Styczeń 1920. „Szał ogarniał lud”, czyli jak na Krajnie witano polskich żołnierzy
Łukasz Jakubowski, 06 luty 2020, 12:50
Średnia:
0.0
(0 głosów)
Jest w pełni zrozumiałe, że przejęciu krajeńskich miast przez polskie wojsko towarzyszyły duże i często skrajne emocje. Same uroczystości miały podniosły charakter. Dla przykładu: w Więcborku zerwano wtedy kajdany z rąk alegorycznej Polski, natomiast w Sępólnie wojacy wkroczyli do miasta w asyście krzyża i chorągwi. Z kolei w lutym ks. Bruski z Lutowa urządził w Lutówku przedstawienie dla żołnierzy – strażników granicy.
Pułkownik Stanisław Wrzaliński - dowódca polskich oddziałów wkraczających m.in. do Więcborka i Sępólna.
Czekali na właściwą chwilę
Wojsko wkroczyło na Krajnę od południa. W związku z tym pierw zameldowało się w Więcborku. Oddział Grenzschutzu, niemieckiej ochotniczej formacji paramilitarnej, opuścił miasto nad Orlą w piątek przed południem. Wtedy mieszkańcy „odetchnęli świeżem, czystem i polskiem powietrzem”, jak to obrazowo przedstawił autor korespondencji zamieszczonej w „Dzienniku Bydgoskim”. Pozbawieni gorsetu Grenzchutzu, przystąpili do dekorowania ulic. Szło to szybko, ponieważ wszystko było już od dawna przyszykowane. Zanim nastał zmrok, miasto było gotowe na powitanie żołnierzy.
Nazajutrz, 24 stycznia około godziny 12:00, „lud polski” zebrał się na ulicach. Uformował się pochód, na czele którego kroczyło duchowieństwo i towarzystwa. Zebrani wyruszyli naprzeciw zbliżającym się wojakom. Moment spotkania tak został opisany przez wspomnianego korespondenta:
Jadą pierwsze patrole. Szał ogarnia lud. Okrzykom ,,Niech żyją” nie ma końca. Huk moździerza stokrotnem echem odbija się o pobliskie zamarznięte jezioro i las. Nareszcie przybywa pułk dzielnej naszej piechoty w rynsztunku wojennym i muzyką. Dochodzą nas dźwięki mazurka Dąbrowskiego. Serce bije, oczy łzami się zalewają. Dowódca pułku przybliża się i oswobadza panią W. [w innej notatce prasowej, z okazji 10-lecia przejęcia miasta, dowiadujemy się, że była to Weynówna-Rolbieska - aut.], przedstawiającą Polskę, z kajdan. Następnie wita panna Cz. prologiem naszych zuchów wręczając pułkownikowi wspaniały bukiet. Lutnia pod dzielną batutą p. Szulca śpiewa zwrotkę powitalnej pieśni. Cały pochód rusza do świetnie przystrojonego miasteczka aż do ratusza […]
Przed ratuszem przemówił ksiądz proboszcz Wilmowski i komisaryczny burmistrz Kabat. Następnie panna Kiełczewska wyrecytowała wiersz, chór Lutnia zaśpiewał „Piękny maj”, zebrani gremialnie odśpiewali hymn „Boże coś Polskę”. Wojskowi nie mieli jednak zbyt wiele czasu. Ugoszczono ich w przygotowanych zawczasu gospodach. Na stołach wylądowały smakowite potrawy przygotowane przez członkinie Towarzystwa św. Wincentego a Paulo („panna Weilandt, Wojna, p. Szlezer, p. Piotrowska i inne”). Warto tutaj zauważyć, że w obsadzie tych pierwszych patroli znajdował się Piotr Lindecki - późniejszy burmistrz Więcborka.
Wierszyki i kwiatki dla mundurowych
Kolejnym ważnym punktem na trasie oswobodzicieli było Sępólno. Żołnierze zawitali tam w sobotę pod wieczór. Ich przyjęcie wyglądało podobnie jak w Więcborku. Na powitanie oddziałów wyszedł z krzyżem i chorągwiami ks. proboszcz Grudziński. Kapłan poprowadził wojskowych na rynek, po czym wstąpił na podwyższenie ozdobione białym orłem, z którego przemówił do zgromadzonego tłumu. W imieniu mieszkańców głos zabrał jeszcze dyrektor lokalnego Banku Ludowego. Celina Jędrzejkówna oraz Bogdan Szałajda wręczyli gościom kwiaty i deklomawali wierszyki, towarzystwo śpiewu „Lutnia” koncertowało. Słowem - w stolicy powiatu oglądaliśmy obrazki podobne do tych, jakie wcześniej dało się zaobserwować w Więcborku.
Następnego dnia, czyli w niedzielę, na rynku odprawiono polową mszę świętą z udziałem żołnierzy. Po nabożeństwie miała miejsce defilada, „która nawet na przypatrujących się innowierców wywarła ogromne wrażenie”, jak napisał autor kolejnej z korespondencji. Nie zapominajmy bowiem, że przejęcie naszego kawałka Krajny z rąk Niemców nie było świętowane przez wszystkich. W korespondencji z Więcborka napisano wprost, że Żydzi i Niemcy zachowali się wtedy biernie. To po prostu nie było ich święto.
Ks. Bruski budzi muzy
Celebrowanie powrotu do macierzy odbywało się także na wsiach. Pod koniec lutego w niezastąpionym „Dzienniku Bydgoskim” ukazała się ciekawa notka z Lutówka. Rozpoczyna się ona następująco:
Aby obudzić ducha narodowego tutejszej ludności, zatrutej długoletnim wpływem niemiecko-żydowskim, a równocześnie sprawić godziwą rozrywkę i ucztę duchową i żołnierzowi naszemu, odbyło się znowu przedstawienie amatorskie staraniem czcigodnego naszego ks. proboszcza Bruskiego, który od czasu przybycia swego tu dotąd gorliwie stara się odpolszczyć [korespondent ewidentnie użył tutaj niewłaściwego słowa – aut.] okolicę tutejszą powiatu złotowskiego bodaj srogo zniemczoną i uzdrowić narodu duch zatruty. – Po śpiewach chóru dziecięcego, z których podkreślić wypada „Rotę harcerzy polskich” ks. Lewandowskiego i deklamacyach dzieci, zabrał głos ks. proboszcz B., dał pogląd na położenie nasze obecne polityczne, nawoływał do szczerej współpracy z rządem, do karności i solidarności narodowej, by ugruntować gmach nowy naszej kochanej Ojczyzny i obronić ją od nieprzyjaciół wewnętrznych i zewnętrznych, zwłaszcza bolszewizmu, którego przewrotność wykazał. Polecił pracę naszą całą oprzeć na haśle: „Bóg i Ojczyzna!” i zakończył przemówienie śpiewem ogólnym: „Boże, coś Polskę!”.
Później rozpoczęła się część artystyczna z odegraniem przedstawień „Fatalna szafa” i „Janka zaloty” oraz prezentacją żywego obrazu „Polska powstająca” (w tej roli wystąpiła Magdalena Kuncówna).
Byliśmy w ciemnym lesie?
Czytając relacje prasowe trudno nie dostrzec romantyzmu, podniosłości i ekscytacji towarzyszących przejmowaniu krajeńskich miast przez polską armię. Co znaczące, lecz raczej nie dziwne, pierwsze skrzypce w tym patriotycznym festiwalu grali miejscowi proboszczowie. Korespondenci przedstawiali te wydarzenia ze swojego punktu widzenia i w określonym celu, widzieli też jednak trudności, z którymi musieli się wówczas mierzyć wszyscy mieszkańcy nowo utworzonego powiatu sepoleńskiego. Chyba bardziej niż czas kropek, był to bowiem czas pytajników i wykrzykników. Dlatego ksiądz Bruski z jednej strony organizował rozrywkę żołnierzom, z drugiej zaś monitował w sprawie pozostawienia po polskiej stronie „borów kujańskich”. Możemy się tego dowiedzieć z dalszej części cytowanego wcześniej tekstu:
Niemcy, którym udało się niestety podstępem zapewne, oderwać część zachodnią powiatu naszego od Macierzy i przez to zagrabić dla siebie lasy kujańskie, próbują w ostatniej chwili jeszcze (jak zwykle!) uzyskać drogocenne i śliczne bory nasze lutowskie, zajęte obecnie przez wojska niemieckie, których posterunek przedni wysunięty aż na kraniec lasu pod Lutowem. Wskutek tego ludność drzewa zakupionego wywieść nie może i jest zaniepokojona i oburzona, gdyż granica wedle ogólnego zdania iść powinna aż za lasem lutowskim. Staraniem naszego ks. proboszcza wystosowano już odpowiedni memoryał do komisyi granicznej, by las uratować.
Wyzwań i problemów zatem nie brakowało. Mimo to 24 stycznia 1920 roku wielu Polaków w powiecie sępoleńskim ze wzruszeniem uczestniczyło w ceremonii objęcia tej ziemi w polskie władanie. Tego dnia, w entuzjaźmie i podnieceniu, mogli oni zapomnieć o swoich codziennych bolączkach, wynikających także z tego, że Polska po latach niewoli wraca z niebytu.
Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.
Zaloguj się
Najczęściej czytane
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...
Na początku 1945 r., kiedy front przekroczył linię Wisły, a wojska...
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Najwyżej oceniane
Była bardzo pracowita i kochała pomagać innym. Swoją dobrocią,...
Czasami trzeba czekać wiele, wiele lat, żeby poznać swoje prawdziwe...
5 października 2013 r. w Gdańsku zmarł Henryk Napieralski, gorący...