Dzienniczek – czyli ile radości potrafi dać facetowi porządna siekiera
Dzienniczek z 1942 roku odkrywa przed nami mnóstwo szczegółów z wojennej codzienności młodziutkiego Andrzeja Komierowskiego. Niewiele w niej luksusów, za to sporo pracy fizycznej, nauki i wchodzenia w dorosłość.
Wśród kilkunastu kalendarzyków oraz dzienniczków jeden wyróżnia się objętością i zawartością. Na jego okładce wyczytamy, że to dzienniczek z roku 1942, ale jak już zajrzymy do środka, to trafimy na miłą niespodziankę (jak banknoty w kieszeniach ciuchów, odnajdywane przypadkiem przy porządkowaniu szafy przed kolejnym sezonem). Dzienniczek co prawda zaczyna się we wspomnianym roku, jednak ostatnie zamieszczone weń notatki pochodzą z lat 50. Niekiedy zapiski są prowadzone mniej skrupulatnie, no ale przynajmniej są. I cieszą oko, cieszą umysł.
W 1942 roku Andrzej Komierowski miał 16 lat. Stał więc w przedsionku. Jeszcze nikt go na siłę nie wypychał z domu w świat, chociaż nikt mu też nie podcierał nosa i nie nosił przy piersi. Zwłaszcza że trwała wojna, która przyspieszała proces dorastania. Komierowskiego z Komierowem łączyły już wtedy tylko listy. Młodzieniec przebywał w Adampolu nad Bugiem u wujostwa Zamoyskich. W notatkach dziedzica jest mowa o wielu osobach, najważniejsi są jednak oni: wuj Konstanty Zamoyski (Tatek), ciocia Natalia Zamoyska (Mama), kuzyn Hieronim Zamoyski (Syn, Synek) i kuzynki Krystyna (Lula) i Basia Zamoyskie. „Mama” i „Tatek” nie były dziełem przypadku. Komierowski wiedział, że jest sierotą. Zamoyscy stali się dla niego najbliższą rodziną.
Jak zatem żyło się Andrzejowi Komierowskiemu w trakcie hitlerowskiej okupacji? Wcale nie po hrabiowsku. Jedenastego stycznia młodzik pisze, że był u komunii w intencji sukcesów w nauce. I bardzo słusznie, ponieważ w tekście można natrafić na kilka poważnych błędów ortograficznych… Pierwsze miesiące 1942 roku upływają mu pod znakiem mrozów, ciągłego rąbania drewna (co stanowiło chyba źródło sporej przyjemności), katarów, czytania książek i nauki. Wszystkim mieszkańcom pałacu z pewnością na długo został w pamięci luty. Na początku miesiąca zepsuła się bowiem pompa, a studniarz, który miał rozwiązać problem, długo się nie pojawiał. Dostęp do wody został ograniczony, co rodziło oczywiste konsekwencje… A pompę naprawiono dopiero w marcu!
Dzienniczek rozpoczyna się inwokacją do Boga. Andrzej Komierowski przez całe życie był człowiekiem wierzącym. Jeszcze w Komierowie został ministrantem, a z zapisków dowiadujemy się, że służył przy ołtarzu i w Adampolu. Pierwszy dzień stycznia opisał w następujący sposób: „Byłem u komunii św. za oj. [ojca?] Byłem u pp. Kossowskich, aby zobaczyć się z Zabczyńskim. Zimno, śnieg pada. Pod wieczór mróz. Służyłem do mszy św. Przeczytałem Haniebny czyn porucznika Herberta Meissnera. Zacząłem Potop Sienkiewicza. Odpisałem do Elżbiety [zapewne Gołębiewskiej - dawnej sekretarki ojca] i Marysi.” Siódmego stycznia zanotował: „Dostanę inną siekierę, bo ta co dostałem na gwiazdkę niemożliwa. Rąbię drzewo w drwalce. Czytam Potop - cudowny. Przepisałem gramatykę. Już to przynajmniej odwalone.” Dziewiątego stycznia mamy ciąg dalszy na temat nauki, lektury i ulubionego narzędzia pracy: „Osiński przyniósł mi siekierę. Wygląda na lepszą. List od Elżbiety [zapewne Gołębiewskiej]. Nosiłem glinę i piasek do pieca na oficynie. Rąbałem drzewo. Czytam Potop. Skończyłem odrabiać lekcje. Zrobiłem łacinę i polski.” Jedenasty stycznia wyglądał tak: „Byłem u komunii na intencję, aby lekcje dobrze szły. Niemcy przyjeżdżają na kwaterunek we czwartek. Odpisałem do Elżbiety [zapewne Gołębiewskiej]. Była zakąska, piłem wódkę. czytam Potop. Już dwa tomy skończyłem. Odrabiam resztę lekcji.” Fragment z 12 stycznia: „220 mrozu. Gonty trzaskają, a ja w półbucikach, bo wysokie w reperacji - najwyższy czas. Pomagam palić w piecach i porąbałem z Dudzikiem 1/3 [lub 1/2] m3 drzewa.” Dopisek pod notatką z 18 stycznia świadczy, że Andrzej nie był już, hm, gołowąsem: „Ogoliłem się po raz trzeci.”
Z czasem wpisy stały się rzadsze. Codzienne relacje zostały zastąpione przez syntezy obejmujące kilka dni, a nawet kilka tygodni. Komierowski nie przestał pracować fizycznie. Ale rąbanie drzewa to jedno. Gdy zrobiło się cieplej, w grę zaczęło też wchodzić żywicowanie drzew. Roboty było sporo, toteż niekiedy młody organizm odchorowywał harówkę. W cytowanych fragmentach widać ponadto, że 16-latek miał już za sobą niewinne przygody z alkoholem. Podobnie było z papierosami. Pierwsze próby palenia, podjęte jeszcze w Komierowie, skończyły się laniem od ojca. Natalia Zamoyska pozwoliła młodemu Komierowskiemu palić latem 1942 roku. Okoliczności pasowania na palacza są opisane w jednej z syntez: „Od 1 VI do 5 VII 1942. Chodzę teraz od 7 do 6 po obiedzie do drwalki rąbać drzewo. Dostaję dniówki 3 zł. Jestem porządnie zmęczony codzień. Wracam od pracy i chodzę grać w tenisa. Kąpię się teraz przed kolacją. 6 VI czuję się pod psem. Jestem strasznie przemęczony. Całe po obiedzie spałem i czuję się trochę lepiej. Przeczytałem Porwanego milionera. Teraz czekam na książkę Na krańcach ziemi i czytam Żmiję. 7 VII byłem u komunii, bo była msza św. za moją matkę. [...] 14 VI pożyczyłem Jance Gruszczyńskiej rower. Mam nadzieję, że mnie zaprosi na wesele. [...] 27 VI brzuch mnie ścina z nóg. Mam straszne boleści nie wiadomo z czego. 28 VI zostaliśmy zaproszeni na wesele. Nie służyłem do mszy św., bo Syn [kuzyn Hieronim Zamoyski] bał się, że zemdleję. Do drugiej byliśmy w Adampolu, a potem pojechaliśmy na [nieczytelne]. Wypiłem 7 kieliszków wódki. O godzinie 1 w obiad Mama pozwoliła mi palić papierosy. Co za radość. Nie mogłem sobie tego uświadomić, że ja palę. Bardzośmy się dobrze bawili. Pierwsze dni było mi głupio palić, ale teraz już nie tak źle.”
W sierpniu 1942 roku w dramatycznych okolicznościach lokatorzy pałacu zostali zmuszeni do opuszczenia Adampola. Andrzej Komierowski wraz z resztą jego rodziny nuklearnej wylądował w Krakowie. Ale o tym opowiem więcej już następnym razem.