Sępólno
Zalało tam, gdzie zawsze - i co z tego?
W ubiegłą środę około godziny 14.00 nad Sępólnem przeszła intensywna, ale bardzo krótka ulewa. Padało góra 10 minut. W Komendzie Powiatowej PSP rozległy się dzwonki alarmowe oznaczające wyjazd do zdarzenia. Dyżurny otrzymał zgłoszenie o zalaniu posesji i o tym, że konieczne jest wypompowanie wody. Zadzwoniliśmy do dowódcy sępoleńskiej Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej z pytaniem o adres zalanej posesji. – Na Chojnickiej, tam gdzie zawsze – padła krótka służbowa odpowiedź. Dowódca nie musiał nam podawać dokładniejszych namiarów, ponieważ w tym miejscu do podobnych wydarzeń dochodziło wielokrotnie. O ciągłym zalewaniu dwóch posesji na ulicy Chojnickiej i urzędniczej bezradności w tej sprawie pisaliśmy w ciągu ostatnich lat co najmniej 3 razy. Niestety, jest to problem, który przerasta sępoleńskich urzędników, a co mają powiedzieć mieszkańcy podtapianych posesji?
Chodzi o dwa budynki mieszkalne i ich otoczenie położone między ulicą Leśną a stadionem, obok dawnego ,,Hydraulika”. Wystarczą nieco większe opady, a woda zalewa piwnice i podwórka. Nie inaczej było w środowe popołudnie. Mieszkańcy nauczeni doświadczeniem natychmiast wybiegli z domów, aby ratować swój majątek. Wyposażeni w łopaty, grabie i tym podobne akcesoria przystąpili do kopania rowków odprowadzających wodę i udrażaniania zapchanych studzienek. Na wiele to się nie zdało. Kilkadziesiąt centymetrów wody wdarło się na podwórka. Jak to się teraz mówi, powódź błyskawiczna. Strażacy przy użyciu pompy szlamowej zabrali się do pompowania wody.
Problem w tym, że posesje zalewa woda spływająca z gminnych ulic. W środę od strony strzelnicy Kurkowego Bractwa Strzeleckiego płynęła prawdziwa rzeka. Druga zmierzała od strony ulicy Chojnickiej. Tak to już jest w przyrodzie, że woda zawsze płynie na dół, do najniższego punktu, nie inaczej. To właśnie tutaj jest ten najniższy punkt. Kiedyś nie było tak źle. Prawdziwe kłopoty pojawiły się, kiedy przy okazji utwardzania ulicy Leśnej betonową kostką podniesiono jej poziom o kilkadziesiąt centymetrów. Do tego ostatnio dołożył się właściciel sąsiedniej posesji, betonując całe jej otoczenie, oczywiście podnosząc poziom parkingu. W pobliżu są dwie kratki kanalizacji deszczowej, ale mogliśmy w środę obserwować, że nie nadążają z odbiorem wody. Po chwili były już zapchane przez piach i resztki roślinne. Obok jest las, a w nim igliwie, liście, szyszki, które spadają na utwardzone powierzchnie i potem woda zabiera je ze sobą. Mieszkańcy już wielokrotnie interweniowali w tej sprawie, także w naszej redakcji. Pisaliśmy na ten temat. Nic się nie zmieniło.
– Byli tu różni geniusze z urzędu. Wymyślali niestworzone rzeczy. Kazali nam usypywać wały z ziemi, kopać rowy. Chcieli montować jakieś studnie odsączające powyżej poziomu piwnicy. Ja widzę, że z tej sytuacji jest tylko jedno wyjście - wyprowadzić się z Sępólna. Tam kładą granity, a tutaj woda zalewa nasz dobytek – mówił jeden z mieszkańców, nie ukrywając zdenerwowania.
Nasz reporter zaproponował „ściągnięcie” na miejsce burmistrza, aby na gorąco zobaczył, jak wygląda sytuacja. Skalę problemu widać tylko w czasie opadów, zatem okazja była doskonała.
– Tylko pan nie dwoni po burmistrza Zieńkę i jego ludzi z referatu gospodarki komunalnej. Dla nich to jest zbyt trudne zagadnienie – uprzedził jeden z poszkodowanych.
W tej sytuacji zadzwoniliśmy do burmistrza Stupałkowskiego. Niestety, nie odebrał. Okazało się, że w tym czasie brał udział w konwencie powiatu. Oddzwonił po dwóch godzinach, ale wtedy wizyta na Chojnickiej nie miała już sensu. Przedstawiliśmy mu problem, wysłaliśmy zdjęcia. Uzgodniliśmy, że burmistrz pojawi się na miejscu i spotka z mieszkańcami.
Nie może być tak, że woda spływająca z gminnych dróg i placów niszczy mienie mieszkańców. Również na twarzy dowódcy zastępu strażaków widzieliśmy wyraźną irytację. Był w tym miejscu nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Mamy apel do sępoleńskich strażaków: jeśli jeszcze raz będą musieli pompować wodę na Chojnickiej, to prosimy wystawić fakturę za tę usługę - na gminę. Jeśli rozwiązanie problemu przerasta sępoleńskich urzędników, to trzeba zatrudnić fachowca, który sobie z tym poradzi.
Już słyszymy to urzędnicze marudzenie: – Przecież to była potężna ulewa. Żadne urządzenia kanalizacji deszczowej tego nie odbiorą.
Tak jest najczęściej, kiedy dochodzi do zalań. Problem w tym, że takie ulewy są w tej chwili na porządku dziennym, a rury o przekroju 120 milimetrów faktycznie nie są w stanie odebrać takiej ilości wody.