A wrzesień był tak piękny tego roku… (1)
Przełom sierpnia i września jest zawsze taki sam. Ślady, które zostawia, są nie do podrobienia. Pola z liniami papilarnymi bruzd i skib, powstałych po oraniu ziemi, to jego odciski palców. Ani przednówek, ani wiosna czy lato takich nie zostawiają. Słońce jeszcze praży, po roli kręcą się chłopi, a ich ojcowizny - poszatkowane, częściowo już przeorane, niemal wszystkie pokoszone - wysyłają jeden tylko, bijący w oczy komunikat: koniec wakacji. I wtedy już nawet nie że człowiek wie o tym, ale wręcz czuje to patrząc na pola. Bo czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. A po żniwach nagle zaczyna być widać wyraźnie, że lato się kończy. I robi się ciężko na sercu. Ja miałem tak zawsze i wiem, że wiele dzieciaków czuje i czuło podobnie. To prawidłowość uniwersalna, niezależna od czasu. No, ale akurat przełom sierpnia i września 1939 roku to przecież znacznie więcej, niż odwieczny uczniowski dramat, prawda?
Oprócz nieubłaganie zbliżającej się szkoły, co psuło humor najmłodszym, w powietrzu unosiło się wtedy coś jeszcze. Coś złowróżbnego, zdecydowanie poważniejszego, jakaś nerwowość, taki psychiczny odpowiednik kamyka w bucie. Nawet niejeden z tych małorolnych, co to z kosą u boku uciekał przed żarem w cień, myślami błądził gdzie indziej. Czekał jakby - ale na co? Na najgorsze. Na szkołę? Litości, na jaką szkołę? On na tej miedzy, sklepikarze wpatrzeni w witryny, urzędnicy na stołkach, niektórzy w radości, a inni w smutku, obiboki szlifując bruk- wszyscy czekali na wojnę, wszyscy czekali na cios.
Łudzono się, że wojna co najwyżej przejdzie bokiem jak burza. Gdzieś walnie, rąbnie, ktoś naje się strachu, komuś stanie się krzywda, ale to chwilowe, to przejdzie. Chyba tylko nieliczni wierzyli w bezkonfliktowe zakopanie polsko-niemieckiej kości niezgody. Przecież szczekano i podgryzano się już od jakiegoś czasu. Władze starały się normalizować sytuację, ale ludzie byli nie w ciemię bici. Już mniej więcej 20 sierpnia urzędnicy i mundurowi otrzymali polecenie ewakuacji swoich rodzin. W dniach 30 i 31 sierpnia wszystkim nauczycielom w powiecie wypłacono pensję za wrzesień i kolejne 3 miesiące. Jednocześnie skonfiskowano na rzecz armii prywatne samochody, zaminowano niektóre mosty, ogłoszono powszechną mobilizację, a na 1 września zwołano na sępoleńskim stadionie pobór koni dla wojska. Tym samym każdy niewierny Tomasz otrzymywał co rusz nowe dowody na to, że sytuacja robi się jednak naprawdę poważna.
W tym samym czasie, gdy ludzie podczas rozmów wyrażali powszechne zresztą przekonanie, że wojna byłaby dla Niemiec samobójstwem, wrogie oddziały zajmowały pozycje wyjściowe do ataku. Niemcy nie byli do końca pewni, z jakim oporem mogą się spotkać po przekroczeniu granicy. Komunikat dowództwa 4. Armii z 19 sierpnia donosił: „W Sępólnie znajduje się wzmocniona straż graniczna, drogi są zabezpieczone zaporami, a most kolejowy przygotowany do wysadzenia. W Więcborku znajduje się sztab pułku i kompania Obrony Narodowej. Pułk jest rozmieszczony w rejonie Runowo - Zabartowo. Ponadto w rejonie Więcbork - Runowo - Wąwelno znajdują się trzy baterie (artylerii) i dwa, trzy szwadrony (kawalerii). […] W Kamieniu straż graniczna i legia akademicka. W rejonie Zamarte saperzy budują zasieki z drutu i zapory”. Jeśli chodzi o rozpoznanie ilości polskich sił, były to dane przeszacowane, nieodpowiadające rzeczywistości i jednocześnie - w gruncie rzeczy - nieistotne. Po drugiej stronie granicy, biegnącej wówczas kilka kilometrów od Sępólna, Niemcy skoncentrowali bowiem siły zdolne do przełamania każdej linii obrony. Nawet gdyby ten wzięty z kapelusza pułk piechoty zamienić na dywizję, obraz walk pozostałby taki sam.
Główne uderzenie całej niemieckiej 4. Armii miało koncentrować się w wąskim, około 80-kilometrowym pasie Człuchów - Debrzno - Złotów - Krajenka - Piła1. Kluczową rolę wyznaczono tu XIX Korpusowi Pancernemu gen. Guderiana, który miał wykonać decydujący atak pomiędzy Chojnicami a Sępólnem. W samym Korpusie punkt ciężkości natarcia znajdował się na prawym skrzydle. Prawie 400 zgromadzonych tam czołgów miało przelać się przez obszar pomiędzy Kamionką a Sępolną i przeć do przodu bez względu na sytuację na swoich flankach. Prawe skrzydło korpusu asekurował nie mniej silny II Korpus Armijny. Jego celem wybrano wpierw linię wzgórz na wschód od szosy Sępólno - Więcbork, skąd oddziały natychmiast miałyby skierować się na linię Jezior Koronowskich w rejonie Buszkowa.
Nieprzyjaciel miał duże szczęście. Naprzeciw tak potężnym ugrupowaniom rozlokowano w zasadzie tylko jedną, 9. Dywizję Piechoty wchodzącą w skład Armii „Pomorze”2. Stała ona przed zadaniem niewykonalnym, pomijając już ogromną przewagę liczebną wroga, odpowiadała za obronę odcinka Tuchola - Koronowo, długiego na ponad 60 km! Dowodzący dywizją płk Werobej postanowił większość swoich oddziałów skoncentrować w okolicach Tucholi i Jezior Koronowskich, ponieważ to na pobliskiej Brdzie i Jeziorach opierać się miała pierwsza poważna linia obrony Polaków. I teraz uwaga- pomiędzy rozlokowanymi jednostkami (35. pułk piechoty na północy i 22. pułk na południu, spójrz na mapkę) istniała nieobsadzona luka około 20-kilometrowej długości, obejmująca obszar pomiędzy Kamionką a Sępolną. Ha, to ci dopiero zrządzenie losu… Obszar, w który zgodnie z planem miały się wlać niemieckie tanki, został pozbawiony obrony. Pierwsze stanowisko polskie na wysokości luki znajdowało się w okolicach Wielkiej Klonii. Była to kompania piechoty plus pluton ckm i 2 działa przeciwpancerne - razem około 290 żołnierzy. Mizeria. I tam, na nich właśnie miała runąć 3. Dywizja Pancerna gen. von Schweppenburga, klejnot w koronie XIX Korpusu.
Przed czatą w Wielkiej Kloni znajdowały się, pełniąc funkcje zwiadowcze, dwa mniejsze oddziały - grupa kolarzy w Trzcianach i grupa kawalerzystów w okolicach Kamienia. Na terenie dzisiejszego powiatu sępoleńskiego w chwili wybuchu wojny z większych oddziałów Wojska Polskiego znajdował się tylko Oddział Wydzielony mjr. Poborowskiego3, rozlokowany między Więcborkiem, Sypniewem a Śmiłowem, vis a vis II Korpusu Armijnego.
Jeszcze na dwa tygodnie przed wybuchem wojny dowódca Armii Pomorze gen. Bortnowski na pytanie swoich żołnierzy: „Panie generale, czy będzie wojna?”, odpowiedział ze spokojem, że oczekuje się tylko awantury granicznej na Pomorzu, lub zamachu na wolność Gdańska. Po kilkunastu dniach spodziewano się już najgorszego. W Wielkiej Kloni przygotowano stanowiska bojowe, w Wałdowie mieszkańcy wznieśli barykadę, zaminowano okoliczne mosty. Scenariusz nieuchronnego konfliktu był dla polskiego dowództwa jasny: Niemcy atakują, my bronimy się, czekając na kontrofensywę Francuzów i Anglików. Dalej wspólnymi siłami bijemy hitlerowców i wracamy do normalności.
Aż do końca, do 31 sierpnia trwało jeszcze rozstawianie bierek. Już niedługo mieliśmy przekonać się, czym wróg zaatakuje tutejsze pionki. Swoim pionkiem? Gońcem? A może od razu hetmanem? I kto komu da wówczas szkołę? I kopa?
Przypisy:
1 Na zachodniej granicy Polski Niemcy ulokowali 3 armie: 4, 8, 10. 4 Armia zajmowała odcinek 380 kilometrów od wybrzeża Bałtyku po okolice Piły.
2 Lewe skrzydło XIX Korpusu miało zdobyć Chojnice, bronione dodatkowo przez jednostki Grupy Osłony „Czersk”
3 Był on stosunkowo duży - batalion piechoty, bateria artylerii lekkiej i po plutonie: kawalerii, Straży Granicznej z Dorotowa, oraz dział przeciwpancernych.