Zaorać park. Ech, ta Unia!
Ciągle to samo i bez efektu
Zasadą jest, że każda sesja rozkręca się powoli. Motorem podnoszącym adrenalinę mają być interpelacje radnych najczęściej do burmistrza. Założenie dobre, lecz pytania mięciutkie aż brzydko. Jakby nie było naprawdę poważnych problemów. Zresztą, jak mają zmuszać burmistrza do wysiłku jego współtowarzysze podnoszący zgodnie ręce za bardzo arogancko uzasadnioną choćby podwyżką cen wody? Dla radnego Andrzeja Wendy z Lubczy na przykład istotny był problem pozimowego zniszczenia traw szlachetnych doskwierający zwłaszcza producentom mleka. Stanisław Posieczek z Sypniewa sygnalizował szkody wyrządzane rolnikom przez zwierzynę łowną. Temat-rzekę polecał telepatycznie Nadleśnictwu Runowo i myśliwym, czyli burmistrzowi. Kazimierz Wilczyński ponownie zgłaszał obniżenie studzienki na Lupinku. Marian Kielich tradycyjnie już przypominał o fatalnym stanie chodnika na ul. Pocztowej. Mariusz Wobszal mówił o nie spełnionej przez burmistrza obietnicy budowy chodnika w Wituni. Pytań padło znacznie więcej, a ponieważ radni większy akcent kładą na grzecznościową formę interpelacji niż na surowe egzekwowanie, no to pytać będą bodaj całą kadencję.
Lipny monitoring
Waldemar Kuszewski zawsze stawia konkretne, a przez to trudne dla burmistrza pytania. Tym razem skupił się na wysokich kosztach bezsensownego monitoringu miasta. Posłużył się pismem kierownika posterunku policji do burmistrza kompromitującym system monitorowania. Z ustaleń mł. asp. Krzysztofa Milachowskiego wynika, że ustawienie kamer i niska jakość obrazu nie pozwalają na wykorzystanie zapisów do celów procesowych. „Niejednokrotnie podczas odtwarzania obrazu przy udziale informatyka z Urzędu Miejskiego w Więcborku stwierdzano, że sygnał z danej kamery nie docierał do systemu rejestrującego obraz , albo też rejestrowany był bardzo wąski obszar, co uniemożliwiło identyfikację poruszających się w tym rejonie pojazdów i osób. Występowały też przekłamania barw rejestrowanych obiektów”. Przez kilka lat „funkcjonowania” monitoringu policja tylko raz mogła skorzystać z czytelnego zapisu udowadniając kradzież motoroweru. Kuszewski bezskutecznie pytał o koszty całej tej zabawy w ciuciubabkę. Dla podkreślenia wagi problemu rozkolportował wśród radnych wyraźne stanowisko policji zawarte w piśmie z 10 lutego br.
Ten sam problem wlecze się już osiem lat. Napędzanie kabzy jakiejś kolesiowskiej firmie kosztowało mieszkańców Więcborka ładnych kilkaset tysięcy złotych. Skoro oszczędności w modzie, to za tak marne usługi trzeba natychmiast przestać płacić.
Gdzie ta lista?
Burmistrz Paweł Toczko „straszy” od dłuższego czasu wyimaginowaną listą jakichś potężnych inwestorów, którzy pchają się do Więcborka drzwiami i oknami, troszcząc się wyłącznie o kieszenie wielkiej rzeszy bezrobotnych. Jeden z nich chciał podobno inwestować w przemysł ciężki, ale postawił warunek: dostęp do jeziora. Złośliwi twierdzili, że chce uruchomić port sądząc, że łączy się ono z Bałtykiem. Otwarciem dla koncepcji miała być porażająca myśl o degradacji więcborskiego jeziora. O listę w imieniu nieobecnej Beaty Lidy ponownie zapytał radny Kuszewski. Wykaz „zniechęconych” biznesmenów oczywiście nie istnieje, tak jak jezioro nie straciło walorów przyrodniczych, na dodatek po uruchomieniu oczyszczalni ścieków. Sądzić więc należy, że cała ta gra podporządkowana jest dość nieczystym interesom.
Takiego bajzlu jeszcze nie widziałem
To słowa Jana Króla, dyrektora Krajeńskiego Parku Krajobrazowego w odpowiedzi na permanentne ataki kilku radnych i burmistrza utrwalających tezę, w ramach tej nieistniejącej listy inwestorów, o szkodliwości p arku krajobrazowego na krajobraz. Z niesmakiem można było wsłuchiwać się w pojedyncze głosy niezorientowanych radnych tuptających za hasłem burmistrza: „zaorać park”. Tymczasem dyrektor Król ze spokojem tłumaczył podstawy powołania i funkcjonowania parku, zwracając uwagę zwłaszcza na regulacje prawne. Wynika z nich jasno, że o parku i jego strukturach nie decyduje na szczęście samorząd lokalny. Można więc sobie pogadać, ale z pytaniem zasadniczym na czele: jaki jest sens i czy jest na to czas i pieniądze, których burmistrzowi wyraźnie ubywa.
Grupka atakująca Króla chciała go zmusić do potwierdzenia: tak, nie jestem potrzebny. – Czyli dyrektor jest na pieczątce i liście płac – wyśmiewał się przewodniczący Kujawiak, w odpowiedzi na wyraźny sprzeciw Króla w związku z uszczuplaniem jego zadań scedowanych w części na ochronę środowiska.
– Myśmy żadnej decyzji nie cofnęli ani nie utrudnili panu burmistrzowi obecnemu czy poprzedniemu – mówił Jan Król w odpowiedzi na wyraźnie przygotowany atak na park pod pretekstem hamowania rozwoju. Kanwą bezowocnej nagonki miał być problem małżeństwa z Wituni, które zalegalizowało zbiornik wodny, w związku z czym nie może otrzymać zgody na budowę domu z wyraźnym naruszeniem ustawowej odległości. Po tym strzale w kolano, na sesji z prawem głosu pojawił się ich radca prawny. Słał on nie tylko źle adresowane pretensje, ale próbował rugać Bogu ducha winnych radnych za nieznajomość prawa. Tymczasem wyszło na to, że to prawnik powiększył ekipę brnących w totalnym nieporozumieniu i niewiedzy. Nade wszystko sam chciał, żeby prawo nie było równe dla wszystkich, domagając się wyjątku w interesie swoich klientów. Decyzję uniemożliwiającą wydanie pozwolenia na budowę wydała Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Cały ten kiepsko wyćwiczony cyrk ośmieszył kilku nadgorliwych radnych, przewodniczącego i burmistrza. Swoją drogą, jak można w niemalże prywatną nagonkę wciągać ludzi, przed którymi nikt nie zamyka drogi administracyjnej w walce o prywatny biznes?
Całe jezioro w parku
Jak już zdecydowano się na deliberowanie o parku, to, przez grzeczność Jana Króla i Grażyny Sowińskiej (nie mają oni żadnego obowiązku rozliczania się przed takim gremium), radni usłyszeli szereg faktów. Wyszło m.in., że obszar całego Jeziora Więcborskiego jest w strefie ochronnej, o czym nie wiedziała część radnych pomstujących na KPK. Wyszło też, że to nie przez KPK więcborskim motocrossowcom zgasły nie tyle silniki, co motywacje do wyraźnie od lat słabnącego działania w oparciu o wynajmowanych ludzi także zza granicy. Radny Szwochert pytał: – Co zrobił park w Więcborku? Jakie wydał decyzje, ile nałożył kar, mandatów? Chciał też znać budżet i stosunek płac do wydatków rzeczowych. Burmistrz Toczko interesował się m.in. ilością działań na terenie parku w rozbiciu na gminy. Tak konstruował pytania, żeby w każdym zmieścił się atak mniej lub bardziej ostry. W jednej z takich karkołomnych konstrukcji „przyłożył” twierdzeniem, że KPK założyli samorządowcy, a nie przyrodnicy. Dlaczego jedni, jego zdaniem, wykluczają drugich? - nikt się nie dowiedział. Podobnie zresztą, jak w przypadku nierozwikłanych nigdy wątpliwości, czy myśliwy może być jednocześnie przyrodnikiem, czy tylko samorządowcem. Dużo złego na temat KPK starał się mówić Stanisław Piłka. W kontekście przepisów ochrony środowiska pytał, czy w Polsce prawo obowiązuje wszystkich, czy tylko wybranych? Odpowiedzi na to pytanie, począwszy od bardzo dobrze znanych radnemu czasów głębokiej komuny, aż po współczesność (Sobiesiak, Chlebowski i inni funkcjonariusze PO), udziela codziennie życie.
Naciągacze prawa
Sobotnia sesja dla odwrócenia uwagi od kłopotów z finansowaniem ronda, skupiła się na czczym gadaniu o czyichś kompetencjach. Kilku radnych z przewodniczącym i burmistrzem nawoływali wręcz do stosowania wyjątków w respektowaniu prawa niestanowionego przez Jana Króla. Chcieliby, żeby Król, nie mając takich kompetencji, umożliwiał wznoszenie budowli w dowolnej odległości od linii brzegowej zbiornika wodnego. Równie dobrze można by zażądać od dyrektora, by wprowadził nareszcie zakaz zadawania pytań na niziutkim poziomie albo by zabronił wstępu na teren parku więcborskim radnym boczącym się na przyrodę.
Wystawy w kapciach
Bezprzedmiotowa dyskusja zaostrzyła się, gdy Grażyna Sowińska odpowiedzialna za edukację w KPK, a jednocześnie radna przedstawiła cały wachlarz najrozmaitszych form edukacji ekologicznej. Burmistrza to nie zadowoliło i dalej jął zwymyślać. – Wydaje mi się, że jest pan burmistrzem Więcborka, a nie sześciu gmin wchodzących w skład KPK. Bardzo ciekawe, dlaczego pan zabiega, żeby edukacja odbywała sie poza gminą Więcbork? – odparła radna.
Zaangażowanie Sowińskiej organizującej liczne wystawy przyrodnicze nazwał wystawami w kapciach, bo, jak zauważył, siedziba parku mieści się w tym samym obiekcie, oddalona kilka kroków od wystaw.
– Mogę i w kapciach chodzić po lesie, nie widzę przeszkód. Nie wiem, czy zwrócił pan uwagę, że pominęłam dwa najistotniejsze punkty: edukacja terenowa i wszelkiego rodzaju pogadanki. Mam jeszcze jedno pytanie, czy pan równie skrupulatnie rozlicza podległych sobie pracowników? Gdyby był pan uprzejmy zwrócić uwagę na ilość wystaw, które w kapciach tu zorganizowałam, to pański dyrektor w kapciach ma tylko o piętro wyżej i nie zorganizował na pewno więcej wystaw – odpierała zarzuty burmistrza Sowińska.
Nauczyciele pod kreską
Sytuację nie do pozazdroszczenia w więcborskiej oświacie referował dyrektor BOOS Waldemar Kuczerepa. – Musicie trochę pasa przycisnąć – mówił przewodniczący Kujawiak do nauczycieli, którym wypłacono o 200 tys. złotych za dużo. Wynika to z naciągnięcia, a raczej pomyłki w sprawozdawczości składanej ministerstwu w związku z subwencjonowaniem uczniów. – Dziwię się, że księgowość od razu nie „zajarzyła”, że dostaliście więcej pieniędzy niż się należy. Teraz trzeba ich szukać, bo zostały już rozdysponowane – mówił Stanisław Piłka. – Nigdy nie dociekałem, ale teraz wpadłem na to przypadkowo – trwożył się przewodniczący Kujawiak na przekłamanie danych w tabelach mających obrazować rozkład kosztów oświaty za ubiegły rok. Przewodniczący zwrócił uwagę na dwie pozycje „części rzeczowej” z podziałem na wykonanie budżetu i wyszczególnienie niezbędnych wydatków dla prawidłowego funkcjonowania placówki. Różnica okazała sią porażająca. Żeby wszystkie szkoły dobrze funkcjonowały, powinny wydać 1,27 mln złotych. Tymczasem wydano aż o ponad 400 tys. złotych więcej! – Szkoły powinny się czuć jak w raju. Niech pan nie liczy, że dopłacimy do oświaty – mówił przewodniczący do szefa BOOS. Czy dotrzyma słowa? Czas pokaże, bo tymczasem sypie się jeden z gimbusów, a i piec w gimnazjum trzeba wymienić. Waldemar Kuszewski słusznie zwrócił uwagę, że problem z ogrzewaniem gimnazjum można było rozwikłać podchodząc bardziej kompleksowo do termomodernizacji. Zgodził się z tym przewodniczący Kujawiak, który przypomniał, że Kuszewski mówi o tym już trzeci rok.
Taktyka konstruowania budżetu przez kierownika BOOS sprowokowała dyskusję pomiędzy Waldemarem Kuszewskim, skarbnikiem Władysławem Rembelskim i Józefem Kujawiakiem. – Z wypowiedzi szefa BOOS-u wynika, że nie ma możliwości zaoszczędzenia na płacach. Uważam, że jeżeli jedno dziecko decyduje czy będzie jeden oddział czy dwa, to na pewno nie będzie żadnym przestępstwem, że będzie to jeden oddział. W oświacie prawie 90 procent kosztów to płace i pochodne. Możliwości zwiększenia budżetu w oświacie są zerowe – mówił skarbnik. – Jeżeli BOOS samo zaproponowało zdjęcie z rzeczówki i płac po sto tysięcy, to niech się zobowiąże, że się w tym budżecie zmieści – dodał Kuszewski. – Czy pan nie wyczuł, że to było psychologiczne? Zostawiają sobie furtkę: chciałabym, a boję się. Być może też tak bym zareagował, gdybym wiedział, że mogę wydoić więcej pieniędzy – denerwował się przewodniczący. – Na koniec czerwca, po analizie wydatków będzie nasza reakcja – obiecał Rembelski. – Jeżeli im powiedzieć: jeżeli nie dacie rady, to wam damy... Guzik, nic im nie damy! Oni już nas wykiwali – podsumował dyskusję o zabiegach BOOS. – Przecież nie ściągamy z BOOS, tylko ze szkół – mówił Kuszewski. – Koniec. Wyłączam się. Im dalej w las, tym więcej drzew – uciął Kujawiak.
Woda i ścieki w górę
Przy czterech głosach sprzeciwu (Sowińska, Kuszewski, Mroczkowski i Wilczyński) rada podjęła uchwałę o podwyżce cen wody, oczyszczania ścieków. Wprowadzono opłaty abonamentowe za odbiór ścieków. – To prawda, nie było nigdy takich opłat. Jesteśmy jedyną gminą, która dyskutowała nad abonamentem przez dziesięć lat. Jeżeli chcemy urządzenia utrzymać na jakimś poziomie, to musimy mieć pieniądze. Można dyskutować, czy siedem procent to duża podwyżka. Jednak, jak nie zapłacimy za prąd, to energetyka nas odcina i nie będzie ani wody, ani ścieków. Trudno, na takim wózku jedziemy – żalił się odchodzący dyrektor Piotr Węgrzyn.
Sesja rady miejskiej nie jest forum internetowym ani też miejscem do załatwiania prywatnych interesów. Skandalem jest zapraszanie gości i stwarzanie okazji do naparzania. Krajeński Park Krajobrazowy jest instytucją, w którą burmistrz i przewodniczy z kilkoma radnymi do spółki nie mają prawa ingerować. Żadnego prawa. Tak jak Król nie ma prawa wchodzić i nie wchodzi w kompetencje więcborskiego samorządu. Burmistrz Toczko nie może zajadle pytać o sposób użytkowania samochodu służbowego parku, nawiasem mówiąc za chwilę przybędzie tam okazały dżip. A jeśli tak, to musi się liczyć z dosadnymi i szczegółowymi pytaniami tyczącymi wykorzystywania w celach służbowych własnego auta. Żaden z burmistrzów nie lubi „głupich” pytań, ale sam zadawać to i owszem, lubi.
Przy okazji ataku na KPK pojawił się wątek sępoleński, bo jak wiadomo Jan Król jest z Sępólna. Zarzucano mu, że ugiął się, pozytywnie opiniując budowę nieszczęsnego „mola” wżerającego się w wody parku krajobrazowego. W odpowiedzi wskazał na „wyższe cele” z publicznym i turystycznym na czele zmuszające do odstępstw od rygorów prawa. Warto, by zapamiętali to wszyscy, którzy chcą budować w okolicach bądź wprost na jeziorach. Nie wznosić knajpek, tylko nazwać je molami i cel już osiągnięty.