Więcborka romans z ropą naftową
Żeby przekonać się, jak mogłyby wyglądać losy Więcborka po odnalezieniu ropy, wystarczy spojrzeć na historię Baku, obecnej stolicy Azerbejdżanu, a wcześniej, w tym w latach naftowego szału, miasta rosyjskiego.
Baku zawsze robiło karierę na nafcie. Turecki podróżnik Ewli Czelebi tak pisał o nim już w 1666 roku: “W Baku są różne miejsca bezpłodne. Jeżeli człowiek albo koń postawi tam nogę i trochę postoi, to jego noga zacznie się palić. W tych miejscach przewodnicy karawan rozgrzebują ziemię, wstawiają w nią kociołki i strawa natychmiast się gotuje. Przedziwna jest mądrość Boga!” I nie było w tym cienia przesady.
Pierwsze prymitywne “kopalnie” ropy powstawały tam już w XVI wieku. Były to ręcznie kopane doły o głębokości 35 metrów, samoczynnie wypełniające się przesiąkającą kopaliną. Prawdziwy boom na naftę i związany z nim wzrost wydobycia nastąpił jednak dopiero w XIX wieku, gdy m.in. dzięki wynalezionej przez Ignacego Łukasiewicza lampie naftowej nastąpił gwałtowny wzrost popytu na ten surowiec. Skonstruowana w roku 1853 lampa, okazała się o wiele wydajniejsza od świec i tańsza od oświetlenia gazowego. Dlatego w II połowie XIX wieku stała się najpopularniejszym sprzętem do oświetlania mieszkań. W tym samym czasie zaczęły pojawiać się też pierwsze silniki spalinowe pracujące na benzynie, co dodatkowo zwiększyło zapotrzebowanie na ropę.
Gdzie możnaby znależć lepsze miejsce do wydobycia kopaliny niż to, w którym ona sama wypływa niemal na powierzchnię? No nigdzie! Dlatego wszyscy, dostrzegający olbrzymi potencjał biznesowy ropy, zaczęli ostrzyć sobie zęby na Baku. Prawdziwa gorączka wybuchła tam, gdy w 1872 roku car zaczął rozdawać roponośne tereny wokół miasta prywatnym inwestorom. Rozpętała się wtedy spekulacja, w wyniku której fortuny rosły z dnia na dzień. Baku w przeciągu kilku lat urosło do rangi największego ośrodka rafineryjnego świata. Ponad połowa światowego wydobycia przypadała na tamtejsze kopalnie. To wtedy ropę zaczęto nazywać “czarnym złotem”. Baku stało się jednym z najszpetniejszych, najruchliwszych i najbardziej niespokojnych zakątków planety. Zjeżdżali tu poszukiwacze przygód, cwaniacy, naciągacze, ale i rzutcy przedsiębiorcy. Życie wśród tych ludzi, zagnanych do Baku wyłącznie rządzą zysku, nie było łatwe.
Takie same zasady jak w stosunkach międzyludzkich, obowiązywały również w biznesie. Liczył się zysk i nikt nie przejmował się środowiskiem czy krajobrazem. Szyby naftowe powstawały zgodnie z tą logiką wszędzie tam, gdzie były złoża. Jednocześnie dopiero zaczynano tworzyć odpowiednią infrastrukturę przesyłową. A ropa, zgromadzona pod ogromnym ciśnieniem, po prostu tryskała z wykonywanych odwiertów. Dlatego szyby otaczano groblami, tworząc w ten sposób jeziora ropy. Mimo to i tak całe rzeki cieczy płynęły z szybów wprost do morza. Ropę czuć było i w powietrzu, i w wodzie. Ekologiczna katastrofa.
Czy Więcbork też musiałby podążać tą drogą? Nie do końca. Mogło też być inaczej. Pączątki przemysłu naftowego, o czym nie wszyscy wiedzą, wiążą się bowiem ze wsią Bóbrka nieopodal Krosna, w której to wspomniany już Łukasiewicz wraz ze wspólnikami założył pierwszą kopalnię ropy na świecie. Było to w roku 1854.
W lesie bobrzeckim, tak jak i w dalekim Baku, od niepamiętnych czasów pojawiały się na powierzchni wycieki czarnej mazi, zwanej przez okolicznych dziegciem lub olejem skalnym. Okoliczna ludność zbierała tę tajemniczą czarną maź, a odkrywając jej właściwości - wykorzystywała dla celów leczniczych, jako środka konserwującego drewno i żelazo, do smarowania osi wozów, do oświetlania w pochodniach i kagankach. Jako pierwszy zainteresował się tym Tytus Trzecieski, który z kolei wtajemniczył w sprawę znanego już ze swych badań nad ropą Łukasiewicza. Panowie dogadali się z właścicielem rzeczonego lasu, Karolem Klobassą- Zrenckim, i wspólnie utworzyli spółkę zajmującą się eksploatacją złoża. W maleńkiej Bóbrce miano opracować pierwsze technologie i stworzyć narzędzia, przy pomocy których już niedługo zaczęto wydobywać ropę na całym świecie. Tak, tak- wszystkie te wieże wiertnicze, rurociągi, koncerny wydobywcze (największy ExxonMobil z ponad 380 miliardami dolarów obrotu w 2007 roku) i rafinerie (obecnie działa ich około 40 tysięcy), mają swój daleki początek we wsi Bóbrka...
Kopalnia w Bóbrce była przeciwieństwem Baku. Dlaczego? Zagłuszająca ludzkie odruchy gorączka miała dopiero nadejść- to po pierwsze. Po drugie, od początku uregulowane były kwestie własnościowe. Wreszcie po trzecie- złoże było mniejsze i inaczej zbudowane.
No dobrze, ale gdzie tu Więcbork? Cóż, w 1885 roku, a więc długo po Bóbrce, a w apogeum Baku, wydawało się, że i tam zawita owa gorączka, ulęgną się naftowe fortuny, smukłe wieże wiertnicze zaś na sto lat przed runowskimi wiatrakami zakrólują nad wzgórzem św. Katarzyny. Wizja naftowego eldorado zamąciła ludziom w głowie, doprowadzając do ekstazy miejscowych przedsiębiorców i nie schodząc przez całe dni z języków plotkarzy.
Otóż w lutym 1885 roku zauważono, że Więcbork, jak Bóbrka i Baku, zaczął nagle wydalać z siebie ropę naftową. To sensacyjne odkrycie zelektryzowało miejscowych. Ucieszyli się z tego wszyscy. Doniesienia o petrolejowym źródle szybko zamieściły najpierw niemieckie, a później także polskie gazety. Żródło “czarnego złota”, adorowane niczym miejsce objawień, niczym Lourdes czy Fatima, miało znajdować się w rowie biegnącym około 20 metrów od więcborskiego jeziora.
Wyciek ropy wystarczył, żeby wyobraźnia zaczęła podpowiadać fantastyczne, mocarstwowe scenariusze. Więcbork zaczął doświadczać stanu przedgorączkowego. Przesłankom nadano moc faktów. Nie czekając na wyniki badań i potwierdzenie odkrycia, zaczęto dzielić tę skórę na niedzwiedziu. I tutaj szczerze współczuję więcborskim nafciarzom... Bo obejść się musieli smakiem. A w sytuacji, gdy potrawę już czuć w ustach, smak ten jest straszną goryczą zawodu.
Po bliższych oględzinach, cała sprawa okazała się niezwykle banalna. Otóż petrolej pochodził z zakopanej w ziemi beczki, która zaczęła przeciekać. Prawdopodobnie uszkodzenie nastąpiło od strony rowu. Dlatego wypływający z beczki surowiec właśnie w nim znalazł ujście.
Było to logiczne i zgodne z przepisami. Zgodnie z rozporządzeniem naczelnego prezesa Prus Zachodnich z 1879 roku, petrolej w ilości do 25 cetnarów (około 1200 kg) miał być przechowywany w zakopanych w ziemi beczkach, przynajmniej 100 metrów od zabudowań i za wiedzą policji.
Gdy źródełko wyschło, postanowiono zapewne pokopać i poszukać nafty głębiej w ziemi. Strzelam, że właśnie wtedy natrafiono na resztki beczki. Cóż, nie wszystko złoto, co się świeci. Tak oto, po kilkunastu dniach, bańka prysła.
Przypuszczano, że beczkę zakopał pewien kupiec, wcześniejszy właściciel tego terenu. Gdy spłonął jego dom, znajdujący się w pobliżu, kupiec sprzedał go wraz z przyległą ziemią i beczką. Kupiec po transakcji musiał się wyprowadzić z miasta, w innym razie zapewne zrobiłby z petroleju należyty użytek; w najgorszym wypadku skojarzyłby wyciek ze swoją własnością. Nowy właściciel o rzeczy nie wiedział, albo zapomniał.
Ta anegdota z dziejów miasta, z naszej pespektywy wydaje się zabawna. Ale proszę mi tylko pokazać przedsiębiorców czy decydentów zachowujących zimną krew w obliczu takiej sytuacji! Tutaj kto pierwszy, ten lepszy! Pamiętajmy, że przemysł naftowy dopiero się rozwijał, a przykłady takie jak Baku rozpalały wyobraźnię. To nie zmieniło się do dzisiaj.
Jak potencjalne zyski zagłuszają zdrowy rozsądek, mogliśmy się przekonać nie tak dawno. W związku z tym historię więcborskiego flirtu z węglowodorowymi źródłami energii, a zwłaszcza jej morał, dedykuję wszystkim rodakom widzącym już w Polsce największego w Europie posiadacza złóż gazu łupkowego. Ropy się nie doczekaliśmy, z tym gazem może też być krucho. Na przyszłość pozostaje nam tylko olej. Nie, nie skalny. W głowie.
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.