Więcbork

Zemsta burmistrza Maracha

Robert Lida, 28 grudzień 2011, 00:14
Średnia: 0.0 (0 głosów)
O kotłowni na osiedlu BoWiD mówi się, że to zemsta burmistrza Maracha. W tym roku brakuje słomy do jej opalania, a ta, którą zakontraktowano, jest dwa razy droższa od zeszłorocznej. W tej sytuacji do kotłów wrzuca się także drewno i jego odpady. – Ta kotłownia to kula u nogi spółki – mówi Adam Kubiak, prezes Zakładu Gospodarki Komunalnej w Więcborku.
Zemsta burmistrza Maracha

Przy kotłowni na BoWiD-zie zamiast słomy gromadzone jest drewno

– Przy kotłowni leżą drewniane wałki, stare palety, a nawet gałęzie. Zawsze myślałam, że to ekologiczna kotłownia opalana słomą. Czyżby brakowało paliwa i będziemy w zimie marznąć ?- pyta z niepokojem w głosie mieszkanka osiedla.
– Udało nam się zakontraktować 1600 ton słomy. Ponadto nie wszyscy rolnicy wywiązują się z umów. Żniwa były jakie były i brakuje słomy na rynku. Na sezon potrzebujemy 2000 ton słomy. Dmuchamy na zimne i ładujemy do pieca drewno, które uda się pozyskać. Kiedy parametry ciepła są zbyt niskie, automatycznie załącza się spalanie oleju, a to już jest katastrofa ze względu na koszty. Podnieśliśmy cenę ciepła o 23 procent, ale już w dniu podwyżki to było zbyt mało, aby pokryć koszty. W kalkulacji zakładaliśmy cenę ciepła na poziomie 130 złotych, a musimy w tej chwili płacić 200 złotych. Coś trzeba będzie z tym zrobić. Jednak gdyby nawet przestawić kotłownię na inny rodzaj paliwa, to zakup samych kotłów kosztowałby nas kilkaset tysięcy złotych – mówi prezes Adam Kubiak.
Dziś widać, że modernizacja kotłowni w takim wydaniu była niewypałem. To prawda, że w 2004 roku słoma kosztowała 50 złotych i była konkurencyjna wobec innych paliw, ale zadziałało tu proste prawo rynku. Większe zapotrzebowanie na słomę w regionie spowodowało wzrost jej ceny. Dodatkowo, jak mówi Dariusz Krakowiak, szef sępoleńskiego ZGK, słoma to trudne paliwo. Trzeba się z tym zgodzić. Słoma musi być sucha, czyli właściwie magazynowana. Prawdziwym nieszczęściem okazało się lokalizowanie kotłowni
w samym środku osiedla mieszkaniowego. Mieszkańcy, o czym wielokrotnie pisaliśmy, borykają się z dymem i nadpaloną słomą wylatującą z komina. Ponadto taka lokalizacja uniemożliwia zmagazynowanie słomy obok kotłowni. Trzeba ją nieustannie dowozić. Jakość tej słomy bywa fatalna. Bywało tak, że od razu to, co przywieziono lądowało na wysypisku śmieci. I spółka ZGK, i jej właściciel, czyli gmina, stoją przed ważnymi decyzjami. Pozostawienie sprawy samej sobie prowadzić będzie do katastrofy. Spółka ponosić będzie straty, a odbiorcy nie będą w stanie za nie płacić.