Witunia (gmina Więcbork)

Wybiegał książkę

Piotr Pankanin, 13 kwiecień 2017, 11:51
Średnia: 0.0 (0 głosów)
Na rynku wydawniczym ukazała się książka „Wytrwać w biegu” autorstwa Racheli Berkowskiej i Ryszarda Kałaczyńskiego. Więcborski maratończyk zasłynął głównie z pokonania 366 maratonów z rzędu. Ten wyczyn zainteresował m.in. National Geographic i otworzył wrota popularności. Odtąd za Kałaczyńskim biegają już nie tylko maratończycy mali i duzi, ale także świat mediów wietrzący sukces z promocji biegającego rolnika walczącego dzielnie w 15-letnim biegu oddalającym go od ćwierćwiecznego alkoholizmu.
Wybiegał książkę

Ryszard Kałaczyński

Wybiegał książkę

Okładka książki "Wytrwać w biegu"

Książka odsłania kulisy szarości i świetność życia maratończyka. Punktuje słabości bohatera i jego żony tkwiących w alkoholowym tyglu, zwanym na zewnątrz życiem rodzinnym. Wprowadza bez ogródek w atmosferę niesnasek rodzinnych. Budzi ostre kontrowersje i każe pytać o sens obnażania żony, wyliczania jej słabości, karkołomnych zakrętów, swoistego sponiewierania w zyskownym przedsięwzięciu, jakim jest pozycja „Wytrwać w biegu”. Czy aż tyle trzeba powiedzieć, żeby biegać z dala od alkoholu? To pytanie ma głęboki sens szczególnie tutaj, w miejscu i okolicach akcji, z dala od „warszawki”, jej studiów telewizyjnych, rozgłośni, portali. Tutaj, gdzie się znamy po części jak łyse konie, gdzie upadek jest widoczny na długo przed upadkiem, a powstanie dostrzegane z wielkim mozołem, najlepiej przed kolejnym fiaskiem. Tutaj, gdzie o bohaterze praktycznie wszystko wiedzą i byli koledzy z „Pomorzanki”, i ciężarowcy z lasku, i gastarbeiterzy z Niemiec albo też pielgrzymi do Najjaśniejszej Pani i z Górki Klasztornej, i z Częstochowy. Tutaj, gdzie sędziów stawiających każdemu noty życia jest więcej od ocenianych.

[…] W wieku piętnastu lat w Więcborskim Klubie Sportowym „Grom” zacząłem trenować podnoszenie ciężarów. Na treningi biegałem z domu dwa i pół kilometra, niedaleko, ale pędziłem, bo nie daj Boże było się spóźnić. Henio Dueskau nas trenował. Despota z charyzmą. Widzą go, jak gdzieś jedzie rowerem, hamuje, ale nie czeka, aż koła się zatrzymają, tylko w biegu zeskakuje. Nigdy czasu nie traci. Raptus. Ale o złotym sercu. Zbierał pod swoje skrzydła największych miejscowych zakapiorów, jednego nawet z poprawczaka wyciągnął. Jak ktoś na trening nie przyszedł, Henio wsiadał w auto i ruszał na rundkę po wsi. Za karki chłopaków z domów wyciągał i nikt mu nie podskoczył. Szlifował nas. Sto czterdzieści medali na mistrzostwach Polski – tyle przez lata zdobyli zawodnicy z jego stajni. […]

[...] Życie się waliło. Renia do łóżka nie chciała mnie wpuścić. Dzieci tylko przychodziłem pogłaskać. Otrzeźwienie łapało mnie w takich chwilach jak ta: Michasia, malutka, trzyletnia, przylatuje, uważnie mi się przygląda, a potem biegnie do mamy i szepcze: „Tatuś jest znowu pijany”. Jak to – córuś moja w oczy mi patrzy i mówi, że tatuś pijany? Coś trzeba z tym zrobić!Na myślach poprzestałem.
Renia próbowała mnie na siłę zapisać na leczenie w Więcborku. Złościłem się, że ma dać spokój. Bo co oni pomogą? […]

[…] Z kumplami pod Pomorzanką wystawałem:
Kto winny? Balcerowicz winny! No to się napijemy! [...] – To początkowe fragmenty książki Berkowskiej i Kałaczyńskiego. Kolejne strony mnożą życiowe refleksje maratończyka, prowadząc do uzasadnienia tytułu.

[…] Od chwili, kiedy poszedłem na te dziewięć tygodni zamkniętej terapii, już nigdy się nie napiłem. Za mną ponad piętnaście lat totalnej abstynencji i daje się żyć. Postawiłem na bieganie w zastępstwie alkoholu. Jak jeden związek ci się nie udał, budujesz drugi. […]

[…] W 1977 roku przebiegłem pierwsze piętnaście kilometrów na zawodach w Jeziorkach Wielkich. W głowie już miałem maraton, sprawdziłem, że mam szansę wystartować jesienią w Warszawie. […]

[…] Dwa lata po maratonie, w 1999 roku przebiegłem po raz pierwszy sto kilometrów, kaliską setkę. Czas dziewięć godzin, dwadzieścia osiem minut i pięćdziesiąt pięć sekund. Bez rewelacji, ale byłem zadowolony, że udało mi się ukończyć pierwszy dystans ultra. […] – Tak rozpoczęło się wielkie bieganie Ryszarda Kałaczyńskiego drogami i bezdrożami powiatu, województwa, regionu, kraju i części Europy. Wspomnienia wielu biegów z morderczymi Spartathlonami z Aten do Sparty i codziennymi maratonami przez ubiegły rok na czele barwione są interesującymi drobiazgami charakterystycznymi dla każdego z osobna. Maratończyk często i bardzo odważnie podkreśla, jak ogromny wpływ na wytrwanie w nieustannym biegu, ma jego wiara w Boga.

[…] Mam czas na bieganie, ale mam też czas dla Boga.
W biegu modlitwa przynosi mi ulgę.
Biegnąc, zawsze mam przy sobie różaniec – mały, drewniany, trzymam go w saszetce w kieszeni spodni.
Biegnąc, myślę o najbliższych – mogę odmówić koronkę w intencji czyjegoś zdrowia. Biegnąc, myślę, że jestem komuś potrzebny... […]

[…] I do końca życia będę patrzeć, jak ty latasz i jak ten gnój od świń wyrzucasz? Po moim trupie.
Nie chciała być dłużej ze mną. Mówiła: – Jesteś głupi, będziesz tak biegał, a ktoś ci za to zapłaci?
Nie patrzyła na bieganie przez pryzmat zdrowia, radości, jaką daje.
Czy mam do niej żal? Mam taki, że kiedy proponowałem rozwiązanie, ona już miała zaplanowane życie beze mnie. Nie rozwiedliśmy się, ale zrobiłem rozdzielność majątkową. Nie mieszkamy razem. […]

[…] – Przebiegnę trzysta sześćdziesiąt sześć maratonów z rzędu.
Śmiech.
Każdego dnia przez bity rok chcę biec maraton.
Śmiech.
Tylko Halinka, moja przyjaciółka, odpowiedziała: „Wiem, Rysiu, że to zrobisz”. Poza nią nikt, z kim rozmawiałem, mi nie wierzył. I nikt we mnie nie wierzył. […]

[…] Miałem wszystko: trasę, biuro i zdrowie. Rozpierała mnie radość. Wyczekiwałem 15 sierpnia.
Datę wybrałem nieprzypadkowo. Chodziłem do Częstochowy, do Matki Boskiej, nie raz i nie dwa ja prosiłem o wsparcie w swoich sprawach. 15 sierpnia to święto rolnicze, Matki Boskiej Zielnej, mojej patronki. […] – Tak to, dla wszystkich Rysiu, sposobił się do życiowego przedsięwzięcia rozpoczętego w 2014 r.

[…] A jednak łatwo nie będzie. Ostatni dzień biegu ma zamiar zapisać się w kronikach najgorętszym dniem lata. Za oknem trzydzieści siedem stopni. Biorę łyk wody, wiążę buty. Przekrzywiam stopę. Oglądam, nieźle zniszczone. Na dziś muszą wystarczyć. W trakcie tego roku zużyłem jedenaście par. Czas potruchtać na żółtą linię za Witunią. Razem ze mną są tłumy ludzi, psy, dzieci, rowery, kamery, drony, orkiestra, policja, strażacy. Niezły kram, ale jestem skupiony. Pada wystrzał. Przeżegnałem się. Łapię to kątem oka, ktoś nagrywa moje: „Panie Boże dopomóż”. I start. […] – 15 sierpnia 2015 roku Ryszard Kałaczyński kończył 366 maraton każdego dnia. Pokonał samego siebie. Pokonał wielu niedowiarków. Napisał „Wytrwać w biegu”.

[…] U Sylwii stół jest okrągły. Kawa podana w porcelanowych filiżankach. Poznaliśmy się podczas mojego projektu. Zanim mnie zaprosiła do domu, zacząłem zaglądać do kwiaciarni, tej na rogu, przed rynkiem. Pracuje tam z ojcem. Przez lata to była jedyna kwiaciarnia w Więcborku, od niedawna mają konkurencję. Bardziej przychodziłem pogadać z Sylwią niż po kwiaty. Tak mi się podobała. Ale i ona coraz częściej wpadała do mnie pobiegać. 1 sierpnia przebiegła cały maraton. Wtedy już obydwoje byliśmy w sobie zakochani. […]

Odwzajemnione zauroczenie Sylwią sprosiło na świat 22 września ub. roku urokliwą Zośkę. I tak to Rysiu Kałaczyński w tym swoim wiecznym bieganiu musiał wdrapać się na strych, po zakurzoną kołyskę.

Książka „Wytrwać w biegu” - śmiało to można powiedzieć, jest pod wieloma względami bestselerem popularyzującym bieganie maratonów przez prostego rolnika z Wituni. Okazuje się przy okazji, jak cienka linia dzieli współczesnego hodowcę trzody z silną motywacją od autora i bohatera nagłośnionej książki. Jej wydawcą jest Burda Publishing Polska Sp. z o.o.

Niestety

„W imieniu mojego mandanta Banku Spółdzielczego w Więcborku, kategorycznie wzywam Pana do zaniechania naruszeń dóbr Banku w postaci Jego dobrego imienia poprzez podjęcie przez Pana działań poniżej, w niniejszym wezwaniu opisanych.” – To pierwszy akapit Wezwania przedsądowego do zaniechania naruszeń dóbr osobistych sporządzonego przez radcę prawnego Banku w związku z publikacją książki „Wytrwać w biegu” i zawartych w niej negatywnych i nieprawdziwych opinii o Banku Spółdzielczym w Więcborku.

Bank w uzasadnieniu zwraca uwagę na stronę 142 publikacji, na której został zamieszczony nieprawdziwy tekst autorstwa Ryszarda Kałaczyńskiego i Racheli Berkowskiej. Chodzi o złamanie przez maratończyka umowy sponsorskiej dotyczącej dofinansowania tygodniowego biegu z Zakopanego do Sopotu w 2013 roku.

W książce Kałaczyński i Berkowska piszą: Kiedy biegłem Przez Polskę, Bank Spółdzielczy w Więcborku dał mi przez Klub Sportowy „Grom” trzy tysiące złotych dofinansowania. Piękny gest, ale ucieszyłem się z niego za wcześnie. Bo niedługo potem obrazili się na mnie i trzeba było te pieniądze zwrócić. Brzmi jak żart. Nie żartuję. Poczuli się dotknięci po tym, jak w towarzystwie starosty przebiegłem przez Sępólno, a „Wiadomości Krajeńskie” opublikowały nasze zdjęcie na pierwszej stronie. Zastanawiałem się, co ja mogłem z tym do licha zrobić?! Czy jestem szefem gazety, a może powinienem się chować po rowach, zasłaniać twarz, uciekać fotoreporterom. Nie, ja się głupi cieszyłem, że ktoś się mną zainteresował. A bank się za tę publikację obraził, bo nie on jest w świetle jupiterów, i biedny klub sportowy musiał co do złotówki oddać. To takie nasze lokalne komedie.

„Ryszard Kałaczyński zobowiązany jest występować od dnia podpisania niniejszej umowy podczas imprez sportowych oraz wystąpień i wywiadów, o których mowa w § 1 w koszulce z logo Sponsora Głównego (tj. Banku Spółdzielczego w Więcborku). Tymczasem na terenie powiatu sępoleńskiego, gdzie sponsor główny posiada największą liczbę Klientów, biegł Pan w koszulce z logo innego podmiotu. W konsekwencji wszelkie okoliczności opisane w cytacie z książki wynikały nie ze złej woli głównego sponsora, lecz wprost z Pana zachowania określonego jako nienależyte wykonanie postanowień umowy, z której Pan uzyskał wynagrodzenie."

W dalszej treści uzasadnienia Bank podnosi, że nie poczuł się dotknięty uczestnictwem w biegu przez powiat starosty sępoleńskiego. Podkreśla nade wszystko całkowicie nieuprawnione i w niewłaściwym świetle przedstawienie rzeczywistego stosunku Banku Spółdzielczego w Więcborku wobec organów samorządu terytorialnego.

Za podstawę wezwania Bank wskazuje art. 43 i 23, 24, art. 415 Kodeksu cywilnego oraz art. 212 Kodeksu karnego. Bank zapytuje także Kałaczyńskiego, czy zwrócił „biednemu klubowi sportowemu” przedmiotowe wynagrodzenie.

Czy dojdzie do wyeliminowania z książki obraźliwych treści, czy czeka nas głośne starcie z łatwym do przewidzenia finałem? Odpowiedź powinna paść z końcem kwietnia.

Szkoda, że autorzy książki będącej pięknym zwieńczeniem „wytrwania w biegu”, w tym wielce szczególnym biegu Ryszarda Kałaczyńskiego przez skomplikowane życie, nie ustrzegli się konfliktu z prawdą. Szkoda, bo tam, gdzie walka dobra ze złem, słabości ze sportową wytrwałością, tam musi królować prawda i czystość. Musi.

Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Najczęściej czytane
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
Najwyżej oceniane
Sprawa lip rosnących przy ulicy Dworcowej w Kamieniu wciąż budzi...
Lidze powiatowej nareszcie towarzyszyło słońce. Wprawdzie jeszcze...
Rada Miejska w Sępólnie nie zgodziła się na budowę kościoła na...