Wszystkich Świętych

Piotr Pankanin, 01 listopad 2012, 22:12
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Pomimo kiepskiej pogody, od rana aż po późną noc przez cmentarze przewijały się rzesze wiernych.
Wszystkich Świętych

Cmentarz parafialny w Kamieniu Krajeńskim Wszystkich Świętych godz. 21:11. Fot. Piotr Pankanin

Nad przystrojonymi, ukwieconymi grobami, oświetlonymi ogromem wymyślnych lampionów, przystawały dzieci zmarłych, czasami tragicznie, rodziców. W modlitwie ze zmarłymi przedwcześnie dziećmi łączyli się ich rodzice, rodzeństwo, najbliżsi. Przed grobami żon pokornie przyklękali roniący niejedną łzę mężowie - czasami niesforni, bywało że przeklinani za niewierność. Nad grobami mężów stawały wierne, delikatne i czułe żony, zadumane nad świętych obcowaniem. Przy grobach dziadków przystawały ich najukochańsze wnuczęta - często nie będące w stanie zgłębić ich szczególnego uczucia. Nad grobami nauczycieli chylili w podzięce głowy ich najwierniejsi uczniowie. Nad niewinnym grobem kolegi i koleżanki z klasy, ze ściśniętym sercem i łzawym okiem stanęli ich rówieśnicy, nie mogący pogodzić się z bezwzględnością śmierci. Z żołnierzami i partyzantami nad ich mogiłami porośniętymi zmurszałym mchem, jednoczyli się, niestety z rzadka, ludzie znający cenę polskiej wolności. Nad zwykłymi grobami kapłanów, a także nieodżałowanych proboszczów i dziekanów zatrzymywali się pojedynczy parafianie, połączeni modlitwą w dowód rosnącego z upływem lat szacunku.
Niektórzy z nas codziennie, niektórzy rzadziej - raz w tygodniu, a może raz na miesiąc wyznają wiarę. Mówimy nieprzymuszeni: „wierzę w (...) ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny”. Mówimy, ale czy do końca wierzymy?
Wszystkich Świętych jest dniem, w którym Polacy, w tym także my, tutaj na Krajnie, chętnie zasiadają przy rodzinnych stołach, na których jest co jeść, a zwłaszcza pić. A gdy rozwiążą się języki… No właśnie, wtedy już „wierzę w (...) ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny”, wtedy całe to credo staje się zwykłą frazeologią. A więc i święto, które zgromadziło nas przy stołach w mig okazało się nic nie warte. Przepraszam, warte tyle, co my sami warci.
Dzisiaj w niezwykle refleksyjnym kazaniu proboszcz więcborskiej parafii, ks. Adam Kątny sprowadził życie doczesne, co bardzo imponowało sportowcom, do stadionu olimpijskiego i biegu sprinterskiego, który wprawdzie trwa krótko, lecz sława po zwycięstwie - trwa niemal na wieki. Zatem po krótkim biegu doczesności czeka nas kolejna konkurencja, w której wygrywają wszyscy - bieg wieczność, w którym wszyscy w różnym stopniu jesteśmy wyspecjalizowani.   
 

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
– Kilka tygodni temu pisaliście o apelu samorządowców w sprawie...
Najwyżej oceniane
Sprawa lip rosnących przy ulicy Dworcowej w Kamieniu wciąż budzi...
Lidze powiatowej nareszcie towarzyszyło słońce. Wprawdzie jeszcze...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...