Zmowa liczników
We wrześniu miałem dopłacić 0,89 zł, w grudniu 2012 r. dopłaciłem 9,07 zł. Kwoty rosną, ponieważ za kwiecień 2013 r. to kwota 15,83 zł. Wystarczy! Udałem się do Pana Prezesa Spółdzielni Andrzeja Rolli po wyjaśnienie. Pan Prezes wyjaśniał pokrętnie, ale mocno naciskany argumentami nie do obalenia tłumaczył, że to wynik różnicy w odczytach na zbiorczych dostawcy wody tj. ZGK Sępólno, a licznikami spółdzielni. Wynika z tego, że liczniki ZGK są jedynie wiarygodne, bo pomiary dokonane w 17 punktach są niekorzystne dla mieszkańców. Z uzyskanych informacji łączny niedobór wykazany w 17 punktach pomiaru to 800 m3, co daje kwotę ok 8 tysięcy zł, na którą mieszkańcy mają się złożyć. Liczę na szybkie i rzeczowe rozwiązanie problemu oraz poinformowanie mieszkańców o sposobie załatwienia sprawy – to do Pana Prezesa.
Pozdrawiam, Jan Deba
Totalna paranoja
Kolejna paranoja została namierzona i ujawniona dla dobra społecznego. Sądzę, że mieszkańcy korzystający z usług monopolistycznych spółdzielni mieszkaniowej mają temat do dogłębnej analizy zmowy pomiędzy ZGK i SM, której celem jest stosunkowo bezczelne - delikatnie nazywając -wyciąganie dodatkowych pieniędzy z kieszeni lokatorów. Takim swędem można opomiarować na dwa, a nawet pięć i dziesięć liczników częstotliwość zamykania i otwierania drzwi na klatkach schodowych wszystkich bloków zarządzanych przez paskudnie drogą spółdzielnię.
Na temat kolosalnych różnic pomiędzy lokalnym monopolistą a cenami choćby w Szubinie, Chojnicach, Bygdoszczy, Gdańsku dyskutuje się w powiecie nieustannie. Określenia padające pod adresem zarządu i „nadzorującej” go rady lepiej przemilczeć. Fakt pozostaje, niestety, ciągle faktem: sępoleńska Spółdzielnia Mieszkaniowa jest jedną z najdroższych w całym kraju. Znacznie taniej mieszka się np. w Trójmieście, gdzie za taką samą powierzchnię mieszkania przy znacznie wyższych zarobkach lokatorzy i właściciele płacą o połowę mniejszy czynsz! Do tego w blokach jest winda i miejsce parkingowe lub garażowe, nie wspominając o strzegącej je całą dobę firmie ochroniarskiej. Dlaczego? Bo tam na już dawno uderzono pięścią w stół i powiedziano: dosyć łajdactwa! Rozsądni ludzie pozakładali wspólnoty mieszkaniowe lub oddali sprawy w ręce zarządców, których ofert nieustannie przybywa.
„Mam mieszkanie w spółdzielni i jak widzę ile kobiet tam pracuje na namnożonych etatach, których głównym zajęciem jest picie kawy i ploty, to mam ochotę ich pożegnać na rzecz wspólnoty. Tylko że reszta mieszkańców budynku to dziadki z przyzwyczajeniami z poprzedniego ustroju i ciężko im pojąć, że mogą płacić mniej, bo nasz czynsz nie pójdzie na pensje dla nierobów”. To głos internauty z Gdańska, który porusza istotny problem ludzi zamkniętych na organizowanie lepszej i tańszej formy zarządzania własnym mieszkaniem, klatką schodową, blokiem, całym osiedlem. Peerelowskie przyzwyczajenia determinują trwanie w bezsilności prowadzącej do frustracji i biadolenia. Zmiana prowadząca do zmniejszenia kosztów, w tym także do przerwania ogłupiania ludzi na dwa liczniki, może nastąpić, ale musi być poparta zgodną inicjatywą mieszkańców osiedli. Znam niejeden przypadek, w którym osiedlem zarządza firma z odległego miasta wybrana po ofercie złożonej jego mieszkańcom. Problem z wyciąganiem łap po cudze pieniądze, zasłaniając się bzdurną ustawą bądź jakimiś rurami na zewnątrz czy wewnątrz, tam po prostu nie istnieje. Co to kogo obchodzi ile wody wypełnia rury, czy przecieki wynikające z niedbalstwa zarządcy przyklejonego do fotela przed służbowym komputerem ze spuchniętymi od klawiatury opuszkami czyściutkich paluszków? Zawracanie gitary błędami wodomierzy albo niejednoczesnością odczytu jest wyjątkową bezczelnością wobec rżniętych po kieszeni lokatorów. Czy na stacji benzynowej w przypadku paliw, albo w jakiejkolwiek marinie żeglarskiej w przypadku wody pitnej ktoś kogoś wtajemnicza, łojąc po kieszeni, w podobne historie, które mogą w Polsce wymyślić tylko spółdzielnie mieszkaniowe do spółki z zakładami gospodarki, a w zasadzie niegospodarności komunalnej?
„Spółdzielnie to przeżytek. Kiedyś mieszkałem w spółdzielczym mieszkaniu, niezbyt mile to wspominam, obecnie mieszkam we ,,wspólnocie” czynsze niższe, fundusz remontowy ustalamy z myślą o przyszłości (blok 5-letni). Zarząd wybrany spośród mieszkańców patrzy na ręce administratorowi. Przykład? - trzeba skosić trawę: dzisiaj telefon, najpóźniej pojutrze skoszone, jakaś awaria: zarząd decyduje, którą firmę wybrać. Podstawą dobrej wspólnoty jest dobrze wybrany zarząd, któremu się chce działać dla dobra swojego i wspólnoty”. To głos kolejnego internauty z Trójmiasta. Także ważny, gdyż podkreśla interes, w tym przypadku wspólnoty, wybierającej najwłaściwszych spośród siebie ludzi dbających o najtańsze i najlepsze usługi ku zadowoleniu swoich wyborców. Czy wspólnota albo wspólnota zlecająca administrowanie osiedlem wybranemu zarządcy to panaceum na wszystkie bolączki? Na pewno nie do końca, ale na znacznie tańsze usługi z całą pewnością tak.
Powiat sępoleński czeka spora rewolucja. Tylko patrzeć, jak tu i ówdzie pojawią się oferty znacznie tańszego zarządzania osiedlami. Tym sposobem znikną krzywdzące praktyki monopolistyczne stosowane powszechnie w małych środowiskach, w których życie jest znacznie droższe od dużych miast z o wiele wyższą średnią dochodów. Czy nasz Czytelnik, który odważnie wsadził kij w mrowisko, otworzy dyskusję na temat, jak to Słowacy mówią: ubytowania? Dobrze by było. Zachęcamy do kulturalnej dyskusji na forum.