19 czerwca 1871 - dzień sądu

Łukasz Jakubowski, 03 listopad 2011, 14:27
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Roztoki były ostatnio świadkiem niezwykłego zjawiska. W pobliżu wsi pojawiła się jakaś wersja trąby powietrznej. Samo pojawienie się trąby jest u nas rzadkością, ale trąba w październiku - to już dziw nad dziwy. Niebo po raz kolejny udowodniło, że potrafi przynieść zniszczenie. Historia ma na to wiele przykładów. Jeden z nich powinien szczególnie zadziałać na naszą wyobraźnię.

Tornada zaobserwowano do tej pory na każdym kontynencie z wyjątkiem Antarktydy. Według wyliczeń naukowców, w Polsce pojawiają się one średnio 1- 4 razy w roku. Większość z nich jest niewielka, chociaż zdarzają się prawdziwe potwory - tornado, które 20 lipca 1931 roku dotarło do Lublina, burzyło murowane domy, wywracało wagony towarowe i porywało ludzi z chodnika.
Ale nie tylko tornada przerażały naszych przodków. W przeszłości każde gwałtowne zjawisko atmosferyczne nosiło posmak katastrofy. Ludzie byli bezbronni zwłaszcza wobec gradu i błyskawic - niszczycielski wiatr, stosunkowo rzadki, nie stanowił aż takiej bolączki. Przed dwoma wiekami i dawniej, w świecie bez towarzystw ubezpieczeniowych, straży pożarnej, bieżącej wody i z drewnem jako głównym materiałem budowlanym, grad oznaczał pusty spichlerz, a błyskawica - spalony dobytek. Wystawiony na pastwę żywiołów człowiek, ta trzcina myśląca, w naturalny sposób ratunku szukał u wszechmocnego Boga. 
Zdarzały się jednak lata, w których przyroda powoływała do życia największy koszmar tamtych czasów- burzę szkwałową, będącą połączeniem wszystkiego, co wywoływało wśród ludzi płacz i zgrzytanie zębów. Potwór ten łączył w sobie niszczycielskie siły gradu, błyskawic oraz huraganowego wiatru. Tak było w roku 1871, kiedy to Krajnę spustoszył potężny orkan. Był on nieporównywalnie groźniejszy od trąby w Roztokach, równając się pewnie z pamiętną wichurą w Sępólnie przed kilkunastoma laty, kładącą pokotem całe połacie lasu nad jeziorem.
Burza (a może szereg burz?), która miała wtedy miejsce, obejmowała rozległy obszar. Nawałnica objęła niemal całą Krajnę, część Borów Tucholskich, północną Wielkopolskę, Bydgoszcz oraz ziemię toruńską. Wszystko miało miejsce 19 czerwca. Gdyby trzymać się sztywno relacji świadków, wyszłoby na to, że w kilku miejscach nawałnica miała dwie odsłony. W Koronowie zaczęłaby się już pomiędzy godziną 5 a 6 rano. Później zadęłoby ponownie, tym razem po godzinie 17. Jednak o wiele bardziej prawdopodobne jest, że orkan uderzył tylko raz, pomiędzy godziną 15 a 19, przemieszczając się z zachodu na wschód. 
Co się wtedy wydarzyło? Mieszkaniec Tucholi relacjonował tak: „Do obiadu mieliśmy mały wietrzyk, o godzinie zaś 4 z południa nastąpiła zupełna cisza, ledwo liście drzew się poruszały, a było tak duszno i parno, powietrze tak ciężkie, iż trudno było oddychać, a pot lał się strumieniem z wszystkiego ciała. Nagle pokazała się na wschodnio południowej stronie nieba czarna chmura, która w okamgnieniu całą okolicę pokryła. Tej ciemnicy coraz błyskawicą przerywanej towarzyszył wicher tak gwałtowny, iż dachówki jak grad się sypały na ziemię, okna z trzaskiem wylatywały, najpotężniejsze drzewa się obalały - zimny dreszcz na widok wzburzonych żywiołów serca najśmielszych przerywał. Deszczu prawie żadnego nie było, od czasu do czasu grzmot tylko dał się słyszeć. To wszystko trwało najwięcej z 10 minut. Gdy się już nieco było uspokoiło, wyszedłem, by się przypatrzyć zniszczeniu. Wszędzie okropny widok! Przy kościele katolickim krzyż zgruchotany, niektóre z drzew ułamane, wieża jednak mocno zbudowana, dach i okna niezbytecznie ucierpiały. W ogóle miasto nasze w przyrównaniu do spustoszeń po pobliskich wsiach i folwarkach wyrządzonych dość jeszcze oszczędzone zostało przez huragan. Tam bowiem nie masz ani budynku nieuszkodzonego: ile powywracanych stodół i chlewów, trudno policzyć.
W Jeleńczu runęła wieża kościelna i przykryła szkołę tuż obok stojącą, ale na szczęście żaden z mieszkańców szwanku nie poniósł. Ludzie, których ta burza zaskoczyła przy paszy, pokładli się na ziemie trzymając się trawy, ale mimo to ich porywała, a jedną osobę dość wysoko uniósłszy w powietrze, pokaleczoną mocno spuściła na ziemie.”
Krajobraz po przejściu wichury był przerażający. Przyjrzyjmy się teraz stratom w innych miejscowościach.
W okolicy Bydgoszczy, w Sitnie, Wojnowie, Wtelnie, Gogolinkach nawałnica połączona z burzą, deszczem i gradem uszkadzała dachy, a w Mochlach wywróciła nawet dwie stodoły. Grad podobny do jaj gołębich zniszczył niemal całkowicie stojące na polach zboże. W Miasteczku po przeciągłej, około 15 minut trwającej kanonadzie piorunów okropny wicher niszczył sady i uszkadzał domostwa, rozrywając też całkowicie dwa wiatraki. Tam dachy od strony zachodniej uszkodziło wszędzie, a szyb w oknach pozostała ledwo ósma część. W okolicy Świecia grad wielkie poczynił szkody w zagajniku jeżewskim; w Laskowicach w niektórych domach potłukł wszystkie szyby, bijąc także okropnie zboża na polach. Lodowe kule miały tam podobno przeciętnie cal długości (ok. 2,5 cm). W Bagniewie wicher roztrzaskał długą na 45 metrów stodołę, porywając z sobą pojedyncze jej części na odległość przeszło 30 metrów. W Łuczminie (Lucimiu?) uderzył piorun w zabudowania gospodarza Wieczora i spalił je zupełnie z wyjątkiem domu mieszkalnego. Zniszczył też 16 innych budynków.
Wiatr zniszczył do szczętu w Mąkowarsku 31, w Wilczym 30, a w Ruszkowie 10-12 budynków. Burza szalała tak okrutnie, że najmocniejsze konstrukcje jęczały w posadach, a oderwane belki wbijane gwałtownie w ziemię zakopywały się na głębokość co najmniej kilkunastu centymetrów. Jedna z takich belek pędząc kilkadziesiąt metrów zabiła w Stefanowie robotnika. W Wiskitnie wywrócił się wiatrak, zabijając przy tym młynarza. W Wilczym szczątki rozerwanych belek zabiły dwoje dzieci, a w Kamieńcu wedle opowiadań podróżnych zginęło 6 ludzi. W Kaźmierzewie pod Kcynią grad wielkości kurzego jaja potłukł zupełnie zboża na polach i wszystkie szyby w oknach, a wichura wyrywała z ziemi drzewa, odrywała dachy i zdewastowała doszczętnie stodołę oraz stajnię. W Szubinie działo się to samo. W Szynwałdzie pod Więcborkiem piorun uderzył w stajnię młynarza Buchholza, zabijając 2 krowy i jedną jałówkę. W Żalnie pod Tucholą burza wywróciła owczarnię i zgniotła pod jej gruzami ośmiu robotników zatrudnionych przy kładzeniu mierzwy na wóz. Śmierć poniósł również inspektor, który ich wzywał do opuszczenia miejsca pracy. W rejonie Czerska burza wyrwała liczne drzewa i wywróciła w pewnej wiosce stodołę. W Bydgoszczy orkan uszkodził dachy, potłukł szyby i wyrwał lub przełamał stare i mocne drzewa, szczególnie przy Brdzie i przy kanale. W Niewieścinie, gdzie się odprawiał jarmark, w okamgnieniu burza wywróciła tasze i towary uniosła w powietrze tak, że zaginęły zupełnie. W Łabiszynie zniszczyło telegraf do Szubina, wywracając 28 słupów telegraficznych i przerywając drut w kilku miejscach. Szkodę wyrządzoną przez burzę w lesie należącym do hrabstwa Łabiszyńskiego wyceniono na 30,000 talarów. Pnie grubości 30- 40 cm łamały się, jakby były źdźbłami zbóż.
W Chodzieży wielkiego uszkodzenia doznał młyn wodny, bo wicher porwał z niego dach i około pół mili niósł ze sobą, zapasy mąki i zboża wrzucając do wody. Chwin przerzucił także przez pobliski dom pływającą na wodzie łódkę. Wiatrak, jedyny w Chodzieży, wywrócony został zupełnie. Burza uszkodziła też fabrykę wyrobów kamiennych. Podczas niej 10- letni chłopiec zginął, a 10 osób zostało rannych. Drzewa w polu i w lesie powywracało, czasem nawet rozrywając je w drobne szczątki. W okolicy Kcyni od gradu ucierpiały szczególnie pola, przy czym obserwatorów uderzyło, że trafiały się tam nieuszkodzone obszary, a nawet mniejsze pola, pomiędzy wielkim obszarem zniszczonym do szczętu. W okolicy Złotowa grad także potłukł tysiące szyb i zmasakrował zboża. W lesie burza powyrywała drzewa, wywracając zarazem w niektórych wsiach 6—10 budynków, przy czym jedna osoba straciła życie, gdy Klukowie pod Złotowem piorun uderzył w dom, i spalił 2 budynki. W okolicy Koronowa i Sępólna odnotowano wiry powietrzne, także wodne, unoszące wodę z jezior na wysokość kilkunastu metrów.
Prawdziwy sąd ostateczny, prawda? Człowiekowi wydawać się może, że jest wyjątkowy, ale wobec potęgi natury pozostaje niczym. Trąba powietrzna, huragan, straszna burza- wszystko to już przeżyliśmy. I przeżyjemy. Stare przysłowie chińskie mówi bowiem, że co wydarzyło się raz, może być przypadkiem, ale jeżeli wydarzyło się po raz drugi, to pewnym jest, że i po raz trzeci będzie mieć miejsce. Pozostaje tylko pytanie: co, kiedy i gdzie zaserwuje nam następnym razem natura?
Oprócz mrożących krew w żyłach manifestacji siły, przyroda potrafi zaserwować też widowisko przede wszystkim zaskakujące. Jest przecież nieprzewidywalna. Przykład stanowi tutaj tajemniczy wir powietrzny nieopodal wsi Roztoki, będący przyczynkiem do dzisiejszej opowieści. Takie wariacje powietrzne rodzą się przeważnie latem, zdecydowanie nie w październiku. Podczas szukania informacji o katastrofie z 19 czerwca, natrafiłem na jeszcze jedno rzadkie w naszym klimacie wydarzenie. Pod koniec stycznia 1884 roku zachodnią Krajnę spowiła na kilka dni gęsta mgła. Któregoś z pierwszych wieczorów po jej ustąpieniu nad regionem przeszła krótka, kilkuminutowa burza. Nagle zerwał się porywisty wiatr i z nieba zaczął lecieć grad. Ludzie ze strachem budzili się i wstawali z łóżek. Przy tym raz tylko zabłysło i zagrzmiało.
Burze w styczniu, trąby w październiku, a latem orkany. Sami widzicie, jak to z niebem jest. Bądźcie czujni.
 

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...
Na początku 1945 r., kiedy front przekroczył linię Wisły, a wojska...
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Najwyżej oceniane
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Czasami trzeba czekać wiele, wiele lat, żeby poznać swoje prawdziwe...
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...