Uwaga na pijanych kibiców Obrolu!
Obrol Obkas – Fireman Zabartowo/Pęperzyn 2:0 (1:0)
Bramki: Dawid Wierzchucki, Adrian Wierzchucki. Żk. Adrian Wierzchucki, Tomasz Narloch Obkas. Bartosz Gwizdalak, Sebastian Mańczuk, Marcin Nowak Zabartowo. Sędzia Stanisław Żekiecki.
Do tej pory gospodarze grali z ligowymi outsiderami, dlatego niedzielny mecz był dla nich pierwszym, poważnym sprawdzianem. Z kolei goście po dwóch bardzo dobrych meczach wydawali się być równorzędnym partnerem. Niestety, Fireman przez ten tydzień zapomniał, jak się skutecznie gra w piłkę nożną, chociaż gdyby nie dwie pechowe poprzeczki, wynik mógł być zupełnie inny. Już w 11. min Dawid Wierzchucki w dobrej sytuacji strzelił prosto w Półgęska, a ten przeniósł piłkę nad poprzeczkę. Chwilę później poprawił się i pewnie trafił do bramki gości. Zadowoleni z prowadzenia gospodarze zamiast pójść za ciosem, nieco spuścili z tonu. Niestety, przeciwnik nie miał tego dnia atutów, aby to wykorzystać. Szwankowało rozegranie w środku pola i przede wszystkim brakowało strzałów na bramkę.
W 35. min bliski wyrównania był Marcin Nowak, ale piłka po jego uderzeniu głową odbiła się od spojenia słupka z poprzeczką. W drugiej połowie obraz gry się nie zmienił. Tym razem Dawid Wierzchucki szybko strzelił bramkę dla Obkasu, a dla Zabartowa w poprzeczkę trafił Marcin Myślicki. Goście nie byli w stanie pokonać dobrze dysponowanego Dawida Kołtonowskiego. Niestety, w ostatnim kwadransie zawodnicy zamiast grać, zabrali się za sędziowanie, a przecież od tego jest sędzia. To bardzo popsuło cały obraz tego momentami ciekawego meczu. Sędzia Żekiecki musiał pokazać kilka żółtych kartek. Zawodnicy obu drużyn prowokowali się nawzajem, wprowadzając niepotrzebną nerwowość. Jak się później okazało, piłkarze Obrolu swoje prowokacyjne zachowania przenieśli do Moszczenicy, gdzie rozgrywano mecz HZ Zamarte - Victoria Orzełek, ale o tym w kolejnej relacji. Dla Obrolu był to ostatni mecz w roli gospodarza na boisku w Orzełku. Działacze miejscowej Victorii i rady sołeckiej nie chcą ich już tam więcej widzieć. Najprawdopodobniej będą korzystać z boiska w Dąbrówce.
HZ Zamarte – Victoria Orzełek 1:1 (0:1)
Bramki: Marcin Szreder Orzełek. Andrzej Grzegórski Zamarte. Żk. Daniel Herman, Grzegorz Landowski Zamarte. Tomasz Czapiewski (trzecia kartka), Przemysław Czapiewski, Wojciech Steinborn 2 Orzełek. Czk. Wojciech Steinborn za dwie żółte Orzełek. Szymon Modrzyński (cztery mecze dyskwalifikacji) Zamarte. Sędzia Marcin Lica.
Ach, jak pięknie to Zamarte remisuje i to już po raz trzeci z rzędu. Gospodarze wyrównującą bramkę zdobyli w 6 minucie doliczonego czasu gry. Można zaryzykować twierdzenie, że HZ gra najładniej ze wszystkich zespołów ligi, ale tylko do 16 metra. Aż chce się na to patrzeć. Z kolei Victoria ma w swoich szeregach zawodnika, który sam może przesądzić o losach spotkania i przy okazji zabiegać obrońców na śmierć, ale o tym wszyscy dobrze wiedzą. Marcin Szreder, bo o nim oczywiście mowa, miał w niedzielę tak zwany dzień konia, gdyby tak jeszcze celnie strzelał. Popularny „Paszczak” już w 11. min urwał się dwóm obrońcom i w sytuacji sam na sam pokonał Mazurkiewicza. Chwilę później podobnej sytuacji nie wykorzystał Wojtek Steinborn. Lepszy okazał się bramkarz gospodarzy. Im bliżej końca pierwszej połowy, tym większa przewaga piłkarzy Zamartego. Tym bardziej że sędzia Marcin Lica wyrzucił z boiska wspomnianego Steinborna. Faulowany zawodnik chciał sam wymierzyć sprawiedliwość i leżąc na murawie, podciął przeciwnika, osłabiając w ten sposób swój zespół. Gospodarze najlepszą okazję do wyrównania zmarnowali w 44. min, kiedy to po strzale „Żwirka” piłkę pustej bramki wybił Krzysztof Suma. Chwilę później kapitalną przewrotką popisał się Grzegorz Landowski, ale piłkę zmierzającą do bramki końcami palców zdołał odbić fenomenalnie dysponowany Sławomir Lica.
W drugiej połowie nic się nie zmieniło. Gospodarze nie mogli sforsować skutecznie obrony przeciwnika, a piłkarze Victorii od czasu do czasu mimo osłabienia kontratakowali. Siły wyrównały się kilka minut przed końcem regulaminowego czasu. Szymon Modrzyński brutalnie odepchnął zawodnika, który go faulował. W związku z licznymi przerwami sędzia przedłużył spotkanie o 6 minut. W ostatniej pod bramką Victorii pojawił się Andrzej Grzegórski i strzelił gola na wagę remisu.
Niestety, ten bardzo ciekawy i ładny dla oka mecz zepsuli pijani kibice, którzy wchodzili na boisko i uniemożliwiali grę oraz używali chamskich wyzwisk. Osobny temat to piłkarze Obrolu Obkas, którzy przyjechali do Moszczenicy kibicować gospodarzom. Nawet nie zdjęli sportowych strojów i zasiedli przy skrzynce piwa. W pierwszej połowie ograniczyli się do wulgaryzmów kierowanych pod adresem piłkarzy z Orzełka, ale później utrudniali grę, rzucali na boisko buty. Słowem zachowywali się jak banda zdziczałych, pijanych wyrostków. Po zakończeniu meczu doszło nawet do fizycznych utarczek sprokurowanych przez piłkarzy Obrolu. Sędzia Marcin Lica wszystko to opisał w meczowym protokole, a zarząd ligi podjął stosowną decyzję o ukaraniu zespołu z Obkasu.
Uwaga!
Zespół Obrol Obkas decyzją zarządu ligi został ukarany grzywną w wysokości 100 złotych za naganne zachowanie zawodników podczas spotkania HZ Zamarte – Victoria Orzełek.
Fuks II Wielowicz – LZS Płocicz 3:3 (1:1)
Bramki: Rafał Żarczyński 2, Daniel Mizera Wielowicz. Adam Napierski, Henryk Brzozczyk, Adam Duber Płopcicz. Żk. Przemysław Lewalski, Łukasz Biedrzycki Wielowicz. Adam Napierski Płocicz. Sędzia Marcin Lica.
Ogromnym zaskoczeniem zakończył się mecz Fuksa II z Płociczem. Podczas zeszłotygodniowego meczu z Orzełkiem, Fuks II oddał aż pięć bramek. Tym razem beniaminek wyciągnął wnioski z porażki i nie poddał się presji. Pierwsza bramka padła w ósmej minucie spotkania. Adam Napierski z Płocicza bez większym problemów przemknął obok obrony miejscowych i zaliczył pierwsze trafienie. Przez kolejne dwadzieścia minut gra toczyła się na całym boisku. Mimo tego przyjezdni próbowali wejść do bramki miejscowych. Bramkowa alkowa Fuksa strzeżona przez Marka Garsztkę raz po raz bombardowana była przez snajperów z Płocicza. Kwadrans przed końcem pierwszej części sędzia Marcin Lica odgwizdał faul tuż przed polem karnym Płocicza. Ku zaskoczeniu wszystkich Daniel Mizera w pięknym stylu z rzutu wolnego umieścił piłkę wprost w prawe okienko bramki Płocicza. Po przerwie w pięćdziesiątej szóstej minucie Hennryk Brzozczyk podwyższył stan posiadania . Dwie bramki na koncie gości nie zniechęciły jednak gospodarzy do dalszej walki o punkty.
W końcu potencjalnie słabsza ekipa z Wielowicza nie miała nic do stracenia. Kwadrans przed końcem meczu Krzysztof Budnik gnał z piłką wprost przed pole karne Płocicza. Nawet Józek Rękiewicz nie był w stanie go zatrzymać. Mimo ogromnych chęci na strzelenie gola, wyczuł zachowanie obrońców i bramkarza i podał piłkę do lepiej sytuowanego Rafała Żarczyńskiego, który zamienił ją na drugą bramkę. Ponowny remis dał beniaminkowi nadzieję na jeden punkt. Płocicz nie odpuszczał. Podczas rzutu rożnego na trzy minuty przed końcem spotkania Adam Duber w pięknym stylu skierował futbolówkę głową do bramki miejscowych. Fuks II walczył do samego końca. W drugiej minucie doliczonego czasu „Żarek” po raz drugi udowodnił, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Doprowadziwszy do remisu piłkarze z Wielowicza cieszyli się tak jakby wygrali całe spotkanie. Radość była uzasadniona.
W końcu wywalczyli pierwszy punkt, zabierając tym samym pierwsze punkty wiceliderowi.
MTK Orzeł Dąbrowa – Sosenka Sośno 3:2 (3:0)
Bramki: Bartłomiej Wojtasik, Kamil Gbur, Bogdan Theuss Dąbrowa. Kamil Rudziński, Ariel Stremlau Sośno. Żk. Kacper Niemczyk, Kamil Gbur Dąbrowa. Damian Zywert Sośno. Czk. Dariusz Pochorski (trzy mecze dyskwalifikacji). Sędzia Arkadiusz Gnaś.
W niedzielę drużyna Orła Dąbrowa podejmowała na własnym boisku Sosenkę Sośno. Widzowie spodziewali się emocjonującego widowiska. Już w 2. min wynik meczu otworzył Kamil Rudziński, który z najbliższej odległości wpakował piłkę do bramki Sosenki. Goście, którzy chcieli jak najszybciej wyrównać, przystąpili do ataku. W 20. min spotkania arbiter dopatrzył się zagrania ręką jednego z obrońców gospodarzy w polu karnym i bez wahania wskazał na wapno. Do piłki ustawionej na 11 metrze podszedł Damian Twardy i strzelił w lewy róg bramki strzeżonej przez Adriana Grockiego. Bramkarz miejscowych spisał się znakomicie wybijając futbolówkę na rzut rożny. Jeszcze lepiej bramkarz z Dąbrowy spisał się 5 minut później. Jakub Wiśniewski z Sośna oddał piękny strzał zmierzający w samo okienko bramki gospodarzy. Grocki końcem palców przeniósł piłkę nad poprzeczkę. O tym, że niewykorzystane sytuacje się mszczą, przyjezdni przekonali się kilka minut później. Jedną z kontr gospodarzy na bramkę zamienił Barłomiej Wojtasik, który przedłużył piłkę głową i przelobował Dariusza Ziegerta. Gospodarze trzecią bramkę strzelili do szatni. Ni to strzał ni to dośrodkowanie wpadło za kołnierz bramkarza z Sośna. Na przerwę gospodarze schodzili z zapasem trzech bramek.
W drugiej połowie Sosenka zwarła szeregi i przystąpiła do szturmu bramki przeciwników. Przez pierwszy kwadrans poczynania gospodarzy przypominały obronę Częstochowy, a słowo, które najczęściej padało z ich ust, brzmiało: ,,wyjazd”. Goście swoją znakomitą grę w drugiej połowie udokumentowali golem Ariela Stremlaua. Najlepszy snajper Sosenki pewnie wykorzystał rzut karny. Dwie minuty później goście zdobyli kontaktowego gola. Piłka odbita od niezmordowanego Bogdana Theusa wpadła do bramki gospodarzy. Gol zdobyty w 70. min zwiastował duże emocje do samego końca pojedynku. Sosenka zaciekle atakowała, a poczynania gospodarzy ograniczały się do groźnych kontr. Ostatecznie mecz zakończył się jednobramkowym zwycięstwem gospodarzy. Gościom zabrakło czasu na wyrównanie. Dwie minuty przed końcem pojedynku za niesportowe zachowanie czerwony kartonik zobaczył Dariusz Pachocki z Sośna. Ekipa gości po spotkaniu miała wiele pretensji do arbitra. Niepotrzebnie. Gracze Sosenki powinni mieć pretensję do siebie. Nie potrafili wykorzystać wielu dogodnych sytuacji i rzutu karnego. Sędzia im w niczym nie przeszkadzał. Gospodarze nie mieli do arbitra żadnych pretensji za podyktowanie dwóch jedenastek dla przyjezdnych. Pokornie przyjmowali decyzje sędziego i skupiali się na grze, dzięki temu korzystny wynik dowieźli do samego końca.
KS Kawle – LZS Lutówko 1:0 (0:0)
Bramka: Jacek Goldyszewicz. Żk. Kamil Nowaczyk (trzecia kartka), Adrian Nowak Kawle. Sławomir Borowicz, Tomasz Kabath Lutówko. Sędzia Kazimierz Linke.
Kto w tym meczu stawiał na beniaminka nie miał powodów do narzekań. Chłopacy z Lutówka pokazali się z jak najlepszej strony. Przewidywaliśmy, że ta drużyna dość rychło będzie grała poprawnie, stwarzając realne zagrożenie dla najlepszych. Dlaczego? Bo każdy z tamtejszych piłkarzy potrafi grać w piłkę indywidualnie, słabiej zespołowo. W meczu z Kawlami jednak znacznie więcej było fragmentów, momentami długich, gry zespołowej. Przy większym ograniu, a nade wszystko lepszej skuteczności, Kawle mogły zejśc z własnego „lotniska” pokonane. Tak się nie stało, chociaż „Ziółek” Zieliński i Piotrek Bettin mogli strzelić po kilka goli i to z wyjątkowo doborowych akcji. Pierwsza połowa niemal w całości należała do Lutówka. Najdogodniejszą okazję do zdobycia pierwszego ligowego prowadzenia miał w 40. min panujący na prawej stronie Piotr Bettin, który zza pola karnego oddał precyzyjny strzał, jednak nieźle spisujący się bramkarz Szymon Kałaczyński przeniósł piłkę nad poprzeczkę. Gospodarze przeprowadzili w pierwszej połowie znacznie mniej ataków. Sprawiali wrażenie jakby wrócili z nocnej biesiady w „Karczmie Jeleń”. Byli statyczni i kompletnie nieprecyzyjni. Ich sporadyczne ataki rozbijali pewnie grający obrońca Lutówka, Janusz Mrugalski (w końcówce I połowy uległ dotkliwej kontuzji) i świetnie dysponowany bramkarz Bolesław Michalski.
Drugą połowę z nowymi nadziejami na historyczne prowadzenie znakomicie zaczął pełen animuszu „Ziółek”. Niestety, zbyt małe doświadczenie i, co by nie mówić, pech utrudniały powodzenie licznych akcji. Jak to w piłce nożnej bywa, kto nie strzela ten przegrywa. Stos zmarnowanych sytuacji zemścił się w 58. min. Jacek Goldyszewicz strzelił bramkę na wagę zwycięstwa gospodarzy. Przymierzył niewinnie, chociaż niezwykle precyzyjnie, z dalszej odległości i piłka, ku rozpaczy oślepionego słońcem Michalskiego, wpadła do siatki tuż pod spojeniem słupka z poprzeczką. Szansa na wyrównanie jawiła się co rusz, jednak do pełnego zrozumienia piłkarze Lutówka potrzebują jeszcze 2-3 mecze. Najbardziej dogodną okazję mieli w 80. min, kiedy sędzia Linke podyktował rzut wolny pośredni z połowy pola karnego Kawli za niedopuszczalną sztuczkę zastosowaną przez bramkarza Kałaczyńskiego. Niestety, z tego prezentu goście też nie skorzystali.
Sporo kibiców zgromadzonych wokół zadbanego boiska nie miało powodów do nudy. Mecz był prowadzony w żywym tempie z ładnymi akcjami zwłaszcza w wykonaniu Lutówka.
W Kawlach może się zdarzyć tak, jak tym razem, że oglądając mecz można wsłuchiwać się w odprawianą przez ks. kanonika Mariana Kotewicza Mszę św. Nie chodzi o to, że jedno drugiemu szkodzi. Gorzej, jak na „trybunach” zasiądą kibice, którzy tak naprawdę wyszli do kaplicy. Jak uniknąć pokusy kibicowania, gdy boisko sąsiaduje z kaplicą tętniącą liturgią? Kibic wprawdzie wierny, też bywa grzeszy.
Zobacz zdięcia
LZS Mastel Lutowo – TIME Lubcza 3:1 (3:2)
Bramki: Bogdan Szydeł, Marek Dankowski, Adrian Kolasa Lutowo. Jarosław Jankowski, Sebastian Obara Lubcza. Żk. Mateusz Tomasz, Łukasz Tomasz Lubcza. Sędzia Kazimierz Linke.
W Lutowie tego meczu się obawiano. Znacznie wzmocniona Lubcza może być nieobliczalna także na wyjazdach. Być może w przyszłości, jako że tym razem goście nie mieli wiele do powiedzenia. A chcieli i to będzie im zapisane na plus, ale czy to wystarczająca motywacja dla pani sołtys żeby otworzyła sołecki skarbiec? Raczej wątpliwe. Tak, jak wątpliwe było, że po trzech bramkach strzelonych przez piłkarzy z Lutowa w ciągu kwadransa Lubcza będzie w stanie odpowiedzieć tym samym.
Wynik meczu został ustalony w pierwszej połowie. Na bramki Bogdana Szydła (16. min), Marka Dankowskiego (20. min) i Adriana Kolasy (30. min) Lubcza zareagowała golami Jarosława Jankowskiego (30. min) i Sebastiana Obary (40. min).
W drugiej połowie, dzięki zdecydowanej fali ataków Time, mecz nabrał rumieńców. Raz po raz pod bramką bronioną przez Grzegorza Szydła, który zastąpił niefortunnie broniącego Wojciecha Bettina dochodziło do groźnych sytuacji, którym brakowało precyzyjnego wykończenia i odrobiny szczęścia. Mastel odpowiadał błyskawicznymi kontrami inicjowanymi głównie przez Bogdana i Leszka Szydłów. Przynajmniej w trzech przypadkach mogły się one zakończyć powodzeniem, jednak na drodze stawał dobrze interweniujący bramkarz Time Wojciech Splitt. Przed ostatnim gwizdkiem atmosfera na boisku i tuż poza nim gęstniała. Sędzia Kazimierz Linke, obwiniany przez obóz Time za stronniczość, panował jednak na sytuacją do końca.
Tom-Dach Sitno – Real Radzim 3:0 wo (goście nie stawili się na mecz)
Najlepsi strzelcy
7 bramek Dawid Wierzchucki Obkas.
5 bramek Bartłomiej Wojtasik Dąbrowa.
4 bramki Andrzej Hippler Sitno.
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.