Bursztynowe bory
Na ślad tej historii trafiłem w zasadzie przypadkiem. W 1881 roku pewien sępoleński Żyd po długich targach kupił za 22 marki duży kawał bursztynu. Nie było to mało, ponieważ w tamtym okresie dniówka robotnika wynosiła około 1,20 marki. Nabywca w celu dalszej sprzedaży udał się z jantarem aż do Frankfurtu nad Odrą. Dopiero na miejscu wyszło na jaw, że dorodny samorodek wcale nie jest dorodnym samorodkiem, lecz zlepkiem mniejszych fragmentów sklejonych umiejętnie lakiem i „przypudrowanych” piaskiem. Całość w takim stanie była warta najwyżej 3 marki. Przygoda pechowego Żyda wydawała mi się przede wszystkim zwykłą anegdotą ku przestrodze, dopóki nie natrafiłem na informacje o prawdziwej gorączce bursztynu w pobliskich Borach Tucholskich.
Leśne skarby
Gorączka ta zaczęła się gdzieś w połowie XIX wieku (jednak samo pozyskiwanie surowca - dużo wcześniej). W ów proceder zaangażowali się głównie żydowscy handlarze z Tucholi i Czerska. Zatrudniali oni robotników, którzy eksplorowali parcele leśne, pozyskane na pewien czas od fiskusa na drodze przetargu. Jako główne siedliska bursztynu wymieniano okolice Swornychgaci, Męcikała, Rytla i Woziwody, chociaż jego obecność stwierdzano na całym lewym brzegu Brdy od Swornychgaci aż do ujścia rzeki w okolicach Bydgoszczy. Poszukiwania bursztynu prowadzono w bardzo prosty sposób. W miejscach, gdzie spodziewano się go odkryć, kopano po prostu głębokie, kilkumetrowe doły. Wykopaną ziemię przeszukiwano pod kątem urobku. W lasach wokół wspomnianych wyżej miejscowości można wciąż trafić na takie właśnie ślady po bursztynowej gorączce.
Rekordowy Męcikał
Większości z nas bursztyn kojarzy się z morzem. Chyba niewielu słyszało o jego złożach z dala od wybrzeża. A skąd jantar wziął się w Borach Tucholskich? Wszystko za sprawą lądolodu, który, nasuwając się na te tereny, przyniósł ze sobą bursztyn zabrany daleko na północy. W przeszłości w Polsce na surowiec ze złóż powstałych w ten sposób natrafiano właśnie w Borach i na Kurpiach. W Borach jantar miał występować w odosobnionych gniazdach, składających się z kawałków wielkości włoskiego orzecha, albo w długich żyłach. Przykrywać miał go miałki, brunatny piasek z pozostałościami sosen bursztynowych.
Gdy w latach 30 XIX wieku w Klonii koło Męcikała znaleziono kawałek jantaru o wadze 7 funtów (funt to mniej więcej pół kilograma), tucholscy Żydzi kupili go za 2 tysiące talarów, co nie miało być szczególnie wysoką kwotą, jeśli weźmiemy pod uwagę rynkową wartość przedmiotu sprzedaży. Innym razem w Śliwicach znaleziono kawałek ważący 5,5 funta, natomiast w Świeciu nieopodal Tucholi w jednym i tym samym miejscu natrafiono na 2 ponad 5-funtowe bryły. Niektórzy szczęściarze na wydobyciu jantaru dorobili się sum przekraczających nawet 20 tysięcy talarów. Do rzadkości nie należały jednak oszustwa czy zwykłe kosztowne pomyłki, powstające wtedy, gdy kupiec nie dostrzegał skazy bursztynu i w związku z tym za niego przepłacał (skazą mogła być na przykład duża przezroczystość bursztynu).
Polak potrafi?
Za wydobycie jantaru zabierali się także niektórzy polscy ziemianie. Jan Kliński w latach 1855-65 poszukiwał go w okolicach Kłodni i Rytla. Zatrudniał w tym celu nawet 200 robotników. W ówczesnej prasie, między innymi w „Ziemianinie”, bardzo ciekawe informacje o bursztynie i jego pozyskiwaniu publikował Józef Połczyński z Dąbrówki.
Z czasem pozyskiwanie bursztynu w lasach państwowych zostało zabronione ze względu na uszkadzanie korzeni drzew, co nieuchronnie towarzyszyło kopaniu. Oczywiście wprowadzenie zakazu nie zlikwidowało kopalnictwa, sprawiło jedynie, że odbywało się ono po kryjomu. Istotne ograniczenie tego procederu nastąpiło dopiero, gdy ceny surowca znacznie spadły. Nastąpiło to po uruchomieniu wydobycia jantaru w Sambii (obwód kaliningradzki). Warto zauważyć, że Sambia do dzisiaj stanowi światowe centrum wydobycia bursztynu.
A co z naszym handlarzem?
Tak oto informacje na temat kopalnictwa bursztynu w Borach Tucholskich dodają głębi anegdocie przytoczonej na wstępie. A co mogą nam powiedzieć o samej historii naszego nabitego w butelkę handlarza? Po pierwsze, w świetle powyższych akapitów całkiem prawdopodobne wydaje się, że opisany „samorodek” pochodził właśnie z Borów. Po drugie, wiemy, że wydobycie i handel jantarem należały raczej do zajęć intratnych, wśród których Żydzi grali główną rolę. Być może nasz Izraelita już wcześniej dokonywał podobnych interesów? Z pewnością musiał zaś o nich słyszeć – wątpię więc, żeby wchodził w ten biznes zupełnie w ciemno. No i po trzecie, dowiadujemy się także, że w tej branży pomyłki czy oszustwa, a przynajmniej próby oszustw, zdarzały się wcale nierzadko. Czasami ich ofiarami stawali się nawet Żydzi, czyli ci, którzy w powszechnym mniemaniu uchodzili za przebiegłych.
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.