Sypniewo

Poddał się karze, przeprosił i obiecuje wszystko zwrócić

Robert Lida, 29 wrzesień 2011, 11:12
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Dokładnie rok po ujawnieniu przez nas nielegalnej działalności Zygmunta S., byłego naczelnika poczty w Sypniewie, jego sprawa znalazła swój epilog w sądzie. Mężczyzna oskarżony o kradzież, oszustwo i fałszowanie dokumentów dobrowolnie poddał się karze i zobowiązał naprawić szkodę w całości. Sąd jednak nie wnikał do kiedy odda pieniądze 89 pokrzywdzonym i skąd weźmie na to prawie 600 tysięcy zł. Zygmunt S. swoją działalność wycenił na dwa lata bezwzględnego pozbawienia wolności. Dziś (tj. w czwartek) sąd opublikuje wyrok w tej sprawie.
Poddał się karze, przeprosił i obiecuje wszystko zwrócić

Zygmunt S. do sądu przyszedł, opierając się na balkoniku, w asyście policji

O tej sprawie mówiła cała Polska, a na naszym terenie był to początek całego szeregu afer finansowych. Później były kasy zapomogowo- pożyczkowe, Getinbank, PKO. Zygmunt S., mieszkaniec Witrogoszczy, z zawodu jest technikiem pocztowym. Na poczcie w Sypniewie pracował od 1982 roku. Wszyscy, którzy go znają, uważali go za wyjątkowo dobrego i uczciwego człowieka. Okazało się jednak że od kilku lat naczelnik prowadzi własny parabank. Przyjmował od okolicznych mieszkańców w depozyt pieniądze i obiecywał 20-procentowe odsetki. Przez długi czas wywiązywał się ze swoich zobowiązań i oddawał pieniądze. Kiedy finansowa piramida zaczęła się walić, pocztowiec okradał konta swoich klientów, zaciągał na nich kredyty i przywłaszczał sobie pieniądze wpłacane przez nich na rzecz różnych firm i instytucji. Sprawa nabrała przyspieszenia po kontroli, jaką przeprowadzono w jego placówce. Jej efektem było zawieszenie go w czynnościach służbowych. Ta informacja bardzo szybko rozeszła się w terenie. Klienci zaczęli go szukać, ale on zniknął. Odnalazł się na oddziale psychiatrycznym szpitala w Złotowie. Tymczasem nad sprawą pracowała już powiadomiona przez naszą redakcję policja. Na posterunek w Więcborku zgłaszały się dziesiątki poszkodowanych.
12 listopada ubiegłego roku podejrzanemu skończyło się zwolnienie lekarskie i tego dnia został aresztowany przez policję. Znaleziono przy nim bilet do Londynu. Sąd zdecydował o tymczasowym aresztowaniu? W areszcie przebywa do dzisiaj. Nieco wcześniej jego żona złożyła na policji list, w którym mężczyzna zobowiązał się do zwrócenia wszystkich pieniędzy poszkodowanym.
Prokuratura Rejonowa w Tucholi bardzo szybko uwinęła się ze śledztwem w tej sprawie i sporządziła akt oskarżenia. W piątek Zygmunt S. stanął przed Sądem Okręgowym w Bydgoszczy. Właściwie słowo ,,stanął” nie jest tutaj odpowiednie. Mężczyzna przybył na salę rozpraw przy pomocy balkonika i w asyście policjantów. Rozważano nawet użycie wózka inwalidzkiego. Miał wyraźne kłopoty z chodzeniem. W tej sytuacji sąd pozwolił mu siedzieć nawet w momentach, kiedy należy stać. Przed salą rozpraw oczekiwała kilkunastoosobowa grupka pokrzywdzonych, głównie osoby starsze, renciści, emeryci. – Kara to sprawa sądu, mi chodzi o moje pieniądze – mówił starszy pan z Sypniewa, rocznik 1936, chory na astmę.
Odczytanie kilkudziesięciostronicowego aktu oskarżenia prokuratorowi Andrzejowi Malczewskiemu zajęło prawie 40 minut. Zygmunt S. został oskarżony o to, że: „ W okresie od 3 stycznia 2005 roku do 8 października 2010 roku działając w przemyślany sposób, w krótkich odstępach czasu i z góry przyjętym zamiarem jako pracownik urzędu pocztowego niekorzystnie rozporządzał mieniem, wprowadził w błąd co do ulokowania pieniędzy na wysoko oprocentowanej lokacie bankowej, gdy w rzeczywistości tych pieniędzy nie lokował na żadnym koncie przywłaszczając je”. Łączną kwotę wyłudzonych w ten sposób pieniędzy wyliczono na 472.064,04 zł. Czyny te zakwalifikowano jako przestępstwa z artykułów 284 i 286 kodeksu karnego. Inny proceder polegał na przywłaszczeniu pieniędzy tytułem wypłaty pieniędzy z prywatnych kont klientów Banku Pocztowego na podstawie sfałszowanych poleceń wypłaty. Ponadto oskarżony miał zaciągać na znajomych kredyty, o których oni nic nie wiedzieli. Kiedy jeden z nich zaciągnął kredyt w wysokości 3 tysięcy złotych, on dopisywał jedno zero i pobierał 30 tysięcy. Największa grupa poszkodowanych to osoby, które na poczcie w Sypniewie opłacały swoje comiesięczne rachunki. Te pieniądze nigdy nie dotarły do adresatów. Te kradzieże nasiliły się zwłaszcza we wrześniu ubiegłego roku. Wydaje się, że większość pieniędzy wpłacanych w tym miesiącu na poczcie w Sypniewie trafiała do kieszeni naczelnika. W akcie oskarżenia wymieniono 89 nazwisk poszkodowanych osób fizycznych oraz trzy instytucje finansowe: Pocztę Polską oddział w Bydgoszczy, Bank Pocztowy w Bydgoszczy i Sygmabank. Łączna wysokość szkody to prawie 600 tysięcy złotych.
Zygmunt S. przyznał się przed sądem do wszystkich czynów objętych aktem oskarżenia i skorzystał z prawa do składania wyjaśnień. Obrońca oskarżonego złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze, tj. o wymierzenie kary dwóch lat bezwzględnego pozbawienia wolności. Taką propozycję zaakceptował prokurator. – Chcę dobrowolnie poddać się karze bez przeprowadzania postępowania dowodowego. Zobowiązuję się do naprawienia szkody w całości na rzecz wszystkich poszkodowanych. Z tego miejsca wszystkich poszkodowanych przepraszam. Proszę o wymierzenie kary dwóch lat pozbawienia wolności – takie słowa oskarżonego zapisano w protokole. Jednocześnie mężczyzna wniósł o zwolnienie z kosztów postępowania sądowego. Przeciwko dobrowolnemu poddaniu się karze nie protestowali także poszkodowani obecni na sali. Sąd każdego z osobna pytał o zdanie w tej sprawie. – Niech powie kiedy odda pieniądze? – pytał głośno jeden z poszkodowanych.
– Szanowni państwo procedura dobrowolnego poddania się karze jest dobrodziejstwem dla oskarżonego, ale także dla was. Gdyby odbywał się proces w normalnym trybie, musielibyście tu przyjechać ponownie, z daleka. Proces trwałby nie wiadomo jak długo. Może latami? A tak sprawa się kończy w jednym terminie i oskarżony będzie miał szansę naprawić szkodę. Siedząc w więzieniu, takiej możliwości na pewno by nie miał. Dlatego z szacunku dla państwa wieku uważam, że jest to dobre rozwiązanie. – mówił sędzia Mirosław Oliwa.
Sąd nie zadał jednak pytania, w jaki sposób Zygmunt S. chce spłacić swoich wierzycieli? Jak ma zdobyć tak ogromną sumę pieniędzy? Zarobi je w uczciwy sposób, w takim stanie zdrowia, jeśli rzeczywiście pocztowiec jest chory? Śledząc przebieg rozprawy, odnieśliśmy wrażenie, że na jej szybkim zakończeniu najbardziej zależało sądowi.
Jeśli sąd zaakceptuje wniosek o dobrowolne poddanie się karze, sprawa przejdzie do historii. Czegoś nam jednak jeszcze brakuje. Nie uzyskaliśmy odpowiedzi na pytanie co kierowało 61- letnim, szanowanym naczelnikiem poczty w Sypniewie? Co pchało go do przestępstwa? Czy bajeczka o tym, że padł ofiarą gangsterów może być prawdą, czy może tylko szukaniem usprawiedliwienia na potrzeby śledztwa? – Zygmuś namiętnie grał w totka, kiedyś nawet chwalił mi się, że wygrał 7 tysięcy, ale czy grając w totka można wpaść tak daleko? – zastanawia się jeden z poszkodowanych. Wobec odmowy składania wyjaśnień przed sądem, do czego każdy oskarżony ma prawo, odczytano zeznania Zygmunta S. złożone w trakcie śledztwa. „Jakieś 6 lat temu zadzwonił do mnie jakiś mężczyzna. Powiedział, że pracuję w odpowiedzialnej instytucji, a droga z pracy do domu wiedzie przez las. Dlatego powinienem mieć ochronę, ale to będzie kosztowało 10 tysięcy miesięcznie. Powiedział, że jeśli odmówię, to zabije moją rodzinę. Zadzwoniłem na policję w Pile, ale kazali mi to wszystko spisać. Zrobiłem to, ale jakoś nie dostarczyłem na policję. Po jakimś czasie odwiedziło mnie na poczcie dwóch rosłych, dobrze ubranych mężczyzn. Mieli około 30-40 lat. Powiedzieli, że mam w szarej kopercie przygotować 10 tysięcy za ochronę. Powiedzieli, że mam być na poczcie zawsze do 19.00, bo oni będą przyjeżdżać po pieniądze w nieokreślonych terminach, ale zawsze po godzinach urzędowania. Jeden z nich pokazał mi pistolet za paskiem. Ja się bałem o rodzinę i robiłem to, co kazali. Później przyjechali po te pieniądze. Zajeżdżali mi drogę w lesie samochodem. Nie wiem, jaki to był samochód, nie zapisałem numerów rejestracyjnych. Pierwsze litery to chyba było WK. Tak się bałem. Wielokrotnie grozili mi brzytwą. Mieli w komórce zdjęcia moich dzieci. Grozili, że jak nie zapłacę, to następnym razem będę musiał dać dwa razy więcej. Siedziałem na poczcie codziennie do wieczora, nawet w urlopie. Byłem ich niewolnikiem”. To tylko fragment obszernych zeznań Zygmunta S. zawartych w opasłych tomach akt sprawy. Mężczyzna podał do protokołu, że nie posiada żadnego majątku, a wszystko, co zarobił i ukradł, przekazywał swoim dręczycielom. Ponieważ sprawa odbyła się bez przeprowadzania postępowania dowodowego, nie poznamy więcej szczegółów tej niebywałej historii.
– Sąd uwzględnił wniosek oskarżonego o dobrowolne poddanie się karze, pod warunkiem naprawienia szkody. Jednak ze względu na obszerny materiał dowodowy, którym sąd dysponuje, a także ze względu na liczbę poszkodowanych, wyrok zostanie opublikowany w czwartek 29 września. – zakończył rozprawę sędzia Oliwa.

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
Najwyżej oceniane
Sprawa lip rosnących przy ulicy Dworcowej w Kamieniu wciąż budzi...
Lidze powiatowej nareszcie towarzyszyło słońce. Wprawdzie jeszcze...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...