Prezentacje

Po prostu Babcia Irena…

Jacek Grabowski, 14 październik 2010, 15:25
Średnia: 5.0 (1 głosów)
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią, pracowitością i wyrozumiałością potrafiła sobie zjednać wiele osób. Była bardzo dobrą kucharką i przepysznymi potrawami trafiała do serc bardzo wielu ludzi. Jak wiadomo, do serca najbliżej przez żołądek. Była bardzo wesoła i pozytywną energią zarażała wszystkich dokoła. Doceniana i nagradzana przez ówczesne władze, była znakomitą wizytówką naszego regionu. Do końca aktywnie działała na rzecz innych. Nawet jej ciężka choroba nie była dla niej wymówką. W tym roku mija dwudziesta rocznica jej śmierci.
Po prostu Babcia Irena…

Irena Zięba

Po prostu Babcia Irena…

Rower był szybkim sposobem przekazywania informacji

Irena Zięba (Mordzak) urodziła się 20 lipca 1922 roku. Od dziecka mieszkała w Komierowie w pałacowym czworaku. Jej rodzice na Krajnę przybyli z byłego województwa poznańskiego z tzw. „Kongresówki”. Obecnie na miejscu rodzinnego domu Mordzaków na tzw. „Benofie” stoją bloki. Na początku wojny całą rodzinę wywieziono na przymusowe roboty w okolice Warszawy. Cały ich dobytek został wyprzedany i zniszczony przez Niemców. Stefan Mordzak, brat Ireny, wraz z dwójką kolegów Józefem Kopczyńskim i Majkowskim zostali rozstrzelani przez niemieckich żołnierzy.– Jak dobrze pamiętam, okupanci oskarżali ich o napaść we Włościborzu. Prawdopodobnie zaatakowali ich z grabiami, kijami i widłami- wspomina pani Janina Eichler, rdzenna mieszkanka Komierowa i sąsiadka rodziny Mordzaków. -Moją rodzinę i innych mieszkańców uratowała pani Cicha, rodowita Niemka mieszkająca ówcześnie w Komierowie – dodaje. Grób Stefana Mordzaka do tej pory znajduje się na komierowskim cmentarzu. Uznany został za miejsce pamięci narodowej. W tym samym grobie spoczywają także dwaj bezimienni polegli mieszkańcy Komierowa.
Czas wojennej zawieruchy nie był życzliwy dla rodziny Mordzaków. Irena po wojnie wraz z rodzeństwem powróciła do Komierowa. Jej rodzice nie mieli już tyle szczęścia. Gdy nadeszła wolność, wyszła za mąż i zamieszkała w Sośnie. Po roku w domu państwa Ziębów pojawiła się córeczka Bernasia. Irena Zięba prowadziła ciepły, otwarty dla wszystkich dom. Nikomu nie odmówiła pomocy i zawsze miała czas dla innych. Była bardzo wesołym człowiekiem. Bez problemu potrafiła rozbawić największego ponuraka. Jej ogromne pokłady pozytywnej energii, poczucia humoru i wrodzonego optymizmu pomagały jej i otaczającym ją ludziom przetrwać trudne chwile. Oprócz pracy w gospodarstwie rolnym pełna pomysłów przez ok. czterdzieści lat przewodniczyła sośnieńskim gospodyniom. Jako przewodnicząca była bardzo oddana swojej pracy. – Dobrze ją pamiętam, takiej przewodniczącej dawno już nie było. Była bardzo oddana swojej pracy i dzięki niej w Sośnie bardzo wiele się działo- wspomina Tadeusz Rychlik, wieloletni sołtys Sośna.
Jako społeczna dusza o wrażliwym sercu, potrafiła sobie zjednać wielu ludzi. Pracy miała mnóstwo. Kursy racjonalnego żywienia (gotowanie, pieczenie ciast), kroju i szycia (robótki ręczne: szydełkowanie, wyszywanie itp.). Tego typu zajęcia były znakomitą lekcją życia dla młodych dziewcząt wkraczających w dorosłość. Bardzo hucznie kończyły się wszystkie kursy. Zabawa do białego rana była znakomitym uwieńczeniem pracy wszystkich kursantek i dobrą okazją do integracji. Była bardzo dobrą kucharką i przepysznymi ciastami i potrawami trafiała do serc bardzo wielu ludzi. Jak wiadomo, do serca najbliżej przez żołądek. Jako przewodnicząca wraz z koleżankami jeździła do innych kół na najprzeróżniejsze uroczystości. Tam bardzo często większość czasu spędzała w kuchni, aby dopilnować wydawanie przygotowanych przez siebie domowych specjałów. Sośnieńskie gospodynie nie tylko uczyły się i dobrze bawiły. W trakcie organizowanych wycieczek zwiedzały ciekawe zakątki polskiej krainy od morza aż po gór szczyty.
Irena Zięba była bardzo pracowita i kochała pomagać innym, tak po prostu, bezinteresownie. –Jak trzeba było, wsiadała na rower i odwiedzała wszystkie członkinie, aby poinformować je o spotkaniach czy innych sprawach związanych z kołem – wspomina córka pani Ireny - Bernadeta Grabowska. Jednym z głównych zadań szefowej KGW było rozprowadzanie piskląt sośnieńskim gospodyniom. – W naszym domu po kuchni bardzo często biegały kurczęta. Mama, oprócz pracy w gospodarstwie i w kole gospodyń, zajmowała się także rozdzielaniem piskląt sośnieńskim gospodyniom – dodaje jej córka. Podczas wydawania piskląt wieloletnia przewodnicząca miała nie lada problem. Wiele pań chciało kurczaczki z czarnymi piórami, a tych zawsze było jak na lekarstwo. Świetnie radziła sobie w trudnych sytuacjach. Wrodzonym poczuciem humoru rozładowywała wszystkie zwady.
Doceniania i nagradzana za swoją pracowitość przez ówczesne władze województwa, powiatu i gminy, była znakomitą wizytówką naszego regionu. W trakcie swojej pracy otrzymywała wiele podziękowań. Choć na niektórych wypłowiały i wyblakły już napisy, można odczytać wiele ciepłych słów pod adresem społeczniczki z Sośna. ,,W dowód uznania za sumienną, ofiarną i wieloletnią pracę na rzecz Powiatowego Związku Kółek Rolniczych” – czytamy w uzasadnieniu podpisanym przez prezydium PZKR. Otrzymała także dyplomy uznania za wyróżnianie się w pracy społeczno-produkcyjnej oraz za długoletni wkład pracy społecznej i aktywny udział w Szkole Społeczno-Politycznej Kształcenia Kobiet. Jednakże najcenniejszym okazał się dyplom uznania podpisany przez ówczesnego wojewodę bydgoskiego inż. Edmunda Lehmanna. Otrzymała go za ,,wybitny wkład i szczególne zasługi dla rozwoju i umocnienia organizacji Kół Gospodyń Wiejskich oraz za aktywny i ambitny udział w krzewieniu postępu gospodarczo- produkcyjnego i kulturalno- oświatowego na wsi bydgoskiej”. – Znałam Irenę od lat. Była dobrym człowiekiem. Wszędzie jej było pełno. Bardzo wiele przeżyła w swoim życiu i nie były to tylko miłe chwile – wspomina Ludwika Stosik, wieloletnia przyjaciółka i sąsiadka państwa Ziębów.
Do końca swoich dni bardzo aktywnie działała na rzecz innych. Nawet jej ciężka choroba nie była dla niej wymówką. Zmarła 29 kwietnia 1990 roku, mając niespełna 68 lat. W tym roku minęła dwudziesta rocznica jej śmierci. Przez wiele lat Koło Gospodyń Wiejskich w Sośnie nie potrafiło podnieść się po stracie swojej wieloletniej przewodniczącej. Ta sztuka udała się dopiero pani Gizeli Dykiert. Po wielu chudych latach, pani Gizela sprawiła, że Koło Gospodyń Wiejskich w Sośnie nabrało wigoru jak za czasów wieloletniej szefowej. Irena Zięba swoim życiem pokazała, że nawet ciężka choroba nie musi być wymówką w pomocy bliźniemu. Za swoją bezinteresowną pracę na rzecz lokalnej społeczności powinna zostać uhonorowana przez władze powiatu wpisem do księgi zasłużonych. Jako wieloletnia przewodnicząca KGW w Sośnie udowodniła, że nie słowa, lecz czyny są najważniejsze.

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...
Na początku 1945 r., kiedy front przekroczył linię Wisły, a wojska...
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Najwyżej oceniane
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Czasami trzeba czekać wiele, wiele lat, żeby poznać swoje prawdziwe...
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...