Kołecki? A o co chodzi?

Piotr Pankanin, 03 luty 2013, 05:33
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Dzisiaj do więcborskich radnych zamierza zapukać Szymon Kołecki. Medalista olimpijski, obecnie prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów, chce uczestniczyć w sesji rady miejskiej poświęconej m.in. problematyce sportowej. Dokładniej chodzi o to, że sytuacja sekcji utworzonej prywatnie przez Henryka Dueskaua nazwanej „Sokołem” uległa diametralnej zmianie. Właściciel obiektu na Plebance, gdzie znalazła schronienie niemal prywatna sekcja Dueskaua, zamierza go sprzedać, w związku z czym „Sokół” traci gniazdo, na które usiadł z własnej, nieprzymuszonej woli.
Kołecki? A o co chodzi?

Powybijane szyby, zdewastowane szafki, rozbite drzwi, zużyte prezerwatywy - w takim stanie zostawili siłownię budowaną za społeczne pieniądze ciężarowcy Henryka Dueskaua. Fot. Piotr Pankanin

Zakładam wioślarstwo w Wituni,
tak może powiedzieć każdy, kto miłuje tę dyscyplinę, nie biorący pod uwagę realiów, słowem - nie potrafiący zrównoważyć sił i zamiarów, nie umiejący rezygnować z egocentryzmu narzucającego środowisku sposób myślenia, postępowania etc. Tak właśnie powstała sekcja pod naprędce rozpostartymi skrzydłami nie istniejącego dotąd „Sokoła”. Sztuka dla sztuki ma więc smutny epilog, który kompletnie niepotrzebnie stawiany jest jako problem przed władzami samorządowymi Więcborka. Jednym słowem, jeśli ktoś chce założyć klub wioślarski pośród przepastnych pól kukurydzy, to w zasadzie nie ma problemu – niech zakłada, ale demonstrując własną głupotę, niech nie zawraca głowy samorządowcom.
Zakładam wioślarstwo w Wituni,
tak może powiedzieć każdy, kto miłuje tę dyscyplinę, nie biorący pod uwagę realiów, słowem - nie potrafiący zrównoważyć sił i zamiarów, nie umiejący rezygnować z egocentryzmu narzucającego środowisku sposób myślenia, postępowania etc. Tak właśnie powstała sekcja pod naprędce rozpostartymi skrzydłami nie istniejącego dotąd „Sokoła”. Sztuka dla sztuki ma więc smutny epilog, który kompletnie niepotrzebnie stawiany jest jako problem przed władzami samorządowymi Więcborka. Jednym słowem, jeśli ktoś chce założyć klub wioślarski pośród przepastnych pól kukurydzy, to w zasadzie nie ma problemu – niech zakłada, ale demonstrując własną głupotę, niech nie zawraca głowy samorządowcom. Zwłaszcza gdy ci, olśnieni po zgłębieniu encyklopedii, zauważą, że do wiosłowania, oprócz świetnych zawodników i dużo lepszego sprzętu, potrzebny jest jeszcze spory akwen, najlepiej w miarę czystej wody.

Sam sobie sterem...
Pierwszy sygnał o zawiązaniu prywatnej sekcji Henryk Dueskau dał długo przed hucznie obchodzoną 25-leciem sekcji pc więcborskiego „Gromu”. Na stadionie, w trakcie uroczystości zorganizowanych przez prezesa Zdzisława Błocińskiego i władze samorządowe, ni stąd, ni zowąd, Henryk Dueskau oświadczył, że rozstaje się z Gromem. Wszyscy zrozumieli, że skoro nie ma drugiej sekcji, to znaczy, że sam ją założy albo uszczęśliwi mnożących się adwersarzy i da sobie nareszcie święty spokój. Ale Dueskau zabrał nieswoje, lecz klubowe zabawki  i wsparty przez biznesmena na własną odpowiedzialność założył sekcją na Plebance. Teraz, kiedy i tam jest bebe, ponownie szuka wygodnej przestrzeni do samorealizacji. Chce wrócić do miejsca, które pozostawił kompletnie zrujnowane, zdewastowane w sposób kłócący się z ideą sportu, chyba że  w ciężarach jest inaczej. Tak po opuszczeniu wyglądała siłownia  w lasku miejskim, budowana za publiczne pieniądze, których udziału Dueskau i jego zawodnicy nie potrafili uszanować. A przecież to nie jest wyłącznie tak, że ciężary=Dueskau, a Dueskau=ciężary. Tak nie jest i nic tu nie pomoże prezes Szymon Kołecki, tudzież jego świta.

Historia pamięta
Więcborskie ciężary trwają od kilkudziesięciu lat. Pamiętam, jak w latach 60. jeden z uczniów Zbyszka Cyganiewicza - słynnego polskiego atlety prezentował swoją siłę w nieistniejącej restauracji Turystyczna. Prostował podkowy, giął na karku szyny kolejowe, gwoździe zawijał wokół palca - coś jak filmowy Gustlik. Podziw wypełnionej po brzegi sali balowej sprowokował młodego wtedy Henryka Dueskaua do demonstracji siły drzemiącej w facecie z prowincji. Wietrząc w gwoździach ołów, a w szynach pewnie aluminium, sam zaczął giąć, zawijać i prostować. Nie wyszło, ale w pamięci wielu świadków zapisał się jako wyjątkowo ambitny, domorosły siłacz z dużą odwagą, darem przekonywania do swoich  i tylko swoich racji. Bazując na tym, systematycznie budował wokół siebie grono siłaczy, aż do sformalizowania sekcji podnoszenia ciężarów przy „Gromie”.
W tej dyscyplinie sugestia to bardzo istotna broń na pokonanie reakcji obronnej organizmu, a co za tym idzie, ogromnych ciężarów wiszących na uginającym się pręcie. Oczywiście nie bez udziału całych worów najrozmaitszych wspomagaczy z dopingiem na czele, co także miało miejsce w sekcji Dueskaua. Czy w metodach treningowych przeplatanych połykaniem i wstrzykiwaniem chemii rujnującej młode organizmy (stosy strzykawek walały się wokół więcborskiej siłowni) należy szukać drogi do sukcesu więcborskich ciężarów? Zdecydowanie nie. Niestety, ogłupione pozornymi sukcesami lobby tak zwanych działaczy ówczesnego „Gromu” takim metodom dosłownie przyklaskiwało, podczas gdy inni upatrywali w tym, mówiąc językiem młodego pokolenia - totalnego przegięcia . Ale to nie wszystko. Było też tak, o czym pewnie nie chcą dzisiaj wiedzieć ci słynni działacze, że młodzi zawodnicy byli często zmuszani do treningów  i uczestnictwa w zawodach siłą! Głośny przypadek brązowego medalisty Ogólnopolskiej Spartakiady Młodzieży Karola Błocińskiego, który po odmowie udziału w zawodach został przez instruktora pobity, wstrząsnął więcborskim sportem.

Zbiorowe sukcesy, indywidualna klęska
Siłacze prowadzeni przez Henryka Dueskaua odnosili spore sukcesy, czemu przeczyć nie wolno. Warto jednak wiedzieć, że byłyby one niemożliwe, gdyby nie kwestionowane w szerokich kręgach nagminne przymykanie oczu przez przełożonych i zapalanie zielonego światła dla podpadającej sekcji i jej trenera przez włodarzy miasta finansującego ciężary jawnie i skrycie. Nie jest więc tak, że sukcesy atletów to wyłączne dzieło Dueskaua. Decydował o tym dość usilnie nakręcany klimat.
Teraz, kiedy aureola pomocników przestała promieniować Dueskauowi, pomimo wrodzonego uporu, nie starczyło determinacji i ... własnych pieniędzy w dążeniu do buńczucznie zapowiadanego egoistycznego celu. A gdzie dobro i cały sportowy los zawodników?

Pamiętacie więcborskie igrzyska?
Kto pamięta, ten wie, co się działo podczas tak zwanych igrzysk sportowców wiejskich (przepraszam baronie de Coubertin za potwarz ze strony organizatorów) w ekipie dowodzonej przez Dueskaua. Dzień wcześniej instruktor ciężarowców lazł z flagą olimpijską, by na tle płonącego znicza składać przysięgę (jeszcze raz przepraszam barona) olimpijską. Nazajutrz doszło do przekrętów, ponieważ ambicją Dueskaua było wygrać rywalizację na pomoście  z Sępólnem. W reprezentacji sąsiedniego miasta znalazł się zawodnik Gromu, mieszkający w Zbożu Zbyszko Kienast (przyłapany w Anglii na dopingu). Co się stało? Zbyszko na życzenie spalił wszystkie podejścia i tym samym Sępólno minimalnie przegrało z kombinowaną jak tylko można więcborska „potęgą”. Dość powiedzieć, że w jej szeregach startowały nieuprawnione, lecz punktujące zawodniczki- ot takie niepisane prawo rozwydrzonych gospodarzy. W bagnie tego tałatajstwa topione są nadal potężne publiczne pieniądze, gdy tymczasem na szkolenie nadziei olimpijskich Polsce nie staje grosza.

A kółko hafciarek?
W każdym miasteczku ścierają się problemy egzystencjonalne środowisk skupiających utalentowanych mieszkańców. Po pieniądze publiczne wyciągają ręce chóry śpiewacze, zorganizowane kluby emerytów, grupy bliżej nieokreślonego tańca, kółka fotograficzne, hafciarek, gołębiarzy kręcących zegary lotów na swoją korzyść etc. Wszyscy mają do tego prawo, lecz niestety nierówne. Czy jesteśmy  w stanie wyobrazić sobie okoliczność, z której wynika, że pani hafciarka w blond włosach nie lubi bardziej seksownej koleżanki, która na dodatek lepiej radzi sobie  z kanwą i w związku z tym zakłada własne kółeczko i tupta do burmistrza po kasę? – Toż to idiotka, przecież u nas jest już koło hafciarek – tylko takie dałoby się słyszeć głosy. A czy kto wyobraża sobie przypadek, gdzie urażony ambicję trener ligi powiatowej zakłada  w tej samej wsi drugą drużynę piłkarską, ponieważ nie wszyscy kłaniali mu się równie nisko? A czy ktoś zbuduje drugi stadion narodowy, ponieważ ten w Warszawie na oczach milionów Polaków stał się narodowym basenem? Jeśli to absurdy, to dlaczego w jednym maleńkim Więcborzeczku mają funkcjonować dwa klubusie sponsorowane przez tych samych podatników tylko dlatego, że tak ubzdecił sobie Henryk Dueskau?

Prezesi odbudowali
Żeby było jasne, nikt nikomu nie zabrania babrania się w tym co lubi. Nikt nikogo nie może też zniechęcać do urozmaicania sobie życia, uprawiania ogródka działkowego, ubarwiania balkonu, śpiewania i grania na gitarze, pianinie, cyi, gęślach czy harfie. Każdy ma jakieś hobby, ale nie powinien zawracać tym głowy innym hobbistom. Tak a nie inaczej należy podchodzić do nakręconego problemu przez założyciela „Sokoła”. Tym bardziej że więcborski „Grom” na zgliszczach pozostawionych przez ciężarowców Dueskaua dzięki zaangażowaniu prezesów Zdzisława Błocińskiego i Władysława Szylinga powstał obiekt nowoczesny, schludny i na dodatek gościnny nie tylko dla ciężarowców.

Daremna misja Kołeckiego
Jeśli misja Szymona Kołeckiego, który kompletnie nie zna prawdziwego oblicza więcborskich ciężarów, ma polegać na przyciśnięciu władz samorządowych do respektowania życzeń Dueskaua, to wydaje się ona daremną, a związek kierowany przez wielce szanowanego prezesa Szymona Kołeckiego, podziwianego jeszcze niedawno przez cały sportowy świat, niepotrzebnie stracił pieniądze.
Więcbork ma sekcję podnoszenia ciężarów, która zatrudnia licencjonowanego trenera z tytułem magistra, a na wyniki przyjdzie czas. Najważniejsze, żeby być zdrowym, bez udziału rozmaitych drobiowych pol-famiksów zamieniających młodych ludzi w brojlery, prochów powodujących agresję, strzykawek, testosteronów i wątrób rozsadzających młodzieńcze brzuchy, nie mówiąc o zwyrodnieniach układu kostnego, głównie stawów.

Kij w mrowicho
Ten kij w rozpasane mrowisko trzeba było włożyć. Nie dlatego, ponieważ ktoś też coś chce. Nikt nic nie chce. Chce tylko, żeby w każdej społeczności obowiązywały równe zasady i, co najważniejsze, przyzwoitość wspierana logiką. Nikt nie chce, by sportem zajmowali się ludzie nieodpowiedzialni, dla których mizerny wynik sportowy nieukształtowanego młodzieńca, jest celem nadrzędnym. Wszyscy natomiast chcą, by ten kto już raz odszedł i z tak niskich pobudek obrażał swój klub po 25 latach troski o niego, już nigdy nie wracał.
Piotr Pankanin

Galeria zdjęć siłowni pozostawionej przez Henryka Dueskaua TUTAJ.  Zachęcamy do obejrzenia  i wypracowania własnych refleksji.

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
Najwyżej oceniane
Sprawa lip rosnących przy ulicy Dworcowej w Kamieniu wciąż budzi...
Lidze powiatowej nareszcie towarzyszyło słońce. Wprawdzie jeszcze...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...