Powiat
Żniwa sępoleńskich policjantów. A kiedy dożynki i odznaczenia?
Niedawno „Gazeta Pomorska” donosiła o wielkim polu konopi na bydgoskich Prądach z 3640 krzewami. Ta „niczyja” roślinność, mogąca narkotyzować pół miasta, rosłaby pewnie długo i bezpiecznie, gdyby nie trop powzięty przez sępoleńską policję od mieszkańca Przepałkowa. Wojciech K. został aresztowany, a do „żniw” doszło dopiero po dwóch miesiącach. Kiedy dożynki, na których sępoleński komendant odznaczy Wojciecha K. medalami? Ma się rozumieć za uratowanie od ewentualnego narkotyzowania się 173 tysięcy osób!, jak się okazuje nie tylko z Prądów i reszty Bydgoszczy.
Przygotowania do żniw
Zazwyczaj jest tak, że rolnik wie, jakim dysponuje areałem i jak akcentuje swoją produkcję. Jeśli ta wiedza nie jest dla niego tajemna, to i łatwo mu się odnieść do szacowania plonów. Niestety, w przypadku organów ścigania, które nie wiedzą, jaką powierzchnią uprawową dysponują „producenci” marihuany, żniwne rokowania nie mają sensu. Stąd też nie dziwi nagłe poderwanie stróżów prawa na wieść o przeogromnej plantacji narkotykowego zielska, niemal w samym sercu wielkiego miasta. Co ma jednak sępoleńska policja do rejonu nadzorowanego przez bydgoskich kolegów z Błonia? Okazuje się, że bardzo dużo, ponieważ to sępólnianie właśnie zostali żniwiarzami, a w konsekwencji starostami grożących im dożynek. Ta wieść spadła na nich jak grom z jasnego nieba. Natychmiast więc, czyli po dwóch miesiącach od hasła: „kto żyw do żniw”, w te pędy postawili na sztorc stępiałe kosy. I tak to ruszyły przygotowania do nieplanowanych żniw z niewyobrażalnym plonem.
A było to tak. W reakcji na donos 28 czerwca tuż po godzinie 8 sępoleńska policja rozpoczęła przeszukanie mieszkania Moniki G. w niedalekim Przepałkowie, w którym mieszka z Wojciechem K. W lodówce znaleziono 177,8 g ziela konopi. Zgodnie ze spisem rzeczy podpisanym przez policyjnego aspiranta sztabowego w miejscu przeszukania znaleziono dwie reklamówki i dwa woreczki z suszem zielono-brunatnym. Cztery punkty kończy zdanie: „Stan zgodny z dokumentacją fotograficzną”. Poniżej pojawia się piąta pozycja - telefon komórkowy. W tym miejscu więcej rzeczy nie zostało zajętych. Nie ma na to żadnego dokumentu.
Zatrzymanie i...
Wojciech K., kierowca w jednej z bydgoskich firm, przyznał się na miejscu do posiadania zamrożonego zielono-brunatnego suszu. W związku z tym o godz. 9:55 została uruchomiona procedura sporządzania protokołu zatrzymania podejrzanego, które nastąpiło o godz. 10:30. Oficjalną przyczyną było posiadanie środków odurzających w postaci „marihuany” - czyn z art. 62 ust. 1 Ustawy z dnia 29 lipca 2005 roku o przeciwdziałaniu narkomanii oraz obawa ukrycia się lub zacierania śladów przestępstwa. Protokół zakończono o godz. 10:40. O godz. 15:30 podkom. Leszek Śmigiel o powyższych czynnościach zawiadomił prokuratora Adama Andrejczuka z Tucholi.
Niestety, to nie cała chronologia zdarzeń związanych z zatrzymaniem Wojciecha K. Natychmiast po aresztowaniu do akcji wkroczyła partnerka podejrzanego Monika G. Szybka rozmowa z telefonu służbowego policjanta st. asp. Mariusza Chyrchela pomiędzy nią a Wojciechem K. nie pozostawiała złudzeń. Na rychłe odzyskanie wolności potrzeba 2 tysiące złotych. Rozmowa pomiędzy życiowymi partnerami odbyła się ok. godz. 11. Monika G. nie miała innego wyjścia. Odpaliła swój skuter i ruszyła do cioci z Sępólna, bo tylko ona mogła pomóc w odzyskaniu wolności przez partnera proszącego, by poruszyć niebo i ziemię. Irena F. natychmiast zrozumiała palącą potrzebę ulubionej Moniki. W obecności męża Stanisława odliczyła 20 banknotów. Okrągła suma wnet trafiła do rąk kontaktującego się z nią policjanta. Wcześniej jednak, tuż przed godz. 13, w rozmowie telefonicznej odbiorca gotówki ustalił, by spotkali się za 10 minut koniecznie przed parkingiem sępoleńskiej komendy. O godz. 13:10 Monika G. wysłała do policjanta SMS: „Jakby co, to czekam na parkingu przy komendzie.” Wkrótce z nadjeżdżającego auta wysiadł starszy aspirant i razem udali się do budynku wydziału dochodzeniowego. Tam pieniądze zostały przeliczone i zgodnie z zapewnieniem na 99 procent miały sprawić, że zatrzymany Wojciech G. nazajutrz opuści areszt. – Policjant powiedział, że nie dostanę pokwitowania, ponieważ Wojtkowi zostały postawione zarzuty – opisuje okoliczności przekazania pieniędzy policji Monika G.
Z czasem okazało się jednak, że funkcjonuje dokument sporządzony przez sępoleńskich policmajstrów zwany „Protokółem tymczasowego zajęcia mienia ruchomego”. Sporządzono go w murach komendy o godz. 13:10. W przeznaczonej do tego rubryce nie uwzględniono jednak Moniki G., która pożyczone od cioci pieniądze dostarczyła policjantowi. Co ciekawe, autor przedziwnego zajęcia, podobnego do zwyczajnego skoku na kasę, zakończył czynności - uwaga... o godz. 10:25, czyli niemal trzy godziny przed odbiciem się do absurdalnego skoku. Takiej policji strach się bać!
Następnego dnia tucholski asesor Tomasz Krysiński ostatecznie postanowił o zabezpieczeniu majątkowym, zatem kwota pożyczona od Ireny F. trafiła na poczet przyszłych kosztów sądowych.
Niestety, to nie cała chronologia zdarzeń związanych z zatrzymaniem Wojciecha K. Natychmiast po aresztowaniu do akcji wkroczyła partnerka podejrzanego Monika G. Szybka rozmowa z telefonu służbowego policjanta st. asp. Mariusza Chyrchela pomiędzy nią a Wojciechem K. nie pozostawiała złudzeń. Na rychłe odzyskanie wolności potrzeba 2 tysiące złotych. Rozmowa pomiędzy życiowymi partnerami odbyła się ok. godz. 11. Monika G. nie miała innego wyjścia. Odpaliła swój skuter i ruszyła do cioci z Sępólna, bo tylko ona mogła pomóc w odzyskaniu wolności przez partnera proszącego, by poruszyć niebo i ziemię. Irena F. natychmiast zrozumiała palącą potrzebę ulubionej Moniki. W obecności męża Stanisława odliczyła 20 banknotów. Okrągła suma wnet trafiła do rąk kontaktującego się z nią policjanta. Wcześniej jednak, tuż przed godz. 13, w rozmowie telefonicznej odbiorca gotówki ustalił, by spotkali się za 10 minut koniecznie przed parkingiem sępoleńskiej komendy. O godz. 13:10 Monika G. wysłała do policjanta SMS: „Jakby co, to czekam na parkingu przy komendzie.” Wkrótce z nadjeżdżającego auta wysiadł starszy aspirant i razem udali się do budynku wydziału dochodzeniowego. Tam pieniądze zostały przeliczone i zgodnie z zapewnieniem na 99 procent miały sprawić, że zatrzymany Wojciech G. nazajutrz opuści areszt. – Policjant powiedział, że nie dostanę pokwitowania, ponieważ Wojtkowi zostały postawione zarzuty – opisuje okoliczności przekazania pieniędzy policji Monika G.
Z czasem okazało się jednak, że funkcjonuje dokument sporządzony przez sępoleńskich policmajstrów zwany „Protokółem tymczasowego zajęcia mienia ruchomego”. Sporządzono go w murach komendy o godz. 13:10. W przeznaczonej do tego rubryce nie uwzględniono jednak Moniki G., która pożyczone od cioci pieniądze dostarczyła policjantowi. Co ciekawe, autor przedziwnego zajęcia, podobnego do zwyczajnego skoku na kasę, zakończył czynności - uwaga... o godz. 10:25, czyli niemal trzy godziny przed odbiciem się do absurdalnego skoku. Takiej policji strach się bać!
Następnego dnia tucholski asesor Tomasz Krysiński ostatecznie postanowił o zabezpieczeniu majątkowym, zatem kwota pożyczona od Ireny F. trafiła na poczet przyszłych kosztów sądowych.
Wprowadzona w błąd
Procedury dochodzeniowe, uruchamiane przez policję, prokuraturę i sąd są często błyskawiczne i niezrozumiałe dla oskarżonych i ich otoczenia. Nie inaczej było w przypadku Wojciecha K. i Moniki G., która, jak podkreśla, została wprowadzona w błąd przez wspomnianego policjanta. Gdyby usłyszała jasno i od razu, że pieniądze nie uwolnią jej Wojtka, tylko chce je zagarnąć prokuratura, a po niej sąd, nigdy nie przekazywałaby ich na spotkaniu wywołanym w sposób bardzo podejrzany. Co innego, gdyby policjant, lub jak kto woli „policjant”, znalazł je w trakcie przeszukania miejsca zatrzymania podejrzanego lub jego kieszeni.
Po proteście Wojciecha K. z 10 lipca br. względem prokuratury w Tucholi najszybciej na świecie „zabezpieczającej” podstępnie pieniądze, ta, twórczością wspomnianego asesora, odpowiada, że to policjanci „dokonali tymczasowego zajęcia mienia ruchomego w postaci należących do Pana pieniędzy w kwocie 2.000 zł.” Sprawa nie byłaby nadzwyczajna, gdyby ów asesor, którym wysługuje się prokuratura, zwyczajnie nie kłamał. Przecież sępoleńscy policjanci i zapewne również prokuratura tych pieniędzy nie wyjmowali z kieszeni Wojciecha K. Mało tego, podczas zatrzymania policmajstry kazali podejrzanemu opróżnić wszystkie kieszenie. Takich stróżów prawa naprawdę strach się bać!
Oszukani przez fatalnych policjantów czują się małżonkowie Irena i Stanisław. F. W piśmie z dnia 19 lipca br. informują szefową usłużnego asesora Jolantę Cieślewicz, że 28 czerwca ok godz. 12:00 pożyczyli Monice G. 2 tys. zł celem poręczenia majątkowego w zamian za „wolną stopę” Wojciecha K. Niestety, wychodzi na to, że pieniądze powierzone specjalnemu sortowi stróżów prawa dla pani Ireny i jej męża prawem kaduka zwyczajnie przepadły. „Oświadczam, że kategorycznie nie zgadzam się z tym, chcę potwierdzenia wpłaty, gdyż to były moje pieniądze ciężko zapracowane przeze mnie i mojego męża. Żądam wyjaśnienia tej sprawy i wyjaśnienia, jak to się stało, że nie wydano potwierdzenia wpłacenia kwoty 2000 złotych moich pieniędzy przez Monikę G.” – pisze pokrzywdzona pani Irena.
Odpowiedzią na ostry ton pisma cioci Moniki G., adresatka ponownie posłużyła się asesorem. „W sprawie nie ma podstaw, aby ingerować w sferę cywilnoprawną związaną z ustną umową pożyczki pieniędzy w kwocie 2.000 zł, jaką zawarła Pani z Moniką G., oraz zadysponowaniem pieniędzy Wojciechowi K. W związku z powyższym organy procesowe nie mają również podstaw, aby potwierdzić Monice G. wpłatę wskazanej wyżej kwoty, ponieważ nie została ona u niej zajęta. Natomiast takie potwierdzenie otrzymał Wojciech K.”
Nie daj Boże przyszły prokurator, na koniec wyraża nadzieję, że pani Irena uzna sprawę za wyjaśnioną. Tak się jednak nie stało i obok Wojciecha K. małżonkowie Irena i Stanisław F. wnieśli do aktualnego dysponenta zagrabionych pieniędzy - Sądu Rejonowego w Tucholi - stosowne zażalenie. Odpowiedź pewnie w drodze.
Po proteście Wojciecha K. z 10 lipca br. względem prokuratury w Tucholi najszybciej na świecie „zabezpieczającej” podstępnie pieniądze, ta, twórczością wspomnianego asesora, odpowiada, że to policjanci „dokonali tymczasowego zajęcia mienia ruchomego w postaci należących do Pana pieniędzy w kwocie 2.000 zł.” Sprawa nie byłaby nadzwyczajna, gdyby ów asesor, którym wysługuje się prokuratura, zwyczajnie nie kłamał. Przecież sępoleńscy policjanci i zapewne również prokuratura tych pieniędzy nie wyjmowali z kieszeni Wojciecha K. Mało tego, podczas zatrzymania policmajstry kazali podejrzanemu opróżnić wszystkie kieszenie. Takich stróżów prawa naprawdę strach się bać!
Oszukani przez fatalnych policjantów czują się małżonkowie Irena i Stanisław. F. W piśmie z dnia 19 lipca br. informują szefową usłużnego asesora Jolantę Cieślewicz, że 28 czerwca ok godz. 12:00 pożyczyli Monice G. 2 tys. zł celem poręczenia majątkowego w zamian za „wolną stopę” Wojciecha K. Niestety, wychodzi na to, że pieniądze powierzone specjalnemu sortowi stróżów prawa dla pani Ireny i jej męża prawem kaduka zwyczajnie przepadły. „Oświadczam, że kategorycznie nie zgadzam się z tym, chcę potwierdzenia wpłaty, gdyż to były moje pieniądze ciężko zapracowane przeze mnie i mojego męża. Żądam wyjaśnienia tej sprawy i wyjaśnienia, jak to się stało, że nie wydano potwierdzenia wpłacenia kwoty 2000 złotych moich pieniędzy przez Monikę G.” – pisze pokrzywdzona pani Irena.
Odpowiedzią na ostry ton pisma cioci Moniki G., adresatka ponownie posłużyła się asesorem. „W sprawie nie ma podstaw, aby ingerować w sferę cywilnoprawną związaną z ustną umową pożyczki pieniędzy w kwocie 2.000 zł, jaką zawarła Pani z Moniką G., oraz zadysponowaniem pieniędzy Wojciechowi K. W związku z powyższym organy procesowe nie mają również podstaw, aby potwierdzić Monice G. wpłatę wskazanej wyżej kwoty, ponieważ nie została ona u niej zajęta. Natomiast takie potwierdzenie otrzymał Wojciech K.”
Nie daj Boże przyszły prokurator, na koniec wyraża nadzieję, że pani Irena uzna sprawę za wyjaśnioną. Tak się jednak nie stało i obok Wojciecha K. małżonkowie Irena i Stanisław F. wnieśli do aktualnego dysponenta zagrabionych pieniędzy - Sądu Rejonowego w Tucholi - stosowne zażalenie. Odpowiedź pewnie w drodze.
Święto plonów
Jako się rzekło, obfite plony konopi indyjskich na polu w pobliżu starej bydgoskiej oczyszczalni ścieków, nieopodal Lisiego Ogona stały się własnością sępoleńskiej policji zamiast koleżków z bydgoskich Błoni. Ale nie od razu. Organizacja żniw trwała aż do 14 sierpnia. Dopiero tego dnia policja łaskawie zjawiła się na polu z 3640 krzewami z marihuaną. Ile ich tam rosło przed heroiczną akcją tak zwanych stróżów prawa? Ilu panów Wojciechów pokusiło się na skorzystanie z darmowej „maryhy” rosnącej w ogólnie dostępnym miejscu? A kto to wie?
Po tej bulwersującej „akcji” tych wszystkich, w których objęciach jest to śledztwo, można postawić pytanie: co by było, gdyby Wojciech K. nie podpowiedział policjantom, gdzie rosną narkotyczne krzaczory? Czy wtedy kolejna wizytacja sępoleńskiej komendy przez komendanta wojewódzkiego zostałaby zaakcentowana brakiem osiągnięć w zwalczaniu narkomanii? A tak było wczesną wiosną tego roku.
Dożynki wieńczą żniwa i cały dorobek gospodarzy. Ten akurat nie był zbyt wielki, za to hałasu przy tym sporo. Ostatecznie dzięki Wojciechowi K. i donosicielowi zlikwidowano potężną ilość konopi o olbrzymiej wartości. Na 769,9 g zamrożonego zielska, nie suszu, jak podaje policja, wyselekcjonowano 177,8 g konopi niewłóknistych. Według skromnych wyliczeń z plonu zebranego przez policjantów można by uzyskać 173 kg suszonej marihuany. Przy założeniu, że za 1 gram trzeba zapłacić 30 zł, to wartość znacznie przekracza 5 milionów złotych! Obfite żniwa 173 tys. działek marihuany i huczne dożynki. Tylko dzięki komu?
Po tej bulwersującej „akcji” tych wszystkich, w których objęciach jest to śledztwo, można postawić pytanie: co by było, gdyby Wojciech K. nie podpowiedział policjantom, gdzie rosną narkotyczne krzaczory? Czy wtedy kolejna wizytacja sępoleńskiej komendy przez komendanta wojewódzkiego zostałaby zaakcentowana brakiem osiągnięć w zwalczaniu narkomanii? A tak było wczesną wiosną tego roku.
Dożynki wieńczą żniwa i cały dorobek gospodarzy. Ten akurat nie był zbyt wielki, za to hałasu przy tym sporo. Ostatecznie dzięki Wojciechowi K. i donosicielowi zlikwidowano potężną ilość konopi o olbrzymiej wartości. Na 769,9 g zamrożonego zielska, nie suszu, jak podaje policja, wyselekcjonowano 177,8 g konopi niewłóknistych. Według skromnych wyliczeń z plonu zebranego przez policjantów można by uzyskać 173 kg suszonej marihuany. Przy założeniu, że za 1 gram trzeba zapłacić 30 zł, to wartość znacznie przekracza 5 milionów złotych! Obfite żniwa 173 tys. działek marihuany i huczne dożynki. Tylko dzięki komu?