Piłkarska liga powiatowa. Fuks do przodu, Time w plecy
Piotr Pankanin, 12 maj 2012, 00:09
Średnia:
5.0
(1 głosów)
Zmierzający do kolejnego tytułu wielowicki Fuks pokonał bardzo groźnego rywala z Zamartego i potwierdził wysokie aspiracje. Wygrało także Lutowo i wydaje się, że pomiędzy tymi drużynami rozegra się mistrzowska batalia. Tym bardziej, że Time Lubcza straciła punkty w Płociczu, który zregenerował siły po dotkliwej porażce z Firemanem przed tygodniem. Świetny, niezwykle szybki i emocjonujący mecz odbył się w przenikliwie zimnym Pęperzynie, gdzie miejscowi piłkarze poradzili sobie z kolejnym przeciwnikiem, Obrolem Obkas. Więcej w czwartkowym wydaniu "Wiadomości Krajeńskich".
LZS Płocicz - Time Lubcza 1:0 (o:0)
Bramka: Adam Duber. Sędzia Arkadiusz Gnaś.
Po niedzielnej porażce szanse Time na dogonienie lidera nieco zmalały. Niestety, największym problemem ekipy z Lubczy od samego początku jest pozycja bramkarza. Time ma w swoich szeregach znakomitego bramkarza - Jarka Jankowskiego - ale sam zawodnik woli grę w polu. Poprzedni sezon pokazał, że jest to gracz o nieprzeciętnych umiejętnościach bramkarskich, no ale jego wybór trzeba uszanować. W niedzielę bramki Lubczy strzegł prezes ligi powiatowej, Tomasz Fifielski, który dzień wcześniej obchodził jak zwykle okrągłą rocznicę urodzin. Zapewne w związku z urodzinami życzono mu wielokrotnie szczęścia. Tego szczęścia wystarczyło mu na 45 minut. Wynik po pierwszej połowie powinien brzmieć 5:0 dla gospodarzy, którzy w nieprawdopodobnych okolicznościach marnowali stuprocentowe okazje do strzelenia bramki. Prawdziwe mistrzostwo osiągnął Rafał Pokora, który w 22. min znalazł się w sytuacji sam na sam z Fifielskim. Spokojnie go ograł, położył na ziemi i tak uderzył piłkę z kilkudziesięciu centymetrów do pustej bramki, że ta przetoczyła się wzdłuż linii bramkowej i opuściła pole karne. Chwilę później Jacek Tryk z kilku metrów huknął wprost w słupek. Dobitka Adama Dubera z jeszcze bliższej odległości trafiła w ten sam słupek. Nieskuteczność gospodarzy wręcz porażała, a goście spokojnie wyczekiwali na dogodne sytuacje do szybkiej kontry. Kilka razy bliski szczęścia był Andrzej Wilczyński i Sebastian Obara. W tej części gry najlepszymi zawodnikami na boisku byli obaj stoperzy. Z jednej strony Józef Rękiewicz, a z drugiej Łukasz Bethke. Obserwowanie gry „Bobiego” to duża przyjemność. Z kolei Józek tak się wnerwił na swoich kolegów, że po przerwie obronę zamienił na atak i sam próbował pokonać słabych tego dnia gości. Decydujący cios zadał jednak długo nie widziany na boisku Adam Duber. Jego strzał w 50. min z rzutu wolnego wpadł Fifielskiemu za kołnierz. Bramkarzowi gości zabrakło centymetrów, a strzelał jego dzielnicowy. Po prostu nie wypadało tego strzału obronić. Do końca już żadnej z drużyn nie udało się nic wskórać. Trzy punkty zostały na boisku w Płociczu.
Po niedzielnej porażce szanse Time na dogonienie lidera nieco zmalały. Niestety, największym problemem ekipy z Lubczy od samego początku jest pozycja bramkarza. Time ma w swoich szeregach znakomitego bramkarza - Jarka Jankowskiego - ale sam zawodnik woli grę w polu. Poprzedni sezon pokazał, że jest to gracz o nieprzeciętnych umiejętnościach bramkarskich, no ale jego wybór trzeba uszanować. W niedzielę bramki Lubczy strzegł prezes ligi powiatowej, Tomasz Fifielski, który dzień wcześniej obchodził jak zwykle okrągłą rocznicę urodzin. Zapewne w związku z urodzinami życzono mu wielokrotnie szczęścia. Tego szczęścia wystarczyło mu na 45 minut. Wynik po pierwszej połowie powinien brzmieć 5:0 dla gospodarzy, którzy w nieprawdopodobnych okolicznościach marnowali stuprocentowe okazje do strzelenia bramki. Prawdziwe mistrzostwo osiągnął Rafał Pokora, który w 22. min znalazł się w sytuacji sam na sam z Fifielskim. Spokojnie go ograł, położył na ziemi i tak uderzył piłkę z kilkudziesięciu centymetrów do pustej bramki, że ta przetoczyła się wzdłuż linii bramkowej i opuściła pole karne. Chwilę później Jacek Tryk z kilku metrów huknął wprost w słupek. Dobitka Adama Dubera z jeszcze bliższej odległości trafiła w ten sam słupek. Nieskuteczność gospodarzy wręcz porażała, a goście spokojnie wyczekiwali na dogodne sytuacje do szybkiej kontry. Kilka razy bliski szczęścia był Andrzej Wilczyński i Sebastian Obara. W tej części gry najlepszymi zawodnikami na boisku byli obaj stoperzy. Z jednej strony Józef Rękiewicz, a z drugiej Łukasz Bethke. Obserwowanie gry „Bobiego” to duża przyjemność. Z kolei Józek tak się wnerwił na swoich kolegów, że po przerwie obronę zamienił na atak i sam próbował pokonać słabych tego dnia gości. Decydujący cios zadał jednak długo nie widziany na boisku Adam Duber. Jego strzał w 50. min z rzutu wolnego wpadł Fifielskiemu za kołnierz. Bramkarzowi gości zabrakło centymetrów, a strzelał jego dzielnicowy. Po prostu nie wypadało tego strzału obronić. Do końca już żadnej z drużyn nie udało się nic wskórać. Trzy punkty zostały na boisku w Płociczu.
ZOBACZ ZDJĘCIA
Zryw Dąbrówka - Real Radzim 4:1 (1:0)
Bramki: Mateusz Adamczyk, Łukasz Bosiacki, Patryk Sigmański, Adrian Łangowski Dąbrówka. Tyberiusz Zieliński Radzim. Żk. Mateusz Adamczyk (czwarta kartka), Daniel Mikołajczyk Dąbrówka. Sędzia Kazimierz Linke.
Ten mecz okrzyknięto pojedynkiem na szczycie ligowej tabeli oczywiście pod warunkiem, że odwrócimy ją do góry nogami. Piłkarze obu drużyn grają w lidze dla przyjemności, więc takie docinki absolutnie im nie przeszkadzają. Pierwsze dwa kwadranse meczu stały pod znakiem niewykorzystanych sytuacji po obu stronach boska. W 38. min swoją niemoc strzelecką przełamał wreszcie Mateusz Adamczyk. W sytuacji sam na sam trafił piłką w bramkarza, ta z kolei ponownie odbiła się od strzelca i jakimś dziwnym lobem wpadła do siatki. W drugiej połowie na boisku pojawił się Łukasz Bosiacki i gra gospodarzy nabrała właściwego tempa. W 60. min „Chudy” wykonał rajd prawą stroną i wpakował piłkę do bramki tuż przy słupku obok bezradnego Najdowskiego. Real tradycyjnie nie oglądał się na tablicę wyników i dalej grał swoje. Kontaktową bramkę z rzutu wolnego po faulu na Zbigniewie Szmaglińskim strzelił Tyberiusz Zieliński. Słynący z „żelaznej’ nogi zawodnik w takich sytuacjach najczęściej rozrywa siatkę. Zrobiło się ciekawie, ale to było wszystko, na co tego dnia stać było piłkarzy Realu. Gospodarze za to podwyższyli prowadzenie po strzałach Sigmańskiego i Łangowskiego i zainkasowali po raz pierwszy w tym sezonie komplet punktów. Nie poprawiło to ich pozycji w tabeli, ale być może to początek marszu w górę.
Ten mecz okrzyknięto pojedynkiem na szczycie ligowej tabeli oczywiście pod warunkiem, że odwrócimy ją do góry nogami. Piłkarze obu drużyn grają w lidze dla przyjemności, więc takie docinki absolutnie im nie przeszkadzają. Pierwsze dwa kwadranse meczu stały pod znakiem niewykorzystanych sytuacji po obu stronach boska. W 38. min swoją niemoc strzelecką przełamał wreszcie Mateusz Adamczyk. W sytuacji sam na sam trafił piłką w bramkarza, ta z kolei ponownie odbiła się od strzelca i jakimś dziwnym lobem wpadła do siatki. W drugiej połowie na boisku pojawił się Łukasz Bosiacki i gra gospodarzy nabrała właściwego tempa. W 60. min „Chudy” wykonał rajd prawą stroną i wpakował piłkę do bramki tuż przy słupku obok bezradnego Najdowskiego. Real tradycyjnie nie oglądał się na tablicę wyników i dalej grał swoje. Kontaktową bramkę z rzutu wolnego po faulu na Zbigniewie Szmaglińskim strzelił Tyberiusz Zieliński. Słynący z „żelaznej’ nogi zawodnik w takich sytuacjach najczęściej rozrywa siatkę. Zrobiło się ciekawie, ale to było wszystko, na co tego dnia stać było piłkarzy Realu. Gospodarze za to podwyższyli prowadzenie po strzałach Sigmańskiego i Łangowskiego i zainkasowali po raz pierwszy w tym sezonie komplet punktów. Nie poprawiło to ich pozycji w tabeli, ale być może to początek marszu w górę.
ZOBACZ ZDJĘCIA
Mastel Lutowo - Victoria Orzełek 4:2 (3:1)
Bramki: Tomasz Olszewski, Krzysztof Prasał, Krystian Rychter, Adrian Kolasa Lutowo. Mateusz Hałasowski, Marcin Szreder Orzełek. Żk. Łukasz Czapiewski (trzecia kartka) Orzełek. Sędzia Kazimierz Linke.
W niedzielę gospodarze udowodnili, że fotel wicelidera ligowych rozgrywek nie jest dziełem przypadku. Zawodnicy z Lutowa dominowali przez większą część spotkania pomimo tego, że już w 5. min meczu przegrywali. Gości na prowadzenie wyprowadził Mateusz Hałasowski. Po utracie gola gospodarze przystąpili do odrabiania strat. Ta sztuka udała im się w 25. min spotkania gdy na listę strzelców wpisał się Adrian Kolasa. Pięć minut później miejscowych na prowadzenie wyprowadził Krzysztof Prasał. Popularny ,,Boban” zamienił na bramkę rzut karny podyktowany przez arbitra. Jeszcze przed przerwą na listę strzelców wpisał się Krystian Rychter. Jeden z najskuteczniejszych graczy gospodarzy podwyższył prowadzenie swojego zespołu.
Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie. Na bramkę gości sunął atak za atakiem. Goście nie radzili sobie z ruchliwymi pomocnikami i napastnikami Mastela. Na szczęście ich bramki strzegł świetnie dysponowany Łukasz Czapiewski, który popisał się kilkoma kapitalnymi interwencjami. Skapitulował dopiero w 70. min spotkania. Precyzyjnym strzałem przy słupku zza pola karnego popisał się Tomasz Olszewski. W ostatniej minucie jedną z nielicznych kontr gości na gola zamienił Marcin Szreder, który umocnił się na pozycji wicelidera tabeli najlepszych strzelców ligi. Drużyna z Orzełka świetnie radzi sobie z ekipami z dołu tabeli. Konfrontacja z mocniejszymi zespołami odsłania ich wszystkie słabości. Podobnie było przed tygodniem gdy na własnym boisku podejmowali drużynę z Sośna. W niedzielę gospodarze wystąpili bez swojego asa atutowego Bogdana Szydła, który pauzował za kartki. Futbolówka pięciokrotnie wpadała do bramki gości. Jednego trafienia arbiter nie uznał, dopatrując się pozycji spalonej.
W niedzielę gospodarze udowodnili, że fotel wicelidera ligowych rozgrywek nie jest dziełem przypadku. Zawodnicy z Lutowa dominowali przez większą część spotkania pomimo tego, że już w 5. min meczu przegrywali. Gości na prowadzenie wyprowadził Mateusz Hałasowski. Po utracie gola gospodarze przystąpili do odrabiania strat. Ta sztuka udała im się w 25. min spotkania gdy na listę strzelców wpisał się Adrian Kolasa. Pięć minut później miejscowych na prowadzenie wyprowadził Krzysztof Prasał. Popularny ,,Boban” zamienił na bramkę rzut karny podyktowany przez arbitra. Jeszcze przed przerwą na listę strzelców wpisał się Krystian Rychter. Jeden z najskuteczniejszych graczy gospodarzy podwyższył prowadzenie swojego zespołu.
Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie. Na bramkę gości sunął atak za atakiem. Goście nie radzili sobie z ruchliwymi pomocnikami i napastnikami Mastela. Na szczęście ich bramki strzegł świetnie dysponowany Łukasz Czapiewski, który popisał się kilkoma kapitalnymi interwencjami. Skapitulował dopiero w 70. min spotkania. Precyzyjnym strzałem przy słupku zza pola karnego popisał się Tomasz Olszewski. W ostatniej minucie jedną z nielicznych kontr gości na gola zamienił Marcin Szreder, który umocnił się na pozycji wicelidera tabeli najlepszych strzelców ligi. Drużyna z Orzełka świetnie radzi sobie z ekipami z dołu tabeli. Konfrontacja z mocniejszymi zespołami odsłania ich wszystkie słabości. Podobnie było przed tygodniem gdy na własnym boisku podejmowali drużynę z Sośna. W niedzielę gospodarze wystąpili bez swojego asa atutowego Bogdana Szydła, który pauzował za kartki. Futbolówka pięciokrotnie wpadała do bramki gości. Jednego trafienia arbiter nie uznał, dopatrując się pozycji spalonej.
ZOBACZ ZDJĘCIA
Sosenka Sośno - Tom-Dach Sitno 3:2 (0:1)
Bramki: Ariel Stremlau 2, Adam Głowacki Sośno. Dariusz Szczepaniak, Andrzej Hippler Sitno. Sędzia Stanisław Żekiecki.
W niedzielne popołudnie na boisku w Sośnie stanęły naprzeciw siebie dwie drużyny z gminy Sośno. Wynik derbowego spotkania uszeregował je na czwartym i piątym miejscu z tą samą ilością punktów w ogólnej klasyfikacji. Piętnaście minut spotkania od razu pokazało wyższość Sitna. Damian Szepaniak w pięknym stylu z ponad trzydziestu metrów zdobył pierwszą bramkę dla gości. Dariusz Ziegert nie był w stanie zapobiec stracie gola. Po tej akcji obydwie drużyny prześcigały się w walce o trzy punkty. Gospodarze byli o krok od remisu. Z podania Ariela Stremlaua, Adam Głowacki rzucił się w kierunku piłki i uderzając ją głową, skierował wprost nad poprzeczkę. Wiele innych ciekawych akcji w wykonaniu Sosenki niwelował niezawodny „Krawiec” Michał Nowicki.
Po przerwie mecz nabrał tempa. Ariel Stremlau wymknąwszy się spod pieczy szczelnej obrony gości, doprowadził do remisu. Kwadrans później Głowacki wykorzystał swoję szansę i strzałem w prawy róg zdobył drugą bramkę dla Sosenki. Sławek Maik wyczuł jego zamiary i rzucił się w kierunku lotu piłki, lecz nie zdołał jej przechwycić. Na liście strzelców chciał się także zapisać Łukasz Głomski z Sitna i Przemek Nitka z Sośna. Na kolejnego gola w wykonaniu gospodarzy nie trzeba było długo czekać. Po odgwizdaniu faulu w polu karnym gości sędzia podyktował rzut karny. Stremlau strzałem po ziemi podwyższył stan posiadania. Od tej pory Sitno bardzo ostro wzięło się do odrabiania strat. Kwadrans przed końcem spotkania Andrzej Hippler wykorzystał dogodną sytuację do strzału, niwelując tym wielkość porażki. Ataki na bramkę Sosenki i Sitna były coraz częstsze. Sitno nie zdołało wyrównać. Mimo znakomitego zgrania, zabrakło im czasu na odrabianie strat. Na zakończenie Przemysław Nitka chciał zwiększyć bilans bramek, lecz jego mocny strzał brawurowo obronił Sławomir Maik.
W niedzielne popołudnie na boisku w Sośnie stanęły naprzeciw siebie dwie drużyny z gminy Sośno. Wynik derbowego spotkania uszeregował je na czwartym i piątym miejscu z tą samą ilością punktów w ogólnej klasyfikacji. Piętnaście minut spotkania od razu pokazało wyższość Sitna. Damian Szepaniak w pięknym stylu z ponad trzydziestu metrów zdobył pierwszą bramkę dla gości. Dariusz Ziegert nie był w stanie zapobiec stracie gola. Po tej akcji obydwie drużyny prześcigały się w walce o trzy punkty. Gospodarze byli o krok od remisu. Z podania Ariela Stremlaua, Adam Głowacki rzucił się w kierunku piłki i uderzając ją głową, skierował wprost nad poprzeczkę. Wiele innych ciekawych akcji w wykonaniu Sosenki niwelował niezawodny „Krawiec” Michał Nowicki.
Po przerwie mecz nabrał tempa. Ariel Stremlau wymknąwszy się spod pieczy szczelnej obrony gości, doprowadził do remisu. Kwadrans później Głowacki wykorzystał swoję szansę i strzałem w prawy róg zdobył drugą bramkę dla Sosenki. Sławek Maik wyczuł jego zamiary i rzucił się w kierunku lotu piłki, lecz nie zdołał jej przechwycić. Na liście strzelców chciał się także zapisać Łukasz Głomski z Sitna i Przemek Nitka z Sośna. Na kolejnego gola w wykonaniu gospodarzy nie trzeba było długo czekać. Po odgwizdaniu faulu w polu karnym gości sędzia podyktował rzut karny. Stremlau strzałem po ziemi podwyższył stan posiadania. Od tej pory Sitno bardzo ostro wzięło się do odrabiania strat. Kwadrans przed końcem spotkania Andrzej Hippler wykorzystał dogodną sytuację do strzału, niwelując tym wielkość porażki. Ataki na bramkę Sosenki i Sitna były coraz częstsze. Sitno nie zdołało wyrównać. Mimo znakomitego zgrania, zabrakło im czasu na odrabianie strat. Na zakończenie Przemysław Nitka chciał zwiększyć bilans bramek, lecz jego mocny strzał brawurowo obronił Sławomir Maik.
ZOBACZ ZDJĘCIA
Fireman Zabartowo/Pęperzyn - Obrol Obkas 2:1 (1:0)
Bramki: Rafał Łabuszewski, Adrian Łabuszewski Zabartowo. Dawid Wierzchucki Obkas. Żk. Maciej Bachusz Zabartowo. Sylwester Łojek, Kacper Szmytkowski Obkas. Sędzia Stanisław Żekiecki.
Kolejny świetny mecz rozegrano na nowo otwartym boisku w Pęperzynie. Tylko początkowo niemiłosierny chłód zakłócał koordynację w poczynaniach zawodników obu drużyn. Pierwsza bramka, która w zasadzie ustawiła mecz, padła w pierwszych minutach z rzutu wolnego. Jej autorem był Rafał Łabuszewski, którego nazwisko często przekręcaliśmy - przepraszamy. Po kilkunastu minutach gra stała się płynna, a z obu stron w pole karne sunęły groźne akcje. Gospodarze wykorzystywali głównie szybkiego i niezłego technicznie Adriana Łabuszewskiego. Junior nie chce ustępować seniorowi i gdy ten zdobył bramkę na otwarcie, to ten na zamknięcie. W jej zdobycie istotny wkład wniósł wchodzący po przerwie Marcin Nowak. Na szczęście dla miejscowych, ponieważ niewiele brakowało, by wynik tego spotkania radował gości.
Obrol potwierdził bardzo dobrą grę zespołową. Po długich minutach gry ze stratą bramki, w 70. min zaskakującym golem popisał się Dawid Wierzchucki. Remis poderwał zdecydowanie grających piłkarzy Obrolu. Miejscowi jednak umiejętnie bronili własnego przedpola, szukając okazji do błyskawicznej kontry. Na mobilizację gospodarzy duży wpływ miała świetna postawa w bramce Bartosza Gwizdalak, który zniósł do końca presję wywieraną przez niezwykle ruchliwych napastników Obrolu. Takich spotkań chcielibyśmy w powiatówce oglądać jak najwięcej!
Kolejny świetny mecz rozegrano na nowo otwartym boisku w Pęperzynie. Tylko początkowo niemiłosierny chłód zakłócał koordynację w poczynaniach zawodników obu drużyn. Pierwsza bramka, która w zasadzie ustawiła mecz, padła w pierwszych minutach z rzutu wolnego. Jej autorem był Rafał Łabuszewski, którego nazwisko często przekręcaliśmy - przepraszamy. Po kilkunastu minutach gra stała się płynna, a z obu stron w pole karne sunęły groźne akcje. Gospodarze wykorzystywali głównie szybkiego i niezłego technicznie Adriana Łabuszewskiego. Junior nie chce ustępować seniorowi i gdy ten zdobył bramkę na otwarcie, to ten na zamknięcie. W jej zdobycie istotny wkład wniósł wchodzący po przerwie Marcin Nowak. Na szczęście dla miejscowych, ponieważ niewiele brakowało, by wynik tego spotkania radował gości.
Obrol potwierdził bardzo dobrą grę zespołową. Po długich minutach gry ze stratą bramki, w 70. min zaskakującym golem popisał się Dawid Wierzchucki. Remis poderwał zdecydowanie grających piłkarzy Obrolu. Miejscowi jednak umiejętnie bronili własnego przedpola, szukając okazji do błyskawicznej kontry. Na mobilizację gospodarzy duży wpływ miała świetna postawa w bramce Bartosza Gwizdalak, który zniósł do końca presję wywieraną przez niezwykle ruchliwych napastników Obrolu. Takich spotkań chcielibyśmy w powiatówce oglądać jak najwięcej!
ZOBACZ ZDJĘCIA
KS Kawle - MTK Orzeł Dąbrowa 0:3 (0:2)
Bramki: Dawid Drogoś 2, Damian Raźny. Żk. Karol Dominiak (trzecia kartka), Andrzej Bardoński Kawle. Jarosław Krajewski, Patryk Twardy Dąbrowa. Sędzia Wiesław Jarząb.
Orzeł z Dąbrowy na boisku w Kawlach ponownie wzleciał wysoko. Niedzielny mecz był dla gości lekki, łatwy i przyjemny. Pojedynek rozstrzygnął się do przerwy. W pierwszej odsłonie do siatki gospodarzy dwukrotnie trafił Dawid Drogoś. Goście grali szybciej, dokładniej i bardziej pomysłowo. Graczy z Dąbrowy nie zadowalało dwubramkowe prowadzenie. Po przerwie dążyli do strzelenia kolejnych goli. Ta sztuka udała im się w 49. min. Kąśliwym i zaskakującym strzałem popisał się Damian Raźny. W tym momencie było już po meczu. Goście atakowali, a gospodarze próbowali grać z kontry. W 88 .min spotkania sędzia Wiesław Jarząb dopatrzył się zagrania ręką jednego z obrońców Dąbrowy we własnym polu karnym i wskazał na wapno. Do piłki ustawionej na 11. metrze podszedł Damian Janke. Jego strzał bez trudu obronił Bartek Wojtasik, który był jednym z architektów wygranej swojej drużyny. – Ponownie nie mieliśmy w składzie kilku kluczowych zawodników – komentował na gorąco postawę swoich zawodników Janusz Nowaczyk, opiekun drużyny gospodarzy. Goście stworzyli więcej sytuacji i wygrali zasłużenie. Od pierwszej do ostatniej minuty kontrolowali mecz, który mógł zakończyć się znacznie wyższą wygraną przyjezdnych.
Orzeł z Dąbrowy na boisku w Kawlach ponownie wzleciał wysoko. Niedzielny mecz był dla gości lekki, łatwy i przyjemny. Pojedynek rozstrzygnął się do przerwy. W pierwszej odsłonie do siatki gospodarzy dwukrotnie trafił Dawid Drogoś. Goście grali szybciej, dokładniej i bardziej pomysłowo. Graczy z Dąbrowy nie zadowalało dwubramkowe prowadzenie. Po przerwie dążyli do strzelenia kolejnych goli. Ta sztuka udała im się w 49. min. Kąśliwym i zaskakującym strzałem popisał się Damian Raźny. W tym momencie było już po meczu. Goście atakowali, a gospodarze próbowali grać z kontry. W 88 .min spotkania sędzia Wiesław Jarząb dopatrzył się zagrania ręką jednego z obrońców Dąbrowy we własnym polu karnym i wskazał na wapno. Do piłki ustawionej na 11. metrze podszedł Damian Janke. Jego strzał bez trudu obronił Bartek Wojtasik, który był jednym z architektów wygranej swojej drużyny. – Ponownie nie mieliśmy w składzie kilku kluczowych zawodników – komentował na gorąco postawę swoich zawodników Janusz Nowaczyk, opiekun drużyny gospodarzy. Goście stworzyli więcej sytuacji i wygrali zasłużenie. Od pierwszej do ostatniej minuty kontrolowali mecz, który mógł zakończyć się znacznie wyższą wygraną przyjezdnych.
ZOBACZ ZDJĘCIA
Fuks Wielowicz - HZ Zamarte 3:0 (0:0)
Bramki: Arkadiusz Grochowski 2, Damian Nawrocki. Żk. Michał Marcinkowski Wielowicz. Andrzej Grzegorski Zamarte. Sędzia Wiesław Jarząb.
Wielowicki Fuks na własnym boisku pokonał bardzo groźnego rywala z Zamartego, pokazując tym, że tak łatwo nie pozwoli odebrać sobie tytułu mistrza. Po paśmie niepowodzeń kliniczna zadyszka lidera została uleczona. Po serii remisów Fuks Wielowicz wrócił do normy i ogrywając na własnym boisku HZ Zamarte, zdobył upragnione trzy punkty. Na samym początku Damian Nawrocki głową skierował piłkę w światło bramki gości. Jego zamiary wyczuł Roman Synak, wybijając piłkę prawdopodobnie z linii bramkowej.
Z relacji naocznych świadków wynika, że piłka przekroczyła linię bramkową. Mimo protestów, sędzia gola nie uznał. Od tej pory gra obydwu drużyn bardzo się wyrównała. Podczas pierwszej połowy Zamarte w okrojonym składzie bardzo dobrze radziło sobie z liderem rozgrywek. Fuks, mimo braków kadrowych, ambitnie próbował przejąć prowadzenie. Było to niemożliwe, ponieważ Zamarte jako kolejny rywal Fuksa, postawiło na obronę i blokowanie Nawrockiego i Grochowskiego. Błażej Komar dwoił się i troił, aby powstrzymać „Napliego” przed gotowością do strzału. Gdy w trakcie gry goście blokowali napastników gospodarzy bardzo często do głosu dochodził Marek Grabowski zagrażając tym bramkowej alkowie strzeżonej przez Szymona Modrzyńkiego. Na zakończenie pierwszej części „Napli” zamiast w światło bramki skierował futbolówkę wprost w lewy słupek. Po przerwie w gospodarzy wstąpił nowy duch. Na samym początku Arkadiusz Grochowski zdobył pierwszą bramkę dla Fuksa. Pięć minut później Damian Nawrocki z podania „Grabosia” podwyższył stan posiadania na 2:0. W między czasie Krzysztof Szyling i Marek Grabowski nie dawali bramkarzowi przyjezdnych chwili spokoju. W trakcie gry Arkadiusz Szulc chciał zdobyć dla „Ziemniaków” choć jedną bramkę, lecz jego strzały bardzo skutecznie niwelował bramkarz miejscowych Bartłomiej Niemczyk. Siedem minut przed końcem spotkania sędzia odgwizdał jedenastkę. W starciu sam na sam, Arkadiusz Grochowski ustalił wynik spotkania na 3:0.
Wielowicki Fuks na własnym boisku pokonał bardzo groźnego rywala z Zamartego, pokazując tym, że tak łatwo nie pozwoli odebrać sobie tytułu mistrza. Po paśmie niepowodzeń kliniczna zadyszka lidera została uleczona. Po serii remisów Fuks Wielowicz wrócił do normy i ogrywając na własnym boisku HZ Zamarte, zdobył upragnione trzy punkty. Na samym początku Damian Nawrocki głową skierował piłkę w światło bramki gości. Jego zamiary wyczuł Roman Synak, wybijając piłkę prawdopodobnie z linii bramkowej.
Z relacji naocznych świadków wynika, że piłka przekroczyła linię bramkową. Mimo protestów, sędzia gola nie uznał. Od tej pory gra obydwu drużyn bardzo się wyrównała. Podczas pierwszej połowy Zamarte w okrojonym składzie bardzo dobrze radziło sobie z liderem rozgrywek. Fuks, mimo braków kadrowych, ambitnie próbował przejąć prowadzenie. Było to niemożliwe, ponieważ Zamarte jako kolejny rywal Fuksa, postawiło na obronę i blokowanie Nawrockiego i Grochowskiego. Błażej Komar dwoił się i troił, aby powstrzymać „Napliego” przed gotowością do strzału. Gdy w trakcie gry goście blokowali napastników gospodarzy bardzo często do głosu dochodził Marek Grabowski zagrażając tym bramkowej alkowie strzeżonej przez Szymona Modrzyńkiego. Na zakończenie pierwszej części „Napli” zamiast w światło bramki skierował futbolówkę wprost w lewy słupek. Po przerwie w gospodarzy wstąpił nowy duch. Na samym początku Arkadiusz Grochowski zdobył pierwszą bramkę dla Fuksa. Pięć minut później Damian Nawrocki z podania „Grabosia” podwyższył stan posiadania na 2:0. W między czasie Krzysztof Szyling i Marek Grabowski nie dawali bramkarzowi przyjezdnych chwili spokoju. W trakcie gry Arkadiusz Szulc chciał zdobyć dla „Ziemniaków” choć jedną bramkę, lecz jego strzały bardzo skutecznie niwelował bramkarz miejscowych Bartłomiej Niemczyk. Siedem minut przed końcem spotkania sędzia odgwizdał jedenastkę. W starciu sam na sam, Arkadiusz Grochowski ustalił wynik spotkania na 3:0.
ZOBACZ ZDJĘCIA
Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.
Zaloguj się
Najczęściej czytane
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
Najwyżej oceniane
Sprawa lip rosnących przy ulicy Dworcowej w Kamieniu wciąż budzi...
Lidze powiatowej nareszcie towarzyszyło słońce. Wprawdzie jeszcze...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...