Wspomnienia Gertrudy Ciszewskiej

Nigdy nie przypuszczałam, że mogę być tak bardzo silna. Gdy nikt nie widział, płakałam. Część V

Jacek Grabowski, 12 lipiec 2012, 13:39
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Gertruda Ciszewska jako dziewięcioletnia dziewczynka uratowała bratu życie. Gdy była starsza, walczyła o ludzką godność. Podczas wojny w starciu z niemieckimi zaborcami udowadniała, że jej serce jest polskie i bije po polsku. Wielokrotnie mogła trafić do obozu w Karolewie, gdzie czekała na nią niechybna śmierć.
Nigdy nie przypuszczałam, że mogę być tak bardzo silna. Gdy nikt nie widział, płakałam. Część V

Gertruda i August Ciszewscy z córką Basią i teściową Franciszką Ciszewską w Rogalinie

Nigdy nie przypuszczałam, że mogę być tak bardzo silna. Gdy nikt nie widział, płakałam. Część V

Podczas zajęć w świetlicy wiejskiej w Pęperzynie, w której Gertruda Ciszewska była świetlicową

– Pewnego wieczoru (było to tuż przed zakończeniem wojny), gdy wracałam do domu obok pałacu Prądzyńskich w Skarpie, w pewnym momencie zauważyłam dwa świetliki. Tak myślałam, lecz później okazało się, że nie były to świetliki. Dwa światełka bardzo powoli przemieszczały się kaplicową alejką w kierunku pałacowych schodów.Przyspieszyłam kroku i pobiegłam do domu. W domu opowiedziałam ojcu, co widziałam. Tata powiedział, że to byli dziedzice Prądzyńscy, a dokładniej ich duchy. Od pewnego czasu wiedzieliśmy już, że zginęli w Karolewie – opowiada z przejęciem pani Gertruda. Mieszkańcy byli przekonani, że to oni właśnie nawiedzali swój dom. – Zanim zostali zatrzymani w 1939 roku, pan Lucjan przyszedł do naszego domu, trzymając w ręku biały dzbanuszek i poprosił o zupę. Przywieźli go z żoną Antoniną z Radzimia na chwilę do posiadłości w Skarpie. Tata pracował wtedy jako stróż. Powiedział nam, że dziedzice wrócili. Mama zaproponowała panu Lucjanowi, że jak jutro przyjdzie, dostanie coś lepszego na obiad niż zupa. Na drugi dzień pan Lucjan już do nas nie przyszedł. Tata z ukrycia obserwował, gdzie ich wywozili krytym samochodem. Po chwili wiedział już, że jadą z nimi do Karolewa. W pałacu byli tylko jedną noc. Mój tata mówił, że dziedziczka Antonina Prądzyńska zapytała Niemca, czy może zabrać z sobą poduszkę. Zgodził się. Nie pojechali szosą do Sępólna ani szosą do Pamiętowa, tylko polną drogą na Włościbórz. Było wtedy wiadomo, że jadą na swój koniec do Karolewa – dodaje pani Ciszewska.
Gertuda Grolewska 27 maja 1947 roku wyszła za mąż za Augusta Ciszewskiego. Był to ślub cywilny. Dwa dni później 29 maja w białej sukience w kościele w Wałdowie przed Bogiem przysięgała mu miłość i wierność. – Na ołtarzu miał leżeć purpurowy obrus. Powiedziałam Augustowi, aby się nie godził na to. Ksiądz usłyszawszy moje niezadowolenie, rzekł do Augusta: „Jak ty z nią wytrzymasz? Przecież ona jest taka pyskata”– śmieje się pani Ciszewska. August był inwalidą wojennym. Miał niewładną rękę i nogę oraz odłamki w ciele. Dostał tylko 30% uszczerbku na zdrowiu. Było to po wojnie. Polski lekarz po badaniu bardzo ironicznym głosem powiedział: „Teraz możesz iść walczyć u Hitlera”. – To, że August walczył w niemieckim wojsku, nie było zależne od niego. Po prostu mieszkańcy Skarpy, aby nie zginąć w obozie, walczyli na polu bitwy po stronie hitlerowców. Dzięki temu wielu polskich żołnierzy uszło z życiem, gdyż Polacy zmuszeni do walki po stronie wroga nie strzelali do swoich – podkreśla żona Augusta Ciszewskiego. – Mój mąż po wojnie założył w Skarpie Polską Partię Robotniczą. Roman Pettner i Jan Rogulski wraz z moim mężem byli współzałożycielami tej partii. Pewnego dnia do naszego domu przyszli AK-owcy z bronią, z tzw. patelniami. Dociekali, dlaczego on tę partię zakłada – mówi. – To jest tylko zwyczajna Polska Partia Robotnicza – odpowiedział August Ciszewski. – Dajcie mi taką robotę, którą w moim stanie będę mógł wykonywać, a od razu wypiszę się z tej partii – dodał. – August szedł na stróżkę, a ja z teściową czekałyśmy, czy aby może nie puszczą za nim serii z pistoletu. Dzięki Bogu, nic mu nie zrobili – cieszy się. Dzięki związkom zawodowym członkowie partii dostawali buty dla siebie, a nawet dla żon. – W 1950 roku August dostał propozycję pójścia na kurs kalkulatorów, ale on się czuł w pracy za biurkiem. Na kurs magazynierów też nie chciał iść. Poprosiłam go i dał się namówić. Było to lepsze niż stróżowanie – wspomina pani Gertruda. 2 lutego 1951 roku, gdy córka Basia miała pół roku, Ciszewscy wyprowadzali się ze Skarpy do Rogalina. Tam mieszkali w pałacu. Wraz z nimi pani Kochańska i taty siostra oraz babcia. W Rogalinie August Ciszewski pracował jako magazynier. – Któregoś wieczoru babcia poprosiła mnie, abym poszła po drzewo do piwnicy. Gdy byłam już na schodach, zauważyłam jak w moją stronę idzie pewien mężczyzna. Był w oficerkach, w kurtce do kolan - była nie zapięta, pasek wisiał. Miał kapelusz z piórkiem. Ja nie zeszłam niżej, tylko czekałam. Cały czas szedł wprost w moją stronę. W pierwszym momencie nie widziałem jego twarzy. Przeszedł obok mnie. Skłonił się i poszedł tam, gdzie był nieużywany piec i piwnica na węgiel. Poszłam za nim. Stanęłam obok pieca i cała skamieniałam. Byłam bardzo otępiała. Miałam jeszcze tyle odwagi, że poszłam po drzewo. Gdy wróciłam do mieszkania, babcia wraz z panią Kochańską patrzyły na mnie z niepokojem – wspomina z przejęciem mieszkanka Pęperzyna. – Chora jesteś? – zapytała babcia. Dziewczyna spojrzała na kobiety ze zdziwieniem. Nie mogła nic powiedzieć. Była blada jak śmierć. – Widziałaś coś? – zapytała pani Kochańska. Minęło piętnaście minut zanim wszystko wróciło do normy. – Usiadłam i powiedziałam, że kogoś widziałam. Opowiedziałam, jak wyglądał ten mężczyzna. Babcia powiedziała mi, że był to Niemiec Fedusch, a dokładnie jego duch. Był to duch przedwojennego właściciela tego pałacu – dodaje na zakończenie Gertruda Ciszewska. Od 1956 roku mieszka wraz z rodziną w Pęperzynie. Od dziewięciu lat jest wdową. Przez dłuższy czas pracowała w świetlicy wiejskiej w Pęperzynie. Ma córkę Basię, dwoje wnucząt i pięcioro prawnucząt.
KONIEC

 

Gertruda Ciszewska zmarła 17 czerwca 2012 roku. Spoczęła obok męża na więcborskim cmentarzu. Swoim życiem udowodniła, że nie można żyć tylko dla siebie. Wspomnienia pani Gertrudy okazały się cenną lekcją historii i były dopełniem jej ciekawego życia. 14 lipca ukończyłaby 90 lat.
 

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...
Na początku 1945 r., kiedy front przekroczył linię Wisły, a wojska...
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Najwyżej oceniane
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Czasami trzeba czekać wiele, wiele lat, żeby poznać swoje prawdziwe...
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...