Wspomnienia

Łzy cisną się mi do oczu, gdy wspominam czas wojennej niesprawiedliwości

Jacek Grabowski, 29 wrzesień 2011, 13:54
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Pan Piotr Półgęsek z Sośna jest jednym z wielu ludzi, którzy swoje dzieciństwo przeżyli na wygnaniu w obozie koncentracyjnym i w obozie pracy przymusowej w Austrii. Jego historia to opowieść o trudach przetrwania w rzeczywistości wojennej zawieruchy. Dobytek wszystkich rodzin wracających do Polski znajdował się na kilku wozach. – Do obozu trafiłem, gdy miałem trzy lata. Z pobytu w Potulicach wiele nie pamiętam. Dopiero pobyt w Drnholec w Austrii utkwił mi w pamięci na dobre – wspomina pan Piotr.
Łzy cisną się mi do oczu, gdy wspominam czas wojennej niesprawiedliwości

Bronisława i Sylwester Półgęskowie

Łzy cisną się mi do oczu, gdy wspominam czas wojennej niesprawiedliwości

Zdjęcie rodzinne. Od lewej: Zygmunt, Piotr, Bronisława, Edmund i Krysia

Urodził się 29 czerwca 1938 roku w Toninku. Miał trzech braci i dwie siostry. Najmłodsza Anna urodziła się w lutym 1944 roku w obozie pracy w Austrii. – Całą rodziną w 1941 roku byliśmy wysiedleni z Tonika z naszego rodzinnego gospodarstwa do obozu w Potulicach. Dali nam pół godziny na spakowanie rzeczy. Tam byliśmy ok. 8 miesięcy. W obozie w Potulicach moi rodzice otrzymali numery identyfikacyjne. Moja mama miała nr 1692, a tata 1691. Miałem wtedy 3 lata i wiele z tego okresu nie pamiętam- wspomina pan Piotr Półgęsek. Ojciec pana Piotra bardzo ciężko pracował w gospodarstwie w miejscowości Drnholec w Austrii. Miejsce jego pracy bardzo przypominało nasz polski PGR. Cała rodzina mieszkała w barakach. – Moja mama pracowała w stołówce. Myła naczynia i sprzątała w kuchni. Bardzo często wyrzucała dobre jedzenie wraz z resztkami, abyśmy mieli co jeść. Wiedzieliśmy kiedy będzie wyrzucone to jedzenie i czekaliśmy na dogodny moment, aby je pozbierać. Aby nie głodować, wyjadaliśmy również koniom żarcie z koryta – kontynuuje swoją opowieść pan Półgęsek. Przez dziesięć miesięcy chodził do austriackiej szkoły. Jako pierwszoklasista miał ogromne trudności z nauką języka.

– Przed Wielkanocą nasi włodarze dali nam drewniane wiaderka i kazali zbierać kamienie. Wynagrodzeniem za pracę miały być cukierki. Zamiast słodkiej zapłaty, każdy z nas został uderzony w twarz – opowiada wzruszony pan Piotr. Ojciec pana Piotra, Sylwester Półgęsek, podczas pobytu w Potulicach został dotkliwie pobity przez niemieckich żołnierzy. Obrażenia, jakich doznał, procentowały złym stanem zdrowia w późniejszym czasie. – Mój ojciec był bardzo chory. Zapalenie płuc zapoczątkowane pobiciem w potulickim obozie sprawiło, że zmarł w marcu, nie doczekawszy powrotu do Polski – dodaje pan Piotr.

Dwa miesiące później, 9 maja 1944 roku, rozpoczęła się trzytygodniowa wędrówka do Polski. Rodzina Półgęsków mogła pozostać w Austrii, lecz Bronisława Półgęsek, mama pana Piotra, chciała wrócić do Polski. Gdy wracali do domu, każda rodzina swój cały dobytek zmieściła na małym skrawku wozu. Mały Piotruś wraz z braćmi jechał z inną grupą niż jego mama i siostry. Przez cały dzień przemierzali nie zmierzoną ilość kilometrów. Aby zregenerować siły, spali pod drzewami i w stodołach. – Moja mama w trakcie powrotu do Polski była bardzo zmęczona i wycieńczona. Ważyła 38 kg. Nie miała już sił, aby pchać wózek z najmłodszą córką Anią. Ze łzami w oczach i z bólem w sercu zostawiła wózek wraz z maleńką Anią i poszła dalej sama. Wraz z innymi przeszła dwa kilometry. Po namowie przyjaciółki nie dała rady pogodzić się z utratą mojej małej siostrzyczki i po nią wróciła- opowiada ze łzami Pan Piotr. Na domiar złego w Polsce bracia Półgęsek w pewnym momencie rozdzielili się ze swoją mamą i siostrami. Gdy pani Bronisława wraz z Krysią i Anią wróciła do Tonika, oni zawędrowali aż w okolice Łodzi. Była tam okrutna bieda. Pewien gospodarz, u którego się zatrzymali, jego starszych braci wysyłał do pracy. Mały Piotruś został w domu, bo był jeszcze za mały, aby pracować. Po 3 tygodniach mama ich odnalazła i zabrała do domu. Po 3 latach i 10 miesiącach wrócił wraz z braćmi do rodzinnego domu w Toninku. Miał wtedy 7 lat.

Gdy powrócili do domu, zastali rozgrabione gospodarstwo. Siostra ojca Maria Sikora, matka chrzestna pana Piotra, dawała im chleb, aby mogli przeczekać trudne chwile. – Od września rozpocząłem naukę w szkole w Wąwelnie. Moi koledzy się ze mnie śmiali, że zamiast po polsku na zadane pytania nauczyciela odpowiadałem po niemiecku. Mój nauczyciel bronił mnie i mówił, że odpowiadam bardzo dobrze. Z czasem udało mi się przyswoić rodzimy język. Do tej pory bardzo dobrze liczę po niemiecku. Z mową jest już trudniej, ale liczenie w tym języku nie sprawia mi kłopotu – mówił pan Piotr.
Piotr Półgęsek ożenił się w 1961 roku. Ma żonę Reginę i trzy córki: Cecylię, Danutę i Halinę. Jest skarbnikiem Związku Kombatantów w Sośnie założonego w 1995 roku przez Bronisława Hajdula. Otrzymał krzyż przyznawany więźniom hitlerowskich obozów koncentracyjnych. W 2010 roku został uhonorowany tytułem „Seniora Roku” przyznawanego przez Polski Związek Emerytów, Rencistów i Inwalidów w Więcborku.

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...
Na początku 1945 r., kiedy front przekroczył linię Wisły, a wojska...
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Najwyżej oceniane
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Czasami trzeba czekać wiele, wiele lat, żeby poznać swoje prawdziwe...
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...