Z Odrodzenia do slamsów
Tak wygląda lokal socjalny we Włościborzu. Dlaczego na nową drogę życia nie wybrał go burmistrz Stupałkowski?
Nie mieszkała w momencie śmierci ojca
Historię Barbary Szydeł i jej rodziny opisywaliśmy na naszych łamach wielokrotnie. Kobieta po śmierci ojca, który przez wiele lat mieszkał w lokalu komunalnym przy ulicy Odrodzenia w Sępólnie, została wezwana do opuszczenia i zdania mieszkania zarządcy. Barbara nie chciała tego zrobić. Zgodnie z artykułem 691 paragraf 1 Kodeku cywilnego w razie śmierci najemcy lokalu mieszkalnego w stosunek najmu lokalu wstępują najbliżsi: małżonek lub dzieci najemcy. Ustawodawca postawił warunek: osoba, która przejmuje lokal mieszkalny po zmarłym, musi stale zamieszkiwać z głównym najemcą aż do jego śmierci. Właśnie ten zapis stał się kością niezgody i zarzewiem konfliktu pomiędzy gminą i córką zmarłego. ,,Wstępuję w stosunek najmu lokalu po zmarłym ojcu. Nadmieniam, że mam zamiar walczyć o prawo do lokalu, gdyż takie posiadam i nie zamierzam go opuszczać” - pisała w obszernym liście do burmistrza Barbara Szydeł. Wezwanie do wydania i opuszczenia lokalu i tak nadeszło. Urzędnicy kategorycznie stwierdzili, że kobieta nie zamieszkiwała w lokalu przy ulicy Odrodzenia w momencie śmierci ojca. Sprawa trafiła do sądu. W ubiegłą środę tucholski sąd oddalił pozew Barbary Szydeł przeciwko gminie w sprawie ustalenie wstąpienia w stosunek najmu. Sędzia stwierdził, że jedna z przesłanek (stałe zamieszkiwanie z najemcą do dnia jego śmierci) nie została spełniona. – Ze złożonych wyjaśnień wynika, że powódka prowadziła życie głównie w mieszkaniu na ulicy Bajkowej. Sama powódka stwierdziła, że jej centrum życiowe było gdzieś pośrodku, pomiędzy dwoma mieszkaniami. Opieka nad chorym ojcem nie była wspólnym zamieszkaniem. To, co działo się po śmierci ojca, nie ma znaczenia. Stałe zameldowanie na ulicy Odrodzenia jest jedynie faktem administracyjnym, a sąd bada stan faktyczny – uzasadnił wyrok sędzia prowadzący sprawę.
Wspaniałomyślna propozycja burmistrza
W czerwcu bieżącego roku, gdy sprawa trafiła na wokandę, do sądu dotarła informacja o możliwości zawarcia ugody pomiędzy stronami. Sąd odroczył sprawę, licząc, że w ciągu dwóch miesięcy strony dojdą do porozumienia. Pełnomocnik powódki liczył, że gmina wskaże Barbarze Szydeł i jej rodzinie przytulny lokal do zamieszkania. Oczywiście, istniała również możliwość pozostawienia kobiety w mieszkaniu przy ulicy Odrodzenia. Do spodziewanej ugody nie doszło. Dlaczego? ,,Zaproponowano mi warunki nie do przyjęcia, lokal socjalny przy starym młynie we Włościborzu. Lokal jest oddalony od Sępólna o 10 kilometrów. Brak dojazdów jakichkolwiek środków komunikacji, brak szkoły, przedszkole czynne do 13, jeden sklep w odległości kilometra od lokalu, brak apteki, przychodni, lekarza. Mieszkanie o statusie socjalnym 32 metry kwadratowe z umową podpisywaną na 3 lata, stawka na dzień dzisiejszy 2 zł/metr kwadratowy, budynek wolnostojący w ciągu z szopami, murowany, nieocieplony, bez rynny, z dwoma oknami drewnianymi, drzwi wejściowe nieszczelne, w pomieszczeniu odrażający zapach zgnilizny, stan pomieszczeń surowy, podłoga betonowa, sufity i ściany mokre, zawilgocone, zagrzybiałe, brak ciepłej bieżącej wody, brak gazu ziemnego, zapleśniałe w.c. z małym zlewikiem, bez wanny, bez natrysku, jeden nieszczelny piec na dwa pomieszczenia, popękany z paleniskiem w ścianie, brak jakichkolwiek mediów, drzwi wewnętrzne bez klamek, zamków, niesiegające do podłogi, podwórko to same walące się szopy, pojemniki zawalone stertą śmierdzących odpadów, wodomierze poza pomieszczeniem socjalnym w szopie u sąsiada, licznik od prądu w budynku sąsiednim. Budynek nienadający się do zamieszkania. Nie skomentuję tej propozycji, bo brak mi słów” - pisze w liście do swojego adwokata Barbara Szydeł.
Gmina domaga się eksmisji
– Złożymy apelację od wyroku. Sąd nie wziął pod uwagę bardzo ważnej przesłanki, jaką była choroba mojego ojca. Pod koniec jego życia pomieszkiwałam na ulicy Bajkowej, ponieważ zmusiła mnie do tego sytuacja - zły stan zdrowia ojca i niekontrolowane wybuchy agresji. Do momentu urodzenia dziecka stale zamieszkiwałam u ojca, ale z małymi dziećmi było to niemożliwe. Moje miejsce pobytu było rozdzielone pomiędzy dwoma mieszkaniami: lokalem ojca na ulicy Odrodzenia i teścia na ulicy Bajkowej – wyjaśnia Barbara Szydeł. Wszystko wskazuje na to, że niebawem w tucholskim sądzie rozpocznie się kolejna sprawa z powództwa gminy przeciwko Barbarze Szydeł o eksmisję. Na szybkie rozstrzygnięcie nie ma co liczyć, a to oznacza, że najbliższą zimę młoda kobieta z rodziną spędzi w mieszkaniu przy ulicy Odrodzenia.
Zemsta burmistrza
Propozycję mieszkaniową, jaką burmistrz Sępólna złożył Barbarze Szydeł, pozostawiamy bez komentarza. To hańba dla gminy i społeczna degradacja dla czteroosobowej rodziny, której mściwy burmistrz zobowiązany jest służyć. W remont mieszkania komunalnego przy ulicy Odrodzenia kobieta włożyła około 10 tys. zł. Teraz ma lokal opuścić i przenieść się do miejsca, gdzie jeszcze rok temu funkcjonowała melina. Urzędnicy powinni mieć świadomość, że zainwestowane pieniądze trzeba będzie zwrócić.
– Nie odpuszczę. Będę walczyła do samego końca. Nie pozwolę, by moje chore dzieci mieszkały w takich warunkach, jakie mi zaproponowano – zapowiada młoda kobieta.
Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby rodzina nadal mieszkała w lokalu komunalnym przy ulicy Odrodzenia, ale burmistrz nie zamierza na to pozwolić. To jego zemsta za to, że Barbara Szydeł odważyła się przyjść po pomoc do naszej redakcji. Niestety, nikt inny nawet nie zainteresował się jej sprawą. Do tematu będziemy wracać.