Ciągły rozwój
- Historia firmy sięga połowy ubiegłego stulecia. Proszę powiedzieć, jak to się zaczęło?
— Zaczęło się w 1951 roku, kiedy rodzice zapoczątkowali działalność gospodarczą. W tamtym okresie produkowali dachówki betonowe i mniejsze rury przepustowe i studzienne. Gdy ukończyłem technikum budowlane, zatrudnili mnie w swoim zakładzie. Od 1978 roku rozpocząłem już swoją działalność. Najpierw produkcja była prowadzona przy ulicy Sportowej 15, gdzie między budynkami były wolne działki budowlane. Produkowaliśmy pustaki ścienne i małe rury. Później rozpoczął się rozwój firmy na innym terenie, czyli tutaj, gdzie jesteśmy obecnie, przy ulicy Sienkiewicza. Rozpoczął się rozwój w trochę innym kierunku. Powstały nowe maszyny i urządzenia, głównie suwnice, które umożliwiały produkcję elementów gabarytowych takich jak stropy czy płyty kanałowe. Ponieważ zakład miał większą powierzchnię, zacząłem zwiększać asortyment. Produkcja się zwiększała, a co za tym idzie, rosło zatrudnienie. Obecnie zakład zajmuje 2800 metrów kwadratowych powierzchni. Już zajmuje tyle i dopiero tyle, czyli o wiele za mało. Zatrudniam obecnie 25 pracowników.
- To oznacza jakieś plany inwestycyjne?
— Ciągle wprowadzamy nowe asortymenty i nowe urządzenia. Chcemy wybudować jeszcze jedną halę, sprowadzić nowe urządzenia, takie jak wibroprasy po to, aby produkowane elementy były najwyższej jakości. W tej chwili naszym głównym asortymentem jest beton towarowy.
- No właśnie, charakterystyczne pomarańczowo-białe gruszki widać już w coraz większej odległości od Sępólna.
— Najpierw mieliśmy dwa małe, stacjonarne węzły betoniarskie. W 2005 roku powstał duży węzeł i w 2014 roku kolejny. Moce produkcyjne wzrastały, a ilość węzłów, które powstawały, tworzył po prostu rynek. Takie było zapotrzebowanie na beton. Wejście Polski do Unii Europejskiej pobudziło budownictwo mieszkaniowe, wiejskie i infrastrukturalne. Były więc między innymi słynne płyty obornikowe i szamba. W tej chwili w grę wchodzi większa infrastruktura: oczyszczalnie ścieków, drogi czy nawet wiatraki, gdzie zwiększyło się zapotrzebowanie na beton. W tej chwili produkcja idzie na okrągło. Nasz rynek ciągle się poszerza. Zaczynaliśmy od jednej gruszki, czyli betonomieszarki, a w tej chwili mamy ich sześć. Oprócz tego, specjalistyczne pompy do podawania betonu. Obecnie możemy wyprodukować 120 metrów sześciennych betonu na godzinę. Mogę się pochwalić, że na dzień dzisiejszy jestem najmocniejszy w produkcji betonu w województwie kujawsko-pomorskim. W Bydgoszczy jest trzech producentów, ale każdy z nich posiada tylko jeden węzeł i nawet nie jest w stanie się do nas zbliżyć. Rynki ościenne, tak jak Złotów, Jastrowie czy Czarne też zaopatrują się u nas w beton. Obecnie jestem zmuszony zwiększyć tabor samochodowy. Takie są po prostu potrzeby. Poza tym wozimy kruszywo z dużej odległości, 80 kilometrów.
- Wiem, że brak kruszywa tutaj na miejscu to obecnie główna bolączka firmy.
— Tak, to jest główny problem, który wpływa również na cenę. Cena transportu kruszywa wpływa na cenę końcową wyrobu. Posiadam własną żwirownię w Piasecznie, ale nie mogę jej eksploatować. Staram się o to od lat. Są z tym szalone trudności, ponieważ jesteśmy w parku krajobrazowym. Otwarcie tej żwirowni byłoby dużym skokiem. Jest szansa, sprawa jest w trakcie załatwiania.
- Czyli Panu park krajobrazowy się nie przysłużył?
— Mnie akurat nie. Gdyby było referendum za wyjściem z parku krajobrazowego, to byłbym pierwszym, który by mocno krzyczał za wyjściem. Gdybym miał swoją żwirownię na miejscu, to wystarczyłyby mi dwa samochody. W tej chwili mam cztery pojazdy, które dostarczają tylko i wyłącznie kruszywo i to z dużych odległości.
- Akurat na tym zyskałby lokalny samorząd. Przecież część pobieranej opłaty eksploatacyjnej pozostałaby na miejscu.
— Wszystko się zgadza. Poza tym nasi mieszkańcy mieliby łatwiejszy dostęp do kruszywa.
- Jakie jeszcze ma Pan zamierzenia na najbliższy okres?
— Tak jak powiedziałem, chcemy poszerzyć teren zakładu i budowa hali. To pozwoli na produkcję elementów wielkogabarytowych, czyli na przykład płyty, która powoli wchodzi do budownictwa.
- Czy chce Pan powiedzieć, że wraca wielka płyta ścienna?
— Tak, wracamy do wielkiej płyty. Robi to już cały zachód. Produkcja gotowych elementów na terenie zakładu i montaż w ciągu jednego dnia na budowie. Historia zatacza koło. Oczywiście, są to inne, nowoczesne technologie produkcji takiej płyty. Technologia inna, ale filozofia jest taka sama jak kiedyś. Chodzi o stworzenie możliwości jak najszybszego postawienia budynku. Wracamy do budownictwa ciężkiego, ale cały budynek można postawić w ciągu tygodnia. Do tego będziemy powoli się przygotowywać. Kto zacznie pierwszy, ten będzie na rynku. Wszystko zmierza w tym kierunku. Zamierzeń mamy jeszcze więcej, ale w związku z tym, że wiek już nie ten, należy się wycofać, co stanie się niebawem. Ale nie ma problemu, w firmie pracuje trzech synów, którzy to pociągną dalej. Nazwa firmy się nie zmieni i wejdzie w następne pokolenie.
- Zakład funkcjonował w dwóch ustrojach. Przecież komuna nie kochała prywaciarzy, a cement był na przydział. Jak w tamtych czasach prowadziło się prywatny interes?
— Tak, nie można było niczego dostać. Polegało to na załatwianiu. Jeździło się na zachód, czyli do Lipki czy Złotowa,gdzie była możliwość zdobycia tych surowców. Konkretnie chodziło o cement. To była największa bolączka. Poza tym do roku 1985 był odgórny zakaz sprzedaży wyrobów z prywatnej firmy do zakładów państwowych. Dopiero po 85 roku ten przepis poluzowano. Od razu okazało się, że elementy produkowane u prywatnego są o połowę tańsze niż w zakładzie państwowym. Zakłady państwowe zaczęły upadać. Dzięki temu powstała sposobność do zdobywania form, urządzeń. Ktoś, kto chciał się rozwijać, miał otwarte pole do popisu. Maszyny i urządzenia kupowało się od upadających zakładów w bardzo atrakcyjnych cenach. Wystarczyło dogadać się z likwidatorem. W ten sposób po 1984 roku postawiłem suwnicę i zacząłem produkować elementy stropowe, które do dzisiaj są naszym priorytetem jeśli chodzi o wyroby gotowe. Niestety, w tamtych czasach na każdym kroku hamowano nasz rozwój. Bywało, że wzywano mnie na Kościuszki, do komendy. Jako prywatny byłem zawsze podejrzany. Co rusz miałem akcje wypadowe ówczesnych funkcjonariuszy. Gnębiono mnie na każdym kroku. Nawet pytali, jak ty to robisz, że jeszcze istniejesz? Jakoś to przetrwaliśmy i po roku 2000 nastąpił widoczny rozkwit firmy. Ktoś, kto chciał, miał możliwości do rozwoju.
- Przyznał Pan, że tej branży pomogło wejście Polski do Unii Europejskiej.
— Tylko i wyłącznie. Gdybyśmy funkcjonowali na starych zasadach, to bylibyśmy daleko za Murzynami. Firma rozwija się, kiedy jest zapotrzebowanie na wyroby. Nie sztuka coś wyprodukować. Sztuka to sprzedać.
- Gdzie możemy znaleźć Pana wyroby?
— Oczyszczalnia ścieków w Więcborku, w Sępólnie, inwestycja Gabi–Bis, most w Więcborku na trasie do Zabartowa i ostatnio wiatraki.
- Ile betonu potrzeba na fundament takiego wiatraka ?
— W przypadku tych więcborskich było to 570 metrów sześciennych. Beton przez 11 godzin woziło moich sześć gruszek i jeszcze sześć wynajętych. Non stop, bez przerwy, aby to się wszystko zawiązało. To naprawdę duża akcja. Nie mamy obaw przed podejmowaniem jeszcze większych wyzwań. Doświadczenie przejęte z tych budów cały czas procentuje. W ostatnim roku największym wyzwaniem była budowa oczyszczalni w Sępólnie i to w okresie zimowym, gdzie beton był podgrzewany.
- Kiedyś zima była okresem martwym w budownictwie. Dzisiaj technologie pozwalają na całoroczną produkcję.
— W tej chwili 10-stoponiowy mróz nam nie przeszkadza. Węzeł betoniarski jest podgrzewany i my normalnie produkujemy beton. Ten beton po rozmrożeniu zachowuje się jeszcze lepiej, niż ten wyprodukowany w normalnym okresie. Można to robić bez obawy, że coś się stanie.
- Przy tych wielkich wyzwaniach nie odstawił Pan na bok naszych małych klientów, którzy chcą kupić metr betonu czy 10 bloczków fundamentowych.
— Ta duża produkcja niczemu nie przeszkadza. Mali klienci są też mile widziani i zawsze ich obsłużymy.
- Życząc dalszych sukcesów, dziękuję za rozmowę.
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.