Protest nauczycieli gimnazjum
Delegacja nauczycieli nie usiadła. List w imieniu kolegów i koleżanek odczytał Sławomir Sobecki i przekazał przewodniczącej komisji, po czym delegacja opuściła salę obrad. Zachowanie nauczycieli miało wyraźne cechy protestu. Sprzeciwiają się oni upychaniu 30 i więcej uczniów w jednej klasie. Taki zabieg w imię oszczędności ma dotknąć pierwszoklasistów.
– Mamy wśród nich dwadzieścioro dzieci z orzeczeniami. Praca w takim zespole jest bardzo trudna. Robimy tym dzieciom krzywdę, tworząc tak liczne oddziały – poparła swoją radę pedagogiczną dyrektor Jolanta Zwiewka.
Autorzy listu porównali sytuację swojej szkoły do sytuacji w szkole podstawowej, gdzie tworzy się mniej liczne klasy. „Szkołami rządzą księgowi” - czytamy w liście.
– Jesteśmy jedyną gminą, która nie zlikwidowała żadnej szkoły. Nie można porównywać klasy pierwszej szkoły podstawowej do klasy pierwszej gimnazjum. Działania oszczędnościowe nie są naszą złośliwością. W moim odczuciu sieć szkół jest optymalna. Dzieci mają szkoły blisko miejsca zamieszkania i nie muszą marznąć na przystankach. Od lat gmina dokłada niemałe środki do oświaty. Na tę chwilę większych środków nie posiadamy. Jestem zaskoczony, że nauczyciele chcą likwidować szkoły – mówił burmistrz Paweł Toczko.
– Równo to nie znaczy sprawiedliwie. W szkołach wiejskich są 9-osobowe klasy. Nie można wprowadzić jednakowego standardu ilości dzieci w klasie. W takim przypadku szkoły wiejskie zostałyby zlikwidowane. Wasze zarzuty nie są uczciwe. Ten list oskarża radnych i chce wymusić zmianę decyzji, które zostały już podjęte. Ten list jest nie na miejscu – powiedział przewodniczący Józef Kujawiak i już do końca obrad nie zabierał głosu.
– Domagamy się odpowiednich warunków pracy, a nie likwidacji szkół – protestowała dyrektor Jolanta Zwiewka.
– W Sępólnie rodzice niezadowoleni z dużych klas zaczęli wozić dzieci do szkół wiejskich – to pomysł przewodniczącej komisji Beaty Lidy.
W liście zarzucono jej, że wychowankowie domu dziecka, którym kieruje, są wożeni do gimnazjum w Pęperzynie, kiedy gimnazjum w Więcborku znajduje się po drugiej stronie ulicy.
– Zgodnie z prawem każdy rodzic czy opiekun prawny może posłać dziecko tam, gdzie chce. Przypomnę tylko, że na dziecko uczące się w szkołach wiejskich jest wyższa subwencja oświatowa, czyli dzieci z mojej placówki przysparzają dochodów naszej gminie – broniła się przewodnicząca komisji.
Izabela Gatz na dyrektora BOOS-u
Jednym z punktów porządku obrad miała być informacja dyrektora Biura Obsługi Oświaty Samorządowej dotycząca planowanych działań oszczędnościowych w gminnej oświacie. Ten punkt nie został zrealizowany. Dorota Zawidzka, dyrektor z pensją 5.650 złotych brutto miesięcznie, zaproponowała jedynie „ścięcie” godzin świetlicowych i bibliotecznych w szkołach i na tym koniec. Inna sprawa, że radni nie domagali się więcej. Trudno się dziwić, skoro wśród nich są tacy, którzy z oświatą maja tyle wspólnego, że kiedyś chodzili do szkoły. Pomysł na oszczędności przyszedł z zupełnie innej strony.
Od wielu lat stosuje się w więcborskiej oświacie pozorowane działania oszczędnościowe. Dyrektor Szkoły Podstawowej w Więcborku, Izabela Gatz znalazła w swojej placówce wielotysięczne oszczędności, trzeba tylko trochę zainwestować. Okazuje się, że piec centralnego ogrzewania w tej szkole jest „przewymiarowany” o sto procent. Dodatkowo zainstalowane przy nim pompy są stare i energochłonne. Nie ma też możliwości regulacji temperatury na piecu i na grzejnikach.
– Konsultowałam się z firmami. Gdyby na początek zainwestować 55 tysięcy złotych w wymianę starego kotła na dwa nowe opalane ekogroszkiem, to rocznie można by zaoszczędzić 30 tysięcy złotych – mówiła dyrektor Gatz.
Problem drogich systemów grzewczych natychmiast podchwycili inni dyrektorzy szkół, których kotłownie opalane są najdroższym z możliwych paliw, czyli olejem opałowym. W takiej sytuacji był jeszcze niedawno dyrektor szkoły w Runowie, Piotr Kriese.
– Padł mi piec i wymieniłem go na nowy. Przedtem wydawałem na opał 50 tysięcy rocznie, a teraz płacę połowę tego. Inwestycja spłaciła się w dwa lata. Teraz mogę być spokojny – mówił dyrektor runowskiej placówki.
Pewnie, aby uzyskać oszczędności, trzeba najpierw zainwestować, ale są to pieniądze na wyciągnięcie ręki. Po kilku latach zamienią się w czysty zysk i nie będzie trzeba upychać dzieci w klasach. Dyrektor Gatz mogłaby przejść obok tematu obojętnie i tylko wołać o pieniądze na opał, ale nie, ona chce coś z tym zrobić. Tymczasem wynajęta do takich celów dyrektor BOOS robi więcej fermentu, niż oszczędności.
Przewodnicząca knebluje usta przewodniczącemu
Przez całe obrady komisji, podnosząc rękę do góry, o głos prosił przewodniczący Komisji Międzyzakładowej Wolnego Związku Zawodowego Solidarność-Oświata, Marek Libera. Przewodnicząca komisji Beata Lida wyraźnie go ignorowała, odwracała głowę i do zamknięcia obrad głosu nie udzieliła. Udzieliła go za to szefowej drugiej organizacji związkowej działającej w szkołach - ZNP, Ewie Piżgalskiej. Skąd ta dyskryminacja?
– Panią Piżgalską zaprosiłam na obrady. Zresztą, zawsze ją zapraszam jako osobę, która jest blisko oświaty. Pana Libery nie zapraszałam. O tym, komu udzielić głosu, decyduje przewodniczący komisji. Gdyby pan Marek wcześniej mnie o tym poinformował, to na pewno udzieliłabym mu głosu – tłumaczyła się następnego dnia szefowa komisji. Widocznie jako była nauczycielka zapomniała, co oznacza ręka uniesiona do góry. Wyglądało to tak, jakby Libera trzymał rękę w górze, a Lida też trzymała w górze, tyle że palec.
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.