Hodowla zdziczałych psów

Robert Lida, 29 wrzesień 2013, 04:53
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Na terenie jednego z gospodarstw w Olszewce żyje prawdopodobnie kilkanaście zdziczałych psów, które atakują ludzi i zwierzęta. Swoją właścicielkę traktują jak przywódcę stada. – Jeśli nie musicie i chcecie żyć, to nie zbliżajcie się do tego miejsca – radzi osoba, która tam była i musiała uciekać przed agresywnymi psami. – Ten temat jest niezwykle skomplikowany. Właścicielce nie można odebrać tych psów – mówi wójt Sośna, Leszek Stroiński.
Hodowla zdziczałych psów

To nie jest taka prosta sprawa, jak się wydaje - mówi wójt Sośna Leszek Stroiński. Fot. Jacek Grabowski.

Samotne gospodarstwo znajduje się na terenie wybudowań w Olszewce. Jadąc drogą krajową w kierunku Bydgoszczy po prawej stronie. Teren jest nieogrodzony, a wokół biega kilkanaście psów. Ktoś policzył, że jest ich jedenaście, ktoś inny, że czternaście. Czworonogi są agresywne, atakują wszystko, co się rusza. Kto tutaj był, kategorycznie odradza zbliżanie się do domu właścicielki. Kobieta mieszka razem z bratem, ale on w tej sprawie nie ma nic do powiedzenia. Psy zapuszczają się do okolicznych gospodarstw i pobliskiego lasu. Podobno zagryzły już niejedną sarnę.
– W okolicy nie ma już ani jednej sarny. Dla nas, myśliwych, to duży problem. Mieliśmy w tej sprawie spotkanie w gminie, składałem wyjaśnienia na policji. Wczoraj kolega poinformował mnie, że widział cztery psy w Przepałkowie, prawdopodobnie należące do tej pani. Sam pojechałem do Olszewki sprawdzić, jak to wygląda i za samochodem od razu pojawiło się siedem psów. Jesteśmy bezsilni w tej sytuacji. Według starych przepisów myśliwy mógł w określonej odległości od zabudowań strzelić do bezdomnego psa. W tej chwili jest to zabronione. Obecnie jeśli widziałbym w lesie psy atakujące zwierzę, to muszę powiadomić urząd gminy, a on zleci złapanie psa – mówi Jarosław Żarczyński, łowczy koła łowieckiego „Knieja” z Sośna, które gospodaruje na terenie Olszewki i w okolicy.
Jeśli psy nie zagryzły zwierzyny, to skutecznie ją wypłoszyły. Trudno się dziwić, że myśliwi protestują.
– Byłem na miejscu z panią z Powiatowej Państwowej  Inspekcji Weterynaryjnej. Nie było wyjścia, musieliśmy uciekać. Życie jest ważniejsze od pracy – mówi Mirosław Grzegorzewski z Urzędu Gminy w Sośnie.
W podobny sposób własną skórę musieli niejednokrotnie ratować policjanci.
– To nie jest taka prosta sprawa, jak się wydaje. Zgodnie z nową ustawą o ochronie zwierząt, tych psów nie możemy właścicielce odebrać. Gdyby były głodzone lub bite, to co innego. One są w dobrej kondycji, ale trudno się dziwić, skoro karmią się leśną zwierzyną. Współpracujemy w tej sprawie z policją, inspekcją sanitarną i weterynaryjną. Wspólnie szukamy sposobu na rozwiązanie tego problemu. Mamy pewien pomysł, ale nie chciałbym go ujawniać. Potrzebujemy trochę czasu – mówi wójt Sośna, Leszek Stroiński.
Na zdziczałe psy narzekają myśliwi, ale co się stanie, jeśli zaatakują człowieka?
– Zebraliśmy informacje od okolicznych weterynarzy i jesteśmy przekonani, że te psy nie są szczepione – mówi wójt Stroiński.
Urzędnicy twierdzą, że mają związane ręce ze względu na przepisy prawa. Wygląda na to, że prawo zabrnęło w ślepą uliczkę i działa przeciwko obywatelom. Porozumienie się z właścicielką  psów jest utrudnione ze względu na jej chorobę, a kobieta nie jest ubezwłasnowolniona. Musi więc dojść do tragedii, aby problem został rozwiązany, i to w radykalny sposób.

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
– Kilka tygodni temu pisaliście o apelu samorządowców w sprawie...
Najwyżej oceniane
Sprawa lip rosnących przy ulicy Dworcowej w Kamieniu wciąż budzi...
Lidze powiatowej nareszcie towarzyszyło słońce. Wprawdzie jeszcze...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...