Trzej przyjaciele z boiska. O Hamsiku, Mirallasie i Floribercie N’Galuli

Łukasz Jakubowski, 15 czerwiec 2014, 00:09
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Kevin Mirallas, były król strzelców ligi greckiej, obecnie zawodnik angielskiego Evertonu. Marek Hamsik, rozgrywający włoskiego Napoli, wicemistrza Włoch. Floribert N’Galula, kiedyś uznawany za przyszłość Manchesteru United. Co łączy wymienioną trójkę? Na przykład to, że spotkała się na boisku w… Sępólnie.
Trzej przyjaciele z boiska. O Hamsiku, Mirallasie i Floribercie N’Galuli

Floribert Ngalula.

Co prawda było to dawno temu, dzisiejsi panowie nie wyszli jeszcze wtedy poza górne granice wieku młodzieńczego, ale występowali już w reprezentacjach swoich krajów. Stanęli naprzeciw siebie we wrześniu 2003 roku, podczas meczu zorganizowanego w ramach XVIII Międzynarodowego Turnieju Piłkarskiego o Puchar Syrenki. Spotkanie rozegrane w Sępólnie było jednym z półfinałów tego turnieju. Widowisko dostarczyło sporo emocji licznej, bo blisko półtoratysięcznej grupie kibiców. Ton wydarzeniom na murawie nadawali Belgowie, niemniej w piłce nie zawsze wygrywa lepszy. Co prawda oni pierwsi strzelili gola, ale dwie bramki zdobyte pod koniec pierwszej połowy i konsekwentna gra defensywna w drugiej sprawiły, że to Słowacy mogli cieszyć się z wygranej 2:1. W finale rozegranym w Grudziądzu Słowacy pokonali Czechów również 2:1, zostając zwycięzcami turnieju. Hamsik już wtedy uznawany był za wschodzącą gwiazdę słowackiego futbolu. Pochodzący z Bańskiej Bystrzycy chłopak dopiero co włączony został do seniorskiej drużyny Slovana Bratysława, wówczas rządzącego niepodzielnie w słowackiej pierwszej lidze. Nie każdy 16- latek zaczyna karierę równie imponująco. Niecały rok po meczu w Sępólnie Hamsik przeniósł się do Włoch. Tam piłkarz grał początkowo w Brescii Calcio, jednak coraz lepsze występy zaowocowały transferem do klubu z Neapolu, ostatnimi laty niemal co sezon celującego w mistrzostwo kraju. I to w SSC Napoli młody Słowak w pełni rozwinął skrzydła, wyrastając na czołowego pomocnika ligi, co rusz łączonego przez żądnych sensacji żurnalistów z największymi europejskimi klubami, takimi jak Real Madryt czy Manchester United. Branżowy serwis internetowy transfermarkt.com umieszcza go na 23 miejscu listy najdroższych piłkarzy świata. A przecież Hamsik ma dopiero 26 lat i z pewnością w futbolu nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Od samego początku piękną przyszłość na boisku wróżono też Mirallasowi. Rok po meczu w Sępólnie młodziutki napastnik przeszedł ze Standardu Liege do OSC Lille. Już w swoim pierwszym sezonie we Francji nastolatek zaliczył debiut i pierwszego gola w Ligue 1. Wtedy wydawało się, że Belg zrobi zawrotną karierę - miał on podążyć drogą, jaką niedawno przebył jego rodak, Eden Hazard, który z Lille trafił do Chelsea Londyn. Piłkarz nie czynił jednak oczekiwanych postępów. Odżył dopiero po przeprowadzce do Grecji w 2010 roku. W barwach Olympiacosu Pireus grał na tyle dobrze, że po dwóch sezonach wykupił go angielski Everton, w którym piłkarz występuje do dzisiaj. Ten rok jest chyba najlepszy w futbolowym życiorysie Belga. Mirallas gra dużo, nieźle i, co najważniejsze, o coś. Everton walczy wszak o europejskie puchary, natomiast reprezentację Belgii już za kilka tygodni czeka udział w Mistrzostwach Świata w Brazylii.
Pozostałym zawodnikom, którzy wybiegli na boisko w Sępólnie, nie powiodło się tak dobrze, jak Hamsikowi i Mirallasowi. Na przykład Floribert N’Galula, wybrany najlepszym piłkarzem tego meczu, wtedy od 3 miesięcy pomocnik drużyny młodzieżowej Manchesteru United, nigdy nie zaistniał na poważnie w dorosłej piłce. Co prawda już w wieku 17 lat bywał w kadrze meczowej seniorów (jesienią 2004 roku sir Alex Ferguson zabierał N’Galulę na mecze Pucharu Ligi), ale po kontuzji kolana, wykluczającej go z gry na cały sezon 2005/06, młodzian został zwolniony z klubu. Później próbował szczęścia w Danii, Finlandii, Holandii, USA, a nawet w Polsce ( w 2012 roku był na testach w Pogoni Szczecin). Obecnie jest zawodnikiem BX Bruksela, klubu występującego w jednej z niższych klas rozgrywkowych w Belgii, znanego głównie z tego, że działa w nim Vincent Kompany. A gdy w 2003 roku N’Galula przychodził do zespołu Czerwonych Diabłów nazywano go „nowym Patrickiem Vieirą” i pisano, że to przyszła gwiazda („upcoming star”) i jeden z najzdolniejszych piłkarzy w Europie („one of Europe’s brightest prospects”). Cóż, reszcie ówczesnych juniorów też niespecjalnie się powiodło. Spośród Belgów zaistnieli jeszcze tylko Sebastien Pocognoli (obecnie Hannover 96, Niemcy), Anthony Vanden Borre i Jonathan Legear (obydwaj Anderlecht Bruksela, Belgia), a także Jordan Remacle (KSC Lokoren, Belgia). Ze Słowakami sprawa wygląda nawet gorzej. Jedynie Juraj Piroska i Tomas Dubek grają, fakt, że nawet nieźle, ale tylko w lidze słowackiej. Jak widać, stosunkowo rzadko dobry junior staje się dobrym zawodowym piłkarzem. Nierzadko przyczyną tego są kontuzje.
Nie chcę uderzać w żałobne tony. Zamierzałem zakończyć artykuł stwierdzeniem, że mecz był ciekawy sam w sobie, no a na dodatek dwóch niezłych grajków mogliśmy podpatrzeć, zanim wypłynęli na szerokie wody. Planowałem nieśmiało zapytać - Kurczę, a może by tak spróbować zorganizować kolejne spotkanie? Ale ten nieszczęsny Floribert N’Galula pokrzyżował mi szyki. No nie mogę przejść nad nim do porządku dziennego. I tak sobie teraz myślę - sport to jednak jest okrutny. Żeby odnieść w futbolu sukces, potrzebny jest talent - powiadają. Ale gdzie z tym swoim niezmierzonym talentem byłby dziś Leo Messi, gdyby Fc Barcelona nie zasponsorowała mu drogiej kuracji, gdy w wieku 11 lat lekarze zdiagnozowali u niego karłowatość przysadkową? A jak daleko by zaszedł - to przykład z krajowego podwórka - bohater mojej młodości, Marek Citko, gdyby nie kontuzja ścięgna Achillesa, która wyeliminowała go z gry na ponad rok i po której nigdy nie powrócił on do dawnej formy? Nie odkryję Ameryki, pisząc, że w sporcie, tak jak i w życiu, potrzebne jest szczęście. I chociaż według specjalistów od marketingu z Nike czy Adidasa twój los (forma, wyniki etc.) jest tylko w twoich rękach, to w rzeczywistości nie wszystko zależy od ciebie. Czasami talent nie wystarczy. Właśnie dlatego na półce z trofeami „nowego Patricka Vieiry” zamiast nagrody Piłkarza Roku w Anglii stoi puchar dla najlepszego piłkarza meczu w Sępólnie, wręczony mu przed wiekami przez Waldemara Stupałkowskiego.

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
– Kilka tygodni temu pisaliście o apelu samorządowców w sprawie...
Najwyżej oceniane
Sprawa lip rosnących przy ulicy Dworcowej w Kamieniu wciąż budzi...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...