Lumpeks przy stowarzyszeniu

Sandra Szymańska, 12 grudzień 2015, 23:09
Średnia: 0.0 (0 głosów)
W ostatnich dniach do naszej redakcji docierają informacje o nieuczciwym zarobku stowarzyszenia „Rodzinni”. – Panie z tego stowarzyszenia urządziły sobie przed swoim lokalem lumpeks. Mieszkańcy przynoszą im ubrania dla podopiecznych, a one je sprzedają – informuje Czytelnik. Prezes Violetta Kabath dementuje te pogłoski. Twierdzi, że dochód przeznaczany jest na opłaty związane z użytkowaniem lokalu.
Lumpeks przy stowarzyszeniu

Ubrania na sprzedaż przed lokalem stowarzyszenia ,,Rodzinni”. Fot. Sandra Szymańska

Stowarzyszenie działa zaledwie  5 miesięcy. W lipcu dokonano jego uroczystego otwarcia z udziałem władz gminnych i powiatowych. Powstało  z myślą o ludziach starszych i samotnych, jednak od samego początku boryka się z trudnościami finansowymi. Członkowie stowarzyszenia postanowili urządzić kiermasz ubrań, z którego dochód miałby być przeznaczony na cele statutowe. Organizacja jest zarejestrowana w Krajowym Rejestrze Sądowym i ma prawo do prowadzenia działalności gospodarczej. Art. 34 ustawy Prawo  o stowarzyszeniach mów:  „Dochód  z działalności gospodarczej stowarzyszenia służy realizacji celów statutowych i nie może być przeznaczony do podziału między jego członków”.  W praktyce oznacza to, że zebrane fundusze z kiermaszu powinny być przeznaczone na organizowanie różnego typu spotkań, wycieczek czy warsztatów dla osób, które są członkami stowarzyszenia. – Największym problemem jest dla nas utrzymanie lokalu, który użytkujemy. Urządziliśmy kiermasz ubrań, zamierzamy też zrobić kiermasz poduszek i świątecznych stroików. Zebrane fundusze pozwolą nam opłacić rachunki za wodę, ogrzewanie, prąd  – wyjaśnia Violetta Kabath, prezes stowarzyszenia „Rodzinni”.  Wątpliwości budzi jedna kwestia, że stoisko z ubraniami nie jest rozstawione bezpośrednio przed siedzibą na ul. Chojnickiej, gdzie widoczny jest szyld, ale z boku, w mało widocznym miejscu. Wygląda to jak typowe miejsce z używaną odzieżą. Udliśmy zainteresowanie nabyciem kilku ubrań, a osoba obsługująca narzuciła nam odgórne ceny. Nie wspomniała ani słowem, że dochód przeznaczany jest na rzecz stowarzyszenia. Potrafiła za to powiedzieć, że bluzka jest po 3 złote, podkoszulek za 2 zł, a płaszcz za 15 zł. – Przykro mi, że usłyszała pani taką odpowiedź od pani Arleny. Zawsze mówimy, na jaki cel zbieramy – twierdzi prezes stowarzyszenia. Albo pani Arlena miała pecha, że na nas trafiła ,albo nigdy tego nie mówi. Nic dziwnego, że klienci myślą, że to lumpeks, i to taki gorszy. Rzeczy, które oglądaliśmy, są w tak złym stanie, że nie są warte nawet tych kilku złotych. Dowodem na udokumentowaną działalność miał być zeszycik, w którym odręcznie zapisywana jest cena sprzedanego towaru.  Uczciwość interesu podważa również sama prezes, która majtając nam przed nosem przepochlebnym na ich temat artykułem z regionalnego dziennika, wymuszała na nas pozytywny wydźwięk artykułu. Ktoś, kto ma czyste sumienie, tak nie robi. Zapisać można 3 zł za „gacie” (oryginalna nazwa towaru  w zeszytowej ewidencji), a faktycznie można je sprzedać za 8 zł. Zysk jest? Jest. Interes  i postawa prezes budzi nieufność. Udowodnienie, że dochód przeznaczony jest wyłącznie na cele statutowe jest trudne, ale nie niewykonalne. My nic nie rozstrzygamy. Tym zajmuje się odpowiedni urząd.