Mordobicie w Radzimiu
Real Radzim - Mastel Lutowo 0:3 wo
Wynik boiskowy 2:3 (2:1). Mecz został przerwany w 56 minucie
„W 51 minucie zawodnik gości Kamil Kitza w walce o piłkę popełnił faul na bramkarzu gospodarzy. Ten w rewanżu brutalnie kopnął zawodnika z Lutowa, a następnie uderzył go pięścią w twarz. Po tej akcji zaczęła się przepychanka między zawodnikami obu zespołów. Najaktywniejszy w drużynie Lutowa był Bogdan Szydeł, który bardzo mocno odepchnął bramkarza gospodarzy, a ten upadł. Po tym zajściu rozpoczęła się przepychanka między wszystkimi zawodnikami na boisku. Ponadto na boisko wtargnęli agresywni kibice Radzimia” - tak napisał w meczowym protokole sędzia Marcin Lica i my jego słowa możemy potwierdzić jako obserwatorzy tych bulwersujących scen. Sędzia Lica dosyć szybko uporał się z tym bałaganem. Kitza za faul zobaczył żółtą kartkę. Bramkarz gospodarzy w protokole Marcin Oleszczuk, a tak naprawdę Michał Sprengel, za uderzenie przeciwnika został wyrzucony z boiska tak jak Bogdan Szydeł. Gra została wznowiona. Niestety, jeden z kibiców Lutowa sprowokował ponownie Sprengla, a ten ruszył jego kierunku. W ruch poszły pięści, wywiązała się regularna bijatyka. Po kilku minutach na boisku pojawiły się trzy radiowozy, co utemperowało krewkich uczestników zadymy. Policjanci prowadzą czynności w związku z zakłóceniem porządku publicznego. Mecz został zakończony. Nawet gdyby toczył się dalej, to i tak goście otrzymaliby walkower za wpisanie do protokołu fałszywych danych bramkarza Realu.
W czysto sportowej rywalizacji Mastel okazał się nieco lepszy, choć od początku piłkarzom z Lutowa wyraźnie nie szło. Już w 2. min Damian Okoński uzyskał prowadzenie dla Realu. Mimo że pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 2:1 dla gospodarzy, to goście gola nie strzelili. Wyręczył ich w tym Sławomir Podlewski zaliczając trafienie do własnej bramki. Drugiego gola dla Realu strzelił Zbigniew Szmagliński. Poważna rozmowa w szatni gości poskutkowała i po przerwie Lutowo zabrało się do roboty i w krótkim czasie strzeliło dwa gole po uderzeniach Rafała Prasała i Kamila Kitzy. W związku z wydarzeniami z 51. i późniejszych minut te bramki nie miały żadnego znaczenia. Bijatyka położyła się cieniem na całą ligę powiatową, dlatego reakcja zarządu musiała być natychmiastowa. Real został wykluczony z ligi ze skutkiem natychmiastowym. Bogdan Szydeł będzie natomiast odpoczywał przez najbliższe cztery kolejki.
Zryw Dąbrówka - LZS Płocicz 5:4 (1:3)
Bramki: Łukasz Bosiacki 2, Daniel Mikołajczyk, Mateusz Adamczyk, Tomasz Maculewicz Dąbrówka. Józef Rękiewicz 2, Rafał Pokora, Adam Napierski Płocicz. Żk. Łukasz Bosiacki, Michał Zimorski, Tomasz Maculewicz Dąbrówka. Przemysław Kalla (szósta kartka) Płocicz. Sędzia Stanisław Żekiecki.
Kto by powiedział, że Zryw z wyniku 1:4 wyjdzie na prowadzenie? Na pewno takich nie ma, a jednak się zdarzyło. Wydawało się, że gospodarze rozsypią się na dobre. Na niedzielny mecz przyszło jednak tylu zawodników, że dla wszystkich chętnych zabrakło rubryk w protokole. Już w 2. min Józek Rękiewicz jakby od niechcenia uderzył wysoko w górę, a piłka odbiła się od wewnętrznej części poprzeczki i skozłowała za linią bramkową. W tej sytuacji wyraźnie zaspał bramkarz Maciej Krauśnik. Chwilę później sędzia podyktował rzut karny za zagranie ręką, który na wyrównującą bramkę dla gospodarzy zamienił Łukasz Bosiacki. O dziwo, przewagę w tej części gry mieli piłkarze z Dąbrówki. Tylko Mateusz Adamczyk mógł strzelić trzy bramki, ale popisał się wyjątkową nieudolnością. Później było już planowo. Bramki dla przyjezdnych strzelili Napierski i Pokora. Tuż po przerwie kolejne trafienie dołożył Rękiewicz. Wtedy na boisku pojawiło się czterech rezerwowych Zrywu. Grę gospodarzy całkowicie odmienił Łukasz Górski. Popularny „Bula” mimo, że kilkadziesiąt kilogramów cięższy, zagrał jak za dawnych lat. Jego podanie do Adamczyka z 55. minuty można śmiało pokazywać we wszystkich kanałach sportowych na świecie. Piłka spadła wprost pod nogi będącego w pełnym biegu napastnika, a ten nie miał wyjścia, jak tylko strzelać obok bezradnego „Łapy”. Chwilę później Górski idealnie obsłużył Łukasza Bosiackiego, który znalazł się oko w oko z bramkarzem gości. „Chudy” zapytał, w który róg ma strzelać i huknął nie do obrony. Wcześniej efektowną bramkę z 25 metrów strzelił Mikołajczyk. Wynik spotkania podobnym strzałem ustalił Tomasz Maculewicz.
Obrol Obkas - Tom-Dach Sitno 1:4 (1:1)
Bramki: Andrzej Hippler 2, Adrian Jabłoński, Łukasz Głomski Sitno. Patryk Miszewski Obkas. Żk. Sylwester Łojek Obkas. Sędzia Kazimierz Linke.
Ach, ten Hippek! Takiego obrotu wydarzeń na boisku w Orzełku, gdzie stanęli naprzeciw siebie Obrol i TomDach, nikt się nie spodziewał. Z krótkiej obserwacji gości zblazowanych jakąś nocną imprezką, na dodatek przybyłych bez zapasów wody (zwykłej, nie ognistej) wynikało, że nie pociągną długo. Tymczasem po powolnym przebudzeniu TomDach odzyskał siły i po głębokich łykach kranówki przeszedł do wyraźnej ofensywy. Ale to dopiero w drugiej połowie. Pierwsza bramka po strzale głową padła w 19. min, a jej strzelcem był Patryk Miszewski. Radość miejscowych nie trwała długo. 4 minuty później bożyszcze Pęperzyna „Hippek” - Andrzej Hippler - wyrównał.
Po przerwie obie drużyny grały uważnie, lecz ze zmiennym szczęściem, które zdecydowanie sprzyjało gościom. Na dodatek nie do pokonania był ich bramkarz Zbigniew Napierski, o czym przekonali się kilkakrotnie Dawid i Adrian Wierzchucki. Dobra postawa bramkarza uszczelniała czujną obronę i dodawała animuszu formacji ofensywnej. W 54. min znudzony remisem Adrian Jabłoński uzyskał prowadzenie dla Sitna. Rozsierdzeni gospodarze rzucili się do odrabiania strat, jednak na przeszkodzie stanął ponownie „Hippek”, który radząc sobie z asystą obrońców, pokonał rozpaczliwie broniącego Kołtonowskiego. Kilka minut później wynik interesującego pojedynku ustalił Łukasz Głomski.
Victoria Orzełek - Fuks Wielowicz 1:2 (0:0)
Bramki: Arkadiusz Grochowski 2 Wielowicz. Krzysztof Myszkowski Orzełek. Sędzia Kazimierz Linke.
Gospodarze przystąpili do niedzielnego meczu z liderem rozgrywek bardzo ostrożnie. Od pierwszego gwizdka sędziego indywidualnie kryli najlepszych zawodników gości na całej długości i szerokości boiska. Fuks atakował, wymieniał podania i dochodził do pola karnego gospodarzy. Tam rośli obrońcy Orzełka dopadali do futbolówki i wybijali ją gdzie popadnie. Im dalej, tym lepiej. Akcje Fuksa kończyły się na dobrze dysponowanej defensywie miejscowych lub bramkarzu, który spisywał się bez zarzutu. Napastnicy gości dwoili się i troili, żeby otworzyć wynik meczu, ale w pierwszej połowie ta szuka im się nie udała. W przerwie goście doszli do wniosku, że grają zbyt dużą liczbą graczy w obronie, ponieważ jedynym zagrożeniem ze strony miejscowych był Marcin Szreder. Fuks zmienił ustawienie i przyspieszył tempo rozgrywania akcji. Kilka razy obrona gospodarzy została rozmontowana, jednak Damianowi Nawrockiemu, który strzelił w poprzeczkę, i ,,Mattiasowi”, który uderzył minimalnie nad bramkę, brakowało szczęścia. Gospodarze grali na czas. Ich poczynania w ofensywie ograniczały się do nielicznych kontr. Jedna z nich, ku uciesze miejscowych kibiców, zakończyła się bramką. Z lewej strony boiska, jak z armaty, huknął Krzysztof Myszkowski. Jego strzał zaskoczył uśpionego i bezrobotnego bramkarza gości. Przez moment sensacja wisiała na włosku. Euforia nie trwała jednak zbyt długo. Gospodarze cieszyli się z prowadzenia zaledwie dwie minuty. Rozdrażniony Fuks zaatakował większą liczbą graczy. Sędzia Kazimierz Linke dopatrzył się faulu w polu karnym miejscowych i wskazał na wapno. Rzut karny na bramkę silnym strzałem zamienił Arkadiusz Grochowski. Gości remis nie satysfakcjonował. W ostatnich minutach ruszyli do ataku. W 83. min szybką akcję na gola zamienił Arkadiusz Grochowski. Napastnik gości uderzył silnie w pełnym biegu z prawej strony boiska nie dając brakarzowi gospodarzy żadnych szans. Miejscowym w ostatnich minutach wyraźnie brakowało sił. Zamiast zaryzykować i spróbować doprowadzić do wyrównania, gubili piłki w środkowej strefie boiska. Nie znaleźli sposobu na sforsowanie szczelnej obrony najlepszej drużyny rozgrywek. Fuks kontrolował ostatnie minuty i bez problemu dowiózł cenne zwycięstwo do końca. Zawodnicy z Wielowicza powoli mogą chłodzić szampana. Trudno przypuszczać, żeby w ostatnich kolejkach roztrwonili przewagę, którą wypracowali na przestrzeni całego sezonu. Po spotkaniu opiekun gospodarzy chwalił swoich podopiecznych za ambitną walkę. Graczom z Orzełka należą się słowa uznania za to, że tak długo wytrzymali napór gości.
MTK Orzeł Dąbrowa - Sosenka Sośno 4:2 (1:1)
Bramki: Grzegorz Paszylk 2, Kamil Gbur 2 Dąbrowa. Ariel Stremlau, Damian Twardy Sośno. Żk. Grzegorz Paszylk Dąbrowa. Dariusz Pachocki, Waldemar Gackowski Sośno. Sędzia Wiesław Jarząb.
Tak zmobilizowanej Dąbrowy dawno nie widzieliśmy. Powód? Chęć wygrania z rozpędzoną Sosenką, bezpośrednim sąsiadem z pierwszego piętra w tabeli. A że chcieć, znaczy tyle samo, co móc, to po 90 minutach miejscowi kibice mieli powody do radości. Popis strzeleckich umiejętności już w 4. min rozpoczął Kamil Gbur, który w zamieszaniu podbramkowym przyłożył z prawej nogi nie do obrony. 10 min później był remis. Ariel Stremlau pociągnął z prawej nogi w lewy róg i piłka ugrzęzła w siatce. Ot i cała historia pierwszej połowy? Nic podobnego! W 28. min ten sam zawodnik nie wykorzystał rzutu karnego, a jak wiadomo, takie sytuacje mszczą się podwójnie.
W drugiej części gospodarze przycisnęli, a osamotniony Ariel nie był w stanie, pomimo bardzo ambitnych zrywów, wpisać się na listę strzelców. Za to chętnie zrobił to Przemysław Stryszyk. W 53. min rzut wolny ok. 20 m od bramki wykonywał Stanisław Stryszyk. Wrzucił piłkę w prawą część pola bramkowego, a Przemysław Stryszyk nie miał problemów w uzyskaniu prowadzenia. Miejscowi cieszyli się nim ok. 30 min, kiedy to Damian Twardy doprowadził do wyrównania. Napięcie rosło, a czas uciekał, ku rozpaczy miejscowych. Uspokoili jednak grę i w ciągu 3 min Grzegorz Paszylk wyprowadził Orła na ponowne prowadzenie. Kropkę nad „i” postawił ten sam zawodnik, dwie minuty przed końcem strzelając karnego za faul na Bogdanie Theusie. Zasłużone zwycięstwo Orła ucieszyło całą wieś i podrzuciło drużynę o jedno oczko w tabeli. Sosenka zaś spikowała o dwie pozycje. Czego ten futbol nie jest w stanie uczynić?
Time Lubcza - KS Kawle 2:2 (1:2)
Bramki: Maciej Bednarski, Rafał Trzósło Lubcza. Marcin Piskulski, Emilian Wilczek Kawle. Żk. Mariusz Bronowicki, Andrzej Wilczyński (czwarta kartka), Łukasz Bethke (trzecia kartka)Lubcza. Sędzia Wiesław Jarząb.
Dwadziestu dóch minuty potrzebowała ekipa z Lubczy, aby objąć prowadzenie. Znakomity prezent w postaci rzutu karnego ofiarowali przyjezdni po nieczystym zagraniu w polu karnym Kawli. Do piłki podszedł Maciej Bednarski. Nie dając szans Marcelowi Kowalskiemu, zdobył pierwszego gola dla miejscowych. Kilkanaście minut później strzałem z szesnastu metrów popisał się Marcin Piskulski z Kawli. Jego zagranie sprawiło, że przyjezdni mogli znów marzyć o wygranej. Dwie minuty przed końcem pierwszej połowy do głosu doszedł niezawodny Emilian Wilczek. Nie chciał być gorszy od swojego kolegi z drużyny i zaaplikował miejscowym drugiego gola. Bramkarz Tomasz Fifielski nie zdołał nic zrobić. Podczas przerwy gospodarze przedyskutowali wszystkie za i przeciw. Na początku drugiej połowy, nie bacząc na dobrze dysponowanych obrońców gości, doprowadzili do remisu. Z podania Mateusza Świnki wyrównującą bramkę zdobył Rafał Trzósło. Dobiegł on do bramkarza i strzałem w prawy róg zapisał się na listę strzelców. W dalszej części meczu, mimo ogromnych chęci, żadnej z drużyn nie udało się wstrzelić w światło bramek strzeżonych przez Fifielskiego i Kowalskiego. Mimo tego, że kilku zawodników Time bawiło się w „kosiarzy”, remis okazał się najsprawiedliwszym wynikiem. Tego dnia czołowi zawodnicy nie potrafili wykończyć żadnej z przeprowadzonych akcji. Andrzej Wilczyński z Lubczy i Damian Janke z Kawli, mimo ogromnych umiejętności, nie zdołali nic zrobić, aby ich drużyny wróciły do domów z trzema punktami. Czym było to spowodowane, tego nie wie nikt. Czy ich niedyspozycja jest chwilowa, dowiemy się dopiero podczas kolejnego meczu. Miejmy nadzieję, że zdołają pozbierać siły i z ogromnym impetem wedrą się do bramkowej alkowy przeciwników, dając tym swoim drużynom upragnione zwycięstwo.
Fireman Zabartowo/Pęperzyn - HZ Zamarte 1:2 (1:1)
Bramki: Daniel Herman, Marcin Gappa Zamarte. Rafał Łabuszewski Zabartowo. Sędzia Arkadiusz Gnaś.
Wygrana Zamartego w ostatecznym rozrachunku ukazała wiele niedociągnięć nie tylko w ekipie gości, lecz także u gospodarzy. Przez dwa kwadranse mecz był bardzo wyrównany. Mimo dobrych chęci, dopiero w dwudziestej siódmej minucie spotkania padła pierwsza bramka. Strzelił ją Rafał Łabuszewski. Radość miejscowych nie trwała jednak długo. Pięć minut później Szymon Modrzyński, mijając bardzo aktywnego tego dnia Daniela Mańczuka, zaserwował miejscowym wyrównującego gola. Końcówka pierwszej połowy mogła zakończyć się lawiną bramek. Sebastian Landowski sam na sam z sobą (bramkarz miejscowych w tym czasie strzegł drugiej strony bramki), mógł podwyższyć stan posiadania. Najprostsze sytuacje bardzo często sprawiają wiele problemów. Stuprocentowa okazja podwyższenia wyniku spotkania spełzła na niczym. Ciekawą akcją popisał się także „Pedro”. Jego mocny strzał mógł dać prowadzenie miejscowym, lecz piłka zamiast do siatki, przeleciała tuż obok słupka. Ostatni kwadrans pierwszej połowy sprawił, że korzystniejsze wrażenie sprawiali przyjezdni. Pierwszy kwadrans drugiej odsłony nie wróżył zdobycia bramki przez „Ziemniaki” z Zamartego. Nawet najaktywniejszy w ekipie Firemana „Pedro” nie był w stanie powstrzymać Daniela Hermana w bezpardonowej walce o zdobycie gola. Ku uciesze przyjezdnych Herman przelobował bramkarza, zdobywając drugą bramkę dla pęperzynian. Po stracie drugiego gola miejscowi rozpoczęli ofensywę w kierunku bramki gosci, lecz ich starania nie przyniosły zamierzonego rezultatu. Sędzia Gnaś tego dnia z pomocą drugiego arbitra spisywał się bez zarzutu. Było kilka decyzji, które nie podobały się piłkarzom i kibicom, lecz w ostateczności nie należy czepiać się drobnostek, gdyż nie urodził się jeszcze taki sędzia, który by wszystkim dogodził. Na boisku gra w końcu jedenastu zawodników, którzy powinni wspierać się w każdej sytuacji. Tego dnia brakowało zgrania, co przełożyło się na ostateczny wynik. Najsprawiedliwszy byłby remis. Taka wizja końcowego wyniku nie przysłania zwycięstwa „Ziemniaków” z Zamartego.
ZOBACZ ZDJĘCIA
Najlepsi strzelcy
27 bramek Damian Nawrocki Wielowicz 25 bramek Marcin Szreder Orzełek 23 bramki Arkadiusz Grochowski Wielowicz 20 bramek Ariel Stremlau Sośno 18 bramek Andrzej Hippler Sitno 13 bramek Dawid Wierzchucki Obkas.