Cel numer jeden: uchylić decyzje w sprawie biogazowni
W godzinach przedpołudniowych do Więcborka przyjechała prezes firmy Green Energy Sylwia Koch--Kopyszko oraz kierownik projektu w Runowie Kamil Pielak. Przedstawiciele inwestora spotkali się z burmistrzami Kuszewskim i Masztakowskim. – My też jesteśmy zdziwieni, że decyzje w tej sprawie zostały już wydane. Podjęliśmy działania w celu ich uchylenia. Ta lokalizacja też wzbudza nasz niepokój. Nie jesteśmy przeciwko odnawialnym źródłom energii, ale ta lokalizacja jest nietrafiona. Tak burmistrz powiedział inwestorowi na spotkaniu. Kiedy podawaliśmy swoje argumenty, to od razu spotykaliśmy się z kontrargumentami. Jeśli mówiliśmy o innych biogazowniach, z którymi są problemy, to padała odpowiedź, że ich biogazownia pracuje w innej technologii. W dokumentach pisze się, że było spotkanie konsultacyjne z mieszkańcami Runowa. Poprosiliśmy o protokół z tego zebrania. Okazuje się, że go nie ma. Pani prezes ma go dostarczyć. Kiedy burmistrz pytał, co się stanie, jeśli będzie duży opór społeczeństwa, pani prezes odpowiedziała, że ewentualnie zastanowi się nad inną lokalizacją. Ze swej strony zaproponowaliśmy spotkanie inwestora z mieszkańcami, z drugiej strony padła propozycja zorganizowania wyjazdu do funkcjonującej już biogazowni w miejscowości Przypisówka. Znajduje się ona w Lubelskim, pięćset kilometrów od Więcborka. Z rozmowy wnioskujemy, że inwestor jest zdeterminowany, aby zrealizować tę inwestycję w tym miejscu, ponieważ poniósł spore nakłady finansowe. Jeśli sprawa trafi do sądu, to będziemy narażeni na ewentualne odszkodowania – relacjonował spotkanie wiceburmistrz Jacek Masztakowski. Na wieczornym spotkaniu w sali kinowej MGOK pojawiło się kilkadziesiąt osób, w tym radni: Witczak, Łańska, Janicki, Szwochert i Wilczyński. Nie jest tajemnicą, że za protestem niemal od samego początku stoi Joanna Soja-Tońska. Szefowa M-GOK w oparciu o dokumenty sprawy i dostępne w internecie materiały przygotowała prezentację, która zawierała wszystkie za i przeciw planowanej inwestycji. – Nie jesteśmy przeciwko OZE. Boimy się oddziaływania biogazowni w Runowie na Więcbork - turystyczną stolicę powiatu. Boimy się pogorszenia jakości życia i spadku wartości naszych nieruchomości – mówiła Joanna Soja-Tońska. Nie chodzi tylko o smród, który może się wydobywać z instalacji, ale również o hałas i wzmożony ruch samochodów ją obsługujących. Jak wynika z raportu oddziaływania inwestycji na środowisko, w związku z jej funkcjonowaniem przez Więcbork przejeżdżać ma kilkadziesiąt samochodów ciężarowych dziennie, w tym z gnojowicą. Spotkanie zorganizowano m.in. po to, aby zdecydować co dalej. Póki co, działania prowadzone są dwutorowo. Mieszkańcy zbierają podpisy pod petycją, która jest jednocześnie wnioskiem o wznowienie postępowania w tej sprawie. – Przekazaliśmy sprawę do naszej kancelarii prawnej, która ma poszukać możliwości wznowienia postępowania w tej sprawie. Chcemy to ugryźć od strony formalnej – zadeklarował Jacek Masztakowski. Obecnie inwestor wycofał ze starostwa powiatowego wniosek o wydanie pozwolenia na budowę, ale nie dlatego, że rezygnuje z inwestycji, tylko w celu naniesienia poprawek. Jeśli je naniesie, to starosta nie będzie miał wyjścia i będzie musiał wydać decyzję o pozwoleniu na budowę. Ten proces mogłoby wstrzymać uchylenie decyzji administracyjnych, które wydano na poziomie gminy. Chodzi o decyzję o warunkach zabudowy czy tak zwaną decyzję środowiskową. Punktem zaczepienia jest ograniczony udział społeczeństwa w postępowaniu administracyjnym zmierzającym do wydania decyzji o warunkach zabudowy i decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach przedsięwzięcia. Udział społeczeństwa w takich przypadkach gwarantuje odpowiednia ustawa. Mówi się o jakimś zebraniu w Runowie, ale nie ma protokołu z tego zebrania. Informacje na ten temat powinny być zamieszczone w Biuletynie Informacji Publicznej, ale ich tam nie ma. Wreszcie, na tablicy ogłoszeń w Runowie pojawiło się obwieszczenie o wydaniu decyzji środowiskowej, a powinno pojawić się również ogłoszenie o wszczęciu postępowania w tej sprawie. Nawet jeśli do bezpośrednich sąsiadów wysyłano informacje pocztą, to zbyt mało. Ten fakt mógł wynikać z zamiaru ukrycia planowanej inwestycji, ale mógł też wynikać z błędów urzędników, którzy nie dopilnowali procedur. Tak czy owak, sprawa może trafić do sądu administracyjnego i to nie byłoby najgorsze rozwiązanie.
*********************
Oj, mamy urzędników!
Po naszej informacji o budowie biogazowni w Runowie w gminie Więcbork zawrzało. Wcześniej, jeszcze w ub. środę, dookoła panował błogi spokój. Luźne dyskusje toczące się tu i ówdzie skupiały się na rozszyfrowaniu obcokrajowców, którzy w znacznej liczbie „zwiedzali” miasteczko z jego siecią sklepów. O realnym zagrożeniu dla środowiska nikt nie podejmował tematu. – Skąd państwo wiecie o mającej powstać w Runowie biogazowni?
– pytał Ryszard Przybyłowski - szef więcborskiego samorządu mieszkańców w poniedziałek na zebraniu inicjującym społeczny opór.
– Z „Wiadomości Krajeńskich”! – Skąd? – zapytał ponownie. – Z „Wiadomości Krajeńskich”!! – zabrzmiała znacznie głośniejsza odpowiedź. Wcześniej nikt lokalnej społeczności o „fabryce smrodu” nie informował. Przez zapomnienie, wietrzenie własnego interesu, niechlujstwo - tak typowe dla urzędników, grubiaństwo, wszechobecny idiotyzm? Nie wiadomo, w każdym razie wiceburmistrz, tudzież pojedynczy, kompletnie niewiarygodny urzędnik i zespolik radnych udawali, że też nic o inwestycji wcześniej nie wiedzieli. Wiceburmistrz uzurpował sobie, jak powiedział, a raczej zażartował publicznie, że: – To myśmy sprawę nagłośnili. Wcześniej przyznał, że wie o tym od miesiąca, chociaż urzędnikiem Urzędu Miejskiego w Więcborku jest od wielu lat. Dlaczego wobec tego miesiąc temu nie pojawiła się informacja o spornej inwestycji? Dlaczego urzędnik mający służyć współmieszkańcom tej samej gminy nie ostrzega ich o niebezpieczeństwie? Wypowiedź wiceburmistrza nie zabrzmiała wiarygodnie. Podobnie zresztą jak jego podwładnego, mistrza od inwestycji, który mieści się w całym tym wiceburmistrzowskim wytrychu ,,myśmy”. Jeśli ten urzędniczek też nie wiedział, to na jednej ręce każdego mieszkańca gminy powinien wyrosnąć kaktus. Ponad 13 tysięcy sukulentów w jednym miejscu, na jednym polu działania, to jest dopiero świetna inwestycja! Niestety, sukcesu nie będzie, ponieważ urzędnicy kłamią. W trosce o własne tyłki, dzisiaj roztaczają mity o zbiorowej amnezji. W tej liczbie mieści się też pewnie były burmistrz Paweł Toczko. Już słyszę jak przyparty do muru, powołuje się na demencję lub spycha winę na niegramotnych urzędników, którymi chętnie się otaczał czmychając przed odpowiedzialnością. W procedurze administracyjnej każdej inwestycji pojawiają się urzędnicy. Zwyczajowo jest tak, że do gabinetu przyklejonego do fotela pana burmistrza przyjeżdża jakaś strojna delegacja. Bywa, że sygnały o zapowiadanych wizytach przewielmożnych inwestorów, burmistrzuniowie otrzymują na zjazdach związku miast, gdzie grasują rozmaici lobbyści. Bywa też tak, że jeśli wybraniec lokalnej społeczności buszuje po lasach, to naraża się jednocześnie na przypadkowy kontakt z okazałym czymś. Nie zawsze musi to być dorodna klępa. Może się zdarzyć inwestor przepędzony z innych lasów, ponieważ, gdyż, albowiem chciał ustrzelić obiekt zastrzeżony przez tubylców. Wobec powszechnej zdiagnozowanej, lecz nie leczonej amnezji, jaką zarażony jest więcborski urząd miejski, jego urzędnikom wszystko można przypisać, wszystko można zarzucić. Między innymi to, że kto w tym środowisku nie wiedział o tak poważnej inwestycji, rozpędzonej maksymalnie - to po prostu zwyczajny gamoń. Jeśli wiedział, a milczał – to idiota. Jeśli tak, to dla takich „urzędasów” miejsca w tym urzędzie być nie może choćby od jutra! Tymczasem na ewidentnej winie graniczącej z przestępstwem podczas poniedziałkowego zebrania obecna tam władza mówić nie chciała. Temat podjął szef samorządu mieszkańców, na którego natychmiast po wystąpieniu spadły gromy. Klasyczny przykład reakcji powstałej w konfrontacji prawdy z fikcją. Schyłek każdej kadencji samorządu uruchamia nowe pokłady aspiracji u oponentów kompromitującej się władzy. Na takiej zasadzie nowi radni zastępują starych, a lepsi burmistrzowie – gorszych. Jedni i drudzy zazwyczaj wyliczają rywalom błędy, odgrażając się postawieniem grubej kreski, audytem, lepszą zmianą, bilansem otwarcia etc. W Więcborku też tak niejeden raz było. Co z tego? Nic, w zamian powraca, bo musi, stara śpiewka o kontynuacji władzy. Zatem burmistrz Kuszewski staje się burmistrzem Toczko, choć jeszcze niedawno mnożył ostentacyjnie i nazywał po imieniu błędy nielubianego poprzednika. Wśród nich ani on, ani jego zwycięski zespół nie dostrzegł totalnego przekrętu związanego z biogazownią. To smutne, że teraz, po naszej publikacji, w kręgach urzędniczych podnosi się larum. O co chodzi? Nagle jest jakiś problem? Nagle urzędnicy bezwstydnie lgną do mieszkańców zgłaszających sprzeciw wobec ich decyzji? Można zadać dalej idące pytanie: kto w Urzędzie Miejskim w Więcborku wietrzył związany z tą inwestycją interes? W obliczu tak fatalnego postępowania urzędników na szkodę gminy i jej mieszkańców trudno uwierzyć, że nikt. W sali kinowej więcborskiego ośrodka kultury doszło w poniedziałek do momentami ostrej dyskusji wokół procedur administracyjnych. W opór przeciw biogazowni zgotowanej przez poprzedniego burmistrza i świtę urzędników otaczających również obecnego burmistrza, włączyli się mieszkańcy gminy najbardziej narażeni na uciążliwość fabryki gazu. Na zebraniu nie pojawili się ani eksburmistrz Paweł Toczko, ani otwierający w jego imieniu drogę do tej inwestycji Tomasz Fifielski. Pojawił się za to, z czego nic nie wynikało, ich kolega - szef referatu inwestycji Michał Bąk (ten z ekipy „myśmy nic nie wiedzieli”), który de facto musi doskonale wiedzieć o każdym przedsięwzięciu, zwłaszcza w niewielkiej, stosunkowo leniwej gminie. Teraz, po kardynalnych błędach ekipy urzędników, działających za pieniądze mieszkańców przeciwko swoim płatnikom, deliberowano, jak wydostać się z matni, jak odkręcić urzędniczą głupotę. Nikt nie zdobył się na słowo ,,przepraszamy”. Nikt, skoro ciągłość władzy w modzie, nie powiedział: cośny narozrabiali - sami za własne pieniądze naprawimy. Najmniejszego zażenowania. Burmistrza Toczki nie ma już szczęśliwie dwa lata. Nikt z ekipy tak zwanej nowej władzy nie dopatrzył się totalnego przekrętu urzędników na długiej drodze powstawania tej inwestycji. Na czym polega przekręt? Na wyeliminowaniu z udziału w tym procesie SPOŁECZEŃSTWA. W innych gminach, w których sposobiono się do podobnych inwestycji uczciwi burmistrzowie i ich urzędnicy musieli liczyć się ze zdaniem współmieszkańców i wyborców. W Więcborku Toczko i jemu podobni urzędnicy, którzy teraz udają, że są zatroskani, kompletnie zignorowali ten ustawowy obowiązek. O warunkach wdrażania biogazowni decyduje ustawa z 3 października 2008 roku m.in. o ochronie środowiska i udziale społeczeństwa w jego ochronie. Na podstawie art. 33 ust. 1 i art. 79 ust. 1 burmistrz Toczko i jego świta otaczająca teraz burmistrza Kuszewskiego mieli obowiązek informować mieszkańców gminy Więcbork o tej inwestycji. Od publikacji wniosku o wydanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach zgody na realizację przedsięwzięcia po informacje o wydaniu końcowej decyzji na budowę biogazowni. Ówczesny burmistrz i pracujący do dzisiaj urzędnicy, zignorowali prawo, a nade wszystko wielce szanownych mieszkańców gminy Wiecbork. Jedyny upubliczniony na jakimś krzywym drzewie dokument to obwieszczenie o wydaniu przez burmistrza Toczkę decyzji, czyli przyklepaniu inwestycji. Najważniejszy dla inwestora papierek opieczętował Tomasz Fifielski - m.in. szef referatu rolnictwa i ochrony środowiska. W wielu innych gminach za tak ważnymi środowiskowo inwestycjami stawali wójtowie i burmistrzowie. Działając w dobrze pojętym interesie gminy i jej mieszkańców, potrafili wydać decyzje odmowne. Nawet gdyby postanowili odwrotnie, to działając jawnie i transparentnie, nikt nie podejrzewałby ich o czerpanie korzyści. W Więcborku takie podejrzenia padają i trudno się temu dziwić. Oj, mamy urzędników. Obciach, totalny obciach!
Dalsze zwoływanie zebrań powinno zmierzać do ustalenia winnych i ich natychmiastowego wyeliminowania z Urzędu Miejskiego w Więcborku. To miejsce powinno być wolne od interesownych dyletantów działających na szkodę gminy i jej mieszkańców. Najpierw jednak Paweł Toczko, jako mieszkaniec gminy poszkodowanej przed niego samego, wespół z urzędnikami powołując się na art. 76 ust.1 przytoczonej wcześniej ustawy, powinien wystąpić na drogę prawną zmierzając do unieważnienia własnej decyzji powstałej prawem kaduka. Jest bardzo dużo roboty w tej gminie. Niech ją podejmują wyłącznie prawi, uczciwi urzędnicy.
Piotr Pankanin
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.