Fałszował podpisy, kradł pieniądze - i co z tego?
Sprawa ujrzała światło dzienne dokładnie rok temu, kiedy to kilkoro klientów BGŻ zorientowało się, że z ich kont znikają pieniądze. Zwykle były to sumy od tysiąca do kilku tysięcy złotych jednorazowo. Na podstawie zeznań pokrzywdzonych oraz w oparciu o zapis monitoringu sali operacyjnej oddziału banku w Sępólnie, a także dokumentacji bankowej ustalono, że pracownik placówki, Radosław T., mieszkaniec Piaseczna, dokonywał wypłaty pieniędzy klientów, fałszując ich podpisy. Pieniądze ta najczęściej trafiały na konto Justyny K.-K., która następnie przekazywała je na konto wskazane przez Radosława T. Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w tucholskiej prokuraturze złożył BGŻ. Radosław T. został dyscyplinarnie zwolniony z pracy, a prokurator zastosował wobec niego dozór policyjny i poręczenie majątkowe.
29 czerwca do Sądu Rejonowego w Tucholi wpłynął akt oskarżenia w tej sprawie. „W okresie od 14 czerwca 2011 do 2 listopada 2011 roku, działając w krótkich odstępach czasu i w podobny sposób jako pracownik BGŻ pełniący funkcję doradcy klienta, będąc uprawnionym do wystawiania dokumentów bankowych potwierdzających dokonywanie operacji na rachunkach bankowych i posiadający dostęp do rachunków klientów banku, poświadczył nieprawdę w systemie operacyjnym banku poprzez sporządzanie dowodów wypłat rzekomo dokonywanych przez posiadaczy rachunków, na których podrobił podpisy, wprowadzając te dokumenty jako autentyczne do systemu bankowego, a następnie dokonywał wypłat z rachunków i zabrał w celu przywłaszczenia pieniądze” - czytamy w akcie oskarżenia. Dalej wymienia się nazwiska dziewięciu posiadaczy rachunków oraz wypłacone kwoty, w sumie 184.800 złotych. Poszkodowani to rolnicy, posiadacze dużych gospodarstw, m.in. z Wałdowa, Wilkowa, Runowa, Płocicza, Obkasu. Zdecydowana część tych pieniędzy trafiała na konto tajemniczej Justyny K.-K. Udało nam się ustalić, że jest to doradca kredytowy oddziału BGŻ w Szczecinie. Niestety, prokurator sporządzający akt oskarżenia stosuje dwojaką pisownię wymienionej kobiety. Być może ten fakt dyskwalifikuje cały akt oskarżenia, ponieważ mamy do czynienia z dwiema różnymi osobami.
Oskarżony w dniu 25.10.2011 roku na jednym z dowodów wypłaty podrobił również podpis swojej matki i dokonał wpłaty 4.600 złotych na konto należące do jego rodziców.
Radosław T. przyznał się do zarzucanych mu czynów i złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Swój występek wycenił na rok i osiem miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, 2.000 złotych grzywny oraz pokrycie kosztów sądowych. Jednocześnie zobowiązał się do naprawienia szkody w terminie roku od daty uprawomocnienia się wyroku.
BGŻ oddział w Tucholi przekazał prokuraturze informację, że oskarżony dokonał już wpłaty 65.000 złotych na poczet obowiązku naprawienia szkody. Niemniej do spłacenia pozostała jeszcze spora suma. Tymczasem Radosław T. twierdzi, że utrzymuje się obecnie jedynie z prac dorywczych. Jak to się ma do naprawienia tak wysokiej szkody?
„Mając na uwadze okoliczności sprawy i postawę podejrzanego uznać należy, że cele postępowania zostaną spełnione pomimo nie przeprowadzenia rozprawy i dlatego wniosek o dobrowolne poddanie się karze jest zasadny” - pisze do sądu prokurator Adam Andrejczuk.
Ta formułka musiała się znaleźć w akcie oskarżenia, aby sąd rozpatrzył wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Jednak czy dla oskarżonego będzie to kara dotkliwa? Zapewne nie, a w żadnym razie nie odstraszy potencjalnych naśladowców. Podobnych wyroków w ostatnim czasie mieliśmy kilka, choćby w sprawie Zdzisławy L., księgowej kasy zapomogowo-pożyczkowej w Więcborku. Wyrok w zawieszeniu i orzeczenie o obowiązku naprawienia szkody to wszystko. Pan prokurator zapewne nie wie, że Radosław T. kilka miesięcy po tym, jak stracił posadę w banku, przywłaszczył sobie wyposażenie w kolejnym zakładzie pracy za co został z niego także zwolniony.
*************************
Sąd knebluje usta prasie
Wczoraj miała się odbyć rozprawa sądowa Zbigniewa T., dyrektora Biura Obsługi Oświaty Samorządowej w Sępólnie, oskarżonego o jazdę samochodem pod wpływem alkoholu. Sąd zdecydował o jej odroczeniu do 4 grudnia.
– Zaszły okoliczności, o których sąd wcześniej nie wiedział – argumentowała sędzia Joanna Jucewicz.
Sąd podjął również decyzję o wyłączeniu jawności całego procesu. Na jakiej podstawie, nie wiemy.
Na liście świadków znaleźli się policjanci, którzy zatrzymali Zbigniewa T. oraz świadkowie zgłoszeni przez jego obrońcę, m.in. żona i synowa, a także mieszkańcy Piaseczna, Wałdowa i Wielkiej Kloni – Kiedy wykonywaliśmy czynności w tej sprawie, nie było żadnych świadków – twierdzi jeden z policjantów.
Bulwersujący jest fakt wyłączenia jawności rozprawy. Oczywiście, powodem złożenia takiego wniosku przez obrońcę była obecność przedstawiciela „Wiadomości Krajeńskich”. Sąd wniosek przyjął. Nie znamy argumentacji tej decyzji, ponieważ rozpatrywanie wniosku odbywa się bez udziału zainteresowanej strony. Zgodnie z kodeksem postępowania karnego sąd wyłącza jawność rozprawy, jeżeli jej jawność mogłaby: wywołać zakłócenie spokoju publicznego, obrażać dobre obyczaje, ujawnić okoliczności, które ze względu na ważny interes państwa powinny być zachowane w tajemnicy, naruszyć ważny interes prywatny. Żaden z powyższych warunków nie odnosi się do tej sprawy, może poza ostatnim. O jakim interesie prywatnym tutaj mówimy? Zbigniew T. jest osobą prywatną, ale również funkcjonariuszem publicznym. Wczoraj oczekiwaliśmy od sądu odpowiedzi na to, czy wolno jeździć samochodem pod wpływem alkoholu. Zamiast tego sąd zakneblował usta prasie. Redakcja „Wiadomości Krajeńskich” wniesie skargę na orzeczenie sądu w tej sprawie.
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.