Gdy wychodzisz na scenę, zapominasz o czymkolwiek,

Przemysław Wilkowski, 21 kwiecień 2013, 00:45
Średnia: 0.0 (0 głosów)
kiedy widzisz te wszystkie światła, kamery, jury i setki osób na widowni. Filip Drogoś to młody, utalentowany chłopak, którego umiejętności taneczne mieliśmy okazję zobaczyć w minioną sobotę w programie „Got to Dance” („Tylko taniec”) emitowanym przez telewizyjny Polsat. 20-latek pochodzący z Kamienia, a na co dzień mieszkający w Bydgoszczy pokazał, że zapałem do pracy, wolą walki można wiele osiągnąć realizując przy tym własne marzenia.
Gdy wychodzisz na scenę, zapominasz o czymkolwiek,

Filip Drogoś podczas występu w programie ,,Got to Dance”

Jest to kolejny przykład, że Ziemia Krajeńska rodzi nieprzeciętne talenty. I choć niewiadome jest to, czy zobaczymy Filipa w wielkim finale, ponieważ jury nie wybrało go do półfinałowej dwudziestki, to jednak dzięki „dzikiej karcie” przyznawanej przez państwa głosy wszystko jest jeszcze możliwe. Niezależnie od tego, jak potoczą się jego losy, należą mu się słowa uznania i wielkie brawa za to, że z ponad kilkudziesięciu tysięcy osób zdołał dostać się programu. Dlaczego wybrał taniec? Czy udział w programie „Got to Dance” zmienił coś w jego życiu ? O tym rozmawia z Przemysławem Wilkowskim.

- Jak to mawiają, pierwsze koty za płoty. Co czułeś, kiedy zaświeciły się trzy zielone gwiazdki i jury postanowiło dać Ci szansę i przepuścić do kolejnego etapu?
- To był jeden z najlepszych momentów w moim życiu. Nie da się tego dokładnie opisać, bo jest to niestety nie do opisania. Gdy wychodzisz na scenę, zapominasz o czymkolwiek, kiedy widzisz te wszystkie światła, kamery, jury i setki osób na widowni.

- Czy po swoim występie w programie byłeś pewien, czułeś, że przejdziesz dalej?
- Telewizja rządzi się swoimi prawami, oprócz tańca liczy się tam wiele innych czynników nie do końca związanych z tańcem, takich jak np. wygląd, charyzma, charakter. Trzeba pokazać już, zaraz jak się wchodzi na scenę, po co tutaj się przyjechało i dać z siebie 100%. Jeśli nie wyjdzie z tańcem, trzeba nadrobić to rozmową z jury.

- Sięgnijmy trochę pamięcią wstecz do Twojej przeszłości. Jak się zaczęła Twoja przygoda z tańcem?
- Początkowo byłem samoukiem. Jednak gdy zacząłem wyjeżdżać na turnieje czy festiwale, myślałemo przeprowadzce, bo zdawałem sobie z tego sprawę, że na dłuższą metę uczenie się samemu nie wystarczy. Nie miałem wystarczających możliwości rozwoju swoich umiejętności i staram się to teraz nadrobić. Aktualnie trenuję gimnastykę sportową z akrobatyką i skupiam się tylko i wyłącznie na treningach.

- Jakie są Twoje największe osiągnięcia, jeżeli chodzi o taniec?
- Staram się z każdego turnieju przywieźć nie tylko medal czy puchar, ale także coś dla siebie w postaci doświadczenia. Jeżdżąc po całej Polsce, poznałem masę utalentowanych osób, z którymi utrzymuję kontakt do dzisiaj. Puchar czy też medal to zwykła rzecz, a kontakty i przyjaźnie to już inna sfera życia. Do największych osiągnięć mogę zaliczyć dwukrotne zwycięstwo Ogólnopolskiego Festiwalu Młode Talenty 2011-2012 pod patronatem prezydenta Polski, jak również czterokrotne mistrzostwo Ogólnopolskiego Turnieju Tańcaw kategoriach modern i jazz zarówno solo, jak i w duecie w latach 2011-2012-2013. Ponadto wicemistrzostwo Pucharu Kujawsko-Pomorskiego modern i jazz w latach 2011 - 2012 itd.

- Co Cię skłoniło do tego, aby wziąć udział w programie Polsatu „Got to Dance” ? Czy w przeszłości brałeś udział w tego typu programach?
- Od dziecka interesowałem się telewizją. Odkąd pamiętam, chciałem występować, pracować przed kamerami, nigdy w jakiś sposób nie bałem się kamer. Do programu zgłosiłem się już w I edycji, gdzie również przeszedłem dalej z 3 na 4 głosy na TAK, ale niestety, jak już wspomniałem, telewizja pracuje na innych zasadach, niż wyobrażają to sobie zwykli oglądający. W rezultacie nie wyemitowano mojego występu. Brałem udział także w III edycji „Mam Talent”, gdzie skończyłem na etapie ćwierćfinału w Warszawie wśród 100 uczestników wybranych z 10 000 kandydatów z całej Polski. Do swojego dorobku telewizyjnego zaliczyć też mogę udział w programie „You Can Dance 7” nadawanym przez TVN , w którym to walczyłem w dogrywce o bilet, ale niestety nie udało się wylecieć do Santa Cruz.

- Przejście do kolejnego etapu w programie jest już sporym osiągnięciem. To, że jesteś dziś na takim, a nie innym poziomie tańca, zawdzięczasz tylko sobie. Czy jest ktoś jeszcze ojcem tego sukcesu?
- Tak, uważam to za duży sukces, ponieważ musiałem przejść szereg etapów, żeby w ogóle znaleźć się przed jury. Ludzie tak naprawdę nie wiedzą ile osób jest wybieranych na etapach castingów, jak również nie wiedzą o tym, że istnieje coś takiego jak precasting, który jest najgorszy dla każdego uczestnika, ponieważ na jego etapie odpada najwięcej osób. Jest to casting, na którym prezentuje się występ przed producentami oraz reżyserem programu. Właśnie na tym etapie wszystko tak naprawdę zależy, bo jeśli pokażemy nie tylko fajny występ, a kupimy reżysera osobowością, to mamy kolejny etap już w kieszeni. Ludzie często mnie pytają i zastanawiają się, jak to jest możliwe, że przechodzą gorsi. A to jest po prostu telewizja, widz lubi prosty przekaz, uczestnik musi się sprzedać, a stacja musi na nim zarobić. Dużo zawdzięczam rodzinie, nie tylko w sferze emocjonalnej, ale także materialnej, która jest w tej dziedzinie sztuki ważna, bo to jest kosztowna pasja, a tak, to sobie i mojej wytrwałości. Niekiedy było ciężko, gdyż treningi akrobatyki są naprawdę bardzo wyczerpujące nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.

- Kto jest dla Ciebie autorytetem wśród tancerzy?
- Nie posiadam autorytetu wśród tancerzy, każdy tancerz ma coś w sobie i można się na nim wzorować.

- Co było takim przełomowym momentem, że postanowiłeś wyjechać z rodzinnego miasta i zamieszkać w Bydgoszczy?
- Bydgoszcz nie jest moim wymarzonym miejscem docelowym, ale lepsze to niż nic. Traktuję to jako tylko pewien etap w moim życiu. Czy to był jakiś przełomowy moment? Raczej nie. Taka była po prostu kolej rzeczy. Nie przywiązuję się do miejsca, a od pewnego czasu żyję na walizkach, lubię to i niech tak zostanie.

- Na co dzień pracujesz jako barman. Chyba po emisji programu będziesz miał jeszcze więcej pracy przy barze?
-Tak, pracuję obecnie jako barman w Colosseum Club. Po emisji zdarzały się dziwne sytuacje, ale to jest normalne po programie. Często ludzie myślą, że nie widać tego, że na mnie patrzą czy mówią o mnie itp., ale to wszystko widać i da się to odczuć.

- W programie powiedziałeś: „... Kamień Krajeński, miejsce, z którego pochodzę, to wiocha zabita dechami...” Jeśli tak nawet rzeczywiście jest, to jednak takie stwierdzenie mogło uderzyć w niektórych mieszkańców, którzy mogli poczuć pewien niesmak. Chciałbyś to jakoś wyjaśnić, czy nie masz nic do dodania w tej kwestii?
- Tak, są to moje słowa, do których się w pełni przyznaję, ale po pierwsze, w którym materiale powiedziałem, że to Kamień Krajeński, bo nie przypominam sobie takiego materiału, chyba że inny program oglądałem. Wiem też, że niektórzy ludzie się oburzyli na takie słowa, ale jak już powiedziałem i będę to często podkreślał, telewizja to jest inna bajka i ma swoje prawa. Słowa te miały mieć inny oddźwięk, nie miały mieć takiego znaczenia. W wywiadzie, którego udzieliłem telewizji Polsat, miałem na myśli braki możliwości rozwoju i wypowiedź innych na mój temat na turniejach tańca. Osoby oburzone tymi słowami powinny jeszcze raz obejrzeć materiał i przeanalizować to, co powiedziałem i skupić się na całej wypowiedzi, a nie tylko na słowach „wiocha zabita dechami”.

- Być może ludzie poprzez zlepek tych wszystkich informacji tak to zrozumieli, a nie inaczej. Przejdźmy do kolejnego pytania. Czy po programie ludzie Cię rozpoznają na ulicy, gratulują? Widać jakieś zmiany w Twoim życiu?
- Mogę powiedzieć, że powoli się zaczyna, bo nie mówię tutaj o mojej rodzinnej miejscowości, w której się wszyscy znają, ale o Bydgoszczy, w której aktualnie mieszkam, zaczynam być rozpoznawany. Ludzie zaczepiają mnie, pytają o program, gratulują, że tak powiem, czuję ich wzrok na sobie. Mam świadomość tego, że jestem obserwowany, ale to dopiero początek, gdyż minęło kilka dni od emisji. Biorąc udział w programie, który ogląda średnio około 3 mln widzów, zdawałem sobie z tego sprawę, że będę w jakiś sposób rozpoznawalny i ludzie będą o mnie mówili, ale raczej mnie to nie interesuje i staram się żyć normalnie, tak jak żyłem dotychczas.

- Jakie jest Twoje największe marzenie?
- Chciałbym, żeby program i nie tylko sam program otworzył mi drzwi do kariery.

- Na koniec pytanie, na które czekają Twoje fanki. Czy jesteś wolnym mężczyzną?
- Ha ha ha, dobre pytanie, ale pozostawię je bez odpowiedzi.

- Czego mogę Ci życzyć oprócz wygranej w programie „Got to Dance”?
- Chyba zdrowia, bo to w sporcie jest ważne. Trzeba mieć to na uwadze, że sport wyczynowy to nie samo zdrowie.

- Dziękuję za rozmowę i  życzę samych sukcesów.
- Dziękuję.

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
– Kilka tygodni temu pisaliście o apelu samorządowców w sprawie...
Najwyżej oceniane
Sprawa lip rosnących przy ulicy Dworcowej w Kamieniu wciąż budzi...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...
Sprawa lip rosnących przy ulicy Dworcowej w Kamieniu wciąż budzi...