Bóg Honor Ojczyzna. Taka moda, czy prawdziwa odnowa? Część I

Piotr Pankanin, 03 marzec 2016, 15:47
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Temat żołnierzy wyklętych nie schodzi z ekranów telewizorów i łamów niekabaretowej prasy. Poza tytułem Mimichnika, czy jakoś tak. Gdy odwaga coraz tańsza, nieprzyswajalne dotąd treści zaczynają łapczywie chłonąć zagorzali ignoranci współczesnej historii Polski. Wśród nich nieprzebrani wychowankowie kłamstw podawanych przez środowiska liberalno-komunistyczne. Zaplecze poprzednio sprawujących w Polsce władzę, dałoby się pociąć, że Pilecki, Siedzikówna czy zamordowany w Więcborku Cupryś to bandyci. Taką wiedzę czerpali przez długie lata wprost od mnożących się lawinowo ignorantów, karmionych antynarodową ideologią. Sporo takich, niestety, żyje wśród nas. Dla nich wyklęci pewnie zawsze będą bandytami.
Bóg Honor Ojczyzna. Taka moda, czy prawdziwa odnowa? Część I

Mogiła por. Emila Cyprysia vel Lewandowskiego na więcborskim cmentarzu parafialnym

W powojennym Sępólnie bardzo mocno rozwinięto aparat ucisku. Nic więc dziwnego, że mieszkańcom stolicy powiatu brakowało odwagi do poprawności historycznej. Jak tu myśleć inaczej, jak kształtować tradycje narodowościowe, skoro dziadowie i ojcowie podporządkowali się bez reszty reżimowi komunistycznemu? To początkowo w ich, a potem w łapskach ich dzieci i wnuków spoczywały zakrwawione narzędzia władzy ludowej. Tej samej, która heroizm żołnierzy niezłomnych zamieniała w pogardę. Tak oto przez całe dziesięciolecia uczono Polaków. Na lekcjach historii oprawcy stawali się bohaterami, bohaterzy oprawcami. Niewielu jest wśród nas, przyznacie sami, bardzo niewielu, którzy potrafili stanąć po stronie także tej wyjątkowej prawdy. Ilu i gdzie potrafiło odważnie przeciwstawić się komunistycznej propagandzie, czyniącej żołnierzy niezłomnych wyklętymi? Taka postawa wymagała odwagi, jakże dalece innej od tej, która dzisiaj ułatwia organizatorom zapraszać nas na wiece, rekonstrukcje historyczne, przedstawienia, świetlicowe prelekcje. Jeszcze przed rokiem „cześć i chwała bohaterom” - jak wmawiała nam rządząca swołocz, prześcigająca się stanami posiadania - wykrzykiwali tylko rozwydrzeni kibole. Po stronie żołnierzy wyklętych, pomimo ustanowionego w 2011 roku ich święta, najwyraźniej nie stanęli. Nie stanęły także, niestety, rzesze Polaków. Za to patformerskich krzykaczy dało się słyszeć w niedzielę w Gdańsku. W przeddzień święta żołnierzy wyklętych, pod pomnikiem Trzech krzyży ludzie TW „Bolka” zorganizowali wiec nienawiści. Tonącego w błocie własnych świństw, z Matką Boską w klapie, próbowano ratować wyzwiskami w stronę Jarosława Kaczyńskiego. W seans chamstwa z przeuroczą i przezgrabną tramwajarą, kurduplicą Krzywonos w roli głównej, wplątano dzieci, m.in. Mariusza Lubomskiego - ot, tata! Zaś we wtorkowe święto obrońcy „Bolka” zgodnie gdzieś przepadli. Tyle ich obchodzi historia kraju nad Wisłą.

Nie wszyscy jednak spośród nas stanęli po stronie obrzydliwych komuchów, lokalnych aparatczyków ubabranej po łokcie partii, sępoleńskich ubeków rozprawiających się brutalnie z demokracją. Zwłaszcza w Więcborku kultywowano pamięć żołnierzy wyklętych. Skłaniała do tego m.in. postać jednego z nich, por. Emila Cuprysia - młodego żołnierza zastrzelonego przez sępoleńskich siepaczy na więcborskiej promenadzie w sierpniu 1946 roku. Prawdziwą opiekę nad mogiłą „Milka” roztoczył wtedy równie młody Andrzej Ikert. Za jego przyczyną na bezimiennym grobie usypanym z leśniej ziemi stanął brzozowy krzyż partyzancki z tablicą informującą o pochówku, wykonany przez Edmunda Pankanina i jego wnuka Piotra.

Historię Cuprysia udało się rozpowszechnić w latach 80., dzięki temu że na więcborskim cmentarzu obok jego mogiły spoczywali dziadkowie Andrzeja Ikerta - Pelagia i Andrzej Kulscy. Wiele cennych informacji w „śledztwie” Ikerta przekazali znajoma Cuprysia, więcborczanka Bronisława Janicka, a także jego znajomy z Sypniewa o nazwisku Gapa oraz bliski Cuprysiowi Maksymilian Berndt z Więcborka. Od momentu kiedy stanął krzyż, na mogile żołnierza wyklętego pojawiały się kwiaty, zapalano potajemnie świeczki. Potajemnie, ponieważ i to, wydawałoby się najspokojniejsze miejsce, znajdowało się w kręgu zainteresowań sępoleńskich esbeków.

Żołnierze wyklęci podlegali rozpoznaniu od pierwszych dni powojennych także na terenie powiatu sępoleńskiego. W raporcie z 11 - 17 marca 1945 roku do kierownika Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Bydgoszczy ledwie piśmienny kierownik grupy operacyjnej PUBP w Sępólnie Wilhelm Kłoda pisał (z zachowaniem elementów pisowni oryginalnej):

Sprawa organizacyjna

Na terenie powiatu sępoleńskiego widoczna jest sympatia ludności do organizacji „Pług i Miecz” oraz Związku Polaków Zachodnich pod dowództwem pułkownika Wryczy, który ma się ukrywać oraz rozwijać swoją działalność w powiecie chojnickim i częściowo w powiecie sępoleńskim. [...]

W raporcie nr 4z 8 maja 1945 roku Kłoda pisze:

Sprawy organizacyjne

Agentura u mnie jest bardzo słabo rozwinięta. Zawerbowałem dopiero pięciu informatorów, którzy na razie dają słaby materiał. Wrogie organizacje zaczynają się ujawniać, a do których wniknąć jest trudno. Składa sie przeważnie z inteligencji. W Kamieniu podczas wieczorku z okazji 3 Maja wystąpił z mową burmistrz miasta, w której naznaczył, że „przyjaźń, czyli sojusz polsko-rosyjski, inaczej się zarysowywuje, a inaczej nam go przedstawiają, trzeba czekać z bronią, bo dopiero przyjdzie czas do rozrachunków z wrogami Polski, a dopiero wtedy każdy Polak będzie wiedział, dla kogo pracuje”.

Następnie przemawiał Marasz Alfons z „propagandy”, niedawno zaciągnięty, a który jest już dłuższy czas pod obserwacją, że był w partyzantce, pracował w konspiracji podczas okupacji i pracuje nadal. „Rząd obecny to zlepek”, następnie mówił: „Teraz pracuję w <<propagandzie>>, ale ja szerzę swoją propagandę”. W tem to czasie sekretarka Milicji Obywatelskiej z Kamienia Zedruszewska zwróciła Maraszowi uwagę, ażeby nie zdradzał tajemnicy. Ponieważ Zedruszewska miała wyjechać do Warszawy i tam ma rodzinę, więc zachodzi podejrzenie, ona może mieć łączność konspiracyjną, może przywozić z powrotem pewien materiał, aresztowanie wstrzymałem aż do powrotu jej z Warszawy.

Aresztowanie

Aresztowań ogólnych nie przeprowadziłem, natomiast przytrzymałem sołtysa z Wałdowa za opieszałość w pracy, gospodarza z Wielowicza za niestosowne zachowanie się podczas uroczystości pierwszomajowej oraz dwóch Polaków za przechowywanie broni. Jeden miał zachowany automat w stodole, a drugi miał parabelę w kieszeni.

Kierownicze stanowiska administracyjne

Kierownicze stanowiska administracji z każdym dniem regulujemy. Na razie były obsadzone nawet przez II grupę z braku sił. Obecnie siły napływają i przy pomocy starosty, z którym współpracujemy, obsadzamy przez ludzi partyjnych z PPR lub też z PPS, są z SD i z SL. Są poza tym jeszcze urzędnicy, którzy zagubili swoje dowody osobiste, albo też uległy zniszczeniu przez pożar, przez szybką ewakuację spod frontu. Przynajmniej się tym legitymują, a więc przynależność ich państwowa jest jeszcze niestwierdzona.

[...]

W raporcie specjalnym z 1 lipca 1945 roku Kłoda relacjonuje:

Ja, kierownik Pow Urzędu Bezp Publ w Sępólnie, melduję, że w dniu 30 czerwca wydałem rozkaz kierownikowi Sekcji do Walki z Bandytyzmem Dorożejowi Mikołajowi, ażeby dobrał sobie czterech ludzi i wyjechał do Dąbrówki, pow. Sępólno, celem zlikwidowania bandy AK, która wedłuk doniesienia informatora „Olchy”, który ich śledził, czy rzeczywiściewyjadą. O ile będą wyjeżdżać, wydałem rozkaz zrobić w lesie zasadzkę, wezwać do poddania się, a o ile będą usiłowali bronić się - wybić.

Przebieg operacji

Grupa operacyjna pod przewodnictwem kierownika Sekcji WB Dorożeja Mikołaja wyjechała o godzinie 11 minut 30 i bez mego zezwolenia wezwała do pomocy posterunek Milicji Obywatelskiej w Kamieniu. Zasadzkę zrobiono w pobliżu domu, skąd mieli wyjechać bandyci.

Natomiast Dorożej poszedł do informatora „Olchy”. Jak sie okazało, bandyci już wyjechali w liczbie dwóch do Obrowa, pow. Tuchola. Grupa operacyjna pojechała w ślad za nimi. Obstawili dom. Do mieszkania wpadł pierwszy funkcjonariusz PUBP Kopczyński, a za nim Dorożej i komendant Milicji Obywatlskiej Jędrzejak. Bandyci zerwali się ze spania, pierwszy nazwiskiem Wyrwas z Szynwałdu pow. Sępólno, chwycił granat do ręki, a drugi o imieniu Henryk [Henryk Damski „Henio”], nazwisko nieznane, w mundurze wojskowym w stopniu porucznika, chwycił za rewolwer. Kopczyński przystawił porucznikowi karabin do piersi, ten się poddał i Kopczyński wyprowadził go na pole.

Natomiast Jędrzejak i Dorożej, zamiast zabrać Wyrwasa, w obawie, że owy bandyta użyje granatu, pozostawili go i wyszli za Kopczyńskim. Kopczyński oddał porucznika Gospodarkowi, a Gospodarek komendantowi milicji z Kamienia pod ochronę, a sami mieli chęć wrócić do Wyrwasa. Tymczasem komendant milicji Jędrzejak wypuścił porucznika, ponieważ, jak dotychczas stwierdzono, obiecał mu, że sam się podda z drugim bandytą i odda broń. Gdy zauważyli to nasi żołnierze, porucznik wchodził już do mieszkania. Funkcjonariusze nasi, widząc postępowanie komendanta milicji Jędrzejaka, poczęli go podejrzewać o współpracę z bandytami i nieco sie wycofali. Porucznik wtenczas wyrzucił na podwórze karabin i rewolwer. Podbiegł wtenczas Kopczyński i zabrał ową broń. Jak się okazało, karabin się zacinał, a rewolwer był bez iglicy.

W tym czasie porucznik i Wyrwas przygotowali sie do walki, poczęli silnie strzelać z karabinów, również wyrzucili pięć granatów, skutkiem czego został ranny komendant milicji Jedrzejak. Wtenczas kierownik Sekcji WBDorożej Mikołaj podbiegł do agencji pocztowej znajdującej się w pobliżu i nadał mylny telefonogram do Milicji Obywatelskiej w Sępólnie, którego treść była następująca: „Napotkałem bandę ośmiu wojskowych, reszta cywilów, jeden z tutejszego resortu zabity i jeden ranny, prosimy o pomoc”.

Milicja przysłała tę wiadomość do mnie. Wtenczas wezwałem pomoc od milicji, podebrałem swoich ludzi i wysłałem samochodem ciężarowym w liczbie 25 ludzi uzbrojonych w 3 karabiny maszynowe, 10 automatów na miejsce wypadku. Jednak było już za późno, bandyci skorzystaliz zamieszania i zbiegli.

Na miejsce wypadku przybyła najpierw milicja z pow. Tucholskiego i funkcjonariusze PUBP z Tucholi.

W akcji tej zdobyto 5 karabinów i 1000 sztuk amunicji. Informator „Olcha”, którego zwerbowałem z agenta, dalej śledzi owych bandytów.

Jak się okazało z doniesienia z dnia 2 lipca, owi bandyci są w Kościerzynie, pow. Tuchola. Porucznik Henryk jest dowódcą, ma pod sobą 60 ludzi, posiada radio nadawczo-odbiorcze u pewnego gospodarza, którego nazwisko nie jest jeszcze znane. Agent „Olcha” ma dać do 5 lipca wszelkie dane o tej bandzie.

Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że raporty Kłody sygnowane były okrągłą pieczęcią o treści Sempoliński Pow Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Obrazuje to ilu i jak wielkich gamoni zajmowało się „bezpieczeństwem publicznym” w mieście powiatowym.

Przytoczony materiał pochodzi z książki „Rok pierwszy” wydanej przez Instytut Pamięci Narodowej Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu pod redakcja naukową Beaty Binaszewskiej i Piotra Rybarczyka.

CDN.

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...
Na początku 1945 r., kiedy front przekroczył linię Wisły, a wojska...
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Najwyżej oceniane
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Czasami trzeba czekać wiele, wiele lat, żeby poznać swoje prawdziwe...
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...