Felieton Radka Skórczewskiego
Gorąco na granicy, a Bareja się śmieje
Radek Skórczewski, 17 lipiec 2025, 10:39
Średnia:
0.0
(0 głosów)
Żar leje się z nieba, chmur ani na lekarstwo, wiatru brak. Lekkim łukiem w prawo zbliżam się do granicy. Widzę już koguty niemieckiego policyjnego busa. Zwalniam stopniowo do 30-stu, niemieccy mundurowi nie zwracają na mnie uwagi, gapią się w komórki, mijam po prawej porzuconego w krzakach forda focusa na polskich blachach, a następnie powolutku samą granicę.
Na polskim znaku z niebieskim szyldem „Granica państwa” przyczepiona biało czerwona smętnie zwisa, jak już wspomniałem, wiatru brak. Lekko skręcam kierownicą w prawo i odbijam na zatoczkę przed byłym budynkiem polskiej Straży Granicznej. Przy białym ogrodowym namiocie rozbitym na polbruku krząta się w żółtych kamizelkach kilku mężczyzn, jeden siedzi na krzesełku i patrzy w kierunku granicy. Opuszczam szybę i zatrzymuję auto.
– Panowie, potrzeba wam czegoś? Chcecie może pizzę na kolację? – pytam… Chwila namysłu u tamtych…
– A wie pan… Picie, prowiant mamy, ale jest cholernie gorąco! Przydałby się lód! Najlepiej w torbach termicznych.
Odpalam auto i ruszam w kierunku Szczecina. W Auchan na Ustowie kupuje kilka toreb termo i wypełniam je woreczkami z lodem. Po 50 minutach jestem z powrotem. Chociaż tyle mogę dla nich zrobić.
Pojawienie się spontanicznego ruchu społeczeństwa na granicy, celowo nie piszę tu tylko o przejściach granicznych, wywołało w Niemczech szok. W prasie pojawiło się wiele artykułów o zawiązanym Ruchu Obrony Granic, niekoniecznie pozytywnych. Policjanci niemieccy też nie mogą pojąć tego fenomenu, jest to dla nich niewyobrażalne. Bo wykracza to poza ich pojęcie procedur, gdzie wszystko jest co do przecinka regulowane i jakakolwiek spontaniczność i własna inicjatywa nie jest przewidywana. Po prostu nie mieści się w niemieckim schemacie rozumowania.
Na przejściu granicznym w Rosówku przegięciem był wjazd niemieckiego patrolu na polska stronę i wysadzenie na oczach mieszkających obok ludzi kilku tzw. migrantów. Podobna sytuacja była w Gubinie. W tym samym czasie przy granicy w Świnoujściu w nocy nagrano niemieckie służby, które zaczęły wyrzucać z 2 furgonetek kolejnych migrantów. Ludzie zaczęli się organizować… Ponieważ służby niemieckie próbowały podobnych manewrów nawet na rowerowych przejściach granicznych i bramach służby leśnej (sic!), patrole społecznie pojawiły się też i tam. Przypomnę, iż granica jest oddzielona płotem w celu ograniczenia migracji dzików przenoszących afrykański pomór świń i co kilkaset metrów montowane są szerokie furtki zamykane na skobel zapadkowy, aby leśnicy mogli się przemieszczać. Przez te furtki też można wjeżdżać na teren Polski. Sam to znam, bo tak przekraczaliśmy na dziko granicę w czasie totalnej blokady granicy w czasie COVID-u. Tymczasem zaczęło się robić no… medialnie. Na kanale „Zero” komendant Straży Granicznej w Szczecinie, udzielając wywiadu, niezdarnie opowiadał, że nie może nic więcej zrobić, jak tylko spisać dane migrantów, wypuścić ich i zobligować do cotygodniowego stawiania się w ich placówce. Gwoli przypomnienia. Te dane są weryfikowane na podstawie dokumentów wystawionych przez służby niemieckie. Na kartce A 4, jak z mojej drukarki… Dziwnym zbiegiem okoliczności migranci zawsze gubią dokumenty, natomiast nigdy nie gubią telefonu komórkowego. No cuda po prostu. I zaraz zapala się kontrolka. Za co on kupi jedzenie? Coś do picia? Gdzie uda się do toalety, o umyciu nie wspomnę? Nie ma pieniędzy, dachu nad głową oraz pożywienia, a ten w mundurze mówi, że mają się stawiać raz w tygodniu i sprawa... załatwiona. Przecież ci migranci nawet nie znają języka, żeby zapytać gdzie mogą dostać chociażby darmowy posiłek lub schronienie. Nie rozumiem dlaczego nikt nie podważa sensu takiej procedury, to jest głupie aż do bólu. Później społeczeństwo ponosi konsekwencje i będzie zdziwione. A potem będą marsze i malowanie kredą na chodnikach.
Na przejściu granicznym w Lubieszynie w ramach protestu pojawiają się także kibice Pogoni, ci fanatycy z tzw. „kociołka”. No i już leci w mediach, nie tylko polskich… polscy ekstremiści, rasiści. Tak, na początku było tam sporo nadgorliwców. Ale obecnie są tam zwykli ludzie, często emeryci, z okolicznych wsi i miasteczek, którzy kiedyś jeździli na fuchy i na szparagi do Niemiec, bo tu (w zapomnianym przez Warszawę Zachodniopomorskim) nie było pracy. I będąc tam, widzieli, że kiedy oni ciężko harują za najniższą wschodnioniemiecką płacę krajową (jest różnica pomiędzy stawkami w zachodnich i wschodnich Niemczech), inni dostają tam wszystko za darmo!
W ramach kontrakcji niemieckiej na działania ROG-u wzrosła liczba samochodów Bundespolizei na przejściach, a funkcjonariusze zaczęli nosić broń długą!!! Dwa tygodnie temu pojechałem w piątek po południu z córką na stronę niemiecką pojeździć na rolkach, bo tam jest długi prosty odcinek za Lubieszynem w kierunku na Gramzow. Po stronie niemieckiej... 6 radiowozów busów, na lini granicy 2 gości z G 36. Palec na spuście...
O co tu do cholery chodzi? Miejscowi znani mi policjanci sami prywatnie mówią, że to jest zupełnie bez sensu. Mimo wszystko społeczne kontrole ukróciły te swobodne wojaże policji niemieckiej w terenie przygranicznym. Doszło do kuriozalnej sytuacji, w której na granicy Polski chronią zwykli obywatele, a nie powołana w tym celu służba zwana Strażą Graniczną.
Wywieranie presji ma sens, więc kiedy zaczęły nurkować sondaże koalicji rządowej, premier urwał się z niemieckiej smyczy i polski rząd wprowadził polskie (a nie mieszane, jak to chcieli Niemcy) kontrole po naszej stronie granicy. Ponieważ tutaj na zachodzie jest stosunkowo mało funkcjonariuszy Straży Granicznej, do pomocy skierowano wojsko. I znowu typowo po polsku… Tak jak poprzednio za Błaszczaka na wschodzie, tak teraz za Siemoniaka i Kosiniaka, na żywca, bez logistyki, bez zaplecza. Więc stoją chłopaki w mundurach na wszystkich możliwych szlakach przerzutu… Kłomiono, Bobolin, Warnik, Dobieszczyn… Jeszcze tydzień temu lał się żar z nieba, teraz leje i wieje… Rozkaz to rozkaz… na szczęście są tam też chłopaki z ROGu… Mają namioty, wodę, krzesełka. Na szczęście żadne rozkazy nie zabraniają schować się przed deszczem w stojącym obok prywatnym namiocie. Mundur nie przecieknie , a wyśmiewany przez Onet karabinek Grot nie zardzewieje… Bareja by tego lepiej nie wymyślił.
Oczywiście polskie kontrole graniczne nie spodobały się niemieckiej prasie. W takim np. „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ) pisano w kontekście powrotu do kontroli o porażce praworządności w Polsce. Oczywiście przywrócenie kontroli po stronie niemieckiej dwa lata temu było owej praworządności tryumfem. Ale w przypadku Polski jest inaczej…
Nic to bowiem, że na granicy nie zanotowano ze strony Ruchu Obrony Granic ani jednego przykładu naruszenia prawa. Nikt nie używał przemocy, nie podszywał się pod funkcjonariuszy ani nie zatrzymywał lub legitymował bezprawnie osób przekraczających granicę. „Praworządność” i tak została naruszona... Jak to? Otóż Warszawa zachowała się wobec Berlina, pod presją społeczną, wprawdzie z opóźnieniem, ale jednak symetrycznie. A to już grzech. I to ciężki. Nie tak, z niemieckiego punktu widzenia, układać ma się model relacji polsko niemieckich. Co wolno wojewodzie...
W zeszłym tygodniu pisałem o Afgańczykach. Tak się złożyło, iż kilkanaście minut po wprowadzeniu kontroli na granicy polsko-litewskiej zatrzymano przemytnika, Łotysza i 4 Afgańczyków.
W telewizji NTV leciał reportaż o 31-letnim Afgańczyku, który w zeszłym roku został deportowany w grupie 28 przestępców do Afganistanu. W 2019 roku mężczyzna i inni ubiegający się o azyl zgwałcili 14-latka w domu dla uchodźców w Illerkirchberg w Badenii-Wirtembergii i byli za to w więzieniu. Czterech sprawców zostało skazanych na ponad dwa lata więzienia. Teraz został ojcem, tuż przed deportacją jego przyjaciółka zaszła w ciążę i jego dziecko urodziło się w Niemczech. Obecnie stara się o powrót do Niemiec. Jego prawnik ogłosił, że są duże szanse, iż wróci, złożył wniosek o wizę dla Afgańczyka, w końcu dziecko nie powie, że się wychowywało bez ojca…
Przegląd prasy
welt.de
Wolfgang Büscher, rzecznik organizacji charytatywnej Arche (arka) alarmuje o problemach z integracją młodych muzułmańskich imigrantów, szczególnie Afgańczyków i Syryjczyków, w Berlinie. Podkreśla, że wielu z nich nie podziela niemieckich wartości, takich jak prawa kobiet czy szacunek dla niemuzułmanów, co prowadzi do konfliktów kulturowych. Büscher wskazuje na wpływ nauk w szkołach koranicznych, gdzie promowane jest odmienne światopoglądowe podejście, oraz na wypowiedzi młodzieży, która nazywa pracowników Arche „niewiernymi” i usprawiedliwia oszukiwanie ich. Statystyki policyjne z 2024 r. potwierdzają wysoki odsetek przestępstw wśród młodych imigrantów: na 100 tys. osób afgańskiego pochodzenia przypada 8763 sprawców, irackiego - 8638, syryjskiego - 8236, w porównaniu do 1878 wśród Niemców (tzn. obywateli Niemiec). Przestępstwa obejmują kradzieże, rozboje, napaści seksualne i uszkodzenia ciała, a najbardziej kryminogenni są młodzi Algierczycy w wieku 14-18 lat. Brak skutecznej integracji i edukacji, w tym przepełnione klasy z 95% udziałem migrantów, pogłębia problem.
Jak już wspomniałem przed tygodniem, Pakistan zaczął likwidacje osiedli uchodźców afgańskich. Duża część z nich już jest w drodze do Europy.
bild.de
W Essen rozpoczął się proces Shadiego A., Syryjczyka, który 28 września ubiegłego roku w dzielnicy Altenessen maczetą zaatakował 37 osób, w tym dziesięcioro dzieci. Najpierw Syryjczyk podpalił dwa domy, potem podjechał swoją furgonetką do dwóch sklepów związanych z rodziną byłej żony i zaatakował znajdujących się tam ludzi, krzycząc Allahu Akbar! Podobno motywem mężczyzny był napad wściekłości po rozwodzie z żoną i odebraniu mu praw rodzicielskich.
Oskarżony był już poprzednio znany policji za groźby, uszkodzenie mienia i przemoc domową. Dlatego jego żona również się z nim rozstała.
Dlaczego to wszystko piszę? Bo niekontrolowany napływ niewykwalifikowanych i nieintegrujących się migrantów drenujących system socjalny diametralnie zmienił sytuację w mojej drugiej ojczyźnie, bo za taką uważam Niemcy. W pewną grudniową sobotę 2016 r. pojechałem z rodziną do Belina na jarmark bożonarodzeniowy na Breitscheidplatz przy Kościele Pamięci (Gedächtniskirche). 24 godziny póżniej wjechała tam w tłum ciężarówka. Jako jeden z niewielu Polaków miałem możliwość, z uwagi na moją pracę i szkolenia specjalistyczne w dziedzinie ratownictwa medycznego, obejrzeć zdjęcia z dokumentacji policyjnej tego zamachu. Te, których opinia publiczna nigdy nie ujrzy. Tego się nie zapomni. A nie chcę, żeby w Polsce trzeba było w przyszłych latach blokować samochodami ulice prowadzące na jarmarki czy festiwale miejskie, jak to się teraz robi we Francji czy Niemczech.
Radek,
Krajan na drugim brzegu Odry
Komentarze do artykułu
Dodaj komentarz
Zaloguj się lub Zarejestruj aby dodać komentarz.
Zaloguj się
Najczęściej czytane
W Więcborku odbył się niecodzienny ślub. Przed ołtarzem...
A więc jednak szowinizm. Tego, co wydarzyło się w trakcie meczu 22....
– Kilka tygodni temu pisaliście o apelu samorządowców w sprawie...
Najwyżej oceniane
Pomysł zrodził się w naszej redakcji. Utrwalony został na mocno...
Rolnicy z całej Polski, także z terenu powiatu sępoleńskiego,...
Dwa ostatnie dni ubiegłego tygodnia kilkudziesięciu urzędników z...