Wspomnienia
Droga do niepodległości – refleksje Romana Komierowskiego (część III)
Łukasz Jakubowski, 05 kwiecień 2018, 14:56
Średnia:
0.0
(0 głosów)
Jak Roman Komierowski, bardzo doświadczony polityk z długim stażem poselskim w parlamencie Rzeszy, widział i oceniał proces odzyskiwania przez Polskę niepodległości? Nie jest to pytanie bez odpowiedzi. Możemy się tego dowiedzieć z arcyciekawych wspomnień, które spisał pod koniec swego życia. Dzisiaj zapraszamy na ich trzecią część.
Myśl więc o przywróceniu Polski lecz z pewnym ograniczeniem wypowiedziana, bo głównie przeciwko Rosji zwrócona, nie uwydatniła się wtedy jeszcze w Warszawie w jednolitym pojmowaniu sytuacji i celu. Toteż widząc część legionistów, przechodzących w pożegnalnym pochodzie Jerozolimską aleją, nie mogłem się oprzeć tej smutnej myśli, że życzenia a rzeczywistość jeszcze w dalekim są odstępie od siebie. W każdym razie buta oficerów pruskich zmalała wobec faktu, że w tym samym hotelu obok nich zamieszkał i polski legionista i że na trotuarze nie sam mundur pruski był nieomylnym autorytetem dla przechodzącej publiczności. Tymczasem wojna zaczęła się zarysowywać coraz więcej jako wojna tylko odporna ze strony Niemiec. Już nie same strategiczne plany były decydującymi – lecz względy polityczne. Taka atmosfera przenosiła się też na tutejsze stosunki i pacyfistyczne więcej umysły stawały na gruncie szukania porozumienia. Lecz błędy, jakby przyrodzone żywiołowi pruskiemu, które polegały na zuchwałej bucie i zupełnym niezrozumieniu, że obok nich może jeszcze egzystować inne poczucie narodowe z odpowiednimi życzeniami ludzkiego uwzględnienia – te błędy nie pozwoliły na dalszą metę na żadne głębsze porozumienie z nami. Bo też ten błąd zuchwałości pruskiej, który się od czasu Fryderyka II osobliwie po zwycięskich wojnach, duńskiej 1863 [powinno być - 1864], austriackiej 1866 i francuskiej 1870 [powinno być - 1870-71] ustalił w kaście militarnej, został przez historyków i dziennikarzy po r. 1870, przez takich jak Treitschke, Sybel itp. literatów rozpowszechniony w całej ludności pruskiej do tego stopnia, że orzeczenia jednostronne tych rzekomych uczonych zostały przyjęte jako dogmat nieomylności i sprawiedliwości polityki pruskiej.
Połechtana ludność pruska takimi teoriami z pokolenia na pokolenie w narowach zuchwałej brutalności wyrastała ze swoją szkodą i krzywdą ludzkości. U nas przeciwnie - piętno niewoli wyryło się w usposobieniu i czynie. Porywy dawniejsze w walkach o wolność naszą, niepowodzeniem to piętno nie tylko dla nas, ale i całego świata uprzytomniały tak dalece, że ludzkim siłom, czy to własnym, czy obcym, nie dowierzaliśmy. Stąd rozłam u nas w ocenianiu sytuacji, którą wojna europejska stworzyła. Niedowierzanie własnym siłom, aby mogły same stworzyć, a powątpiewanie, czy obce siły ten utwór polskości będą chciały w granicach tych, któreśmy sobie życzyli, uznać lub utrzymać. Taka mozaika zapatrywań i rozumowań przedstawiała ruch umysłowy w Warszawie. To samo powtarzało się i w całym kraju. Tymczasem wypadki następne zaczęły tę mozaikę zabarwiać więcej jednolitymi kolorami, w których dało się odczuć tętno śmiertelnego poczucia narodowego. Możliwość bliższego kontaktu między komitetami naszymi na emigracji, czy to w Szwajcarii, Francji lub Anglii przebywającymi, ustalała się z krajem coraz więcej z tym skutkiem, że prądy dotychczas sobie przeciwne zespalały się coraz więcej w tym celu, aby wspólnymi siłami niezależnie od politycznych poglądów stronniczych samodzielną inicjatywą t.j. polskim ruchem się zaznaczyć i ku niepodległości dążyć. Taka myśl, którą coraz głośniej objawiano, zespalała wprawdzie nasze siły, ale też i odwrotnie, i u nieprzyjaciół naszych wywoływała odpowiednie przeciwdziałanie. Osobliwie zarządy niemieckie widząc takie objawy, dążące do sprzymierzenia między nami i ententą, chwyciły się środków represyjnych przede wszystkim przeciwko naszym legionom. Internowano więc ostatnich i przeszkadzano wszelkimi sposobami dalszemu zbrojeniu lub szeregowaniu się w kadry wojskowe. Miałem sposobność w czerwcu 1918 r. kilkutysięczny obóz naszych w Kobryniu internowanych legionistów odwiedzić w czasie, w którym równocześnie w Atteczyźnie bawiliśmy. Bo co rok uważaliśmy za jeden z najpierwszych obowiązków naszych tam podążyć i słowem wspólnej nadziei lepszych czasów pocieszać się. Obraz, który nam się wtedy przedstawiał nigdy w mej pamięci się nie zatrze, bo ruch polityczny i sytuacja tamtejsza niezwykłym była zjawiskiem. W Kobryniu internowani kilkutysięczni legioniści umierali prawie z tęsknoty za swobodą powrotu do siebie i do pracy. Z drugiej zaś strony ciągnęły całe karawany powracających z głębi Rosji uciekinierów szosą przez Atteczyznę pieszo, powozami, wózkami, obdarci, wynędzniali, boso, w łachmanach, żebrząc po drodze dla siebie o odrobinkę pożywienia, a dla zaprzęgów swoich szukając odpowiednich placówek, w reszcie pozostałych zbóż lub na trawskach, wyrosłych, gdyby na stepie na polach, które od paru lat nieuprawiane przechowały tylko pamiątki przeszłych bitew i utarczek w krzyżach na mogiłach i okopach strzeleckich. Ten smutny obraz był dziwnym kontrastem do ruchu na dworcu w Brześciu Litewskim. Bo tam jeszcze pozorowano paradami i musztrami wojskowymi rzekomo niezłomną siłę armii pruskiej na wschodzie będącej. Zastanawiając się wtedy w naszych rozmowach nad położeniem ówczesnym i możliwym rezultacie tej wojny światowej, trudno nam było zdanie sobie wyrobić, kiedy i jak się Europa po wojnie zorganizuje. Ruch rewolucyjny wprawdzie w Rosji, który tak od razu i tak niespodzianie, z taką gwałtownością wybuchł, że jednym zamachem nie tylko rządy i dynastię usunął, ale od razu całą Rosję przeobraził i w chaos taki zamienił, jakiego sobie nie przedstawiała żadna wyobraźnia ludzka, nasuwał wniosek i przypuszczenie czy infekcja takiego ruchu rewolucyjnego nie mogłaby się rozprzestrzenić i na inne kraje, osobliwie sąsiednie. Do tego tematu wracaliśmy się nie rozwiązując tego zagadnienia. Gdy tak świat cały przejęty grozą następstw i upadku Rosji nad rozwiązaniem tego pytania się męczył, wieści o zwycięskim odporze wojsk niemieckich coraz bardziej cichły i powątpiewania wzbudzały, czy też rzeczywiście Niemcy są w stanie nadal się utrzymać wobec agresji, której się podjęły, jakby z nowym podwójnym zapałem, wojska sprzymierzonych aliantów.
Cdn.
Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.
Zaloguj się
Najczęściej czytane
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...
Na początku 1945 r., kiedy front przekroczył linię Wisły, a wojska...
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Najwyżej oceniane
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Czasami trzeba czekać wiele, wiele lat, żeby poznać swoje prawdziwe...
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...