Opowieści krajeńskie

Sobotta we wtorek

Łukasz Jakubowski, 17 styczeń 2019, 14:32
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Pewnego wtorku trafiłem przypadkiem na Sobottę. A w zasadzie na atlas anatomiczny Johannesa Sobotty, znakomitego niemieckiego anatoma. Atlas krył w sobie niespodziankę, która przypomniała mi o spisku producentów żarówek. Brzmi niedorzecznie? Już wyjaśniam, o co tutaj chodzi.
Sobotta we wtorek

Zestaw biblioteczny: na spodzie atlas anatomiczny Sobotty, z lewej okładka i plansze z Bilza, z prawej atlas „ewolucyjny”

Sobotta we wtorek

Dzieło Bilza w oryginale

Oby nie przedobrzyć

W 1924 roku przedstawiciele największych producentów żarówek na świecie (m.in. OSRAM, Phillips, General Electric) utworzyli kartel Phoebus. Przyświecał im (o ironio) jeden cel: wprowadzenie na rynek żarówek o żywotności nie większej niż 1000 godzin. Do tej pory działały one bowiem przez 1500, a nawet 2000 godzin – i w opinii przedsiębiorców były produktem… zbyt dobrym. Tak oto proceder celowego obniżania jakości towarów na stałe zagościł w światowej gospodarce. Jako późniejsze przykłady świadomego ograniczania trwałości podaje się m.in. nylonowe pończochy puszczające oczka, iPady z niewymienialnymi bateriami czy drukarki, które przestają działać po wydrukowaniu określonej liczby stron, mimo że są sprawne.
Współcześnie planowane postarzanie produktów nie musi już przypominać działań kartelu Phoebus. Biznes ma swoje sposoby na zwiększanie popytu. Jednym z nich jest nakręcanie marketingowej spirali. Wystarczy spojrzeć na branżę modową – każdy sezon to nowe kolory i fasony. Kto chce być na bieżąco z trendami, musi wymieniać garderobę, chociaż kilka miesięcy to przecież za mało, żeby ubrania zdążyły się zniszczyć. Innym sposobem jest sprawianie, żeby zakupionego towaru nie opłacało się naprawiać. Użytkownicy elektroniki wiedzą o tym doskonale, prawda? Kto po usłyszeniu ceny zrezygnował z naprawy uszkodzonego wyświetlacza w telefonie, niech podniesie rękę do góry!  
Oczywiście nadal można kupić rzeczy zaprojektowane i wykonane tak, aby służyły swoim właścicielom jak najdłużej – ma to jednak odzwierciedlenie w ich cenie. Podobnie było przed wiekami. Spójrzmy na książki. W uproszczeniu: niegdyś stworzenie manuskryptu czy druku stanowiło niemały wysiłek. Koszt produkcji wymuszał więc trwałość. Ale wraz z postępującą mechanizacją branży jakość gotowych produktów znacząco się obniżyła. Obecnie ogromna większość wydawanych publikacji ma wbudowany w siebie mechanizm autodestrukcji. Zakwaszenie papieru sprawia bowiem, że mają one przed sobą ledwie kilka-kilkanaście dekad życia. W naszych książnicach narodowych nieustannie trwa proces odkwaszania książek – gdyby z niego zrezygnować, po pewnym czasie papier zacząłby przypominać wysuszone liście i tyle by zostało ze zgromadzonych zbiorów.

Sobotta w rękach Brzostowskiego

W świecie galopującej konsumpcji książka i tak pochwalić się może stosunkowo długim terminem przydatności do spożycia. Trudno mówić o historii telefonu komórkowego, który po roku, w porywach po dwóch latach wędruje do kosza. Książki tymczasem mają swoją metryczkę – szczególnie książki biblioteczne. Na półkach sępoleńskiej placówki znalazłem zestaw, który może zaciekawić w dwójnasób: kunsztem edytorskim i właśnie swą intrygującą przeszłością. Początkowo myślałem, że to książka z załączonymi tabelami. Myliłem się. W skład zestawu wchodzą bowiem trzy pozycje o bardzo długich tytułach: Atlas der deskriptiven Anatomie des Menschen (w skrócie: atlas anatomiczny) autorstwa dr. Johannesa Sobotty, Modellatlas über die Hauptklassen der Tierwelt der Gegenwart von den niedersten Formen bis zum Menschen (w skrócie: atlas „ewolucyjny”, wydany w Lipsku w 1920 roku) oraz przepiękne barwne plansze z monumentalnej Das neue Naturheilverfahren. Lehr- und Nachschlagebuch der naturgemäßen Heilweise und Gesundheitspflege autorstwa naturopaty, Eduarda Friedricha Bilza.
Najłatwiej prześledzić historię atlasu anatomicznego Sobotty. Wydany w 1939 roku, posiada naklejkę berlińskiego antykwariatu Oscara Rothackera, specjalizującego się właśnie w obrocie literaturą z dziedziny medycyny. Kolejną, znacznie nam więcej mówiącą wskazówką, jest pieczątka informujaca, że tom ów należy do księgozbioru Władysława Brzostowskiego. I od tego momentu wszystko zdaje się być jasne. Brzostowski był inżynierem, po II wojnie światowej pełnił funkcję dyrektora PSS „Społem” w Gdańsku. W 1947 roku ożenił się z Janiną Klotzek. Niestety, młodzi nie zdążyli się sobą nacieszyć. Brzostowski zmarł w 1951 roku. Kto wie, może to w związku z chorobą na jego półce pojawia się zestaw publikacji medycznych?
Anatomia z wkładkami trafiła w ręce Janiny. Podejrzewam, że towarzyszyła jej przez całe dalsze życie. Kilka lat po śmierci inżyniera Brzostowskiego Janina wyszła za mąż za Andrzeja Komierowskiego. Jeśli się nie mylę, w 1958 roku książka śladem właścicieli trafiła do Szwajcarii, rok później popłynęła do Afryki, wreszcie na początku lat 90. wróciła z nimi do Polski. Po śmierci Janiny Komierowskiej jako część jej darowizny trafiła do Biblioteki Publicznej im. Jarosława Iwaszkiewicza w Sępólnie, a tam pewnego wtorku natknąłem się na nią ja.

Symbionty Sobotty

 Pewnie cały ten czas dziełu Sobotty towarzyszyły plansze z opus magnum Bilza i z atlasu „ewolucyjnego”. Książka Bilza miała w oryginale ponad tysiąc stron. Była wydawniczym hitem, przetłumaczonym na kilkanaście języków i sprzedanym w milionach egzemplarzy. Teraz przyrodniczo-medyczny zestaw Komierowskich przypomina rosyjskie matrioszki: w podręczniku Sobotty znajduje się część okładki Bilza, w niej zaś tkwią perełki – przepiękne, kunsztownie wręcz wykonane, bez wątpienia ręcznie sklejane plansze (kilka z Bilza, reszta to atlas „ewolucyjny”). Czekały one sobie na odkrycie w ciszy, w spokoju, w magazynie. Czy ten zestaw już od Brzostowskiego wyglądał właśnie tak, czy dopiero później ktoś wypatroszył biblię naturopatów? Nie sposób odpowiedzieć na to pytanie. 
Przedmioty z duszą to nie tylko żelazka. Niby oczywista konstatacja doprowadzi nas do równie oczywistego wniosku, że świat nie musi obfitować w dobra materialne, żeby być bogatym. Nie trzeba się też od razu przywiązywać do rzeczy, żeby dostrzec ich nieraz ciekawą historię. W szale poświątecznych wyprzedaży warto rozejrzeć się wkoło, uruchomić wyobraźnię, zwrócić uwagę na te wszystkie sprzęty, które nas otaczają… Może dostrzeżemy wtedy coś więcej niż ich formę i funkcjonalność?
Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...
Na początku 1945 r., kiedy front przekroczył linię Wisły, a wojska...
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Najwyżej oceniane
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Czasami trzeba czekać wiele, wiele lat, żeby poznać swoje prawdziwe...
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...