szkoda,że to tylko tak się skończyło
Głowa Polaka warta 100 euro
Na ogłoszenie to odpowiedziało kilkaset osób z województwa kujawsko-pomorskiego. Rekrutacja przebiegła bardzo szybko w Bydgoszczy, w bardzo miłej atmosferze w różnych terminach. Radość poszczególnych osób była ogromna, któż bowiem nie ucieszył się z pracy od 7 do 9 euro za godzinę za 10 godzin pracy? Dodatkowo wysoki komfort mieszkań: lodówki, pralki, prysznice itp. Załatwiony był nawet bus, bardzo tanio, pod dom aż do samej bramy Veldhoven.
A teraz mniej różowa scenografia holenderskiej bajki. 18 osób wciśnięte w mały, piętrowy budynek z jednym prysznicem na górze, który wyrzucał małą fontannę nieczystości, kiedy spłukiwało się wodę w klozecie obok. Proszę sobie wyobrazić batalie, jakie były toczone codziennie wieczorem, kiedy każdy zmęczony całodzienną harówką chciał się przed kolacją wykąpać. Jedyny automat do prania działał co prawda sprawnie, ale żeby wydobyć pranie, trzeba było otwierać go nożem. Umiejętność tę posiadali nieliczni. W wyposażeniu były dwie lodówki, żeby nie powiedzieć „lodóweczki”. Co sprytniejsi jedzenie nie wymagające zbytniego zamrażania chowali po szafkach pod łóżkiem, W kuchni stało kilka krzeseł, w pokojach po jednej szafie na ubrania, brakowało krzeseł. Przemoczonych ciuchów nie można było nigdzie rozwiesić, aby wyschły. Każdy kładł się zmarznięty spać, by w nocy się obudzić potwornie spocony. Dlaczego? Dlatego, że centralne ogrzewanie uruchamiało się i grzało tak, żeby nadrobić stracony czas. Ogólny wygląd kwatery pozostawiał wiele do życzenia, ponieważ nie było środków do sprzątania pomieszczeń. Kupienie mopa lub miotły na przedmieściach Veldhoven to jak trafienie szóstki w totolotka. To wszystko kosztowało 200 euro za miesiąc od osoby. Praca, jak łatwo można było się domyśleć, była na akord, nie na godzinę. Pracowało się przeważnie w 9-osobowych grupach, oczywiście na czarno i bez numeru SOFI. Każdy coś tam podpisywał, ale nie wiedział co, bo plantator ściskał te umowy tak jak dziecko, które dostało pierwszy raz w życiu zabawkę. Żeby zarobić wspomniane 7 euro na godzinę, trzeba było wykonać nadludzką, nierealną, ciężką pracę, która po tygodniu zabiłaby dorosłego konia. Za zadoniczkowanie kilkudziesięciu krzaków tuj metrowej wysokości i ułożenie ich na wcześniej zmontowanej palecie drużyna otrzymywała 6 euro na wszystkich. Dodam, że cena jednej tui na sprzedaż wynosiła 13 euro. Kiedy po tygodniu nastąpiło rozliczenie, okazało się, że tyle nie wynosi nawet minimalna płaca krajowa w Polsce. Na polu brakowało popularnych toi-toi. Potrzeby fizjologiczne załatwiano w krzakach lub w lesie, jeśli akurat znajdował się obok. Wody pitnej nie dostarczano, bo niby po co? Ludzi biednych, naiwnych i łatwowiernych oszukano nie tylko w naszym regionie, ale również na terenie łódzkim, lubelskim i wielu innych. Na koniec podziękowania dla kierowcy busa, który zawiózł nas bezpiecznie pod dom.
Uwaga na cwaniaków
Powyższy list napisało, podpisało i osobiście przyniosło do naszej redakcji trzech młodych mieszkańców naszego powiatu. Oszukani mężczyźni nie znają nazwiska tutejszego Sebastiana. Wiedzą tylko, jak wygląda i że jest mieszkańcem Wiśniewy. Skusiło ich ogłoszenie prasowe. Żadna z ustnych obietnic nie została spełniona. Nie mają się od czego odwoływać, ponieważ nie otrzymali umów.
– Wzięliśmy kredyty, aby tam wyjechać – mówi jeden z poszkodowanych.
Mężczyźni po dwóch tygodniach z kilkoma euro w kieszeni wrócili do kraju. Niemal wszystko, co zarobili, musieli przeznaczyć na pobyt w Holandii. Telefon pana Sebastiana milczy. Podobno aktualnie przebywa w kraju tulipanów.
Autorzy listu padli ofiarami działającego w nielegalny sposób naganiacza. Pobieranie opłat za „załatwienie” pracy za granicą jest nielegalne. Pośrednictwem pracy mogą się zajmować wyłącznie podmioty wpisane do rejestru prowadzonego przez marszałka województwa. Rejestr dostępny jest również na stronach Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. W rejestrze prowadzonym przez marszałka województwa kujawsko-pomorskiego żadnego Sebastiana z Wiśniewy nie ma. Zgodnie z artykułem 85 ustawy o promocji zatrudnienia i inwestycjach rynku pracy dozwolone jest jedynie pobieranie opłat z tytułu faktycznie poniesionych nakładów związanych ze skierowaniem do pracy za granicą, tj. dojazd, wydanie wizy, badania lekarskie i tłumaczenie dokumentów, ale pod warunkiem że specyfikacja tych opłat zawarta jest w umowie o pracę. Nasi bohaterowie, niestety, umów doprosić się nie mogli. Zatem ewidentnie trafili na nielegalnego pośrednika. Ustawa mówi wyraźnie, że zabronione jest pobieranie przedpłat, kaucji oraz opłat z tytułu wskazania pracodawcy. Ustawa przewiduje również określone sankcje. Za prowadzenie działalności bez wpisu do rejestru grozi kara grzywny w wysokości 3.000 złotych, a za świadczenie usługi z zakresu kierowania do pracy za granicą bez umowy grozi grzywna nie mniejsza niż 4.000 złotych. Dla cwaniaków, którzy czerpią z takiego procederu krocie, na pewno nie jest to kara dotkliwa. Mieliśmy jednak na naszym terenie przypadek, kiedy taki nielegalny „naganiacz” trafił przed sąd i został skazany. Chodzi o opisywany przez nas kilka lat temu przypadek z Włościborza.
Historia, o której dziś piszemy, może być jedynie przestrogą dla innych. Autorzy listu już wyciągnęli odpowiednie wnioski i drugi raz nie dadzą się nabić w butelkę.
Jak wynika z informacji Powiatowego Urzędu Pracy w Sępólnie, przedstawionej na ostatniej sesji rady powiatu, w 2011 roku pracę za granicą podjęło 573 mieszkańców naszego powiatu. Tradycyjnie najbardziej atrakcyjny kierunek to Francja - 327 osób, Niemcy - 117 i Holandia - 62 osoby.
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.