14. kolejka. Pod wiatr i z wiatrem ruszyła runda wiosenna

Robert Lida, Robert Środecki, Jacek Grabowski, Piotr Pankanin, 30 marzec 2012, 00:23
Średnia: 0.0 (0 głosów)
25 marca na boiskach powiatu sępoleńskiego zainaugurowano rundę wiosenną piłkarskiej ligi powiatowej sezonu 2011/2012. Wszystkie mecze były interesujące. Wszędzie hulał porwisty wiatr i słyszalna była tendencja coraz ladniejszej mowy. Wulgaryzmy powoli znikają i tylko patrzeć, jak znikną na zawsze. Wielkie dzięki chłopaki!
14. kolejka. Pod wiatr i z wiatrem ruszyła runda wiosenna

Mecz Fireman Zabartowo-Pęperzyn - Zryw Dąbrówka. Fot. Piotr Pankanin

MTK Orzeł Dąbrowa - Victoria Orzełek 1:1 (0:0)

Bramki: Bartłomiej Wojtkowiak (Dąbrowa). Marcin Szreder (Orzełek). Żk. Grzegorz Paszylk (czwarta żółta kartka) (Dąbrowa). Marcin Szreder (Orzełek). Sędzia Arkadiusz Gnaś.

– Każdy remis bierzemy w ciemno – powiedział nam przed meczem kierownik zespołu z Orzełka, Kazimierz Dobber. Faworytem spotkania byli gospodarze. Taką teorię stawiano na podstawie tego, co zespoły prezentowały jesienią. Victorii odpadł od nazwy Obkas, który utworzył własny zespół. Szczególnie „krwawiła” obrona po stracie Jacka Kołtonowskiego, podpory tej formacji. Mimo wszystko grupa stałych i wiernych kibiców obejrzała ciekawy pojedynek. Obie drużyny stawiają na młodzież. W bramce Orła pojawił się sprowadzony z Realu (na razie tego w Radzimiu) Kamil Bryś. Mimo młodego wieku dobrze wypełniał swoje obowiązki. Debiut w tym meczu zaliczył też sędzia Arkadiusz Gnaś z Sępólna.  Z tremą jakoś sobie poradził, ale trudno pracować na boisku, kiedy wokół niego jest jeszcze kilkudziesięciu ,,sędziów”.
Pierwsza połowa była bardzo wyrównana. Akcje kończyły się najczęściej na linii pola karnego, ale nie brakowało celnych strzałów. Zarówno debiutant Bryś, jak i „Czapi” Czapiewski swój fach znają i nie dali się zaskoczyć. Victoria ma w swoich szeregach zawodnika, który sam potrafi przesądzić o losach meczu. Oczywiście mowa tu o popularnym „Paszczaku”, czyli Marcinie Szrederze. W 50. minucie zobaczyliśmy akcję godną pokazywania w telewizji i to nie tylko osiedlowej. Krzysztof Myszkowski  30-metrowym podaniem do nogi posłał Szredera w bój, a ten mimo asysty dwóch obrońców, w pełnym biegu znalazł się sam na sam z Brysiem. Poczekał, aż bramkarz się położy i spokojnie wpakował piłkę do bramki. Goście od tej chwili cofnęli się do obrony, licząc na kontrataki. Piłkarze z Dąbrowy  bezskutecznie oblegali bramkę przyjezdnych aż do 78. minuty. Podczas wykonywania rzutu rożnego, w potwornym tłoku na polu karnym najwyżej wyskoczył Bartek Wojtkowiak i zdobył wyrównującą bramkę. Jeszcze w ostatniej minucie spotkania wszyscy kibice wstali z ławek i wbiegli na boisko. Szreder wykonywał rzut wolny sprzed linii pola karnego.  W wielu przypadkach jest to równoznaczne z bramką, ale nie tym razem. Piłka łukiem ominęła mur, ale była zbyt słabo uderzona, aby zaskoczyć bramkarza. Mecz zakończył się podziałem punktów.

Zobacz zdjęcia


HZ Zamarte - Real Radzim 5:1 (4:0)

Bramki: Daniel Herman 2, Grzegorz Landowski 2, Błażej Odyja (Zamarte). Rafał Kowalski (Radzim). Żk. Arkadiusz Szulc Zamarte. Sędzia Kazimierz Linke.

Po wielu przygodach z udziałem  Realu zastanawialiśmy się, czy piłkarze z Radzimia przestawili swoje zegarki na czas letni. Na mecz do dalekiej Moszczenicy przyjechali mocno spóźnieni, ale za to w 15-osobowym składzie i pokazali się z dobrej strony. Gospodarze mieli jeszcze w pamięci mecz z rundy jesiennej, kiedy to potwornie męczyli się, aby wygrać 5:4. Tym razem Real, w którym pojawiło się sporo nowych i młodych twarzy również postawił twarde warunki choć wynik na to nie wskazuje. Od pierwszego gwizdka obydwa zespoły prowadziły otwartą grę. Dośrodkowania w pole karne drużyny z Zamartego narobiły sporo bałaganu w jej obronie. Wystarczy powiedzieć, że goście wykonywali cztery rzuty rożne po kolei. Zanim gospodarze wybudzili się ze snu zimowego, upłynął kwadrans gry. Pierwszy celny strzał na bramkę Najdowskiego oddał Daniel Herman. Bramkarz gości był jednak na posterunku. „Ziemniaki” podkręciły tempo  i obrona Realu była bezradna. Pierwsze trafienie należało do Błażeja Odyi, który popisał się efektowną główką. Chwilę później przypadkowy faul na Hermanie zakończył się skutecznym rzutem karnym. Poszkodowany był też autorem bramki numer 3. Kolejne trafienie zaliczył Grzegorz Landowski.  Czterobramkowe prowadzenie miało wpływ na przebieg gry w drugiej połowie. Ta część gry zakończyła się wynikiem 1:1. Goście zagrali odważnie i bez skrupułów. Niestety, to ich zgubiło. O ile z przodu sytuacja wygląda całkiem przyzwoicie, to w obronie coś trzeba jaszcze poprawić. Jeśli ekipa z Radzimia utrzyma jako taką dyscyplinę taktyczną, a w parze za tym pójdzie zgranie, to nie będzie już  chłopcem do bicia. Warto podkreślić, że goście nie zobaczyli w tym meczu żadnej kartki. To chyba pierwszy przypadek w historii tego zespołu.

Zobacz zdjęcia


Obrol Obkas - LZS Płocicz 1:0 (1:0)

Bramka Dawid Wierzchucki. Żk. Wojciech Fertykowski, Kamil Herman (Obkas).  Przemysław Kalla (Płocicz, trzecia żółta kartka). Sędzia Stanisław Żekiecki.

Mecz oglądało ok. dziewięćdziesięciu kibiców. Tak wielu widzów inne drużyny mogą tylko pozazdrościć. Od początku obydwa zespoły walczyły łeb w łeb. Mimo kilku ciekawych akcji w wykonaniu Dawida Wierzchuckiego z Obkasu, przez pierwsze dwadzieścia minut  optymalną przewagę mieli przyjezdni. Dopiero po dwóch kwadransach Wierzchucki zdołał przebrnąć przez sito obrońców Płocicza i przy wsparciu szybkiego Seweryna Lewińskiego zdobył pierwszą bramkę dla miejscowych. Swój dzień miał także Józek Rękiewicz, który po zmianie pozycji, jako napastnik radził sobie znakomicie. Kilka ciekawych akcji w jego wykonaniu bardzo często niwelował Krystian Kowalski - bramkarz z Obkasu. Po przerwie, tak jak przyjezdni przed przerwą, miejscowi byli w gorszej sytuacji, gdyż tego dnia wiatr nie pozwalał na rozwinięcie skrzydeł. Gra nadal była wyrównana. Goście mieli nie lada problem, gdyż ich rywale mieli na koncie już jedną strzeloną bramkę. Sytuacja mogła ulec zmianie. Rzut wolny po faulu na Rękiewiczu nie przyniósł oczekiwanych zmian w punktacji. Dopiero po kilkunastu minutach Rafał Pokora z dwudziestego metra w pięknym stylu posłał piłkę w kierunku bramki miejscowych. Mimo znakomitych umiejętności, piłka uderzyła w lewy słupek. Jego kolega Jacek Tryk mógł również zmienić wynik, lecz futbolówka uderzyła  w poprzeczkę. Rozpłoch nie dawał za wygraną. Na przemian z rywalami walczył do samego końca o każdy metr boiska. Z opinii kibiców wywnioskować można, że mało kto wierzył, że beniaminek wygra ten mecz. Najsprawiedliwszy byłby remis, lecz wygrana Obkasu jest jak najbardziej zasłużona.

Zobacz zdjęcia


Mastel Lutowo - Fuks Wielowicz 1:4 (0:0)

Bramki: Damian Nawrocki 3, Jakub Dobrzański (Wielowicz). Krzysztof Prasał (Lutowo). Żk. Bogdan Szydeł (trzecia żółta kartka) Lutowo. Czk. Leszek Szydeł (1 mecz dyskwalifikacji) Lutowo. Sędzia Wiesław Jarząb.

W Lutowie bojowo nastawieni gospodarze podejmowali lidera i głównego faworyta rozgrywek. Pierwsza odsłona zakończona wynikiem bezbramkowym nie zwiastowała wysokiej porażki gospodarzy. Worek z bramkami rozwiązał się dopiero w drugiej połowie. W 55. minucie składną akcję całego zespołu na gola zamienił Damian Nawrocki. Najlepszy zawodnik na boisku w pełnym biegu przyjął piłkę na klatkę piersiową, z dziecinną łatwością minął obrońców gospodarzy i precyzyjnym strzałem umieścił piłkę w siatce. 5 minut później wydawało się, że już jest po meczu. Czerwony kartonik zobaczył Leszek Szydeł. Kapitan miejscowych sfaulował napastnika Fuksa wychodzącego na czystą pozycję. Napór gości wzrastał ale ku uciesze licznej widowni Mastel, pomimo osłabienia, zdołał doprowadzić do wyrównania. Krzysztof Prasał wprowadzony chwilę wcześniej z ławki rezerwowych wykorzystał idealne dośrodkowanie  i strzałem głową z najbliższej odległości pokonał bramkarza gości. Po strzeleniu wyrównującego gola gospodarze zwarli szyki obronne. Za wszelką cenę chcieli remis dowieźć do końca spotkania. Ta sztuka im się nie udała. W ciągu czterech minut Fuks dwukrotnie rozmontował obronę przeciwników. Najpierw na listę strzelców wpisał się Jakub Dobrzański, który sprytnym strzałem przelobował bramkarza gospodarzy, a potem silnym uderzeniem z narożnika pola karnego popisał się Damian Nawrocki. Popularny ,,Napli” pięć minut przed końcowym gwizdkiem arbitra  po raz trzeci wpisał się na listę strzelców, kompletując hat tricka. Trudno uwierzyć, że ten młody chłopak nie gra jeszcze w wyższej klasie rozgrywkowej. Nawrocki to talent czystej wody. Udowadnia to w każdym kolejnym spotkaniu, drugi sezon z rzędu. Ten młokos jest świetnie wyszkolony technicznie, umie zaskoczyć strzałem  z dystansu, nie boi się pojedynków  i nie ma kompleksów w starciach z przeciwnikami o lepszych warunkach fizycznych. Nawrocki nie  pasuje poziomem do ligi powiatowej,  a bramki, które strzela, nie są dziełem przypadku. Trzeba również podkreślić dobrą postawę gospodarzy, którzy w pierwszej połowie zastosowali pressing i nie pozwalali gościom rozwinąć skrzydeł. Dopiero gdy zabrakło im sił, Fuks zaczął dominować. Gospodarze mieli swoje szanse bramkowe, ale w polu karnym napastnikom brakowało wyrachowania i zimnej krwi. Można pokusić się o stwierdzenie, że w niedzielę w Lutowie spotkały się dwie najlepsze drużyny ligi. Czy zatem jest ktoś, kto zatrzyma rozpędzonego Fuksa? Dla wielu kibiców jakakolwiek strata punktów przez lidera będzie ogromną niespodzianką.

Zobacz zdjęcia

KS Kawle - Sosenka Sośno 1:5 (0:3)

Bramki: Ariel Stremlau 3, Damian Twardy, Dawid Wardziński (Sośno). Mateusz Wójcicki (Kawle). Żk. Emilian Wilczek (Kawle, trzecia żółta kartka). Adam Głowacki (Sośno). Sędzia Wiesław Jarząb.

Rundę wiosenną katastrofalnie zainaugurowali  podopieczni Janusza Nowaczyka. Gospodarze  doznali sromotnej klęski, chociaż końcowy wynik nie odzwierciedla tego, co działo się na boisku. Dłuższymi fragmentami gospodarze byli równorzędnym przeciwnikiem dla skutecznych graczy z Sośna. Brakowało im szczęścia i skuteczności. Goście byli szybsi i bardziej zdecydowani. Już w pierwszej połowie zaaplikowali gospodarzom 3 bramki. Dwukrotnie na listę strzelców wpisał się  Ariel Stremlau, a jedno trafienie zanotował na swoim koncie Damian Twardy. – Ja jestem szybki, ale za napastnikami z Sośna nie mogę nadążyć – mówił jeden z defensorów gospodarzy.  W przerwie opiekun miejscowych mobilizował swoich podopiecznych do walki. Mówił, że trzeba zaatakować, bo nie ma już nic do stracenia. Poskutkowało, ponieważ w ciągu kilku minut  gospodarze kilkakrotnie zagrozili bramce gości. W 65. minucie sędzia Wiesław Jarząb dopatrzył się zagrania ręką w polu karnym i podyktował rzut karny dla Kawli. Do piłki podszedł Kamil Nowaczyk. Popularny ,,Ziula” strzelił zbyt lekko. Doświadczony bramkarz Sosenki z obroną tego uderzenianie miał najmniejszych problemów. Kwadrans przed zakończeniem spotkania gospodarzom udało się zdobyć honorową bramkę. W dużym zamieszaniu w polu karnym do piłki podbiegł Mateusz Wójcicki i strzałem głową przelobował bramkarza. Goście, którzy kontrolowali przebieg  wydarzeń na boisku, wyprowadzali groźne kontry. Jedna z nich zakończyła się celnym strzałem Dawida Wardzińskiego. W ostatniej minucie wynik ustalił Ariel Stremlau. Napastnik gości, strzelając z dystansu, wrzucił futbolówkę za kołnierz zaskoczonego bramkarza. Duże znaczenie przy tym trafieniu miał porywisty podmuch wiatru. Inauguracja rundy wiosennej w Kawlach wypadła zdecydowanie poniżej oczekiwań i możliwości miejscowych zawodników.

Zobacz zdjęcia


Time Lubcza  - Tom-Dach Sitno 3:1 (1:1)

Bramki: Rafał Trzósło, Krystian Draber, Tomasz Fifielski (Lubcza). Łukasz Głomski (Sitno). Żk. Marek Migawa, Rafał Trzósło, Mariusz Bronowicki Lubcza. Sędzia Marcin Lica.
Jeszcze niedawno wynik meczu obu drużyn można było przewidzieć ze dwa kwartały wcześniej. Teraz nie było to takie proste. Wprawdzie Time korzysta  z usług dobrych piłkarzy z rozmontowanych drużyn Runowa i Wituni,  to jednak chłopaki z Sitna, grając teoretycznie dużo słabszym składem, w ciemię bici już dawno nie są. Pierwszy gol dla Time, drużyny ustawionej według koncepcji Sebastiana Fifielskiego, miał ustawić mecz. Jednak po strzale w 5. min Rafała Trzósły przewagi w polu chłopaków z Lubczy próżno było szukać. Przeciwnie, w obliczu wielu błędów w drodze na pole karne rywali, do głosu zaczęli dochodzić goście. Efektem rozważnej gry był gol z 20. min, zdobyty przez Łukasza Głomskiego po błędzie bramkarza Artura Bednarskiego. Niestety, na tym Tom-Dach zamknął dobrze zapowiadającą się opowieść o skuteczności. A przy odrobinie uwagi poświęconej pozycjom spalonym wynik byłby o wiele lepszy. Reszta należała już jednak wyłącznie do piłkarzy Time. Najpierw w 54. min   Michała Nowickiego pokonał Krystian Draber, by w 8. min na listę strzelców wpisał się sam Tomasz Fifielski. W totalnym młynie pod bramką gości ostatnie słowo należało do prezesa powiatówki. Czy był dumny? Trudno powiedzieć, w każdym razie do kolegów podbiegł wieloskokiem, a  wysokość każdego oscylowała spokojnie w granicach rekordu Lubczy. Zważywszy na wyraźnie zimową jeszcze wagę niespodzianego strzelca, zarówno gol, jaki i powietrzna ekwilibrystyka, muszą budzić podziw.
Pomimo porażki Tom-Dach nie zawiódł. Drużyna gra coraz lepiej, a przy nieco spokojniejszych atakach (brak dyrygenta zza linii autowej),  jej napastnicy mogą być niebezpieczni dla każdego przeciwnika.

Zobacz zdjęcia


Fireman Zabartowo/Pęperzyn - Zryw Dąbrówka 3:2 (1:0)

Bramki: Adrian Łabuszewski 2, Piotr Piotrowski (Zabartowo). Mateusz Adamczyk, Tomasz Maculewicz (Dąbrówka). Żk. Paweł Szołdra, Adrian Łabuszewski, Jarosław Ratkowski (Zabartowo). Mateusz Adamczyk  (Dąbrówka). Sędzia: Marcin Lica.

Kto wygra mecz? Na to głośne zapytanie padały zgodne odpowiedzi z ust zawodników obu drużyn. I o to chodzi w całej tej przecudnej piłkarskiej zabawie o lekko, choć czasami mocniej, sportowym akcencie. Trudno sobie wyobrazić, żeby któraś z drużyn wydała okrzyk:  „oni” - wskazując na rywali.
Przed inauguracją wiosennej rundy na nowiuteńkim boisku w Pęperzynie - chwała za to burmistrzowi Pawłowi Toczce - niewiele brakowało, aby obie drużyny miały rację. Gospodarze wybiegli na nową płytę w eksperymentalnym składzie, którym rządzi przede wszystkim młodość. Goście przyjechali  do Pęperzyna przetrzebieni, bez kilku podstawowych zawodników pracujących na chleb za granicami Polski. Dość powiedzieć, że w Pęperzynie pojawił się tylko Sebastian ze świetnego klanu braci Bosiackich. Prawda jest taka, że grał on za trzech, będąc zawodnikiem przewyższającym całą resztę o jakieś dwie klasy. No, ale jeden Sebastian, nawet gdyby sprowadzić go do kwadratu, meczu nie wygra. Tym bardziej że kąsanie napastników drużyny prezesa Henryka Żmudy Trzebiatowskiego (sędziował z chorągiewką) nie było zbyt regularne. W przeciwieństwie do gospodarzy rozochoconych prowadzeniem od 32. min po pięknej akcji lewą stroną zakończonej precyzyjnym strzałem Piotra Piotrowskiego.
Po przerwie już w 52. min Adrian Łobuszewski zwiększył prowadzenie Firemana. Od tego momentu emocje niespodziewanie zaczęły rosnąć. Gospodarze uśpieni prowadzeniem oddawali inicjatywę Zrywowi. Po ładnych akcjach wykończonych strzałami Łukasza Adamczyka i Tomasza Maculewicza, tuż przed upływem regulaminowego czasu gry, gospodarze wyrównali. Zwycięski gol padł w 96. min także po strzale Adriana Łobuszewskiego  i rozpaczliwej interwencji dobrego bramkarza Zrywu Macieja Krausnika.

Zobacz zdjęcia


Tabela

1. Fuks Wielowicz 13 37 55-14
2. Time Lubcza  13 28 39-16
3. Mastel Lutowo  13  28 33-20
4. MTK Orzeł Dąbrowa   13 22 34-24
5. Sosenka Sośno   13 22 33-29
6. HZ Zamarte   13 22 33-38
7. Tom-Dach Sitno  13 20 36-31 
8. Victoria Orzełek  13  18 32-25
9. KS Kawle 13 13 30-29
10. LZS Płocicz  13 13 23-29
11. Fireman Zabartowo/Pęperzyn   13 12 20-37
12. Zryw Dąbrówka   13 5 32-45
13. Obrol Obkas   1 3 1-0
14. Real Radzim  13 0 11-75


Najlepsi strzelcy:
19 bramek Damian Nawrocki Wielowicz, 14 bramek Arkadiusz Grochowski Wielowicz, 13 bramek Marcin Szreder Orzełek, 11 Bogdan Szydeł Lutowo, 10 Arkadiusz Szulc Zamarte.