Że gwałcili? Wiadomo
Ich pasją nie były tylko „wiełacipiedy” i „cziasy”, lecz również kobiety, zwłaszcza niemieckie, które – nawet, gdy mówiły po polsku – i tak w ich mniemaniu były Niemkami, bo ich radziecka logika uznawała wszystko, co znajdowało się u nas, na terenach przejętych, za niemieckie. W myśl tej zasady wszystko, co nadawało się do użytku wywożono, żywy inwentarz zabierano siłą, a kobiety poniewierano, najczęściej w gwałtach zbiorowych.
O magicznej mocy pewnego niewinnego obrazka.
Oto on. Odpowiadająca ówczesnym kanonom piękna, młoda dziewczyna uśmiecha się z dziewczęcą radością, przygryzając mlecznobiałymi zębami stokrotkę. To nie przypadek, stokrotki bowiem od wieków kojarzone są z doskonałością, zrozumieniem i bezbronnością. To ich płatki najchętniej były zrywane, by wywróżyć sobie miłość – „kocha, lubi, szanuje…”. Intryguje napis: „Pogodna młodość – czy okrutny los”?
16 marca 1951 r. p.o. prokuratora powiatowego, w Sępólnie Kraińskim, H. Wruk, powołując się na art. 23 § 1 k.p.k., podjął decyzję o wszczęciu śledztwa przeciwko mieszkańcowi Sępólna, J. Olszewskiemu. Jakie szkody dla Państwa Polskiego były przedmiotem art. 23. § 1.?
Kto rozpowszechnia lub w celu rozpowszechnienia sporządza, przechowuje lub przewozi pisma, druki lub wizerunki, nawołujące do popełnienia zbrodni lub pochwalające zbrodnię, lub których treść ma pozostawać tajemnicą wobec władzy państwowej albo które zawierają fałszywe wiadomości, mogące wyrządzić istotną szkodę Interesom Państwa Polskiego bądź obniżyć: powagę jego naczelnych organów; podlega karze więzienia na czas nie krótszy od lat 3 (…).
Co zatem kryje się pod niewinnym, jak się okazuje – niemieckim propagandowym sielankowym obrazkiem? Tłumaczy to prok. Wruk, a ja pozostawiam oryginalną pisownię i stylistykę: (…) w listopadzie 1950 r. był w posiadaniu wrogiej anty-radzieckiej pocztówki, przedstawiającej w znakach wodnych żołnierza radzieckiego, gwałcącego leżącą bez okrycia ciała kobietę, którą to rozpowszechniał przez pokazywanie osobom trzecim, pozostawiając przy tym w złym i fałszywym świetle Związek Radziecki w chwili obchodzenia przez naród Polski miesiąca pogłębienia Przyjaźni Polsko-Radzieckiej (…).
Trudno zatem się dziwić, że pocztówka ta budziła zainteresowanie, zwłaszcza, gdy oglądana była pod światło.
Istotnie, rozpowszechnianie takiej pocztówki, która przedstawiała zafałszowany (zdaniem prok. Wruka) obraz rzeczywistości, w poważny sposób mogła narazić stosunki między bratnimi narodami na niepotrzebne zadrażnienia. Należało podjąć niezbędne kroki.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że począwszy od fuzji PPS i PPR w grudniu 1948 i likwidacji wielu członków PPS, rozpoczął się w Polsce Ludowej okres tzw. sowietyzacji, co w praktyce polegało na przejmowaniu wzorców radzieckich we wszystkich niemal dziedzinach życia gospodarczego i społecznego z jednej strony oraz nasileniu walki z wszelkimi postawami antyradzieckimi – z drugiej. Olszewski miał tę pocztówkę od Józefa Rogosza. W toku śledztwa świadek Rogosz przyznał, że rzeczona pocztówka trafiła do niego przypadkiem. Znalazł ją w jednej z książek swojej córki, tuż po jej powrocie z wakacji w Sławnie. Zaintrygował go jej wygląd, zastanawiał się nad sensem napisu o pogodnej młodości i nijak nie widział związku treści napisu z obrazkiem. Dopiero jego żona – jak twierdził – uświadomiła mu, żeby uważniej się przyjrzał pod światło, gdyż zauważyła, że ich córka też tak robi. To, co zobaczyli, musiało wzbudzić przynajmniej mieszane uczucia.
Domowe śledztwo wykazało, że córka Irena otrzymała tę pocztówkę od niejakiego Łukasza Szymańskiego, liczącego lat 15. Od tej pory, jak zeznaje Rogosz, pocztówkę nosił zawsze przy sobie, do końca października 1950 r. Któregoś dnia, gdy wyjmował portfel, pocztówka wypadła mu wprost na biurko ob. E. Potrackiego – podobnie jak Rogosz – pracownika Prezydium Gminnej Rady Narodowej w Więcborku. Potracki pochwyciwszy tę pocztówkę, od razu wiedział, jak na nią patrzeć (pod światło) i żeby lepiej widzieć, udał się natychmiast do innego, lepiej oświetlonego pomieszczenia, by tam, wespół z innym pracownikiem biura napawać się widokiem zakazanych treści. Pocztówki już Rogoszowi nie oddał.
Jak twierdził Rogosz, po odebraniu pocztówki córce, zapomniał o jej istnieniu, dopiero incydent z biurkiem Potrackiego uświadomił go, że jest w jej posiadaniu. Oczywiście nie zdawał sobie sprawy, że posiadanie takich druków może być karalne, ale też sprytnie próbował się usprawiedliwić faktem, że on tej pocztówki nie rozpowszechniał, dopiero ten portfel i biurko Potrackiego… Innego zdania był współpracownik Potrackiego, J. Olszewski właśnie, który wprost zaprzeczył wersji Rogosza: jego zdaniem to Rogosz przywołał ich „obuch” i pokazał tę pocztówkę (tu opis). Pocztówka trafiła w ręce właśnie tegoż świadka, który z kolei przekazał ją swojej siostrze. Rozbieżność informacji nakazywała przeprowadzenie konfrontacji Rogosza i Potrackiego. Sam Potracki podczas kolejnego przesłuchania stwierdził, że Rogosz, któremu Olszewski tę pocztówkę zabrał, specjalnie nie upominał się o jej zwrot. Zarówno wobec Rogosza, jak i Olszewskiego zastosowano areszt tymczasowy (7 lutego 1951 r.), lecz postanowiono wobec nich sprawę umorzyć.
Uczynił to sam st. sierż. Jan Małkiewicz, którego nazwisko bardzo często będzie się pojawiało w sprawach politycznych, przeto, że był oficerem śledczym P.U.B.P. w Sępólnie Krajeńskim. W uzasadnieniu decyzji czytamy, że Rogosz zabrał pocztówkę córce, by ta nie uległa demoralizacji, a pokazawszy ją w biurze Prezydium RN w Więcborku współpracownikom, chciał dać, nie kryjąc odrazy, przykład jak można prowadzić wrogą działalność przeciwko Państwu Polskiemu. Olszewski zaś pokazał ją siostrze dla żartu, nie przywiązując do jej treści większej uwagi. Ujawnione zatem fakty – jak czytamy w sentencji uzasadnienia, nie świadczyły o tym, żeby podejrzani mieli złe zamiary, samą zaś pocztówkę zakwalifikowano jako pornograficzną.
Co ciekawe, (…) aczkolwiek nieznanego jej wydawcy – pisał Małkiewicz - była nie wątpliwie chęć poszlakowania żołnierza radzieckiego w oczach naiwnego widza to jednak zamiar ten mógł ewentualnie odnieść skutek na reakcyjnych kołach emigracyjnych a nie w kraju, gdzie nikogo taka prymitywna propaganda obałamucić nieda. [pisownia oryginalna].
Dziś wiemy, jak Małkiewicz bardzo się mylił…
Kierownik grupy operacyjnej powiatu sępoleńskiego, Wolhelm Kłoda, w jednym z raportów melduje, że wojska sowieckie wywożą wszystko: meble, odzież, bydło, zabierają nawet własność Polakom, twierdząc, że to wszystko jest niemieckie, tu polskiego nic nie ma.
Dodajmy, że żołnierze radzieccy dokonując różnych zbrodni na ludności ziem przez nich przejętych, działali w majestacie prawa: tajna umowa między PKWN a władzami radzieckimi pozwalała tym ostatnim traktować nasze ziemie jako łup wojenny. Dochodziło również do gwałtów. W kwietniu 1945 r., została zgwałcona mieszkanka Wiśniewki, w Dużej Cerkwicy w lipcu 1945 r. trzech żołnierzy radzieckich chciało zrabować jednemu z rolników zboże.
W trakcie rabunku jeden z sowietów próbował zgwałcić młodą kobietę. Wówczas na podwórze wjechała zawiadomiona wcześniej przez sąsiadów milicja. Wywiązała się strzelanina, w której sołdaty zostali zabici. Należy sądzić, że wstyd powstrzymał wiele zgwałconych kobiet przed zgłaszaniem tego faktu władzom i niemożliwe jest oszacowanie rzetelnej skali zjawiska.
Że gwałcili? Wiadomo. Ale też wiadomo, że mimo interwencji polskich władz, temat zbrodni popełnianych przez Rosjan przez lata pozostawał tematem niewygodnym i, jak się okazuje, niebezpiecznym. Historia Olszewskiego i Rogosza, zakończona dla obu szczęśliwie, pokazuje również, że nawet funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa niezbyt gorliwie traktowali takie incydenty, wierząc głęboko w mądrość polskiego narodu, który nigdy nie potraktuje poważnie produktów faszystowskiej propagandy.
Na podstawie: akt Instytutu Pamięci Narodowej oraz publikacji IPN delegatury w Bydgoszczy.