Jak uratować targowisko?
Sępoleńscy radni po raz enty pochylili się nad problemem spartolonego targowiska. Po obfitych opadach deszczu na placu targowym zalega woda, utrudniająca handel i swobodne poruszanie. Mieszkańcy miasta odwiedzający regularnie plac targowy skarżą się i niecierpliwie oczekują na reakcję władz miasta. Sytuacja jest patowa, bowiem nikt nie przyznaje się do popełnienia błędu, a te pojawiły się już na etapie projektowania. Kluczowe pytanie potwierdzające partactwo na posiedzeniu komisji zadał radny Grzegorz Dudek. – Dlaczego nie został zaprojektowany spadek przy tak dużej powierzchni? Robienie otworów odprowadzających wodę to utopia. Woda zbiera się w różnych miejscach i nie ma to żadnego sensu – zauważył radny. – Spadek nie został zaprojektowany, dlatego że pierwotnie miała tam być nawierzchnia w polbruku. Ewentualne drobne ilości zalegającej wody polbruk jest w stanie wchłonąć. Nie było potrzeby, ale nastąpiła zmiana i w tym miejscu powstała szczelna, betonowa posadzka i zupełnie zmieniły się parametry absorpcji wody – odpowiedział Andrzej Mikicki, sępoleński projektant. W typowy dla siebie sposób tłumaczył się dyrektor ZGK. – Taką powierzchnię, jak tam jest, jest bardzo trudno wylać. Występują tam minimalne zaniżenia. Moim zdaniem, wylanie idealnie równej powierzchni nie rozwiąże problemu, ponieważ zacinający deszcz spowoduje, że nawet z takiej powierzchni woda nie będzie spływać. Uważam, że na ten beton można położyć polbruk z wyprofilowaniem, żeby woda odpływała na zewnątrz. To jedno z rozwiązań problemu. Szlifowanie tego nie przyniesie żadnego efektu – stwierdził Dariusz Krakowiak, dyrektor firmy, która wykonała inwestycję.
– Na polbruk musielibyśmy wydać kilkadziesiąt tysięcy. Czy wprowadzenie jakichś sączków przyniosłoby zadowalające efekty? – pytał radny Janusz Tomas. – To nie rozwiąże problemu. Bardzo wysoki poziom wód gruntowych może sprawić, że efekt będzie odwrotny – odpowiedział Krakowiak. Według badań geodetów zagłębienia na placu targowym dochodzą do 15 mm. To oznacza, że normy zostały przekroczone. Jeden z budowlańców obecnych na sali stwierdził, że można zrobić otwory na próbę i zobaczyć, jaki będzie efekt tych działań. – Były komplikacje i wszystko było robione na wariata – podsumował proces inwestycyjny Andrzej Mikicki. Janusz Tomas zasugerował, żeby wnioski z komisji trafiły do burmistrza, a on powinien dogadać się z wykonawcą. Taki jest efekt kilkumiesięcznych dyskusji w tej sprawie. Kiedy ktoś w tym mieście przejrzy na oczy i zacznie panować nad realizowanymi inwestycjami? To pytanie jeszcze długo pozostanie bez odpowiedzi.
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.