Starcie konia z koniem mechanicznym, czyli początki motoryzacji w powiecie sępoleńskim. Część II

Łukasz Jakubowski, 23 grudzień 2014, 14:00
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Już przed II wojną światową koszty budowy porządnej drogi z betonową lub asfaltową nawierzchnią były w Polsce bardzo wysokie. A ponieważ państwo było biedne, ze względu na oszczędności nawierzchnię nowych dróg najczęściej robiono tutaj z kamieni. Wychodzi na to, że w naszym kraju problemy z infrastrukturą występowały zawsze.
Starcie konia z koniem mechanicznym, czyli początki motoryzacji w powiecie sępoleńskim. Część II

Skrzyżowanie dzisiejszych ulic Hallera i Wojska Polskiego w Sępólnie Krajeńskim. Wyjątkowa fotografia przedstawiająca mieszkańców miasta oczekujących na przyjazd prezydenta Ignacego Mościckiego. Jednak w związku z tematem tego artykułu naszą uwagę powinny zwrócić inne elementy- doskonale widoczna brukowana ulica (młodzi takich nie pamiętają), samochody zaparkowane przy chodniku i, przede wszystkim, dystrybutor paliw firmy Standard Nobel widoczny doskonale z lewej strony

 Przed pojawieniem się PKS-u

Pojawienie się ciężarówek i autobusów sprawiło, że ich właściciele uczynili ze swoich pojazdów źródło zarobku. Już pod koniec lat 20. można było z powiatu sępoleńskiego pojechać autobusem do Chojnic czy do Bydgoszczy. Kursy były początkowo obsługiwane przez indywidualnych przewoźników (Pubanc z Sępólna, Lederman z Więcborka), ale pod koniec lat 30. na rynku pojawił się duży gracz: firma Bydgoskie Linie Autobusowe. Autobus kursujący z Sępólna przez Mroczę do Bydgoszczy zgodnie z rozkładem jazdy całą trasę pokonywał w 2 godziny i 10 minut. Co ciekawe, niektórzy kierowcy w trakcie kursów przewozili również listy, co było niezgodne z prawem, bowiem na dostarczanie listów monopol miała poczta.

Z raczkującym transportem autobusowym też wiążą się niecodzienne zdarzenia. W maju 1936 roku amatorski zespół teatralny z Przepałkowa i Komierowa urządził sobie wycieczkę po okolicy. Jednak wyładowany 20 pasażerami samochód nie zajechał daleko, gdyż… przewrócił się na którymś z zakrętów w Komierowie. Nikomu nic poważnego się nie stało, ale z dalszej jazdy zrezygnowano. Niewiele za to brakowało, żeby w lipcu 1930 roku tragicznie skończył się jeden z kursów autobusu linii Bydgoszcz- Nakło - Wyrzysk. A wszystko dlatego, że autobus, za którego kierownicą siedział wtedy Geske z Sępólna, wjechał do Brdy. Cały incydent miał kuriozalny przebieg. Po powrocie z tury kierowca wozu poszedł na szklankę piwa. Pod jego nieobecność pracownik nalewający paliwo wsiadł do autobusu, żeby nim zawrócić, jednak zamiast pojechać do przodu, pojechał wstecz. Pojazd zjechał do Brdy i zaczął wypełniać się wodą. Na szczęście pasażerce i kasjerowi, którzy byli w środku, udało się wypłynąć przez otwarte okno.

O kulturze na drodze

Zmotoryzowani szybko zaczęli sobie rościć prawo do uprzywilejowanej pozycji na drodze. Ci królowie szos w swoich wehikułach z blachy i drewna z wyższością patrzyli na plebs pędzący po drodze krowy czy tamujący ruch drabiniastymi wozami. Brawura i arogancja zmechanizowanych spotykała się na polskich drogach z lekkomyślnością i starymi nawykami całej reszty użytkowników, nieobeznanej z najnowszymi cudami techniki. W starciach jednych z drugimi rykoszetem obrywały zwierzęta. Pewnego razu dwie rodziny wyjechały z Sępólna powozami na przejażdżkę w stronę Tucholi. Na trasie wyprzedził je motocykl, który przy tym zatrąbił. Dźwięk klaksonu spłoszył konie, co doprowadziło do przewrócenia się jednej z bryczek. Innym razem równie niemiła przygoda spotkała Wegnerową z Piaseczna, wracającą furmanką z Płocicza do domu. Wtedy zaprzężony do wozu koń przestraszył się dźwięku przejeżdżającego samochodu, w wyniku czego zwierzę z powózką spadło z nasypu, uszkadzając wóz i mocno raniąc kobietę. Na dworcu kolejowym w Świdwiu koń spłoszony przez auto Stockmanna z Olszewki puścił się w te pędy drogą i po około 300 metrach wraz z ciągniętym wozem wpadł do przydrożnego rowu. Kiedy indziej samochód ciężarowy pewnego kupca z Sępólna gdzieś pod Wielką Klonią wjechał w stado bydła.

Nagminne łamanie przepisów ruchu drogowego dotyczyło wszystkich. Szczególna niefrasobliwość musiała cechować furmanów, skoro w maju 1937 roku władze za pomocą notatek zamieszczonych w prasie przypominały im nie tylko, że jeździ się prawą stroną szosy i wyprzedza na lewo, ale także ostrzegały ich przed spaniem na wozie, pozostawianiem wozu bez opieki, przeładowywaniem go (co dotyczyło zwłaszcza wozów jadących ze słomą), czy nieprawidłowym zaprzęgnięciem zwierzęcia.

Problemem było też niewątpliwie picie alkoholu. Jednak o ile kilka głębszych nie musiało stanowić zagrożenia, gdy woźnica odstawiał lejce i nie wchodził w paradę zwierzęciu, o tyle parę toastów w przypadku kierowcy z reguły nie kończyło się dobrze. Raz Alfred Muller, syn właściciela cegielni z Sępólna, popił w oberży w Zbożu, po czym wsiadł na motor i ruszył w stronę rodzinnego miasta. Jednak po drodze przewrócił się tak nieszczęśliwie, że solidnie się poturbował i niebawem zmarł w więcborskim szpitalu.

Oczywiście bezpieczeństwa na drogach nie poprawiali też miłośnicy prędkości. Na przykład zdarzało się, że pędzący jak wariaci wjeżdżali w wóz bądź o niego zahaczali w trakcie wyprzedzania. Osobom o ciężkiej stopie nie pomagało to, że drogi w Polsce po prostu nie nadawały się do szybkiej jazdy.

Drogie drogi

Rzecz jasna jakość dróg w powiecie pozostawiała wiele do życzenia. W większości były to drogi bite, niezapewniające komfortu jazdy, zwłaszcza że na ich konserwację cięgle brakowało środków. Ze względu na trudną sytuację budżetową w latach 1912-25 na drogach podejmowano jedynie kosmetyczne prace, koncentrując się na naprawie brukowanych ulic w miastach. Priorytet miast miał swoje uzasadnienie w tym, że liczne dziury i zwiększający się ruch samochodowy wywoływały drgania doprowadzające do powstawania rys w ścianach budynków. Z czasem nakłady na infrastrukturę drogową wzrosły, ale wciąż potrzeby były daleko większe od czynionych inwestycji. Ekonomia w trakcie prac konserwacyjnych czy też budowy nowych tras (Sępólno - Wielowicz) wymuszała kompromisy - nie wykorzystywano najlepszych materiałów i technik, lecz te najbardziej opłacalne. Dlatego nawierzchnię szos układano nie z asfaltu, a z tzw. półbruczku, czyli bruku z drobnych kamieni. Był on rekomendowany przez Dyrekcję Robót Publicznych ze względu na korzystną relację ceny do jakości.

Równie ważny był przebieg istniejących dróg. Trzeba sobie uświadomić, że istniejące do tej pory trasy wytyczano, kierując się wygodą i ukształtowaniem terenu, a nie bezpieczeństwem kierowców. Niebezpieczne skrzyżowania, zakręty, wertepy i tym podobne nie stanowiły poważnego zagrożenia dla furmanek czy bryczek, jednak dla kierowców coraz szybszych motocykli i aut stanowiły śmiertelne zagrożenie. Żeby ostrzegać przed takimi newralgicznymi miejscami w 1909 roku wprowadzono pierwsze znaki drogowe. Niestety, ich umieszczanie nie zawsze przynosiło zadawalające skutki.

Oczywiście nie wszystkie drogi podlegały władzom powiatowym. I tak - na podstawie Ustawy drogowej z dnia 10 grudnia 1920 roku droga Więcbork- Sępólno- Chojnice (nr 18/4) została uznana za drogę państwową, natomiast zgodnie z uchwałami Sejmiku Wojewódzkiego drogi Sępólno- Przepałkowo- Koronowo i Osie - Tuchola - Sępólno - granica niemiecka zostały drogami wojewódzkimi. Powiat nie odpowiadał za ich utrzymanie. W przypadku tras powiatowych robiono natomiast wszystko, żeby drogi na siebie zarabiały. Przed wojną popularne było obsadzanie ich poboczy drzewami owocowymi. Pod koniec lat 20. drzewa te znajdowały się wzdłuż 26 ze 150 kilometrów dróg w powiecie. Źródłem dochodu dla zarządcy dróg były również opłaty z aukcji prawa koszenia przydrożnych rowów.

Skoro o infrastrukturze mowa, warto na koniec wspomnieć o stacjach paliw. W Sępólnie Krajeńskim można było zatankować pojazd w dwóch miejscach: u Stanisława Sobierajczyka (dostawca- firma Standard Nobel) i u Teofila Piotrowskiego (dostawca - firma Karpaty z Poznania). Z naszej perspektywy niecodzienne było umiejscowienie dystrybutora firmy Standard Nobel. Stał on przy sklepie kupca, na skrzyżowaniu obecnych ulic Hallera i Wojska Polskiego. Nie do pomyślenia w dzisiejszych czasach, prawda?

 

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...
Na początku 1945 r., kiedy front przekroczył linię Wisły, a wojska...
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Najwyżej oceniane
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Czasami trzeba czekać wiele, wiele lat, żeby poznać swoje prawdziwe...
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...