Liga powiatowa
Fuks i Mastel po remisie
Prawo serii rządzi Fuksem Wielowicz. Kolejny remis drużyny z aspiracjami mistrzowskimi tym razem w wyjazdowym spotkaniu z KS Kawle. Pomimo ciągłego prowadzenia, w ostatnich sekundach miejscowi wyrównali. Na to, a najlepiej na pełne potknięcie czekało Lutowo.
HZ Zamarte - Obrol Obkas 2:5 (0:3)
Bramki: Dawid Wierzchucki 2, Adrian Wierzchucki 2, Kacper Szmytkowski Obkas. Błażej Odyja, Adrian Komar Zamarte. Żk. Janusz Trzciński, Arkadiusz Szulc(trzecia kartka), Marcin Gappa (czwarta kartka) Zamarte. Jacek Kołtonowski, Dawid Zawidzki Obkas. Sędzia Marcin Lica.
Wydawało się, że mecz sąsiadów zza miedzy zakończył się już po 20 minutach, ale dwie bramki strzelone przez gospodarzy w ciągu minuty spowodowały, że pojedynek trzymał w napięciu do samego końca. Zamarte straciło pierwszą bramkę już w 9. min po rzucie wolnym podyktowanym za przypadkowe zagranie ręką. W 13. min było już 2:0. Dawid Wierzchucki, mimo asysty dwóch obrońców, przelobował bramkarza, który zbyt odważnie wyszedł na przedpole swojej bramki. Trzecia bramka padła w 20. min, a jej autorem był tym razem drugi z braci Wierzchuckich, Adrian. Gospodarze grali w tym okresie bez wiary, bez pomysłu i z dużym bałaganem w obronie. Z kolei przyjezdni raz po raz konstruowali ciekawe akcje i zgłaszali chęć podwyższenia wyniku. Najdogodniejszą okazję zmarnował w 44. min Dawid Wierzchucki. Po jego strzale efektowną robinsonadą popisał się Krzysztof Mazurkiewicz.
Wydawało się, że już jest po meczu, ale niespodziewany zwrot akcji nastąpił tuż po przerwie. Na boisku pojawił się poobijany w meczu z Płociczem Arkadiusz Szulc, który wprowadził spore ożywienie w grze miejscowych. Po jednej z serii rzutów rożnych najwyżej w górę wyskoczył Błażej Odyja i przepięknym strzałem głową pokonał Kołtonowskiego. Minęło kilkadziesiąt sekund, a bramkarz gości ponownie wyciągał piłkę z siatki. Autorem bramki był tym razem Adrian Komar czyli „Spławik”. Wynik na styku zmotywował piłkarzy z Zamartego do odważniejszych ataków. Niestety, zostali skarceni przez braci Wierzchuckich, którzy ponownie zapisali się w protokole meczowym. Ligowy beniaminek odniósł zasłużone zwycięstwo. Na usprawiedliwienie pokonanych warto dodać, że zagrali oni w mocno rezerwowym składzie.
Wydawało się, że mecz sąsiadów zza miedzy zakończył się już po 20 minutach, ale dwie bramki strzelone przez gospodarzy w ciągu minuty spowodowały, że pojedynek trzymał w napięciu do samego końca. Zamarte straciło pierwszą bramkę już w 9. min po rzucie wolnym podyktowanym za przypadkowe zagranie ręką. W 13. min było już 2:0. Dawid Wierzchucki, mimo asysty dwóch obrońców, przelobował bramkarza, który zbyt odważnie wyszedł na przedpole swojej bramki. Trzecia bramka padła w 20. min, a jej autorem był tym razem drugi z braci Wierzchuckich, Adrian. Gospodarze grali w tym okresie bez wiary, bez pomysłu i z dużym bałaganem w obronie. Z kolei przyjezdni raz po raz konstruowali ciekawe akcje i zgłaszali chęć podwyższenia wyniku. Najdogodniejszą okazję zmarnował w 44. min Dawid Wierzchucki. Po jego strzale efektowną robinsonadą popisał się Krzysztof Mazurkiewicz.
Wydawało się, że już jest po meczu, ale niespodziewany zwrot akcji nastąpił tuż po przerwie. Na boisku pojawił się poobijany w meczu z Płociczem Arkadiusz Szulc, który wprowadził spore ożywienie w grze miejscowych. Po jednej z serii rzutów rożnych najwyżej w górę wyskoczył Błażej Odyja i przepięknym strzałem głową pokonał Kołtonowskiego. Minęło kilkadziesiąt sekund, a bramkarz gości ponownie wyciągał piłkę z siatki. Autorem bramki był tym razem Adrian Komar czyli „Spławik”. Wynik na styku zmotywował piłkarzy z Zamartego do odważniejszych ataków. Niestety, zostali skarceni przez braci Wierzchuckich, którzy ponownie zapisali się w protokole meczowym. Ligowy beniaminek odniósł zasłużone zwycięstwo. Na usprawiedliwienie pokonanych warto dodać, że zagrali oni w mocno rezerwowym składzie.
ZOBACZ ZDJĘCIA
Time Lubcza - Mastel Lutowo 1:1 (1:1)
Bramki: Sebastian Obara Lubcza
Tomasz Olszewski Lutowo. Żk. Jacek Nowak, Mariusz Bronowicki (czwarta kartka), Rafał Trzósło Lubcza. Marcin Szydeł, Bogdan Szydeł (czwarta kartka), Tomasz Olszewski Lutowo. Sędzia Stanisław Żekiecki.
Zwycięzca tego pojedynku miał na wyciągnięcie ręki zbliżyć się do lidera tabeli, który potknął się w Kawlach. Niestety, mecz zakończył się podziałem punktów i zespoły z czuba tabeli zachowały swoje pozycje. Mecz rozegrano na gościnnym boisku w Runowie. Już po 5 minutach goście mogli prowadzić przynajmniej 3:0. Wykorzystali tylko jedną okazję. Tomek Olszewski dobił piłkę, którą „wypluł” bramkarz gospodarzy. Lutowo miało sporą przewagę dzięki ruchliwym pomocnikom: Mierzyńskiemu i Dankowskiemu. Time po pierwszym szoku opanowało nerwy i z każdą minutą gra się wyrównywała. W 23. min piłka zatrzepotała w bramce Lutowa. Po strzale Nowaka w poprzeczkę skutecznie dobijał Wilczyński, któremu niesłusznie odebraliśmy trafienie w ubiegłym tygodniu (błąd w protokole sędziowskim). Niestety, arbiter niedzielnego pojedynku bramki mu nie uznał. Co się odwlecze, to nie uciecze. Minutę później Stanisław Żekiecki wskazał na środek boiska. Ściągnięty specjalnie gdzieś z Polski na ten mecz Sebastian Obara przeprowadził solową akcję lewą stroną i celnie uderzył w długi róg bramki przeciwnika. Później było już tylko gorzej. Adrian Kolasa trafił jeszcze w poprzeczkę, ale sytuacji bramkowych było jak na lekarstwo.
W drugiej części gry boisko opuścił z jednej strony Obara, a z drugiej Dankowski i obu zespołom zaczęło brakować powietrza. Mecz był coraz mniej ciekawy, mnożyły się faule. Mimo usilnych starań nikomu nie udało się rozstrzygnąć go na swoją korzyść. Obiektywnie patrząc, zespołem lepszym
w przekroju całego meczu byli piłkarze Lubczy. Wrażenie artystyczne nie ma jednak w tej dyscyplinie znaczenia. Oba zespoły nie myślą jednak rezygnować z walki o mistrzostwo ligi.
Tomasz Olszewski Lutowo. Żk. Jacek Nowak, Mariusz Bronowicki (czwarta kartka), Rafał Trzósło Lubcza. Marcin Szydeł, Bogdan Szydeł (czwarta kartka), Tomasz Olszewski Lutowo. Sędzia Stanisław Żekiecki.
Zwycięzca tego pojedynku miał na wyciągnięcie ręki zbliżyć się do lidera tabeli, który potknął się w Kawlach. Niestety, mecz zakończył się podziałem punktów i zespoły z czuba tabeli zachowały swoje pozycje. Mecz rozegrano na gościnnym boisku w Runowie. Już po 5 minutach goście mogli prowadzić przynajmniej 3:0. Wykorzystali tylko jedną okazję. Tomek Olszewski dobił piłkę, którą „wypluł” bramkarz gospodarzy. Lutowo miało sporą przewagę dzięki ruchliwym pomocnikom: Mierzyńskiemu i Dankowskiemu. Time po pierwszym szoku opanowało nerwy i z każdą minutą gra się wyrównywała. W 23. min piłka zatrzepotała w bramce Lutowa. Po strzale Nowaka w poprzeczkę skutecznie dobijał Wilczyński, któremu niesłusznie odebraliśmy trafienie w ubiegłym tygodniu (błąd w protokole sędziowskim). Niestety, arbiter niedzielnego pojedynku bramki mu nie uznał. Co się odwlecze, to nie uciecze. Minutę później Stanisław Żekiecki wskazał na środek boiska. Ściągnięty specjalnie gdzieś z Polski na ten mecz Sebastian Obara przeprowadził solową akcję lewą stroną i celnie uderzył w długi róg bramki przeciwnika. Później było już tylko gorzej. Adrian Kolasa trafił jeszcze w poprzeczkę, ale sytuacji bramkowych było jak na lekarstwo.
W drugiej części gry boisko opuścił z jednej strony Obara, a z drugiej Dankowski i obu zespołom zaczęło brakować powietrza. Mecz był coraz mniej ciekawy, mnożyły się faule. Mimo usilnych starań nikomu nie udało się rozstrzygnąć go na swoją korzyść. Obiektywnie patrząc, zespołem lepszym
w przekroju całego meczu byli piłkarze Lubczy. Wrażenie artystyczne nie ma jednak w tej dyscyplinie znaczenia. Oba zespoły nie myślą jednak rezygnować z walki o mistrzostwo ligi.
Victoria Orzełek - Sosenka Sośno 1:4 (0:2)
Bramki: Ariel Stremlau, Przemysław Drobiński, Łukasz Dobrowolski, Dawid Wardziński Sośno. Krzysztof Myszkowski Orzełek. Sędzia Marcin Lica.
Zawodnicy z Orzełka opromienieni wysokimi zwycięstwami z Dąbrówką i Radzimiem w dwóch ostatnich kolejkach zapomnieli, że w niedzielę goszczą rywala z zupełnie innej półki. Sosenka przyjechała do Orzełka po trzy punkty. Już w 12. min Ariel Stremlau wykorzystał dokładne dośrodkowanie z rzutu rożnego i z najbliższej odległości strzałem głową wpakował piłkę do bramki gospodarzy. W 33. min spotkania Przemysław Drobiński strzelił w długi róg i po raz kolejny pokonał bramkarza miejscowych. Pierwsze minuty drugiej połowy zwiastowały zmianę obrazu gry. Gospodarze grający z wiatrem rzucili się na rywala. Za sprawą Krzysztofa Myszkowskiego zdobyli bramkę kontaktową. To wszystko, na co w niedzielę było ich stać. W 65. min pięknym strzałem pod poprzeczkę popisał się Łukasz Dobrowolski, który wyprowadził Sośno na dwubramkowe prowadzenie. Wynik meczu ustalił Dawid Wardziński. Gracz Sosenki popisał się sprytnym strzałem z półobrotu z narożnika pola karnego.
W niedzielne popołudnie Sosenka była drużyną lepszą pod każdym względem. Gospodarze mieli problemy z wyprowadzeniem piłki i wymianą kilku celnych podań. Prawą stroną boiska starał się szarpać Marcin Szreder, ale to było zbyt mało. Szczelna obrona gości spisywała się w niedzielę bez zarzutu. W szeregach gospodarzy wyraźnie brakowało Wojtka Stainborna, zawodnika, który w ostatnich kolejkach sześciokrotnie trafiał do bramki rywali. Orzełek gra chimerycznie, a Sosenka nie schodzi poniżej pewnego dobrego poziomu.
Zawodnicy z Orzełka opromienieni wysokimi zwycięstwami z Dąbrówką i Radzimiem w dwóch ostatnich kolejkach zapomnieli, że w niedzielę goszczą rywala z zupełnie innej półki. Sosenka przyjechała do Orzełka po trzy punkty. Już w 12. min Ariel Stremlau wykorzystał dokładne dośrodkowanie z rzutu rożnego i z najbliższej odległości strzałem głową wpakował piłkę do bramki gospodarzy. W 33. min spotkania Przemysław Drobiński strzelił w długi róg i po raz kolejny pokonał bramkarza miejscowych. Pierwsze minuty drugiej połowy zwiastowały zmianę obrazu gry. Gospodarze grający z wiatrem rzucili się na rywala. Za sprawą Krzysztofa Myszkowskiego zdobyli bramkę kontaktową. To wszystko, na co w niedzielę było ich stać. W 65. min pięknym strzałem pod poprzeczkę popisał się Łukasz Dobrowolski, który wyprowadził Sośno na dwubramkowe prowadzenie. Wynik meczu ustalił Dawid Wardziński. Gracz Sosenki popisał się sprytnym strzałem z półobrotu z narożnika pola karnego.
W niedzielne popołudnie Sosenka była drużyną lepszą pod każdym względem. Gospodarze mieli problemy z wyprowadzeniem piłki i wymianą kilku celnych podań. Prawą stroną boiska starał się szarpać Marcin Szreder, ale to było zbyt mało. Szczelna obrona gości spisywała się w niedzielę bez zarzutu. W szeregach gospodarzy wyraźnie brakowało Wojtka Stainborna, zawodnika, który w ostatnich kolejkach sześciokrotnie trafiał do bramki rywali. Orzełek gra chimerycznie, a Sosenka nie schodzi poniżej pewnego dobrego poziomu.
Zobacz zdjęcia
MTK Orzeł Dąbrowa - Zryw Dąbrówka 4:0 (2:0)
Bramki: Arkadiusz Fridehl 2, Kamil Gbur, Dawid Drogoś. Sędzia Kazimierz Linke.
Od pierwszej do ostatniej minuty niedzielnej potyczki gra toczyła się pod dyktando gospodarzy. Orły z Dąbrowy do przerwy wbili gościom dwie bramki. Na listę strzelców wpisali się Arkadiusz Fridehl i Kamil Gbur. W drugiej połowie obraz gry nie uległ zmianie. Defensorzy gospodarzy z łatwością studzili ofensywne zapędy zawodników z Dąbrówki. Na wysokości zadania stanęli pomocnicy i napastnicy Orła. Prowadzenie miejscowych podwyższył Arek Fridehl. Decydujący cios na kilka minut przed końcowym gwizdkiem arbitra zadał Dawid Drogoś. Gospodarze nie bali się pojedynków jeden na jeden i groźnie strzelali
Od pierwszej do ostatniej minuty niedzielnej potyczki gra toczyła się pod dyktando gospodarzy. Orły z Dąbrowy do przerwy wbili gościom dwie bramki. Na listę strzelców wpisali się Arkadiusz Fridehl i Kamil Gbur. W drugiej połowie obraz gry nie uległ zmianie. Defensorzy gospodarzy z łatwością studzili ofensywne zapędy zawodników z Dąbrówki. Na wysokości zadania stanęli pomocnicy i napastnicy Orła. Prowadzenie miejscowych podwyższył Arek Fridehl. Decydujący cios na kilka minut przed końcowym gwizdkiem arbitra zadał Dawid Drogoś. Gospodarze nie bali się pojedynków jeden na jeden i groźnie strzelali
z dystansu na bramkę strzeżoną przez Macieja Krauśnika. Zryw doznał kolejnej bolesnej porażki i pikuje w dół ligowej tabeli. To tylko cień drużyny, która w ubiegłym sezonie potykała się z Orłem o trzecie miejsce w rozgrywkach. Absencja kilku kluczowych graczy sprawiła, że Zryw z drużyny, z którą trzeba się było liczyć, stał się chłopcem do bicia. Niedzielne zwycięstwo umocniło gospodarzy w ścisłej czołówce tabeli. Na dobrze poukładaną drużynę Orła wszyscy muszą uważać.
Zobacz zdjęcia
KS Kawle - Fuks Wielowicz 2:2 (0:0)
Bramki: Damian Janke, Adrian Nowak Kawle. Damian Nawrocki, Arkadiusz Grochowski Wielowicz. Żk. Andrzej Bardoński, Adrian Nowak, Kamil Nowaczyk (trzecia kartka) Kawle. Sędzia Wiesław Jarząb.
Do trzech razy sztuka. W najbliższą niedzielę okaże się, czy prawo remisowej serii stanie się codziennością w walce o obronę tytułu. Pierwsza połowa meczu wyglądała jak brazylijska telenowela wielu aktorów, nieciekawa fabuła. Walka o trzy punkty była bardzo trudna. Brak Jędrzejewskiego, Tomsy, Wegnera podstawowych obrońców Fuksa oraz środkowego Michasia mógł być powodem straty bramek. Sławomir Szyling z pomocą rezerwowych bardzo dobrze radził sobie w hamowaniu zapędów dobrze grającego Emiliana Wilczka. Do głosu dochodził także Damian Janke z Kawli oraz Damian Nawrocki i Arkadiusz Grochowski z Wielowicza. Po przerwie, w 54. min spotkania pierwszą bramkę strzelił Nawrocki zdobywając tym setnego gola w barwach Fuksa. Kolejne minuty nie przyniosły zaplanowanych rezultatów. Obydwie ekipy bardzo mocno naciskały i z ogromnym zacięciem walczyły o dogodną sytuację do strzału. Marceli Kowalski i Dawid Kmiecik mieli pełne ręce roboty. Ostanie dwadzieścia minut gry rozpoczeło się stratą kolejnej bramki. Faul w polu karnym gospodarzy na „Grocholu” i odgwizdanie przez sędziego jedenastki dało przyjezdnym dwubramkowe prowadzenie. Kilka minut później Damian Janke zapisał się na liście strzelców, dając tym samym Kawlom szansę na upragnione trzy punkty. Bramkarz gości rzucił się w kierunku piłki, lecz nie zdołał jej przechwycić. Od tej pory walka o zwycięstwo okazała się trudniejsza, niżby się mogło wydawać. Waniak, Kwasigroch, Grochowski i Nawrocki na przemian z Wilczkiem, Nowaczykiem i „Muminem” próbowali zwiększyć przewagę, lecz strzały okazywały się niecelne, za słabe lub po prostu bramkarze nie pozwalali, aby futbolówka wdarła się pomiędzy słupki. Jak to w brazylijskich telenowelach bywa, ostatnia minuta jest najciekawsza
Do trzech razy sztuka. W najbliższą niedzielę okaże się, czy prawo remisowej serii stanie się codziennością w walce o obronę tytułu. Pierwsza połowa meczu wyglądała jak brazylijska telenowela wielu aktorów, nieciekawa fabuła. Walka o trzy punkty była bardzo trudna. Brak Jędrzejewskiego, Tomsy, Wegnera podstawowych obrońców Fuksa oraz środkowego Michasia mógł być powodem straty bramek. Sławomir Szyling z pomocą rezerwowych bardzo dobrze radził sobie w hamowaniu zapędów dobrze grającego Emiliana Wilczka. Do głosu dochodził także Damian Janke z Kawli oraz Damian Nawrocki i Arkadiusz Grochowski z Wielowicza. Po przerwie, w 54. min spotkania pierwszą bramkę strzelił Nawrocki zdobywając tym setnego gola w barwach Fuksa. Kolejne minuty nie przyniosły zaplanowanych rezultatów. Obydwie ekipy bardzo mocno naciskały i z ogromnym zacięciem walczyły o dogodną sytuację do strzału. Marceli Kowalski i Dawid Kmiecik mieli pełne ręce roboty. Ostanie dwadzieścia minut gry rozpoczeło się stratą kolejnej bramki. Faul w polu karnym gospodarzy na „Grocholu” i odgwizdanie przez sędziego jedenastki dało przyjezdnym dwubramkowe prowadzenie. Kilka minut później Damian Janke zapisał się na liście strzelców, dając tym samym Kawlom szansę na upragnione trzy punkty. Bramkarz gości rzucił się w kierunku piłki, lecz nie zdołał jej przechwycić. Od tej pory walka o zwycięstwo okazała się trudniejsza, niżby się mogło wydawać. Waniak, Kwasigroch, Grochowski i Nawrocki na przemian z Wilczkiem, Nowaczykiem i „Muminem” próbowali zwiększyć przewagę, lecz strzały okazywały się niecelne, za słabe lub po prostu bramkarze nie pozwalali, aby futbolówka wdarła się pomiędzy słupki. Jak to w brazylijskich telenowelach bywa, ostatnia minuta jest najciekawsza
i każdy o tym wie, że w ciągu sześćdziesięciu sekund wiele może się wydarzyć. I stało się. Podczas zamieszania w polu karnym gości dogodną sytuację do strzału w dziewięćdziesiątej minucie meczu wykorzystał Adrian Nowak, odbierając tym samym Fuksowi dwa punkty z ogólnej klasyfikacji. Pięciopunktowa przewaga lidera nad drugim i trzecim miejscem w ogólnej klasyfikacji nadal pozostaje bez zmian.
Zobacz zdjęcia
Fireman Zabartowo/Pęperzyn - LZS Płocicz 4:2 (0:1)
Bramki: Adrian Łobuszewski, Denis Szefer 2, Marcin Nowak Zabartowo. Bartosz Warmke, samobójcza Płocicz. Żk. Paweł Szołdra (trzecia kartka), Maciej Bachusz Zabartowo. Dawid Chmarzyński (czwarta kartka), Jacek Tryk Płocicz. Czk. Michał Siódmiak Płocicz ( dwa mecze dyskwalifikacji). Sędzia Wiesław Jarząb.
Do meczu kolejki doszło w Pęperzynie. Miejscowy Fireman podejmował lepszą o jedną pozycję w tabeli drużynę LZS Płocicz. Ten wystarczający magnes uruchomił na stadion wszystkie, nawet dawno nie przemierzane ścieżki.
W pierwszej połowie boisko zaszczyciła nawet poczciwa psina złakniona kolejnego zwycięstwa swoich. W miejscowym sklepie zaś można było kupić jedynie resztki specjala. Pozostałe gatunki poszły jak świeże bułeczki, których też zabrakło na długo przed pierwszym gwizdkiem Wiesława Jarząba. Nie były to dla niego łatwe zawody, bo, jak wiadomo, nikt nie lubi przegrywać, a jak przegrywa, to psioczy najpierw na sędziego, potem na przeciwników, ich kibiców, a na końcu, jak inteligentny, na własne ułomności.
Pierwsza bramka padła dla Płocicza w 15. min ze strzału Bartłomieja Warmke, po okresie ich wyraźnej przewagi. Największa w tej kolejce widownia resztę goli obejrzała w drugiej połowie. Najpierw w 67. min. do wyrównania doprowadził Adrian Łobuszewski. W 75. min Denis Szefer sprawił, że gospodarze objęli prowadzenie, którego nie oddali do końca, systematycznie zwiększając przewagę. W 85. min trzecią bramkę dla Firemana zdobył Marcin Nowak. Kilka minut później gospodarze ukłonili się przed gośćmi, strzelając do własnej bramki. W ostatniej minucie regulaminowego czasu gry Denis Szefer ustalił wynik bardzo emocjonującego spotkania. W pierwszym kwadransie meczu groźnej kontuzji stawu kolanowego nabawił się Hubert Badziągowski. Piłkarza gospodarzy czeka, niestety, dłuższa rekonwalescencja.
Do meczu kolejki doszło w Pęperzynie. Miejscowy Fireman podejmował lepszą o jedną pozycję w tabeli drużynę LZS Płocicz. Ten wystarczający magnes uruchomił na stadion wszystkie, nawet dawno nie przemierzane ścieżki.
W pierwszej połowie boisko zaszczyciła nawet poczciwa psina złakniona kolejnego zwycięstwa swoich. W miejscowym sklepie zaś można było kupić jedynie resztki specjala. Pozostałe gatunki poszły jak świeże bułeczki, których też zabrakło na długo przed pierwszym gwizdkiem Wiesława Jarząba. Nie były to dla niego łatwe zawody, bo, jak wiadomo, nikt nie lubi przegrywać, a jak przegrywa, to psioczy najpierw na sędziego, potem na przeciwników, ich kibiców, a na końcu, jak inteligentny, na własne ułomności.
Pierwsza bramka padła dla Płocicza w 15. min ze strzału Bartłomieja Warmke, po okresie ich wyraźnej przewagi. Największa w tej kolejce widownia resztę goli obejrzała w drugiej połowie. Najpierw w 67. min. do wyrównania doprowadził Adrian Łobuszewski. W 75. min Denis Szefer sprawił, że gospodarze objęli prowadzenie, którego nie oddali do końca, systematycznie zwiększając przewagę. W 85. min trzecią bramkę dla Firemana zdobył Marcin Nowak. Kilka minut później gospodarze ukłonili się przed gośćmi, strzelając do własnej bramki. W ostatniej minucie regulaminowego czasu gry Denis Szefer ustalił wynik bardzo emocjonującego spotkania. W pierwszym kwadransie meczu groźnej kontuzji stawu kolanowego nabawił się Hubert Badziągowski. Piłkarza gospodarzy czeka, niestety, dłuższa rekonwalescencja.
Zobacz zdjęcia
Tom-Dach Sitno - Real Radzim 5:1 (2:0)
Bramki: Andrzej Hippler 2, Zbigniew Wrotniak, Arkadiusz Jabłoński, Kamil Pacek Sitno. Damian Okoński Radzim. Żk. Przemysław Szczukowski Radzim. Sędzia Arkadiusz Gnaś.
Na piękniejącym w oczach boisku w Sitnie miejscowi piłkarze podejmowali outsidera rozgrywek Real Radzim. Setny gol strzelony tej drużynie przez przeciwników nie padł, skończyło się na 99., bo jak zauważyły miejscowe kobiety, chłopaki wybiegli na boisko po nocnym festynie. Rzeczywiście, wejście na właściwe dla tej drużyny obroty, trwało niepokojąco długo. Tę nieświeżość zauważyli goście i mobilizowani przez Zbigniewa Szmaglińskiego zaczęli podbijać bramkę gospodarzy, w której przebywającego za granicą Maika zastępuje Michał Nowicki.
Na pierwsze trafienie kibice przyzwyczajeni do potęgi swojej drużyny czekali dłużej niż zwykle. W 37. min za strzelanie, a nie „klipkowanie”, zabrał się Andrzej Hippler. Trzy minuty później pozazdrościł mu wyjątkowo ruchliwy Zbigniew Warmke.
Goście, jak to podziwiamy wszyscy od początku rozgrywek, nie opadli z sił i z pierwszym gwizdkiem drugiej połowy ośmielili się bezkompromisowo zaatakować bramkę Tom-Dachu. Prawą stroną sunął utalentowany Damian Okoński i strzelił kontaktowego gola. Niestety, to wszystko, co miał do powiedzenia grający w „10” Real. Kolejne bramki w tym (czym bliżej końca, tym bardziej) jednostronnym pojedynku, były dziełem: Arkadiusza Jabłońskiego (73. min) Andrzeja Hipplera (77. min) i Kamila Packa (87. min). Wszystkie gole wkomponowały się w znakomitą, sportową otoczkę słonecznego pojedynku w samo południe.
Na piękniejącym w oczach boisku w Sitnie miejscowi piłkarze podejmowali outsidera rozgrywek Real Radzim. Setny gol strzelony tej drużynie przez przeciwników nie padł, skończyło się na 99., bo jak zauważyły miejscowe kobiety, chłopaki wybiegli na boisko po nocnym festynie. Rzeczywiście, wejście na właściwe dla tej drużyny obroty, trwało niepokojąco długo. Tę nieświeżość zauważyli goście i mobilizowani przez Zbigniewa Szmaglińskiego zaczęli podbijać bramkę gospodarzy, w której przebywającego za granicą Maika zastępuje Michał Nowicki.
Na pierwsze trafienie kibice przyzwyczajeni do potęgi swojej drużyny czekali dłużej niż zwykle. W 37. min za strzelanie, a nie „klipkowanie”, zabrał się Andrzej Hippler. Trzy minuty później pozazdrościł mu wyjątkowo ruchliwy Zbigniew Warmke.
Goście, jak to podziwiamy wszyscy od początku rozgrywek, nie opadli z sił i z pierwszym gwizdkiem drugiej połowy ośmielili się bezkompromisowo zaatakować bramkę Tom-Dachu. Prawą stroną sunął utalentowany Damian Okoński i strzelił kontaktowego gola. Niestety, to wszystko, co miał do powiedzenia grający w „10” Real. Kolejne bramki w tym (czym bliżej końca, tym bardziej) jednostronnym pojedynku, były dziełem: Arkadiusza Jabłońskiego (73. min) Andrzeja Hipplera (77. min) i Kamila Packa (87. min). Wszystkie gole wkomponowały się w znakomitą, sportową otoczkę słonecznego pojedynku w samo południe.
Zobacz zdjęcia
Najlepsi strzelcy:
22 bramki Damian Nawrocki Wielowicz
19 bramek Marcin Szreder Orzełek
16 bramek Arkadiusz Grochowski Wielowicz
15 bramek Andrzej Hippler Sitno
12 bramek Arkadiusz Szulc Zamarte