XXIII Finał WOŚP

Robert Środecki, 18 styczeń 2015, 00:23
Średnia: 0.0 (0 głosów)
W niedzielę odbył się XXIII Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W tym roku pieniądze zbierano na podtrzymanie wysokich standardów leczenia dzieci na oddziałach pediatrycznych i onkologicznych oraz godną opiekę medyczną seniorów. W powiecie sępoleńskim zebrano ponad 30 tys. zł.
XXIII Finał WOŚP

Sępoleńskiej publiczności zaprezentowały się Śnieżynki. Fot.Robert Środecki

W niedzielę na ulice krajeńskich wsi i miasteczek wyszli wolontariusze, do puszek zbierali pieniądze, które mają być przeznaczone na zakup sprzętu medycznego. W okolicznych domach kultury odbywały się koncerty, licytacje i zbiórki, a na halach sportowych rozgrywano mecze charytatywne. W powiecie sępoleńskim zebrano około 35 tys. zł. W gminie Sępólno - 13953 zł, w gminie Więcbork - 11218 zł (w tym 1683 zł w Sypniewie), w gminie Sośno - 10020 zł. Od lat placówki kulturalne działające na terenie powiatu sępoleńskiego aktywnie włączają się w organizację kolejnych finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Wyjątkiem jest Kamień, gdzie w dniu finału nie ma żadnych imprez kulturalnych.

Na Owsiakowy cyrk składają się wszyscy podatnicy

Właśnie ucichł 23 obrzydliwy niedzielny jazgot okolczykowanego i wytatuowanego faciora. Furiat z Warszawy znalazł świetny sposób na prywatę w imię świeckiej świętości zwanej Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. Kto płaci za tę zabawę Polakami? My wszyscy. W ub. roku tylko Urząd Miejski w Gdańsku wydał na krzykacza i jego fanaberie 119 tys. złotych. Zielona Góra grubo ponad 27 tysięcy złotych. Ile naszych pieniędzy wydano w powiecie sępoleńskim? Czy są tutaj jeszcze jacyś rozsądni samorządowcy, którzy potrafią nam to wyliczyć? Caritas Polska bez chamstwa, agresji, z dala od jazgotu, od ogłupiania młodzieży, transparentnie gromadzi znacznie więcej pieniędzy. W 2010 roku Caritas zanotowała blisko 241 mln zł wpływów finansowych oraz blisko 52 mln zł wpływów materialnych. Z poszanowaniem godności, rozsądnie, w pokorze, w ciszy i zadumie.

(pp)

O Jerzym Owsiaku i jego imprezie piszę od wielu lat. Gdy po raz pierwszy podejmowałem ten temat, głosy krytyczne były rzadkie i odosobnione. Dziś jest całkiem inaczej. Ten rok i ten finał WOŚP jest wyjątkowy pod paroma względami. Po raz pierwszy zdarzyło się, że sąd przyznał rację krytykowi Owsiaka w tak stanowczych słowach. Od kilkunastu miesięcy Jerzy Owsiak wykazuje się coraz większą nerwowością, a ostatnio posunął się do kroku, którego trudno było bronić nawet mediom zwykle stojącym za nim murem: polecił wyrzucić z konferencji dziennikarza, który próbował zadać mu niewygodne pytania. Po czym zaczął publicznie twierdzić, że on wcale takiego polecenia nie wydał, choć jako żywo słychać je wyraźnie na nagraniu. Czy w innych sprawach Owsiak jest równie prawdomówny? Nerwowość Owsiaka można tłumaczyć m.in. tym, że nie jest już nietykalny. W sieci bez trudu można znaleźć krytyczne o nim teksty nie tylko w mediach, zwanych przez niektórych „prawicowymi” (czyli, jak chcieliby sojusznicy Owsiaka, z założenia niewiarygodnych), ale też w takich jak „Rzeczpospolita” czy „Wprost”. Przewiduję, że i pod tym tekstem, jak pod wieloma innymi krytycznymi wobec Owsiaka, pojawi się zestaw standardowych argumentów jego obrońców. Dlatego od razu na nie odpowiadam. Jeśli nie podoba ci się WOŚP, nie dawaj na nią pieniędzy. W czym problem? Otóż problem jest, ponieważ WOŚP od dawna wykracza poza zakres normalnej imprezy dobroczynnej. Na Owsiakowy cyrk składają się wszyscy podatnicy, czy tego chcą czy nie, bo został on de facto upaństwowiony. W imprezach, towarzyszących WOŚP, biorą udział państwowe służby (policja, wojsko, straż pożarna), do organizacji lokalnych finałów dokładają się samorządy, bezprecedensowy czas antenowy poświęcają media publiczne, zasilane z abonamentu. Dodatkowo w licytacjach biorą udział wielkie prywatne firmy (ale także te należące do skarbu państwa lub z jego udziałem), które wydają tam pieniądze swoich klientów. Nie jest więc prawdą, że możemy na WOŚP nie dawać. Nikt nas tu o zdanie nie pyta. Co więcej, nikt nigdy nie podliczył całościowego kosztu organizacji finału. W sprawozdaniach finansowych fundacja podaje tylko koszty ponoszone przez siebie. A to jedynie część z nich. Chciałbym zobaczyć podliczenie, uwzględniające wszelkie wydatki, związane z udziałem samorządów, służb i urzędów państwowych, publicznych mediów. Jaki wówczas byłby stosunek wydatków do zysków? Jeśli WOŚP uratowała choć jedno życie, warto wydać każde pieniądze. Takiego argumentu może używać tylko ktoś, kto nie ma szacunku ani dla swoich, ani cudzych pieniędzy. Działalność dobroczynna ma być efektywna, a to oznacza, że koszty powinny być zminimalizowane. Firma, w której stosunek kosztów do zysków jest jak 1 do 2 jest znacznie mniej efektywna niż taka, gdzie wynosi on 1 do 10. Pytanie o koszty własne jest jednym z podstawowych zwłaszcza w przypadku przedsięwzięcia bazującego na odruchu dobrej woli innych. Jeśli nie podoba ci się WOŚP, to zadeklaruj, że w razie czego ty ani nikt z twoich bliskich nie będzie korzystał z kupionego przez nią sprzętu. Ten demagogiczny argument powtarza ostatnio sam Owsiak. Powtórzyła go też broniąc go - ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu - Janina Ochojska. Otóż nie ma powodu, aby krytyk WOŚP deklarował niekorzystanie z kupionego przez nią sprzętu. Z chwilą, gdy sprzęt ten trafia do publicznej służby zdrowia, ma służyć wszystkim opłacającym składki zdrowotne i nie ma najmniejszego znaczenia, czy kupiła go WOŚP, filantrop z Emiratów Arabskich czy wójt gminy Pimpolewo Dolne. Do sprzętu służącego publicznej służbie zdrowia mają prawo wszyscy obywatele i nie musi ich w najmniejszym stopniu interesować jego pochodzenie. A co ty zrobiłeś, żeby pomóc innym? Najpierw sam załóż taką organizację, a potem krytykuj. Kolejny demagogiczny argument. Po pierwsze - każdy ma do spełnienia swoją rolę w życiu. Fakt, że ktoś nigdy nie rządził krajem i rządzić nie będzie, nie oznacza, że nie ma prawa krytykować rządzących. Ktoś, kto nigdy nie zagrał ani jednej nuty na skrzypcach, ma prawo skrytykować to czy inne wykonanie koncertów skrzypcowych Vivaldiego. Gdyby potraktować ten pseudoargument serio, każdy z nas miałby prawo do krytyki jedynie w tej dziedzinie, w której ma osobiste doświadczenie. To oczywisty absurd. Nikt obdarzony naturalną skromnością nie będzie się też chwalił swoimi prywatnymi dokonaniami w dziedzinie dobroczynności. Nikt, kto krytykuje Owsiaka, nie opublikuje spisu osób, którym pomógł w ten czy inny sposób. Musiałby stracić rozum. Owsiak chyba go stracił, bo w swojej megalomanii zaczął przypominać Lecha Wałęsę, który - jak wiadomo - wziął i jednoosobowo obalił komunę. Gdyby nie Owsiak, to nie byłoby czym leczyć. To już kompletna bzdura. Kwoty zbierane przez WOŚP są mikroskopijne w porównaniu z budżetem NFZ oraz wydatkami na nowy sprzęt. Gdyby nie było Owsiaka, potrzebny sprzęt znalazłby się i tak, bo takie są obowiązki państwa. Niektórzy twierdzą, że Owsiakowa akcja jest wręcz szkodliwa, ponieważ zdejmuje z państwa obowiązki, które powinny do niego należeć. To wszystko przez zawiść. To środek erystyczny typowy dla osób bezsilnych w dyskusji. Sięga po niego bardzo często sam Owsiak. Tam, gdzie ktoś nie jest w stanie rzeczowo odpowiedzieć na zarzuty, chętnie ucieka się do marnego psychologizowania. Co można zarzucić WOŚP i Owsiakowi? W ostatnich latach wątków się namnożyło. Oto najistotniejsze. Owsiak jako oberautorytet i moralny szantażysta. Na czym polega szantaż moralny? Jego mechanizm jest bardzo prosty i w wypadku WOŚP można go streścić w stwierdzeniu: jeśli krytykujesz Owsiaka, jesteś złym człowiekiem, bo Owsiak pomaga chorym dzieciom. Owsiakowa impreza została zbudowana w sposób wręcz mistrzowski. Przez lata jej szef stworzył dzięki zaprzyjaźnionym mediom prymitywny i demagogiczny, ale względnie skuteczny schemat, w którym sam został utożsamiony z czynionym dobrem. Zadbał o to, aby jego osoba została nierozerwalnie powiązana z jego akcją. Oczywiście takie utożsamienie jest całkowicie fałszywe. Krytykowanie Owsiaka i jego akcji nie oznacza, że jest się człowiekiem bez serca. Przez lata trzeba było mieć jednak bardzo wiele odwagi, aby przeciwstawić się moralnemu szantażowi. Skutecznie zadziałał on w przypadku najbardziej znanych firm: ze względów wizerunkowych żadna z nich nie może sobie pozwolić na niewspieranie WOŚP. Obawiają się zapewne i tego, że Owsiak wskazałby je palcem ze swojej ambony jako te złe. Jednocześnie Owsiak był przez lata traktowany przez establishment III RP jako specjalny autorytet, po który sięgało się w szczególnych okazjach. Na co dzień Owsiak podtrzymywał iluzję osoby stojącej poza polityką; w sprawach bieżących był wyciągany z kapelusza tylko wyjątkowo. Na przykład wtedy, kiedy trzeba było wspomóc Lecha Wałęsę, którego niewygodną przeszłość ujawnili historycy. Wtedy Owsiak zapowiadał w typowym dla siebie wulgarnym i knajackim stylu, że może komu trzeba „dać z baśki”. To zaczęło się zmieniać. Owsiak stopniowo coraz bardziej wychodził z roli autorytetu pozapolitycznego, żeby zacząć całkiem otwarcie jednych wspierać, innych zwalczać. Jego niechęć jest dziś wyraźnie skierowana przeciwko konserwatywnej stronie sceny politycznej i jej sympatykom. Lista gości Akademii Sztuk Przepięknych podczas Przystanku Woodstock mówi sama za siebie. Są na niej niemal wyłącznie przedstawiciele słusznej strony sceny publicznej. Owsiak jako szołmen. O Owsiaku mówi się czasem „filantrop”, o WOŚP „organizacja charytatywna”. Oba określenia są błędne. Filantrop to ktoś, kto wspomaga innych własnymi prywatnymi pieniędzmi. Owsiak nie wspomaga potrzebujących własnymi pieniędzmi, ale cudzymi. Sam na tej działalności pośrednio zarabiał dzięki pracy w „Złotym Melonie”, handlującym m.in. gadżetami firmowanymi przez WOŚP. WOŚP nie jest też organizacją charytatywną. Słowo „charytatywny” wywodzi się z łacińskiego caritas, caritatis, oznaczającego chrześcijańskie miłosierdzie, którego immanentną cechą jest skromność. O WOŚP i Owsiaku można powiedzieć wiele rzeczy, ale nie to, że odznaczają się skromnością. Przeciwnie - Owsiak w sposób nachalny i agresywny promuje sam siebie. Czym zatem jest WOŚP? Jest wielkim cyrkiem, organizowanym przy współudziale państwa, a Jerzy Owsiak jest nikim więcej jak szołmenem, prowadzącym spektakl. Z prawdziwą działalnością charytatywną nie ma to już niemal nic wspólnego. Owsiak jako świecki święty i guru sekty. Ego Owsiaka to temat na osobny tekst. Przez lata traktowany jako świecki święty, stawiany poza obszarem wszelkiej krytyki, wspierany przez władzę i autorytety, uznał, że nikt nie ma prawa powiedzieć o nim i jego przedsięwzięciu nic krytycznego. Gdy takich krytycznych wypowiedzi zaczęło się pojawiać coraz więcej, Owsiak coraz częściej zaczął tracić samokontrolę. A to podczas konferencji prasowej łaził po stole, bredząc coś o słoiku z pieniędzmi, a to znów na swoim wideoblogu bełkotał o tym, że jego „prześladowcy” stosują nazistowskie standardy. Odnosząc się do blogowych wpisów Piotra Wielguckiego (Matki Kurki) zwrócił się do niego słowami „pierdol się”. Wszystko to pokazuje, że Owsiak nie umie i nie chce rzeczowo odpowiedzieć na krytykę. Choć jego hasłem jest „miłość, przyjaźń, muzyka”, a sam narzeka nieustannie na „hejterstwo”, sam pokazuje sznyt chamusia spod budki z piwem. Proszę sobie wyobrazić, jaki rejwach by się podniósł, gdyby ktoś znany (lub nieznany) publicznie zwrócił się do Owsiaka, mówiąc „pierdol się”. No, ale świeckiemu świętemu widocznie wolno. Problem w tym, że Owsiak dla wielu młodych ludzi pozostaje wzorem do naśladowania. Ten wzór pokazuje, że za krytykę można obrzucić bluzgami, a w odpowiedzi wystarczy tylko stwierdzić, że to „hejt” albo „foch”. Tę metodę stosuje zresztą chętnie sam Owsiak, który w ostatnich wywiadach nieustannie odmienia te dwa słowa przez wszystkie przypadki. To dość prymitywny chwyt: zamiast odnieść się do zarzutów, zdyskredytujmy oponenta, mówiąc coś o fochu i hejcie. Owsiak wychował sobie grono zwolenników impregnowanych na wszelkie fakty i argumenty. Ich komentarze pojawiają się pod każdym krytycznym na jego temat wpisem, przy czym na ogół są obraźliwe i chamskie. To mechanizm funkcjonujący w sektach: guru jest poza podejrzeniem, ci którzy źle o nim mówią, zasługują na najgorsze. Owsiak jako oskarżyciel. Kilka miesięcy temu stało się coś niebywałego: sąd w Złotoryi uniewinnił od większości zarzutów Piotra Wielguckiego - blogera, który zarzucił Owsiakowi, że zarabia na niejasnych powiązaniach swoich prywatnych firm z Fundacją WOŚP. Dziś Owsiak pomstuje na sąd, który nie stanął na wysokości zadania i nie poddał się presji świeckiego świętego. Nie bez powodu przedstawiciele WOŚP żądali przeniesienia procesu do Warszawy. Prawdopodobnie oczekiwali, że tutaj łatwiej będzie wywierać nacisk na sąd. Dziś Owsiak stara się przedstawić fałszywy obraz wypadków. Stwierdza mianowicie, że sąd ogłosił jedynie, iż panuje wolność słowa, w związku z czym Wielgucki może sobie pisać nawet największe bzdury. To nieprawda. Po pierwsze, nie był to proces cywilny, w którym powód musiałby dowieść, że poniósł szkodę, ale proces karny, w którym Owsiak był prywatnym oskarżycielem. Wykorzystał tutaj osławiony art. 212 kodeksu karnego, krytykowany ostro przez wiele organizacji, walczących o wolność słowa, w tym Radę Europy. W takim procesie to oskarżony, broniąc się, musi dowieść swojej niewinności. Wyrok nie mógłby brzmieć tak jak brzmiał, gdyby sąd zapoznawszy się z materiałem dowodowym nie uznał, że użyte przez Wielguckiego określenia miały solidne podstawy. Sąd nie uznał zatem - jak chciałby Owsiak - że „można mówić cokolwiek” bez żadnych przesłanek. Co najciekawsze, Owsiak nie przedstawił sądowi, mimo jego żądań, całości dokumentacji księgowej. Dlaczego? Nie wiadomo. Nie musiał tego robić, bo był oskarżycielem, a nie oskarżonym. Jeśli jej jednak nie przedstawił, to można zakładać, że jej zawartość nie przemawiałaby na jego korzyść jako oskarżyciela.

Łukasz Warzecha