Dariusz Kosecki nowym trenerem sępoleńskich żeglarzy
– Kiedy żeglarz stawia swoje tak zwane pierwsze kroki, zaraża się miłością do żeglarstwa na całe życie. Jak zaczął pan swoją przygodę z żeglarstwem?
– Swoją przygodę z żeglarstwem zacząłem w wieku 8 lat, w klubie LKS Charzykowy, którego członkiem jestem do dziś. Zmagania rozpocząłem w klasie Optymist, które w owych czasach nie były tak popularne jak dzisiaj. Produkowane wówczas łodzie przez stocznię chojnicką miały drewniane listwy, niektóre nawet maszty, pływało się wtedy w takich śmiesznych kapokach z dużymi kołnierzami. Karierę sportową zacząłem pod okiem trenera Janusza Januszewskiego, który do dnia dzisiejszego jest czynnym bojrowcem i cały czas uprawia żeglarstwo. W klasie Optymist pływałem 3 sezony. W tamtych latach popularna w Charzykowach i nie tylko była klasa Cadet, w której już tak na poważnie zacząłem trenować, żeglować i odnosić swoje pierwsze sukcesy.
– Jakie ma pan w swojej karierze sukcesy w żeglarstwie?
– Jeżeli chodzi o moje sukcesy, to byłem czterokrotnym medalistą w klasie 4-120, trzykrotnym medalistą w klasie DN, czyli żeglarstwo lodowe, następnie zdobyłem mistrzostwo Pomorza, a także posiadam 13-krotne mistrzostwo okręgu pomorskiego. Jestem również czynnym zawodnikiem bojerowym. W tym roku wygrałem regaty w Poznaniu, a także w Charzykowach na otwarcie sezonu. W swoim tegorocznym dorobku posiadam też trzecie miejsce w lodowym Pucharze Mikołajek na Śniardwach i czwartą lokatę w mistrzostwach Pomorza.
– Występuje pan również w bojerach. Mógłby pan przybliżyć naszym Czytelnikom czym są bojery?
– Bojer to inaczej ślizg lodowy klasy DN bardzo popularny w Europie jak również w Stanach Zjednoczonych. Konstrukcja jego jest drewniana, wzmacniana włóknem szklanym i włóknem węglowym, powierzchnia żagla jest dość mała i wynosi 6,25 m2 , ale za to prędkości osiągalne na ślizgu lodowym klasy DN są bardzo duże i sięgają 140 nawet 150 km na godzinę.
– Jak łączy pan zimowe bojery z żeglarstwem?
– Bojery się świetnie uzupełniają z żaglówkami i jest to znakomita dyscyplina uzupełniająca, gdzie cały czas mamy kontakt z żaglem, wyrabiamy poczucie szybkości w podejmowaniu decyzji. W bojerach wszystkie czynności musimy wykonać cztery razy szybciej aniżeli na wodzie.
– Dla wielu żeglarstwo to dziedzina sportu trochę traktowana z przymrużeniem oka. Co w tej dyscyplinie jest najbardziej fascynującego?
– Znany wszystkim żeglarz Karol Jabłoński, który osiągnął szczyty w żeglarstwie i startuje w Pucharze Ameryki, a ponadto ma w swoim dorobku tyle tytułów, że mógłby obdzielić wszystkich żeglarzy w Polsce, mówi o żeglarstwie w ten sposób, że są to „szachy na wodzie” i ja się w pełni z tym poglądem zgadzam. Moim zdaniem, żeglarstwo jest sportem interdyscyplinarnym, czyli łączy umiejętności logicznego rozumowania, jak również sprawności fizycznej. Do tego wysuwa się na pierwszym miejscu pracowitość i takie cechy charakteru jak sumienność, koleżeńskość, a współpraca w grupie jest podstawą.
– Jak doszło do tego, że podjął pan pracę w Sępólnie i jaka będzie pana rola w klubie?
– Zacznę od tego, że 18 lat pracowałem jako trener w klubie LKS Charzykowy, członkiem jestem cały czas i po prostu potrzebowałem zmiany. Ciągłe wyjazdy i towarzyszące mi napięcie sprawiły, że postanowiłem spróbować czegoś innego. Przez mój cały okres trenerski w klubie z Charzykoach wraz z moimi podopiecznymi osiągaliśmy dobre wyniki, udało nam się zdobyć 27 medali mistrzostw Polski, 2 medale mistrzostw Europy i 2 medale mistrzostw Świata, jednak życie w takim ciągłym kieracie w pewnym momencie wymaga odpoczynku. Chciałem znaleźć pracę, aby mieć kontakt z żeglowaniem i myślę, że znalazłem to miejsce, którego poszukiwałem. Podjąłem taką, a nie inną decyzję. To są dopiero moje początki w klubie no, ale od czegoś trzeba zacząć.
– Co sądzi pan o tutejszej bazie treningowej, jaki widzi pan potencjał?
– Powiem szczerze, że dopiero zaczynam pracę z zespołem, ale rozmawiając i obserwując zachowanie tej młodzieży, widzę, że to nie są przypadkowi ludzie. Oni już widzą „jak to się je” i myślę, że moja współpraca z nimi przyniesie z czasem rezultaty.
– Jak pan myśli, czego brakuje w klubie, a co by się przydało?
– Myślę, że to, co się rzuca na pierwszy plan, to przydałaby się taka porządna łódź trenerska. Najważniejsze jest bezpieczeństwo na wodzie i łódź musi być gotowa wtedy, kiedy trener chce, a nie na odwrót. Są różne sytuacje na wodzie, lecz silnik musi odpalić w każdym przypadku, więc to musi być pewniak. Z całą pewnością owa łódź przydałaby się, jednak z tego, co mi wiadomo, są to dość duże pieniądze, sięgają rzędu 20 do 30 tysięcy.
– Jakie pan stawia cele sobie i klubowi na przyszłość?
– Chciałbym spopularyzować w Sępólnie żeglarstwo jeszcze bardziej. Wiadomo, mamy tu w miejscowości już dwa znane nazwiska, ale chcę zachęcić dzieci do żeglowania. W Sępólnie jezioro jest praktycznie w mieście, także każdy może podziwiać te żagle na wodzie. Myślę, że z biegiem czasu, jak będzie systematyczna praca, to sępoleńskie jezioro zapełni się jeszcze bardziej. Moim zamiarem jest to, aby jak najwięcej zawodników pływało na optymiście, ponieważ musi być ta podstawa, a potem można mierzyć wyżej.
– Jaki jest pana autorytet w żeglarstwie?
– Myślę, że mam coś takiego jak autorytet, jednak to zostawiam w ocenie zawodników i rodziców.
– Dziękując za rozmowę życzę samych sukcesów.
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.