Karolewo 1939. Część III
Zbrodnie niemieckie w okupowanej Polsce to nie tylko obozy koncentracyjne czy obozy zagłady. W pierwszych miesiącach okupacji dziesiątki tysięcy obywateli II Rzeczypospolitej zostało bestialsko zamordowanych przez swoich niemieckich sąsiadów służących w lokalnych formacjach Selbstschutzu. Najmniej znanym z głównych miejsc kaźni polskiej ludności cywilnej z jesieni 1939 r. jest Karolewo w powiecie sępoleńskim. Niespełna dwudziestu członków organizacji Selbstschutz Westpreussen w ciągu 82 dni zabiło tam w brutalny sposób co najmniej 1781 osób. Blisko 400 ofiar udało się zidentyfikować.
Egzekucje
Miejsce straceń ludności przebywającej w obozie miało powierzchnię około 50 x 100 m. Była to polanka, którą otaczał las od strony południowej, zachodniej i wschodniej. Od północy było pole. Zamordowanych członków karolewskiego obozu chowano w trzech rowach o długości 85, 100 i 60 metrów. Między rowami były ośmiometrowe przerwy.
Akcja mordowania ludności polskiej przybrała na sile w październiku 1939 r. Heydrichowi chodziło, aby zdążyć z eksterminacją Polaków do 1 listopada, bowiem wówczas tereny Pomorza miały przejść pod administrację cywilną.
Egzekucje w Karolewie były przeprowadzane praktycznie codziennie. Odbywały się one dwa lub trzy razy na dzień. Na śmierć eskortowano grupy około 20 lub 30 osób. Nadzór nad nimi pełniło czterech członków Selbstschutzu oraz czterech członków SS najprawdopodobniej przybyłych z Gdańska lub Bydgoszczy. W rozstrzeliwaniach więźniów brali udział m.in. komendant obozu Ringel, Karl Marquardt, Arnold Bartsch, Willi Manthey i Willi Bankert.
Zanim więźniowie dotarli na miejsce straceń byli poddawani wielu torturom, m.in. męczono ich godzinnymi ćwiczeniami fizycznymi, bito stalowymi sprężynami, zaszytymi w skórę kulami ołowiu lub łańcuchami okręconymi drutem kolczastym. Często tortury trwały tak długo, aż więźniowie tracili przytomność.
Opis jednej z wielu egzekucji, zaprezentowany przez Marquardta, jest następujący: „Ringel wywołał dziewięć osób i polecił im zabrać rzeczy osobiste. Razem poszli na miejsce egzekucji. Tam zastali wykopany dół: na miejscu egzekucji był worek z chlorowanym wapnem i poza tym leżały tutaj jeszcze cztery szpadle. Jeńcy na rozkaz Ringla musieli położyć się na brzuchu przed dołem. My podeszliśmy do więźniów. Ja sam oddałem jeden strzał z mojego karabinu do więźniów […]. Gdy Ringel wypowiedział rozkaz »Kłaść się«, inni natychmiast od tyłu strzelili do więźniów. Każdy oddał tylko jeden strzał […]. Zaraz potem tylko dwóch ludzi Gestapo i Ringel przeszukali rozstrzelanych i zabrali sobie papiery i wartościowe rzeczy. Potem oni wrzucili zabitych do dołu. Na polecenie Ringla musiałem z Bankertem i Bartschem wziąć szpadle i ziemią zasypać zabitych. Ja przy tym nie wiedziałem, czy w dole leżeli już zabici, gdyż ci przecież byli już przysypani ziemią. Tych nie można było przy spojrzeniu do środka grobu rozpoznać. Potem poszliśmy z powrotem do obozu.”
Józef Nierzwicki w swoich powojennych zeznaniach informował, iż w połowie października zabito sto osób. To wydarzenie miało miejsce po libacji alkoholowej członków obozu. Dr Mazanowska w swojej monografii przytacza zeznania świadka: „Potem, kiedy im zabrakło wódki, wstąpili do piekarni do mnie i pytali, czy ja mam wódkę, bo oni muszą sobie popić, gdyż zasłużyli sobie na to, ponieważ w dniu dzisiejszym zabili stu Polaków. Nie otrzymawszy wódki ode mnie, Niemcy pojechali na dalsze pijaństwo do Więcborka i tutaj także opowiadali w restauracji, jak to potem usłyszałem od ludzi, że rozstrzelali stu Polaków.”
Ocaleni
Wśród wielu więźniów obozu była także grupa, która uniknęła egzekucji i ocalała. Zazwyczaj uniknięcie śmierci miało charakter przypadkowy. Kilkakrotnie zdarzało się, iż grupa więźniów, która była prowadzona na miejsce egzekucji, była cofnięta, ponieważ Ringel, po otrzymaniu pilnego telefonu, musiał stawić się w Sępólnie lub w Więcborku. Jeden z więźniów, Stanisław Piątek, uważał, iż ocalił życie dzięki weterynarzowi, który stwierdził, że nie należy często zmieniać parobków, a taką rolę pełnił Piątek (opiekował się krowami).
Inny więzień obozu - Marian Stroiński - uniknął śmierci, idąc w grupie na stracenie, ponieważ wszyscy zostali cofnięci przez Ringla. Powodem tej decyzji mogło być to, jak zauważa Stroiński, iż jeszcze nie zostali zakopani poprzedni więźniowie, których zabito.
Ucieczki
Więźniowie karolewskiego obozu podejmowali także próby ucieczki. Należy jednak pamiętać, iż ucieczka wiązała się z przykrymi konsekwencjami dla rodziny uciekającego więźnia. Jedną z nielicznych osób, której udało się uciec, był rolnik z Jastrzębca – Niemczewski oraz Stanisław Kosakowski. Ten ostatni dnia 3 listopada został wyprowadzony na egzekucję wraz z grupą 24 osób. Zaryzykował i kiedy zapadł zmrok uciekł. Do końca wojny ukrywał się na obszarze powiatu wyrzyskiego.
Zacieranie śladów
Najczęstszym sposobem zacierania śladów przez oprawców było sadzenie lasu. Nie inaczej było w Karolewie. Świadek tamtych czasów – Stanisław Brzeziński - został posłany do prac ziemnych związanych z montowaniem toru kolejowego, który przebiegał przez miejsce zbrodni. Widział on grubą warstwę ziemi, jaką były zasypane doły, w których leżały ciała zamordowanych więźniów. Świadek widział również, jak Polacy zasypywali dwa długie rowy i część trzeciego. Były w nich zwłoki. W trakcie prac ziemnych Brzeziński natknął się także na plamy krwi oraz szczątki ludzkich ciał.
Cdn.
Literatura: I. Mazanowska, Karolewo 1939. Zbrodnie w obozie Selbstschutz Westpreussen, Gdańsk-Warszawa 2017; Zapomniani kaci Hitlera. Volksdeutscher Selbstschutz w okupowanej Polsce 1939-1940. Wybrane zagadnienia, red. I. Mazanowska, T. S. Ceran, Bydgoszcz-Gdańsk 2016; B. Bojarska, Obozy zniszczenia na terenie powiatu sępoleńskiego w pierwszych miesiącach okupacji hitlerowskiej, „Przegląd Zachodni” 1965, t. 2; W. Jastrzębski, Okupacja hitlerowska na Pomorzu Gdańskim w latach 1939-1945, Gdańsk 1979; „Przystanek Radzim”, red. A. Atamański, Sępólno Kraj. - Kamień Kraj. 2013;
Prasa: „Ziemia Pomorska” z 1946 r.; Kronika Szkoły Podstawowej w Sępólnie Kraj., cz. II.