Niepożądany na terenie PRL – Post Scriptum…
Zbigniew Wierzbicki s. Tadeusza i Genowefy, ur. 20 X 1955 r. Działacz NSZZ ,,Solidarność”, bezpartyjny, wykształcenie wyższe, kawaler. Zatrudniony w Zakładach Stolarki Budowlanej ,,Stolbud” w Sępólnie Krajeńskim jako ekonomista, przewodniczący KZ ZSZZ ,,Solidarność”, zamieszkały w Więcborku, delegat na I Walne Zebranie Delegatów. Internowany 14 XII 1981 r. na podstawie Decyzji o internowaniu nr 48/81 z 14 XII 1981 r. wydanej przez Komendanta Wojewódzkiego MO w Bydgoszczy i umieszczony w ośrodku odosobnienia w Potulicach. 21 XII 1981 r. postanowieniem prokuratury rejonowej w Bydgoszczy został tymczasowo aresztowany i umieszczony w Areszcie Śledczym w Bydgoszczy (oskarżony o próbę zorganizowania strajku 14 XII 1981 r. został skazany na 1 rok więzienia). (Krzysztof Osiński ,,Internowani w stanie wojennym z województwa bydgoskiego” Bydgoszcz 2011)
Ten Zbyszek - zawsze skromny, zawsze uczciwy i szczery właśnie prosi o sprostowanie, bo informacje o wydarzeniach, o których wspomniałem były nieścisłe. A były nieścisłe, bo to nie ja bezpośrednio byłem ich świadkiem, znałem je oczywiście z relacji Zbyszka, kiedy w kilkunastu zdaniach wspomniał o tamtych wydarzeniach z 1981 roku, o wydarzeniach stanu wojennego, kiedy wraz z umierającymi od kul komunistycznych siepaczy robotnikami, górnikami z kopalni WUJEK, i mordowanymi w ubeckich kazamatach bojownikami o naszą, polską wolność, umierała i nasza nadzieja, topiona potem w zimnym nurcie Wisły, wraz z ciałem zamordowanego księdza Jerzego Popiełuszki, konająca wraz z księdzem Sylwestrem Zychem, który - wpierw skatowany - umierał w męczarniach po wstrzyknięciu mu przez oprawców alkoholu bezpośrednio do żył. I umierała ta nasza nadzieja z młodym wikarym, kapelanem białostockiej Solidarności, księdzem Stanisławem Suchowolcem. A może ona, ta nasza nadzieja, zamordowana została i wrzucono ją razem z ciałem zabitego rolnika Piotra Bartoszcze do melioracyjnej studzienki, gdzieś wśród pól na podinowrocławskiej wsi? Kiedy Go mordowali miał zaledwie 34 lata, osierocił czworo dzieci, najmłodszego swojego dziecka nie poznał nigdy, bo urodziło się miesiąc po jego zabójstwie.
Minęły lata, czas zabliźnił rany. Nie wszystkie rzecz jasna, bo wszystkiego się nie da ani z pamięci wymazać, ani wymazać wszystkiego z pamięci nie wolno! - I właśnie dlatego tamten mój tekst o ,,niepożądanych na terenie PRL”. I właśnie dlatego opublikowany ten list Zbyszka z dalekiej Kanady. List bardzo szczery i osobisty, ale przez to tym bardziej wspaniałe świadectwo zawierający. Świadectwo ludzkiej dobroci i zwykłego człowieczeństwa...
I za ten list, za ten kawałek historii w tym liście zawarty, i za zgodę na jego opublikowanie dziękuję Ci, Zbyszku. Reszta niech będzie milczeniem...
Cześć Adamie.
W nawiązaniu do Twojego tekstu pt.: ,,NIEPOŻĄDANY NA TERENIE PRL... - to o Was i dla Was te słowa...”, chciałbym sprostować i dodać kilka rzeczy.
Po moim aresztowaniu 2 esbeków przez 8 godzin próbowało mnie namówić do podpisania lojalki, to był zwykły papierek zobowiązujący do zaprzestania działalności przeciw WRON-ie [WRON – Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego – organ administrujący Polską w czasie stanu wojennego. Powstała w nocy 12/13 grudnia 1981, a rozwiązała się 21 lipca 1983. Kierowana przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego WRON miała charakter pozakonstytucyjny, posiadała cechy junty wojskowej. Polacy obraźliwie określali ten organ WRON-ą – dop. AK].
Większość ludzi podpisała lojalkę i mogli pójść do domu, to nie był nawet dokument o współpracy, ale mimo wszystko odmówiłem.
Na koniec esbecy przestali być mili i powiedzieli, że mi pokażą, co mogą zrobić. No i ten cały sfabrykowany proces, o którym wspomniałeś. Z tego co wiem, to ja byłem jedynym internowanym w kraju, którego oskarżono i osądzono w tym samym czasie. (Jest na ten temat publikacja IPN, pt.: „Internowani w stanie wojennym z powodów politycznych z województw bydgoskiego, elbląskiego, gdańskiego, słupskiego, toruńskiego i włocławskiego”).
Po wyjściu okazało się, że „moje” mieszkanie na Bajkowej [nazwa ulicy w Sępólnie Krajeńskim, znajdowały się przy niej m. in. mieszkania tzw. „zakładowe” miejscowych Zakładów Stolarki Budowlanej – STOLBUD – dop. AK], na które miałem podpisaną umowę najmu, zostało przyznane kobiecie z dzieckiem.
Moje starania o zmianę zawodu, lub odpowiedniej pozycji do mojego wykształcenia – byłem za pracą nawet w Bieszczadach – zawsze kończyły się klęską, bo wszyscy się bali zatrudnić kogoś takiego jak ja. Szykany, zwłaszcza w Sępólnie były wredne, po jakimś czasie powiadomiono mnie przez trzecią osobę, że będzie lepiej dla mnie i dla kraju, jak wyjadę. Dali mi paszport z prawem jednorazowego przekroczenia granicy. Więc nikt mnie nie eskortował do lotniska, aczkolwiek efekt był ten sam.
Zbyszek
PS
Potulice, pierwsze dni internowania, dużo działaczy z Bydgoszczy, Gdańska, ale również grupa komunistów z UMK z Torunia – oni chcieli reformować partię z wewnątrz. Kukuruźniki (odbiorniki radiowe, a raczej wewnętrzny radiowęzeł) to była jedyna komunikacja ze światem.
Była chyba środa wieczorem, gdy podano wiadomość o masakrze górników w kopalni Wujek [W środę, 16 grudnia 1981 doszło do masakry górników strajkujących (strajk okupacyjny) przeciw ogłoszeniu stanu wojennego. Podczas pacyfikacji siłami milicji oraz wojska i w wyniku strzałów oddziału ZOMO zginęło 9 górników, a 24 zostało rannych - przyp. AK]. To była straszna dla nas wiadomość. Wkrótce ktoś zaintonował „Ojcze nasz…” i zaraz potem 200. chłopa dołączyło, wszyscy z twarzą w oknach, potem „Boże coś Polskę…”. I wtedy wszyscy byliśmy razem, wierzący i niewierzący.
Po tygodniu internowania areszt i rozprawa, wyrok – i, o ironio, wróciłem do Potulic już jako więzień. Tzw. złodzieje - więźniowie, którzy odsiadywali swoje kary za przestępstwa pospolite, opowiedzieli, jak owej grudniowej nocy, gdy internowani odmawiali modlitwę, strach padł na klawiszy i pochowali się po kątach, a przecież oni mieli całą władzę nad nami. Ale może też mieli sumienie?
Tyle mamy wspólnego jako Naród i skąd ta nienawiść dzisiaj? I to jest najbardziej smutne…