Zamarte lepsze od Dąbrowy
LZS Piaseczno – Fuks II Wielowicz 6:1 (2:0)
Bramki: Sławomir Kurzyński 3, Robert Bogdanowicz, Arkadiusz Stępień, Mateusz Zamojski Piaseczno, Sławomir Szyling WielowiczŻk. Robert Bogdanowicz (czwarta kartka) Piaseczno - Patryk Dądela WielowiczSędzia Wiesław Jarząb
Dla gospodarzy to był mecz na przełamanie. Po trzech kolejnych porażkach nastroje w ekipie Piaseczna nie były najlepsze. Mecz z Fuksem to nie był jednak spacerek. Nie wiadomo jak by się potoczył, gdyby w pierwszych minutach Karol Pacek i Dawid Martin wykorzystali doskonałe okazje do zdobycia bramek. W obu przypadkach zabrakło zimnej krwi w polu karnym przeciwnika. To właśnie goście przystąpili do tego meczu z większym animuszem. Sytuacja zmieniła się w 18. min. Po przypadkowym zagraniu ręką w polu karnym sędzia podyktował rzut karny dla gospodarzy, który na bramkę zamienił Sławek Kurzyński. Dwie minuty później ten sam zawodnik wykończył zespołową akcję swojej drużyny i strzelił drugiego, ale nie ostatniego gola. To właśnie on stanowił największe zagrożenie dla bramkarza Wielowicza. W 42. min przypomniał o sobie „Prezes”, czyli Krzysztof Szyling. W swoim stylu posłał w kierunku bramki Piaseczna prawdziwy pocisk. Wszyscy już widzieli piłkę w okienku, ale Dawid Jędrzejewski popisał się kapitalną interwencją i zdołał ją wybić na rzut rożny. Po przerwie gra z obu stron była nadal prowadzona w dobrym tempie. Akcje były płynne i widowiskowe. Goście nie zamierzali rezygnować z uzyskania dobrego wyniku. Bliski trafienia był Dawid Martin, ale po jego strzale piłka odbiła się od poprzeczki. Gospodarze kolejne bramki strzelali po rzutach rożnych. Ich szczęśliwym wykonawcą był Krzysztof Prasał. Nawet kibice Piaseczna mówili, że Wielowiczowi należy się choćby honorowa bramka. Udało się to w ostatniej minucie spotkania Sławkowi Szylingowi, który dopiero co pojawił się na boisku. Strzałów na obie bramki było mnóstwo, ale dobry dzień mieli zarówno Napierski, jak i Jędrzejewski. Cały mecz oglądało się z wielką przyjemnością. Nie było niepotrzebnych spięć, pyskówek czy fauli. W zespole Fuksa widać jeszcze brak boiskowego cwaniactwa i zimnej głowy pod bramką przeciwnika. To będzie jednak przychodzić z każdym kolejnym meczem. Gospodarze zagrali wreszcie skutecznie i z polotem, którego dotąd im brakowało.
Orzeł Seydak Dąbrowa – HZ Zamarte 4:6 (1:4)
Bramki: Błażej Odyja 3, Arkadiusz Szulc 2, Andrzej Grzegórski Zamarte, Kamil Gbur 2, Kamil Rudziński, Adam Kalla DąbrowaŻk. Adam Kalla (trzecia kartka), Bogusław Theuss, Wojciech Kiełkowski (trzecia kartka) Dąbrowa - Sławomir Metlicki ZamarteSędzia: Stanisław Żekiecki
Grad bramek i zmiana lidera to efekt meczu na szczycie w Dąbrowie. Goście od pierwszego gwizdka sędziego szturmem ruszyli na bramkę przeciwnika. Już w 2. min „Żwirek” huknął w pełnym biegu z 20 metrów, ale trafił w słupek. Zapędy gości zostały nieco przystopowane po strzale Adama Kalli, również z dystansu, który przyniósł prowadzenie gospodarzom. Piłka trafiła w wewnętrzną część poprzeczki i wpadła do bramki. Chwilę później „Żwirek” idealnie obsłużony przez Błażeja Odyję znowu trafił w słupek. Tym razem piłka wróciła w pole wprost pod nogi kapitana gości, Andrzeja Grzegórskiego, który takich okazji nie marnuje. Duet Odyja – Szulc z każdą minutą coraz bardziej się nakręcał. Wspomagał go Szymon Modrzyński. Niestety, obrona Orła popełniała kardynalne błędy. Piłka zagrywana z boku przechodziła przez 4 obrońców i nikt nie potrafił przeciąć jej lotu. Po dwóch trafieniach Odyi i jednej Szulca pierwsza część gry zakończyła się prowadzeniem gości 4:1. Po przerwie w szeregach lidera było już tylko gorzej. Po jednej bramce dołożyli Odyja i Szulc, którzy rozumieli się bez słów. W pewnym momencie nad boiskiem w Dąbrowie obleganym przez liczną grupę kibiców zawisło widmo dwucyfrowej porażki. Wtedy goście dysponowali do gry zawodników rezerwowych i nagle zaczęli trwonić wypracowaną przewagę. Przyczynił się do tego walnie bramkarz gości Krzysztof Mazurkiewicz, który po strzałach napastników Orła wybijał piłkę przed siebie wprost pod nogi przeciwnika.
W ten sposób bramki zdobyli Kamil Rudziński i dwukrotnie Kamil Gbur. W ostatnich minutach zrobiło się naprawdę nerwowo. Na odrobienie strat zabrakło jednak czasu. Gospodarze przegrali zasłużenie i był to stosunkowo niski wymiar kary. Zamarte nie dość, że zagrało skutecznie, to jeszcze ładnie dla oka, a przecież o to chodzi. Oprócz Płocicza to obecnie najlepiej poukładany zespół ligi. Na usprawiedliwienie gospodarzy musimy zaznaczyć, że w tym meczu zagrali z bramkarzem z łapanki. Łukasz Stryszyk jest obrońcą, a nie bramkarzem.
Time Lubcza – LZS Lutówko 3:2 (1:1)
Bramki: Krystian Pyszka, Tomasz Antczak, Dawid Musiał Lubcza, Adrian Golla, Damian Raźny LutówkoŻk. Damian Raźny, Piotr Bettin, Piotr Gappa LutówkoSędzia Marcin Lica.
Emocjonujące do ostatnich minut spotkanie oglądali z zainteresowaniem kibice miejscowej Lubczy, która na własnym terenie podejmowała gości z Lutówka. Przez pierwszy kwadrans spotkania goście co chwile stwarzali sobie groźne sytuacje. Lubcza obudziła się dopiero po straconej bramce autorstwa A.Golle, strzelonej w 12. min. Pięć minut później powinno być już 2:0, ale stuprocentowej nie wykorzystał napastnik gości. Gospodarze odpowiadali kontrami, którym brakowało wykończenia. Pierwszą groźną sytuacją Lubcza odpowiedziała w 18. min. T. Antczak po ominięciu szeregu obrońców z dużego kąta nie zdołał umieścić piłki w siatce. Do wyrównania w 20. min doprowadził niezawodny K. Pyszka, który popisał się ładnym strzałem zza szesnastki. Goście stwarzali groźne sytuacje, jednak piłka nie chciała wpaść do bramki. Druga połowa zaczęła się od ataków Lubczy, którzy za wszelką cenę chcieli wygrać spotkanie. Bramkę na 2:1 dla gospodarzy zdobył T.Antczak, który z najbliższej odległości pokonał bramkarza Lutówka. W 54. min ładnym strzałem z dystansu popisał się K. Pyszka, jednakże jego strzał przeleciał minimalnie nad poprzeczką. W 75. min po faulu na piłkarzu gości sędzia podyktował rzut karny, którego na bramkę zamienił D.Raźny. W 86. min goście powinni prowadzić, jednakże instynkt Sz.Nowakowskiego uchronił Lubczę od straty bramki. Obie drużyny chcące wynieść ze spotkania komplet punktów rzuciły wszystkie siły na ostatnie minuty meczu. W 9. min po wrzutce na polu karnym najsprytniejszy okazał się D.Musiał i wbił piłkę do siatki.
LZS Płocicz – Sosenka Sośno 4:1 (3:0)
Bramki: Dawid Chmarzyński 2, Arkadiusz Fridehl, Dariusz Grzelka Płocicz, Ariel Stremlau SośnoŻk. Marek Betin, Arkadiusz Fridehl, Dawid Chmarzynski (trzecia kartka) Płocicz - Mariusz Strumiłlo, Radosław Ziegert (szósta kartka), Dariusz Ziegert (czwarta kartka) SośnoCzk. Radosław Ziegert (za dwie żółte) Sędzia Maciej Giłka
Przekonujące i bezdyskusyjne zwycięstwo gospodarzy, którzy przez 90 min kontrolowali wydarzenia na boisku. Pierwszą bramkę dla miejscowych z rzutu karnego zdobył Dariusz Fridehl. Kolejny cios zadał Dawid Chmarzyński, który popisał się pięknym strzałem z dystansu w samo okienko bramki strzeżonej przez Dariusza Ziegerta. Gola do szatni z rzutu wolnego strzelił Dariusz Grzelka. Do przerwy mecz był praktycznie rozstrzygnięty.
W drugiej odsłonie Chmarzyński zapisał na swoim koncie drugie trafienie. Honorową bramkę dla Sosenki strzelił niezawodny Ariel Stremlau, który harował na całej długości i szerokości boiska. Niestety, Ariel nie może być wszędzie i sam meczu nie wygra. Gospodarze udowodnili, że są jedną z najlepszych drużyn rundy wiosennej.
Sosenka przezywa poważny kryzys, ale pomimo kłopotów kadrowych goście walczyli od pierwszej do ostatniej minuty. Pomimo zdobycia czterech bramek, gospodarze zagrali nieskutecznie. Gdyby poprawili celowniki, mogło dojść do pogromu. Pod koniec meczu sędzia Maciej Giłka wyrzucił z boiska Radosława Ziegerta.
Victoria Orzełek – Fireman Zabartowo/Pęperzyn 9:0 (2:0)
Bramki: Wojciech Steinborn 3, Krzysztof Myszkowski 2, Bartosz Burkiewicz 2, Przemysław Czapiewski oraz samobójczaŻk. Marcin Myślicki ZabartowoSędzia Arkadiusz Gnaś
Pierwsza połowa tego meczu nie zwiastowała pogromu gości. Długimi fragmentami drużyna Firemana walczyła z Victorią jak równy z równym. W 12. min spotkania Wojciech Steinborn przedarł się prawą stroną boiska, po czym przełożył sobie piłkę na lewą nogę i przepięknym strzałem z powietrza pokonał bramkarza gości. Kilka minut później mógł być remis. Składną akcję swojego zespołu ładnym strzałem wykończył Rafał Łabuszewski. Piłka odbiła się od poprzeczki i wyszła w pole. To mogła być bramka kolejki. Jeszcze przed przerwą prezent od obrońców gości wykorzystał Wojciech Steinborn, który po raz drugi wpisał się na listę strzelców. Wysoką formę potwierdził w drugiej połowie. Tuż po przerwie dokładnym podaniem dograł doBartosza Burkiewicza, który nie miał problemu z pokonaniem bramkarza Firemana. Kolejną bramkę można śmiało zapisać na koncie Burkiewicza. Piłka po jego strzale odbiła się od nogi Krzysztofa Maciejewskiego i wpadła do siatki. Sędzia potraktował to trafienie jako gol samobójczy. To nie był koniec strzeleckich popisów gospodarzy. Do bramki Firemana trafiali jeszcze Przemysław Czapiewski, głową po dokładnym dośrodkowaniu z rzutu rożnego, oraz Steinborn, Burkiewicz i dwukrotnie Krzysztof Myszkowski. Gospodarze imponowali skutecznością. Goście bezradnością. Drużyna Firemana nie zasłużyła na tak wysoką porażkę, ale skoro nie ma się rasowego napastnika i nie strzela się bramek, nie można wygrywać meczów. W Victorii trudno kogokolwiek wyróżnić. Cała drużyna zagrała koncertowo. Nie tylko napastnicy i pomocnicy strzelający bramki, ale również cały blok defensywny rozbijający ataki gości. Niedzielna wygrana pozwoliła drużynie z Orzełka wrócić na fotel lidera rozgrywek piłkarskiej ligi powiatowej. Wszystko wskazuje na to, że o mistrzostwo Victoria będzie walczyć do ostatniej kolejki z drużyną z Zamartego.
Obrol Obkas – KS Kawle 0:6 (0:2)
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.