Dzienniczka część II. Komierowski w Krakowie i nad morzem
Andrzej Komierowski zamienił sielski Adampol na metropolitalny Kraków.
W grodzie Kraka doczekał końca wojny. Czy wrócił wtedy do Komierowa? Jak w swoim dzienniczku opisał pierwsze lata dorosłości i samodzielności?
Zgodnie z zapowiedzią kontynuujemy przegląd dzienniczka Andrzeja Komierowskiego. Poprzedni artykuł zakończyliśmy na przeprowadzce z Adampola do Krakowa. Zamoyscy wraz z Andrzejem zamieszkali wówczas w niewielkim mieszkaniu przy ul. św. Marka, w kamienicy należącej do Lubomirskich. Początki w nowym miejscu nie należały do najłatwiejszych - zwłaszcza że przenosiny z Adampola nie były planowane. Mimo to naszemu bohaterowi życie w wielkim mieście układa się całkiem dobrze. Komierowski zdaje maturę, rozpoczyna studia, pracuje i poznaje mnóstwo ludzi. Zapiski w dzienniczku nadal mają charakter syntez czynionych po czasie. Widać wiele rzeczy odciągało go od pisania…
Co się wtedy wydarzyło? Rok 1943 przyniósł chyba pierwsze poważne uczucie w życiu 17-letniego wówczas Komierowskiego. Być może nigdy się też nie dowiemy, jak wyjątkowe były wakacje na wsi, o których wspomniał: W sierpniu jadę do Nawojowej i Jasionki - będę pamiętał całe życie. Kolejny rok to przede wszystkim sierpniowa ucieczka do Tyńca. Do dni spędzonych w klasztorze uśmiechnie się pewnie nie raz, gdy pod koniec lat 80. zacznie spisywać swój pamiętnik.
Wpisy uczynione po roku 1945 bywają nostalgiczne i smutne. Komierowskiemu coraz mocniej zdaje się ciążyć brak życiowej kotwicy. Jest pozbawiony domu rodzinnego, jego rodzice nie żyją, najbliżsi, w tym Zamoyscy, zaczynają rozjeżdżać się po kraju, z czasem również po świecie. W Wigilię 1944 roku płacze. Następne święta spędza u zaprzyjaźnionej rodziny Kurzydłów. Jeszcze kolejne upływają mu pod znakiem egzaminów na uczelni. Szczególnie ciężko było mu po wyjeździe z Krakowa do Trójmiasta, gdzie ze wszystkim w sferze zawodowej i prywatnej zaczynał od zera. Z pewnością jest to nieco wypadkową stylu, kondensatu treści, ale druga połowa lat 40. jest w dzienniczku Andrzeja bardzo emocjonalna, bardzo skrajna. Radości sąsiadują ze smutkami, sukcesy z porażkami. Rok 1947 jest jeszcze rokiem bardzo dobrym (we wszystkich cytowanych fragmentach poprawiono nieco ortografię i interpunkcję):
„14 stycznia kończę chwalebnie II rok [studiów] i jadę do Komierowa na imieniny Antosia [Konopczyńskiego]. Wielce spodobaůem sić jego siostrzenicy Basi Wawrzyniak. W kwietniu A. Cheůkowski kupuje sobie motor Triumph 200 cmł skůadamy go razem i w maju jedziemy na okoůo Polski (dobre byůy czasy) Kraków, Jelenia Góra i okolica, Wrocław [nieczytelne], Poznań (Targi), Szczecin, Gdynia, Komierowo, Warszawa, Częstochowa, Kraków. Bez żadnych defektów. Jak będę to czytał za 20 lat, jeśli dożyję, to same wspomnienie na pewno będę się uśmiechał. Lata tak szybko płyną - mnie się wydaje, że to wczoraj było a to już blisko 2 lata temu. Cały czerwiec i prawie lipiec kuję handel rolny i w rezultacie oblewam. Na sierpień Kijek [Stefan Lubomirski] zaprasza mnie do Zakopanego - nic nie mogę napisać, bo będę mu to do końca mego życia pamiętał. Po powrocie egzaminy. Kijek coraz gorzej się czuje - kiszki i zaziębienia. Imieniny w listopadzie rozłożyłem na 2 partie niezbyt to wypadało. Marysia Plater jest dla mnie b. dobra karmi mnie co dzień ciastkami i jabłkami. Mam nowego przyjaciela, z którym się razem uczę i zwierzam ze wszystkich moich bolączek. Bolek mnie zawsze pociesza i potrafi nakłonić mnie do lepszych myśli. W maju sprzedaję moją DKW, ale do dziś nie mam za nią pieniędzy. Na Święta jadę J. G. [Jelenia Góra] i jestem tam na Sylwestra; świetnie się bawię z Tatkiem [Konstantym Zamoyskim] w Hotelu Krakowskim. R. 47 to chyba jeden z najlepszych roków jaki miałem i chyba już takiego nie będę miał w życiu. Dzięki Ci Boże, że mogę w Ciebie wierzyć, że pozwalasz mi w siebie wierzyć i że tyle dajesz mi łask i tak się mną opiekujesz.”
Następne 12 miesięcy było już zdecydowanie mniej udanych. To wtedy Andrzej Komierowski porzuca Kraków dla Trójmiasta, to wtedy umiera Stefan Lubomirski (Kijek):
„Początek roku same imprezy. Po powrocie z Jeleniej zaczynają się bale - kobiety szaleją, Kijek krzyczy „tańczyć, tańczyć...”. [...]
12.2. pożegnanie i wyjazd [z Krakowa do Gdyni], jedna z bardziej przykrych rzeczy.
13.2. Przyjazd do „ziemi obiecanej”. Oj biedny byłem i to bardzo. Sopot Niewiadomskiego 12 pokoik malutki smród bród i ubóstwo i wszystko samemu i nie mam radia i nie ma z kim pogadać - wysadzony kompletnie z siodła, pracy obiecanej nie ma. Ofiarowuję swoje usługi, ale nie potrzebują. Kupuję radio, co mnie trochę uspokaja. [...] Wreszcie 4.3. dostaję posadę u Rummla. Ponieważ pieniędzy już mało a pensja 6000, więc jadam chleb, smalec i herbatę. Staram się o książki w Lublinie, żeby oddali [chodzi o książki Komierowskich, wywiezione z Komierowa przed wybuchem wojny]. Chandra kroczy za mną nieodłącznie. [...] W czerwcu jadę na 3 dni do Krakowa. Idę do Kijka do szpitala - strasznie wygląda, wychodząc popłakałem się jak małe dziecko i to był ostatni raz jak go widziałem [...] Uważam go jako mojego 2go przyjaciela 1szym był Syn, po jego wyjeździe został Kijek i Bolek. Tu na Wybrzeżu nie mam nikogo - to jest więcej niż nieprzyjemne.”
I jeszcze kilka zdań wybranych z dosyć rozbudowanej impresji na temat roku 1949:
„Zaczynamy z Andrzejem [Mańko, który zostanie przyjacielem Andrzeja] obmyślać, jak by kupić motor - wszyscy jeżdżą a my chodzimy piechotą - skandal. I znowu robię drugi raz w życiu głupstwo kupuję ten motor. Zadłużam się po uszy, sprzedaję swoje radyjko i brak pieniędzy na benzynę. Kupno motoru odbywa się oczywiście w czasie największego ruchu w biurze, nie śpię, nie jem, pracuję i oszczędzam na moją nową krowę - Zundapp 800 cm3 z przyczepą - ale radość wielka. [...] W grudniu pracuję fantastycznie; na 23 dni nie śpię circa 10 nocy; chyba jestem stachanowcem - lubię moją pracę i gdyby mi ją odebrano, zrobiono [by] mi największą przykrość. [...] No i tak kończy się rok 1949, którego pierwsza połowa była dość beztroska, pełna nowych doświadczeń, która mnie nauczyła masę nowego o shippingu, trochę przyjemności na motorze i hulanek z Andriuszką. Druga połowa miła bo jesteśmy znów i nareszcie razem [z Zamoyskimi], ale ile zmartwień i nerwów, ale to nic charakter się wyrabia. Tak bym chciał, żeby na całym świecie było dobrze, żeby nie było zawiści i tych ciągłych nerwów wojennych tak bardzo naruszających spokój i równowagę gospodarczą. Chciałbym też by wszystkie granice państw zostały zniesione i bym miał możność zobaczyć świat cały.”
Wpisy w dzienniczku kończą się na 1951 roku. Jeśli zainteresowała cię osoba ostatniego Komierowskiego z pomorskiej gałęzi rodu, masz kilka możliwości poznania dalszego ciągu jego historii. Możesz na przykład odwiedzić Bibliotekę Publiczną w Sępólnie, gdzie znajduje się obszerna kolekcja archiwalna Janiny i Andrzeja Komierowskich. Do połowy stycznia w czytelni biblioteki jest dostępna do oglądania wystawa inspirowana niniejszym dzienniczkiem. Na ponad 20 planszach, które stylizowane są na kartki z rzeczonego dzienniczka, młody Andrzej Komierowski wspomina swoje utracone Komierowo. Uzupełnieniem dwóch ostatnich artykułów i wystawy jest strona internetowa, przedstawiająca w skróconej wersji biografię Andrzeja.
Strona dostępna jest pod adresem www.komierowscy.pl. Wystawa oraz strona powstały w ramach realizacji bibliotecznego projektu „Komierowscy. Wszystkie drogi prowadzą do domu”, dofinansowanego przez Muzeum Historii Polski (program „Patriotyzm Jutra”).