para dzików stała się częścią rodziny. W tej chwili są to już dorosłe zwierzęta. 
Problemy zaczęły się rok temu. O fakcie przetrzymywania 2 dzików na terenie posesji w Lutowie ktoś „życzliwy” poinformował Państwową Straż Łowiecką. Pan Bogdan został ukarany mandatem za przetrzymywanie zwierząt bez odpowiedniego zezwolenia. Zgodnie z prawem takie zezwolenie może wydać starosta powiatowy lub minister środowiska. 
Przez ten czas p. Bogdan Szydeł nie podjął żadnych kroków mających na celu zalegalizowanie chowu dzików, pomimo wystąpienia na terenie kraju choroby zakaźnej ASF zwalczanej z urzędu, której to wektorem przenoszenia są dziki. Pan Szydeł przez 4 lata utrzymywał nielegalnie dziki na posesji i dopiero po wydaniu przez Powiatowego Lekarza Weterynarii w Sępólnie decyzji z dnia 3.07. 2020 roku nakazującej złożenie wniosku do Ministra Środowiska lub starosty sępoleńskiego o uzyskanie zgody na prowadzenie chowu dzika. p. Szydeł złożył wniosek do starosty” – czytamy w piśmie powiatowego lekarza weterynarii w Sępólnie, kierowanym do starosty Jarosława Tadycha. Pismo powstało w związku z pytaniem radnej Katarzyny Kolasy, zadanym podczas jednego z posiedzeń zarządu powiatu.
Ani minister, ani starosta zgody nie wydali, tłumacząc, że wniosek należało złożyć w chwili znalezienia zwierząt, a teraz jest na to za późno, ponieważ zgodę na przetrzymywanie zwierzyny leśnej wydaje się tylko na czas określony, na przykład na czas jej rehabilitacji. Sprawa trafiła również do Prokuratury Rejonowej w Tucholi. Śledczy rozpatrywali ją pod kątem podejrzenia przestępstwa z artykułu 165 paragraf 1 Kodeksu karnego, który mówi, że kto sprowadza zagrożenie epidemiologiczne lub szerzenie się choroby zakaźnej albo zarazy zwierzęcej, podlega karze. Postępowianie w tej sprawie zostało umorzone. 
Wiosną tego roku powiatowy lekarz weterynarii wydał wyrok śmierci na Tadzika i Danuśkę, podpisując decyzję o humanitarnym uśpieniu dzików. Egzekucję wyznaczono na dzień 26 kwietnia. Zanim to nastąpiło, bracia Szydłowie o sprawie powiadomili media o ogólnopolskim zasięgu. W wyznaczonym dniu do Lutowa przyjechały służby weterynaryjne i wynajęty myśliwy wyposażony w broń Palmera służącą do usypiania zwierząt. Była też asysta policji. Po drugiej stronie barykady stanęła cała rodzina Szydłów. Ostatecznie odstąpiono od wykonania wyroku. Decydujące znaczenie dla nieoczekiwanego zwrotu akcji miała mieć obecność dziennikarza tabloidu „Fakt”. O dzikach z Lutowa zrobiło się głośno. 
– Odezwała się fundacja z Krakowa, która zaoferowała pomoc. Dziki chce przyjąć minizoo w Myślęcinku. Już wiemy, że będą problemy z uzyskaniem zgody na ich przwiezienie, ale fundacja ma do dyspozycji prawnika i chce nawet przysłać transport aż z Krakowa – mówi Leszek Szydeł.
„W związku z tym, że zwierzęta były i są utrzymywane jak w warunkach fermowych w miejscowości Lutowo, gdzie w odległości 100 m znajduje się duża hodowla świń utrzymująca zwierzęta na wolnym wybiegu, a sama posesja jest nieogrodzona i istnieje swobodny dostęp do miejsca chowu zarówno dla osób nieupoważnionych z zewnątrz, jak i zwierząt domowych czy wolnożyjących, w tym dzików, wydano ww. decyzję. Działania PLW podjęte w tej sprawie są działaniami w jego opinii koniecznymi, a także uwzględniającymi fakt zagrożenia epizootycznego w hodowli trzody chlewnej, o której mowa powyżej, jak i stad świń na terenie całego powiatu. Zachowanie p. Szydeł było nieodpowiedzialne, egoistyczne, pomijające fakt narażenia zarówno pobliskiej hodowli jak i pozostałych stad świń na terenie powiatu na ogromne straty ekonomiczne” – czytamy w cytowanym wcześniej piśmie PLW do starosty sępoleńskiego. 
Wydaje się, że dwa milczące w tej sprawie dziki zostaną jednak ocalone. Decyzją z 4 czerwca kujawsko-pomorski wojewódzki lekarz weterynarii uchylił decyzję powiatowego lekarza weterynarii nakazującą likwidację dzików z Lutowa i umorzył postępowanie pierwszej instancji w tej sprawie. 
W uzasadnieniu decyzji KPWLW pisze między innymi o luce prawnej w przepisach dotyczących zwalczania afrykańskiego pomoru świń. Jego zdaniem przepisy te odnoszą się wyłącznie do sytuacji, w której dziki są utrzymywane w warunkach fermowych, a w tym przypadku nie może być mowy o fermie. Zauważa jednocześnie, że bracia Szydłowie w związku z tą sprawą dopuścili się szeregu uchybień, na przykład nie uzyskali zgody na przetrzymywanie zwierząt. Na szczęście nie ma to znaczenia dla ostatecznego rozstrzygnięcia. 
Dziki z Lutowa mają w końcu trafić do Myślęcinka i, mówiąc szczerze, bracia pozbędą się kłopotu. Z drugiej strony, trudno im się będzie z nimi rozstać. – Wiemy, że popełniliśmy szereg błędów, ale mleko się rozlało. To są żywe stworzenia i nie mogliśmy się zgodzić na ich uśpenie – mówi pan Leszek.
Sprawa najpierw osieroconych, a później przygarniętych przez ludzi dzików trafiła nawet do kancelarii premiera Morawieckiego. Kto wie, może ten fakt miał jakieś znaczenie dla decyzji lekarza wojewódzkiego? 
Szydłowie mieli na karku straż łowiecką, prokuraturę, weterynarię, a co z myśliwym, który zastrzelił lochę prowadzącą młode? Przecież to jest zabronione prawem łowieckim. 
Dwa niepozorne dziki, a tyle zamieszania. Tyle osób i tyle instytucji zaangażowanych w tę sprawę. Koniec końców ogłoszono amnestię dla dzików z Lutowa.