Co w lesie piszczy?

Robert Lida, 03 sierpień 2014, 01:25
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Nadleśnictwo Lutówko gospodaruje na około 10 tysiącach hektarów powierzchni. Można powiedzieć, że to największe gospodarstwo w okolicy. Gospodarstwo, do którego każdy z nas może wejść. Gospodarstwo, które boryka się z określonymi problemami, narażone na kaprysy natury, ale takie, które ma przynosić określone dochody. O pracy nadleśnictwa i sytuacji w lasach z nadleśniczym Ryszardem Zambrzyckim rozmawia Robert Lida.
Co w lesie piszczy?

Ryszard Zambrzycki na swoim gospodarstwie. Fot. Robert Lida

- Sucho w lasach, Panie Nadleśniczy.
— W tym roku Krajna stała się suchą wyspą. Poda dookoła: w Chojnicach, Tucholi, Koronowie, Złotowie, a u nas susza. W związku z tym zagrożenie pożarowe jest bardzo duże. Wilgotność ściółki leśnej od kilkunastu dni utrzymuje się na poziomie poniżej 10 procent. Należałoby wprowadzić zakaz wstępu do lasu. Osobiście uważam, że taki zakaz bardziej nam szkodzi niż pomaga. Jednak jeśli po lesie poza leśnikami chodzą turyści, to jest większa szansa na wczesne zauważenie ognia i powiadomienie straży pożarnej, bo przecież każdy dziś posiada telefon komórkowy.

- Jest lato, okres wakacyjny, ale praca w lesie nie ustaje. Czym się teraz zajmujecie?
— W miesiącach letnich prowadzi się głównie prace pielęgnacyjne młodego pokolenia lasu. W Lutówku pielęgnowanie upraw wykonujemy na powierzchni około 2 hektarów. Polegają one na usuwaniu chwastów wokół młodych sadzonek przy pomocy wykaszarek spalinowych, aby stworzyć sadzonkom lepsze warunki rozwoju i wzrostu. To bardzo trudna praca, prowadzona w upale, a jeszcze dodatkowo ciepło wydziela silnik wykaszarki. Wykonawców gryzą komary, gzy, bąki, poruszają się po nierównym, zarośniętym chwastami i krzewami terenie. Trwa pozyskiwanie drewna, ponieważ nasi odbiorcy życzą sobie równych dostaw przez cały rok. Dziś już nikt nie robi zapasów drewna. Dawniej drzewo było pozyskiwane w okresie od września do marca. Pozostałe miesiące przeznaczone były na wykonanie prac hodowlanych i ochronnych. Bardzo ważnym zadaniem w okresie letnim było pozyskiwanie żywicy. W nadleśnictwach pozyskiwano corocznie kilkadziesiąt ton tego cennego dla przemysłu chemicznego surowca. Dziś żywicę zastąpiła ropa naftowa, z której pozyskuje się te same produkty - kalafonię, terpentynę i różne oleje.

- Czy prowadzicie jakieś inwestycje na swim terenie?
— Prowadzimy jedną inwestycję. Jest to budowa drogi leśnej w leśnictwie Jazdrowo, kontynuacja zadania z 2013 roku. Wówczas wybudowaliśmy kilometr drogi z płut jumbo. W tym roku powstanie drugi kilometr drogi przez kompleks lasów bukowych, który był praktycznie niedostępny w okresie jesiennych opadów i wiosennych roztopów. Teraz będzie można prowadzić tu prace przez cały rok.

- Przez wiele lat problemem leśników były śmieci wyrzucane do lasu. Twórcy tzw. ustawy śmieciowej, która działa od roku, twierdzili, że skończy się wywożenie śmieci do lasu. Czy mieli rację?
— Na terenie naszego nadleśnictwa śmieci występują głównie przy szlakach komunikacyjnych. To śmieci wyrzucane z samochodów, jakieś butelki czy papiery, a wiatr przenosi je do lasu. To jest nasz główny problem. Śmieci przywożone do lasu występowały rzadko, ale występują nadal.

- Czy my, mieszkańcy, turyści, potrafimy korzystać z lasów?
— Generalnie, tak. Tak wiele osób korzysta z lasu, że te 20-30 mandatów wystawionych przez strażników leśnych w ciągu roku i 50-80 pouczeń, to niewiele.

- Za co te mandaty?
— Głównie za wjazd samochodami do lasu. Sporadycznie uda się również ustalić właściciela śmieci. W śmieciach jest koperta z adresem, rachunek, faktura z nazwiskiem. Wtedy z reguły jest spory mandat.

- A co z kradzieżami drewna? Ostatnimi czasy każdy chce mieć w domu kominek.
— Kradzieże drewna nie stanowią problemu. Występuje ich kilka w ciągu roku. Drewna kominkowego nie kupują właściciele kominków, tylko firmy, które zajmują się zakupem drewna, pocięciem, połupaniem i dostarczeniem odbiorcy już gotowego do włożenia do kominka. Jest kilka takich firm.

- Proszę rozszyfrować skrót FSC.
— To jest jednostka certyfikująca gospodarkę leśną, od szkółki po zręb. Lasy Państwowe mają certyfikat tej firmy i w związku z tym muszą spełnić określone wymagania. Co roku odbywa się audyt, który sprawdza, czy te wymogi są spełnione. Nie można stracić tego certyfikatu, ponieważ bardzo wielu naszych odbiorców, którzy produkują wyroby z drewna, wysyłają je za granicę. Niestety, ta firma FSC jest nam coraz bardziej nieprzyjazna. Zaczyna nam utrudniać prowadzenie gospodarki leśnej. Na przykład nie zezwala na stosowanie środków chemicznych do zwalczania szkodników. My naprawdę stosujemy tych środków bardzo mało w stosunku do rolnictwa. To są ilości śladowe, a mimo to zakazuje się nam ich stosowania. FSC poleca inne środki, najczęściej biologiczne, ale one są nieskuteczne. Po co robić zabiegi, skoro z góry wiemy, że po takim zabiegu owad przeżyje?

- Powiat sępoleński i okolica przemysłem drzewnym, meblarskim stoją. Czy wystarcza im surowców, czy on jest właściwy?
— Dzisiaj drewno sprzedaje się na aukcjach internetowych. Nawet nie wiemy, kto w tych aukcjach startuje. Dopiero po zamknięciu aukcji i sporządzeniu dokumentacji wiemy, kto nabył możliwość zakup tego drewna. Kupują firmy z różnych stron Polski: Kwidzyn, Szczecinek, Barlinek. Są to ogromne firmy, które kupują duże ilości drewna. Są również firmy z Koszalina, Poznania, nawet spod Łodzi. Z tego co wiem,
to również nasze sępoleńskie firmy posiłkują się zakupem drewna z innych nadleśnictw.

- Czy mamy obecnie jakiś problem ze szkodnikiem, który niszczy lasy?
— Bywa, że mamy. Generalnie, nasze lasy są bardzo odporne, ponieważ są to lasy mieszane. Sosna rzadko występuje sama. Siedemdziesiąt procent nadleśnictwa to sona, ale te pozostałe 30 procent to dąb, buk, olcha i inne. Te lasy są dosyć odporne na ataki szkodników owadzich. Od czasu do czasu musimy jednak robić opryski. W tym roku robiliśmy oprysk na 360 hektarach drzewostanów dębowych przy użyciu samolotu. W tym były też rezerwaty przyrody.

- Wielokrotnie zwracaliśmy uwagę na problem szkód łowieckich. Generalnie, to problem kół łowieckich, ale Lutówko jest w tej wyjątkowej sytuacji, że również gospodaruje obwodem łowieckim. Czy ten problem da się rozwiązać? Gołym okiem widać, że zwierzyny jest bardzo dużo.
— Wiadomo, że skoro zwierzyna jest w lesie, to również wyjdzie na pole. Na polach jest bardzo atrakcyjna karma dla zwierzyny. W pełnym słońcu, wypielęgnowana, bez chwastów, smaczna. Zwłaszcza kukurydza, ziemniaki, łubiny, bardzo często uszkodzone są rzepaki. Prawo stanowi tak: poszkodowany rolnik zgłasza szkodę, a my mamy obowiązek tę szkodę oszacować i w ciągu miesiąca wypłacić pieniądze. Szkody będą zawsze. Nawet jeśli pozostanie garstka zwierzyny, to i tak pójdzie do rolnika, a on będzie się czuł pokrzywdzony. Cały czas staramy się zmniejszyć populację zwierząt, przede wszystkim jelenia, ale to nie jest takie proste. Okres polowań coraz bardziej się skraca. Tutaj działania pseudoekologicznych ruchów nie sprzyjają gospodarce łowieckiej. Na łanie, jelenie kiedyś polowało się 5 miesięcy, dzisiaj można tylko 3 i pół miesiąca, a plany są znacznie wyższe niż kiedyś. Nie można polować na okrągło, bo zwierzynę w ogóle wygna się z lasu. Nie jest to prosta sprawa. Niemniej nasze odstrzały z roku na rok rosną i udaje nam się je zrealizować.

- Mamy też na naszym terenie wilki. Skąd się wzięły i ile ich jest?
— Skoro jako państwo przyjęliśmy zasadę, że wszystkie duże drapieżniki są u nas pod ochroną, to populacja wilka rośnie. Tereny na wschód od Wisły zapełniły się wilkiem, to przechodzi on na zachód. Wilk żyje w watahach. Składa się ona z kilku sztuk. Z pary alfa, czyli samicy i samca, z ich tegorocznych dzieci i jeszcze, z reguły, z dzieci poprzedniego roku. Może być ich 5, może 7. Wilcza wataha do swojego bytowania potrzebuje w naszych nizinnych warunkach około 250 kilometrów kwadratowych, czyli 25 tysięcy hektarów. To oznacza, że Lutówko jest za małe, aby je pomieścić. Należy więc przypuszczać, że wilki, które widuje się na północnej części nadleśnictwa Runowo, jak również w nadleśnictwie Lipka, to jest ta sama wilcza rodzina. Nic nie wskazuje na to, że się stąd wyniosą. Zwierzyny jest tutaj dużo i jest łatwo o pokarm. One głodne nie chodzą.

- Dziękuję za rozmowę.

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
– Kilka tygodni temu pisaliście o apelu samorządowców w sprawie...
Najwyżej oceniane
Sprawa lip rosnących przy ulicy Dworcowej w Kamieniu wciąż budzi...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...