O drugie miejsce do końca
LZS Lutówko – HZ Zamarte 3:1 (0:0)
Bramki: Mariusz Samonek 2, Tomasz Kabath Lutówko. Grzegorz Landowski Zamarte. Żk. Sławomir Borowicz (trzecia kartka), Grzegorz Maziarz Lutówko. Sędzia Arkadiusz Gnaś.
Gospodarze zapewne żałują, że ten sezon już się kończy. Ich forma na finiszu rozgrywek wyraźnie rośnie i są już gotowi do walki z najlepszymi. W niedzielę wyszli na boisko bez Mrugalskiego i Żmicha, a bez problemu pokonali wyżej notowanych gości z krainy ziemniaków. O pierwszej połowie niewiele dobrego da się powiedzieć. Na boisku było sennie i bez większych emocji. Nawet arbiter niewiele miał do roboty. Goście słynący z szybkiego ataku nie mogli nabrać właściwego tempa, ponieważ bardzo szybko kończyło im się boisko. Plac gry w Lutówku wyraźnie im nie sprzyja. Z jednej i drugiej strony brakowało przede wszystkim strzałów. Nie ma strzałów, nie ma bramek. Na szczęście w drugiej połowie wszystko się zmieniło. Przynajmniej po stronie gospodarzy. Coraz śmielej podchodzili pod bramkę przeciwnika. W 49. min Mazurkiewicz opuścił na chwilę pole bramkowe i Mariusz Samonek znalazł się z piłką przed pustą bramką. Takiej okazji nie mógł zmarnować. W 60. min gry sędzia podyktował rzut karny dla gości. Jedenastkę na bramkę zamienił Grzegorz Landowski, dla znajomych „Boczek”. Chwilę później Damian Raźny huknął z dystansu, Mazurkiewicz końcami palców dotknął piłki, a ta dzięki temu trafiła w poprzeczkę. W 78. min bramkarzowi gości przytrafił się koszmarny błąd. Wypuścił piłkę z rąk, a Samonek był tam, gdzie napastnik być powinien. Goście byli w niedzielę bezradni. Ochotę do gry odebrał im Tomek Kabath, który z 16 metra posłał w okienko efektownego rogala. Bramka sezonu na boisku w Lutówku i zasłużone zwycięstwo gospodarzy.
LZS Piaseczno – Mastel Lutowo 2:0 (1:0)
Bramki: Sławomir Kurzyński 2. Żk. Mateusz Mela, Sebastian Hałas, Sławomir Kurzyński Piaseczno. Karol Walaszek Lutowo. Sędzia Marcin Lica.
Ekipa z Lutowa przystąpiła do tego spotkania w mocno rezerwowym składzie i to okazało się zbyt mało na zdeterminowanych gospodarzy. Najważniejsza dla tego meczu okazała się 6 minuta. Popularny „Cipa” czyli Sławek Kurzyński znalazł się w sytuacji sam na sam z Wojtkiem Bettinem. Obrońcy Lutowa, myśląc, że jest na pozycji spalonej, nie przeszkodzili mu w zdobyciu pierwszej bramki. To dosyć częsty obrazek na boiskach powiatówki, a przypominamy, że pozycja spalona jest wówczas, gdy zagwiżdże sędzia. Na 2:0 mógł podwyższyć Sebastian Hałas, który w dziecinnie prosty sposób odebrał piłkę Leszkowi Szydłowi, ale w tej sytuacji doskonale zachował się bramkarz Mastela. W 30. min mógł być remis, ale po strzale z dystansu Karola Walaszka piłka trafiła w poprzeczkę. W drugiej połowie wraz z upływem czasu w szeregach gości pojawiała się coraz większa nerwowość. Tymczasem gospodarze czując, że to ich dzień, co chwilę meldowali się pod bramką przeciwnika. Po jednej i drugiej stronie bardzo dobrze spisywali się bramkarze. Zarówno Jędrzejewski, jak i Bettin wygrali kilka indywidualnych pojedynków z napastnikami i wybronili kilka groźnych strzałów z dystansu. Dobrze spisywała się też cała linia obrony Piaseczna. Zatrzymać przed bramką ruchliwego i doświadczonego „Ciapka” to nie taka prosta sprawa. W 82. min po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Sławek Kurzyński ustalił wynik spotkania na 2:0. Wyżej notowani goście nie byli w stanie przeciwstawić się dobrze zorganizowanej grze ekipy z Piaseczna dyrygowanej przez Jarosława Tadycha i jego asystenta, sołtysa Kazimierza Rakowskiego.
Tom-Dach Sitno – MTK Orzeł Dąbrowa 3:5 (0:2)
Bramki: Kamil Rudziński 3, Bartłomiej Wojtasik 2 Dąbrowa. Andrzej Hippler 2, Michał Niemczyk Sitno. Sędzia Stanisław Żekiecki.
Ledwie sędzia Żekiecki rozpoczął mecz, padła pierwsza bramka dla gości. W 45. sekundzie piłkę przejął szybki jak strzała Kamil Rudziński i z łatwością zdobył prowadzenie. Sprzymierzeńcem tej akcji był wiatr, który obdzielał w tym meczu równo obie drużyny. Rzecz w tym, że goście lepiej grali pod wiatr i zasłużenie wygrali. Po stracie bramki gospodarze długo nie mogli się pozbierać. Próbował to wykorzystać Orzeł, jednak długo bez powodzenia. Dopiero w 23. min po składnej akcji gości piłka po interwencji bramkarza TomDachu trafiła na głowę Bartłomieja Wojtasika, który wpakował ją do bramki. W 30. min miejscowi kibice wyraźnie się ożywili, bo nagle piłka znalazła się w bramce Orła. Sędzia dopatrzył się jednak spalonego i wynik do przerwy pozostał bez zmian.
W drugiej połowie usłuchana drużyna Stanisława Stryszyka (gdyby Fornalik grał razem z kadrowiczami, to pewnie i nasze orły nie obrzydzałyby nam futbolu) stosowała się do jego instrukcji na gorąco. Efektem były gole w 55. i 60. min autorstwa Kamila Rudzińskiego. Odpowiedzią była kontaktowa bramka dla Sitna ze strzału Michała Niemczyka w 61. min. Dwie kolejne zdobycze należały do „Hippka” w 67. i 81. min. Andrzej zagrał dopiero w drugiej połowie i na dalsze gole, do których sposobił się nieustannie, zabrakło czasu. W 82. min Bartłomiej Wojtasik ustalił wynik interesującego spotkania w wykonaniu gości, gospodarzy i wiatru.
Time Lubcza – LZS Płocicz 1:3 (1:1)
Bramki: Józef Rękiewicz, Dawid Kapałczyński, Arkadiusz Fridehl Płocicz. Mateusz Tomasz Lubcza. Żk. Mateusz Tomasz (dziewiąta kartka) Lubcza. Adam Napierski (trzecia kartka), Jarosław Beker Płocicz. Sędzia Wiesław Jarząb.
Time w tym spotkaniu grał o „pietruszkę”, chłopcy z Płocicza o miejsce na podium. Dwie motywacje i dwie różne postawy – to opinia z obserwacji całego spotkania na kameralnym boisku w Lubczy. Do tego ciągle ta krótka żywotność gospodarzy, wystarczająca ledwie na połowę meczu. Badanie możliwości trwało długie chwile. Dopiero w 35. min strzałem z daleka przy pomocy wiatru Dawid Kapałaczyński zdobył bramkę dla gości. Wyrównanie po sporym zamieszaniu i przytomnym zachowaniu Mateusza Tomasza padło w 42. min. Na tyle było stać Time. Reszta należała do gości, którzy z minuty na minutę grali swobodniej do końca meczu.
Po przerwie pomimo przewagi gra gości nie była zbyt wyrazista. Wkurzyło to Józka Rękiewicza, który ruszył niczym Maradona na bramkę rywali i po błędzie bramkarza Time zdobył dla gości drugą bramkę. Trzecia padła po szybkiej akcji płociczan prawą stroną, po której piłkę przejął Arkadiusz Fridhel, strzelając nie do obrony, nawet gdyby Wojtka Splitta zastąpił jakikolwiek „Dudas” czy inny polski gwiazdorek.
Fuks II Wielowicz – Fireman Zabartowo/Pęperzyn 2:1 (0:1)
Bramki: Karol Scheffler, Maciej Scheffler Wielowicz. Adrian Łabuszewski Zabartowo. Żk. Sławomir Szyling, Damian Mordzak Wielowicz. Karol Bronowicki, Jarosław Ratkowski, Patryk Borowicz (trzecia kartka) Zabartowo. Czk. Maciej Szulc Wielowicz (dwa mecze dyskwalifikacji), Mateusz Bronowicki Zabartowo (dwa mecze dyskwalifikacji). Sędzia Wiesław Jarząb.
Tego dnia Fireman do Wielowicza przyjechał w dziesiątkę. Po wielu ciekawych akcjach serwowanych przez obie drużyny dopiero w dwie minuty przed końcem spotkania pierwszą bramkę zdobył Adrian Łabuszewski. Po przerwie Fuks wyciągnął wnioski. Kilka minut po rozpoczęciu drugiej części Karol Scheffer po serii zwodów wyczekał moment i zdobył wyrównującego gola. Gra toczyła się na całej powierzchni boiska do czasu, gdy wdarły się do niej złe emocje. Mariusz Bronowicki, faulując Macieja Szulca, nie zdołał powstrzymać rąk przy sobie. Szulc, który nie chciał pozwolić na kolejny atak, szybko podniósł się z murawy i aby nie otrzymać kolejnego razu, odepchnął napastnika. Sędzia Wiesław Jarząb wyciągnął czerwony kartonik. Ku zdziwieniu zawodników czerwoną kartkę otrzymał nie tylko Mariusz Bronowicki, ale także broniący się przed jego atakami Maciej Szulc. W tym samym czasie rozpętała się zadyma . Kolejny z braci Bronowickich,aby ulżyć emocjom z pięści uderzył w skroń Sławomira Szylinga. Sędzia Jarząb, widząc słaniającego się na nogach Szylinga, nic nie zrobił, aby wyjaśnić i w ostateczności ukarać czerwonym kartonikiem. Tym samym Bronowicki poczuł się bezkarny. Sędzia i tym razem nie miał oczu dookoła głowy. Skoro jednak kibice i zawodnicy i sam poszkodowany mówili, że taka sytuacja miała miejsce, to sędzia powinien wyciągnąć wnioski i zareagować, aby eliminować chamskie zachowania piłkarzy. Gra została wznowiona. Obie drużyny grały w osłabionym składzie. Kilka minut przed końcem spotkania Maciej Scheffler ustalił wynik meczu. Mecz był bardzo wyrównany i mógł się podobać, lecz niesportowe zachowanie braci Bronowickich pokazało, że gra w piłkę nożną to nie tylko zabawa, lecz czasami także zwyczajna okazja do mordobicia.
KS Kawle – Obrol Obkas 0:4 (0:1)
Bramki: Szymon Skiba, Wojciech Fertykowski, Dawid Wierzchucki, Patryk Miszewski. ŻK. Szymon Kałaczyński Kawle. Sędzia Kazimierz Linke.
Gospodarze mający duże problemy ze skompletowaniem składu przystąpili do pojedynku z liderem rozgrywek w dziesięciu. Między słupkami bramki Kawli stanął Szymon Kałaczyński, który zastąpił kontuzjowanego Marcelego Kowalskiego. Pomimo osłabienia w pierwszej połowie, gospodarze walczyli z przeciwnikami jak równy z równym. Gracze Obrolu przez 40 minut nie mogli sforsować szczelnej obrony gospodarzy. W pierwszej odsłonie tylko raz pokonali dobrze broniącego ,,Kałasa”. Dokładne podanie Tomka Maculewicza strzałem na pustą bramkę na gola zamienił Szymon Skiba.
O przebiegu drugiej połowy zdecydowało wydarzenie z 43. minuty. W powietrznym pojedynku o piłkę głowami zderzyli się Emilian Wilczek z Kawli i Damian Zawidzki z Obkasu. Na boisku pojawiła się karetka, która odwiozła obu zawodników do szpitala, gdzie założono im szwy. Goście dokonali zmiany, natomiast drużyna gospodarzy w drugiej połowie grała w dziewięciu. Obrol udokumentował swoją przewagę liczebną strzelając kolejne gole. Na listę strzelców wpisywali się: Wojciech Fertykowski, Dawid Wierzchucki i Patryk Miszewski. Gospodarze chcący uniknąć pogromu skoncentrowali się na obronie. Pomimo tego udało im się wyprowadzić dwie szybkie kontry, które mogły zakończyć się zdobyciem gola honorowego. Gospodarze nie muszą się wstydzić swojej postawy. Pomimo osłabienia stawiali zacięty opór. Można jedynie gdybać co by było, gdyby dysponowali kompletnym składem. Obrol wywiózł z trudnego terenu cenne punkty, rewanżując się podopiecznym Janusza Nowaczyka za jesienną porażkę na własnym terenie. Ubiegłoroczny, dramatyczny bój obu zespołów na boisku w Dąbrówce należał do najlepszych spotkań w kończącym się sezonie piłkarskiej ligi powiatowej.
Sosenka Sośno – Victoria Orzełek 4:2 (2:1)
Bramki: Ariel Stremlau 2, Dariusz Żmich, Damian Twardy Sośno. Wojciech Steinborn, Przemysław Czapiewski Orzełek. Żk. Damian Zywert (trzecia kartka) Sośno. Sędzia Stanisław Żekiecki.
Przez pierwsze dwadzieścia minut mecz toczył się w równym tempie. Raz po raz gra z jednej części boiska przenosiła się na drugą. Mimo wielu sytuacji dopiero po dwudziestu minutach Ariel Stremlau z minutową przerwą zaliczył dwa trafienia. Dziesięć minut później Wojtek Steinborn zdobył wyrównującego gola. Po przerwie na samym początku Przemysław Czapiewski dał nadzieję swojej drużynie na zwycięstwo. Bardzo ruchliwy tego dnia Wojtek Steinborn, mimo wielu ciekawych akcji, do bramki miejscowych zdołał wbić się tylko raz. Od pewnego czasu Sosenka jest na topie i bez większych problemów pnie się w górę. Tak było i tym razem. Mimo remisu miejscowi nie pozwolili odebrać sobie trzech punktów. Do worka z bramkami swoje gole dołożyli jeszcze Dariusz Żmich i Damian Twardy, który lekkim strzałem po ziemi ustalił wynik meczu.
Najlepsi strzelcy
36 bramek Kamil Rudziński Dąbrowa.
35 bramek Ariel Stremlau Sośno, *Marcin Szreder Orzełek.
27 bramek Dawid Wierzchucki Obkas.
21 bramek Andrzej Hippler Sitno.
19 bramek Łukasz Tomasz Lubcza.
*Po ponownej analizie protokołów z meczów z udziałem Victorii Orzełek ustalono, że Marcin Szreder zdobył do tej pory 35 bramek, a nie jak do tej pory podawaliśmy 36.
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.